Sprawa wyglądała na typową i bardzo prostą. A jednak jej zakończenie zaskoczyło nawet mnie…
Do klienta zawiózł mnie szofer elegancką limuzyną. O nie, niech nikogo nie zwiedzie taki początek opowieści! To nie był ani mój szofer, ani mój samochód. Po prostu przysłał go po mnie człowiek, który chciał skorzystać z moich usług. Bardzo bogaty. Jeden z tych tuzów gospodarki, którego nazwiska nie eksponuje się na okładkach tabloidów, ale co najwyżej w prasie fachowej.
– Proszę pamiętać, że oficjalnie jedzie pan do szefa zawrzeć kontrakt na podkłady dla linii kolejowych – przestrzegł mnie kierowca, opuszczając szybę dzielącą jego kabinę od reszty samochodu.
To nie był niesamowicie długi wóz, jakie pokazuje się w filmach i jakie wożą czasem młode pary, ale i tak okazał się przestronny oraz świetnie wyposażony. Między innymi w barek, z którego nie wahałem się skorzystać, chociaż widziałem w lusterku wstecznym zmarszczone brwi szofera.
– Mówi to pan już trzeci raz – odparłem. – Proszę przyjąć do wiadomości, że nie jestem upośledzony.
– Tylko przypominam – powiedział z naciskiem i zasunął dźwiękoszczelną szybę. Ale zanim się domknęła, usłyszałem jeszcze mruknięcie:
– Wiadomo tam, co taki…
Reszta już do mnie nie dotarła, ale byłem pewien, że szofer chciał, abym wiedział, co o mnie myśli.
Klient zadzwonił dwie godziny wcześniej
Zapytał, czy udzielam „wizyt domowych”, bo jemu trudno się ruszyć. Cóż, bywają ludzie tak zapracowani, że nie mogą oderwać się od roboty ani na chwilę. A ja nie mam nic przeciwko temu, żeby spotkać się z ewentualnym usługobiorcą w dowolnym miejscu. Jak się ma miliony, to nic dziwnego, że nie ufa się ludziom Jednak widok klienta zupełnie mnie zaskoczył. Zobaczyłem starszego mężczyznę na elektrycznym wózku. Miał na sobie elegancki tużurek, doskonałego gatunku spodnie i eleganckie buty. Pewnie wyglądałby nawet mimo tego wózka jak milion dolarów, gdyby nie ciemne podkowy pod oczami i ziemista cera. Musiał zauważyć moje zdziwienie, bo uśmiechnął się smutno.
– Spodziewał się pan innego widoku, co?
– Nie będę ukrywał, że jestem nieco zdziwiony. Nie wiedziałem, że pan choruje.
– Jak pan widzi… – spojrzał za moje plecy, na szofera. – Stefanie, zostaw nas samych, dobrze? Wiesz, co masz powiedzieć, gdyby moja żona wróciła.
– Oczywiście, proszę pana. Żeby tylko ten tutaj się nie wygadał, bo nie wygląda mi na bystrzaka.
Odwróciłem się i spojrzałem na niego spod zmrużonych powiek, ale zanim zdążyłem się odszczeknąć, klient uciął konflikt w zarodku.
– Idź już i nie wymądrzaj się – rzucił, chociaż bez wyraźnej złości. – A jak Monika przyjedzie od kosmetyczki, daj znać.
– Tak jest.
Szofer wyszedł, a ja zająłem fotel wskazany przez gospodarza. Zatrzymał wózek po drugiej stronie stolika, zastawionego różnymi alkoholami.
– Ja wprawdzie nie mogę, ale może pan czegoś się napije?
– Dziękuję – potrząsnąłem głową. – Poczęstowałem się znakomitym koniakiem w samochodzie i wystarczy. Jestem w końcu w pracy. Czy raczej mogę być, jeśli mnie pan zatrudni. Swoją drogą, jak pan wytrzymuje z tym zarozumiałym fagasem?
Wiedział, że chodzi o szofera.
– Jest to jedna z nielicznych osób, do których mam zaufanie – odparł. – I bodaj jedyna, do której mam zaufanie pełne. Znamy się od tylu lat, że jesteśmy na ty. Tylko przy ludziach zwraca się do mnie oficjalnie.
– A żona? – wyrwało mi się.
Chociaż, nie do końca wyrwało. Zapytałem tak naprawdę celowo.
– Właśnie o to chodzi – westchnął gospodarz. – Dlatego pana poprosiłem. Jest coś, co mnie niepokoi.
Ledwie skończył mówić o swoich obawach, do salonu wsunął się szofer i znacząco skinął głową.
– Poproś panią – powiedział klient. – Chcę, żeby poznała mojego nowego kontrahenta.
Cóż, kompletnie nie spodziewałem się, że zostanę przedstawiony osobie, którą mam sprawdzić, ale nie zdążyłem zaprotestować, bo Stefan zniknął jak duch.
– No to nie ułatwił mi pan pracy – mruknąłem. – Wolałbym, żeby obiekt mnie nie znał. Zdjęcie żony zupełnie by wystarczyło.
– Och, nie pomyślałem – odparł klient. – Ale chyba już za późno…
Rzeczywiście, weszła już jego żona. To była piękna kobieta po trzydziestce. Młodsza o dobre ćwierć wieku od męża, wysoka, zgrabna szatynka o zaskakująco jasnych oczach.
– Znów się zapracowujesz – powiedziała z wyrzutem. – Kochanie, przecież nie musisz…
– Wiesz, że to lubię – uśmiechnął się do niej klient. – Chciałbym w życiu zrobić jeszcze parę dobrych interesów i zabezpieczyć przyszłość bliskim.
Kobieta spojrzała na mnie z niechęcią, pokręciła głową.
– Wszyscy mamy już zabezpieczoną przyszłość – oświadczyła.
– Wiesz, kochanie, że niektórzy zawsze chcą więcej – odparł gospodarz.
– Zapewniam, że nie zajmę mężowi wiele czasu – uśmiechnąłem się. – To prosty i klarowny kontrakt.
– Takie są najlepsze – roześmiał się klient.
Wyglądał w tej chwili jak zadowolony kot, który za chwilę ma się dobrać do upragnionej słoniny.
– Skoro ci to sprawia przyjemność… – odparła kobieta. – Najważniejsze, żebyś się dobrze czuł.
Pożegnała się i wyszła, a ja pomyślałem, że gospodarz mógłby zostać znakomitym aktorem. Ledwie Monika zniknęła za drzwiami, jego twarz ściągnęła się przykrym grymasem, nie pozostał ślad po zadowoleniu. Ale cóż, ktoś, kto zarobił miliardy, musi posiadać najróżniejsze talenty.
– Sam pan widzi – powiedział cicho. – Kiedy tak do mnie mówi, wierzę w jej bezgraniczną miłość. Ale gdy pomyślę o moich podejrzeniach…
Pokiwałem głową.
Nie dziwiłem się, że bogacz ma wątpliwości
Taka piękna kobieta i schorowany mężczyzna, który mógłby spokojnie być jej ojcem… Piękna miłość zdarza się chyba tylko w powieściach dla naiwnych gospodyń domowych. Podkreślam – naiwnych, bo inteligentne kobiety czytują takie historie, jednak w nie nie wierzą.
Sprawa była dość typowa, jeśli chodzi o zdarzenia niepokojące klienta. Panu Adamowi zaczęły ginąć pieniądze z konta. Sam z siebie może by tego nawet nie zauważył, bo nie przykładał wagi do drobnostek, a sumy znikające z konta domowego mogły ujść jego uwadze. Zwrócił na to uwagę przypadkiem, sprawdzając jakąś transakcję, którą regulował właśnie z konta przeznaczonego na potrzeby domu, a nie firmowego. Mogłem tylko zazdrościć komuś, dla kogo kilkadziesiąt tysięcy było tak drobną sumą, że uważał podobny przelew za tak mało znaczący, aby pominąć firmowe procedury. Chociaż biorąc pod uwagę jego chorobę i problemy osobiste…
Nie, nie zazdrościłem mu. Wolę uprawiać moje małe poletko i mieć kochającą żonę, niż zastanawiać się, dlaczego ktoś mnie skubie z pieniędzy, nawet jeśli uważałbym, że to małe pieniądze. Był jeszcze syn klienta, młody człowiek, który niedawno skończył studia. Ale jego pan Adam stanowczo odrzucił.
– Ma własną firmę – wyjaśnił. – A poza tym, gdyby coś mu się nie udało, po prostu bym mu pomógł. No i posiada własny rachunek, nie musiałby korzystać z domowego. Nie wiem nawet, czy na pewno ma do niego dostęp.
Nie miał, sprawdziłem to. A właściwie sprawdził szofer. Wprawdzie zżymał się, że musi ze mną współpracować, ale jako zaufany gospodarza, mógł ustalić sporo rzeczy.
– W ogóle nie ciekawi go to konto – powiadomił mnie Stefan. – Korzystają z niego tylko kucharka, pani Monika i szef ogrodników.
– I pan – dodałem.
– I ja – potwierdził. – Biorę pieniądze na utrzymanie samochodów, na naprawy i benzynę. I czasem wypłacam pensje obsłudze, jeśli tak zarządzi Adam.
Skinąłem głową, a potem zacząłem robić swoje. To znaczy obserwować żonę klienta. Cóż, właśnie ona zdawała się jedynym tropem. Pierwsze rezultaty uzyskałem już dwa dni później. Jak poprzednio, pojechałem za Moniką do miasta. Tyle że wczoraj i przedwczoraj jedynie chodziła po sklepach, usiadła w kawiarni, z nikim się nie spotkała, poza obsługą z nikim obcym nie rozmawiała. Nie wydawała też wielkich ilości pieniędzy. Na pewno nie były to kwoty, które zauważył pan Adam. Ale tym razem najpierw zatrzymała się przy bankomacie. Wyjęła jakąś większą kwotę, przejechała kawałek dalej i podjęła następną. Przez lornetkę widziałem, że są to całkiem pokaźne pliki banknotów. Kilka, może nawet kilkanaście tysięcy. I właśnie takie sumy znikały z bieżącego konta domu.
Pokręciłem głową. Trzeba mieć naprawdę niesamowite środki finansowe, żeby podobne ubytki nie były zauważalne na pierwszy rzut oka. Nawet szofer, który przecież korzystał z konta, żeby regulować należności pracownikom, nie zwrócił na to uwagi. Najbardziej interesujące było to, co nastąpiło potem. Monika pojechała bowiem nie do centrum handlowego, nie do fryzjera czy kosmetyczki, ale do miejskiego parku. Zatrzymała się na bocznym parkingu. Chciałem zobaczyć, co zamierza, ale musiałem zachowywać najdalej idącą ostrożność.
Przecież klient nieopatrznie mnie jej pokazał, nie powinna zobaczyć, że za nią idę! Nie wiedziała, że jestem prywatnym detektywem, ale mogłaby takie śledzenie uznać za podejrzane. Zatrzymałem się pod zakazem, wyłożyłem na deskę przy szybie kartę osoby niepełnosprawnej. Takie tam drobne usprawnienie pracy. Pół biedy mandat, bo i tak by musiał go pokryć pan Adam, ale gdyby mi założyli blokadę na koło, mógłbym pomachać ręką na pożegnanie reszcie dnia roboczego. Szedłem w pewnej odległości za obserwowaną, kryjąc się za licznymi krzakami, wychodzącymi na krętą alejkę. Miałem szczęście, że to nie była prosta i długa promenada. Chociaż, z drugiej strony, pewnie właśnie dlatego żona klienta szła właśnie tędy. Każdy kij ma dwa końce – jej wprawdzie łatwiej było się ukryć przed oczami ciekawskich, ale ja mogłem ją sprawnie śledzić. Wreszcie zobaczyłem, jak podchodzi do ławki, na której siedział facet w dresie. Nie sportowiec, biegający po parku, ale tak zwany „chłopak z miasta” – błękitne spodnie z obowiązkowymi trzema paskami, białe jak śnieg buty, koszulka polo, a na niej bluza od kompletu.
„Ciekawa znajomość” – ta myśl od razu przeleciała mi przez głowę.
Zatrzymałem się kilkanaście metrów od nich, usiadłem na ławce, lekko zasłonięty gałęziami bzu. Włączyłem malutki mikrofon kierunkowy, włożyłem w ucho słuchawkę. Rozległ się szum, ogłuszyły mnie na chwilę wzmocnione głosy dzieciaków bawiących się w ogródku jordanowskim kawałek dalej, ale zaraz wyłowiłem głosy śledzonych.
– Mówiłem, że masz przynieść całe piętnaście kafli! – grzmiał gniewnie mężczyzna. – Głucha jesteś?
– Nie mogłam wyciągnąć więcej – odpowiedziała Monika drżącym głosem.
Wyglądało na to, że obawia się rozmówcy. Wychyliłem się i zrobiłem im zdjęcie.
– Gówno mnie obchodzi, co mogłaś! Masz jutro donieść resztę, inaczej pogadam sobie z twoim mężulkiem.
Kobieta pokiwała głową, a potem zapytała płaczliwie:
– Długo mnie będziesz tak męczył?
– Nie narzekaj! – warknął dresiarz. – Masz bogatego frajera, to możesz się ze mną podzielić. Inaczej opowiem mu, kogo sobie wziął za żonkę i skończy się kopalnia złota.
– Dla ciebie też! – prawie to wykrzyczała.
– Nie bój się, wtedy zrobię tak, żebyś dalej mogła dla mnie zarabiać – zarechotał mężczyzna. – Jutro masz przynieść resztę! A za miesiąc będę potrzebował dwudziestu tysiaków.
– Ale… – próbowała zaprotestować.
– Zamknij ryj! – syknął złowrogo. – Powiedziałem raz i koniec. A teraz won!
Facet musi wiedzieć coś, czego ona bardzo się wstydzi
Kobieta odwróciła się i poszła szybko w moją stronę. Nie miałem szans na ucieczkę niezauważony. Dlatego zamiast się oddalać, wyszedłem jej naprzeciw.
– O, pani Monika – zawołałem z udawanym zdziwieniem. – Pani na spacerze?
Spojrzała na mnie rozdrażniona, ale zaraz wygładziła twarz uśmiechem.
– Tak, chciałam się przejść. A pan też odpoczywa?
– Wręcz przeciwnie – odparłem. – Mam spotkanie biznesowe w tej kawiarni w centrum parku… Nigdy nie pamiętam, jak się nazywa.
Patrzyłem jednocześnie za oddalającym się drechem. Nie chciałem zgubić go z oczu, musiałem się czegoś o nim dowiedzieć. Dlatego czym prędzej pożegnałem się z żoną klienta i poszedłem śledzić tego chamusia. Wyszedł z parku, wsiadł do samochodu i odjechał. Oczywiście zapisałem numery rejestracyjne. Tego samego dnia wieczorem miałem już dane właściciela pojazdu. Okazał się nim niejaki Albert.
Dobrze jest utrzymywać ciepłe stosunki z policją, bo dzięki nim dowiedziałem się też, kim jest ten człowiek i jak długą ma listę przestępstw na koncie. Przy okazji sprawdziłem też dane żony mojego klienta. A kiedy poznałem jej przeszłość, w tym również poprzednie nazwisko, aż gwizdnąłem przez zęby.
– Co, nieźle to wygląda, prawda? – powiedział z uśmiechem komisarz.
– Nieźle – mruknąłem. – Tyle że klient nie będzie raczej szczęśliwy.
– Nikt by nie był. Swoją drogą, to chyba całkiem prosta sprawa się okazała, nie? – policjant spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Prosta, owszem, ale muszę teraz przekazać klientowi ustalenia. A to nie będzie przyjemne.
– Taki fach – komisarz rozłożył ręce. – Czasem nie jest łatwo.
– To wygląda na szantaż – mówiłem klientowi następnego dnia. – Chyba że ten szantaż jest związany z jakimś romansem, o którym wie ten człowiek. Jednak źródło tego wszystkiego nie jest tutaj chyba ani najważniejsze, ani najgorsze.
Pan Adam słuchał mnie, nie przerywając, przymknął tylko oczy, jakby chciał oderwać się od rzeczywistości. A ta okazała się brutalna. Musiałem powiedzieć mu prawdę, nie mogłem niczego ukrywać.
– Oczywiście korzenie sprawy tkwią w przeszłości. Proszę wybaczyć, ale muszę to panu uświadomić. Otóż pańska żona była kiedyś prostytutką. Owszem, z tych dla lepszej klienteli, ale właśnie taki zawód uprawiała.
Przerwałem, patrząc uważnie na klienta. Powieka mu nawet nie drgnęła. Podziwiałem tego człowieka. Ja na jego miejscu przynajmniej bym zaklął. A on wyglądał, jakby ta wiadomość nie zrobiła na nim wrażenia. Pokazałem mu zdjęcie dresiarza, nie rozpoznał go. Ale to nie było wszystko.
– Pana żona nosiła inne nazwisko, kiedy ją pan poznał, tak?
– Zgadza się. Była rozwiedziona, kiedy się poznaliśmy. To wiem na pewno, bo przecież w urzędzie stanu cywilnego sprawdza się takie rzeczy przy zawieraniu małżeństwa.
– Właśnie – przełknąłem ślinę, a potem wypaliłem: – Widzi pan, ten facet też się tak nazywa.
Tym razem klient zareagował. Otworzył oczy i spojrzał na mnie bystro. W tej chwili chyba nie czuł dolegliwości choroby, tyle poszło mu w krew adrenaliny.
– Kim on jest? – zapytał.
– Jej byłym mężem. I najwidoczniej wie o niej coś, co pozwala mu ją wykorzystywać. Musimy to ustalić. I jest na to bardzo prosty sposób, chociaż może boleć. Pomoże mi pan?
Doświadczony biznesmen zwykł chwytać byka za rogi
Wydawało mi się, że wiem już wszystko. A jednak nie…! Na wiadomość o tym, że jestem prywatnym detektywem, Monika zbladła, ale nic nie powiedziała, nie zdradziła targających nią emocji.
– Dlaczego spotykasz się z byłym mężem? – zapytał pan Adam. – I dlaczego nic o tym nie wiem?
Milczała przez chwilę, a potem zapytała:
– Dlaczego kazałeś mnie śledzić? Jestem wierna, nigdy nie zdradziłam…
– Proszę sobie darować łzawe gadki – wtrąciłem się. – Okrada pani męża i oddaje pieniądze temu typowi. Pytanie, dlaczego pani to robi?
Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem, już miała coś z siebie wyrzucić, ale zdołała się opanować.
– Nie ma sensu kłamać – mruknęła wreszcie. – On wie coś, co może mnie skompromitować. Co mogłoby zniszczyć nasze małżeństwo…
Przełknęła ślinę, znów spojrzała na mnie, a potem na męża.
– A ja cię naprawdę kocham! – oznajmiła. – Ciebie jako człowieka, a nie twoje pieniądze! Och, jak każdy lubię je mieć, ale nie są najważniejsze. Musisz mi uwierzyć… A on…
Klient patrzył na nią nieodgadnionym spojrzeniem.
– On mógł mi co najwyżej powiedzieć, że byłaś prostytutką – powiedział spokojnie.
Na widok zaskoczenia żony, pokiwał głową.
– Kochanie, ja wiem. Wiedziałem już wcześniej. Myślisz, że związałem się z tobą, nie sprawdzając twojej przeszłości?
Znowu udało mu się mnie zaskoczyć. Wiedział. Dlatego nie okazał emocji, kiedy usłyszał tę rewelację.
– Nie wiedziałem tylko, że twój były też zdaje sobie z tego sprawę…
– Kiedy to on był właśnie moim alfonsem! – wyrzuciła niespodziewanie, a ja znów zdębiałem.
– Ten podlec sprzedawał cię innym? – klient również wytrzeszczył oczy. – A teraz na dodatek brał od ciebie pieniądze za milczenie?
Ukryła twarz w dłoniach.
– Wiem, że z nami już koniec – powiedziała. – Przepraszam… Zaraz pójdę się spakować.
– Nie bądź głupia! – przerwał jej klient. – Przecież wiedziałem o twojej przeszłości i nie przeszkadzała mi. Teraz mogę tylko bardziej ci współczuć.
Podniosła na niego błyszczące od łez oczy.
– Jesteś taki dobry…
W tej chwili wstałem i wyszedłem. Mieli sobie wiele do powiedzenia. I to rzeczy, których nie powinien słuchać obcy. Kwestia mojego honorarium mogła spokojnie zaczekać.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”