„Mąż śmiał się z mojej zazdrości, choć miał nieźle za uszami. Gdy pomylił moje imię, doszło to tragedii”

kłócąca się para fot. Adobe Stock, Zamrznuti tonovi
„– Nie kochasz mnie, wcale mnie nie kochasz – pokrzykiwałam. – Jesteś ze mną z litości jedynie, bo nie masz jaj, żeby mnie zostawić. Ale ja już wolę, żebyś mnie rzucił, niż traktował w ten sposób. To straszne. Upokarzasz mnie w oczach tych bab, na widok których aż się ślinisz”.
/ 31.10.2024 14:35
kłócąca się para fot. Adobe Stock, Zamrznuti tonovi

Trochę wypiłam podczas tamtego bankietu, fakt, ale przecież nie aż tyle, by stracić kontrolę nad sobą. A straciłam. Marek wyprowadził mnie z knajpy w daremnej nadziei, że na świeżym powietrzu ochłonę, a przy okazji unikniemy skandalu.

Byłam wściekła

Tymczasem popadałam w coraz większą histerię

Nie kochasz mnie, wcale mnie nie kochasz – pokrzykiwałam. – Jesteś ze mną z litości jedynie, bo nie masz jaj, żeby mnie zostawić. Ale ja już wolę, żebyś mnie rzucił, niż traktował w ten sposób. To straszne. Upokarzasz mnie w oczach tych bab, na widok których aż się ślinisz. Ach, jakże ja cię nienawidzę za to twoje przebieranie nóżkami, to stroszenie piórek, te pożal się Boże popisy. Ty oślizgły draniu…

Tu głos mi się załamał, dalej mogłam tylko rozpaczliwie szlochać. Niestety, gdy odzyskałam zdolność mówienia, wszystko zaczęło się od nowa. Nakręciła mnie jakaś diabelska sprężyna. Po prostu nie mogłam przestać, choć przecież chciałam. Rzeczywistość ukazała mi się jako koszmar, zły sen, z którego nie można się obudzić, w żaden sposób wyplątać.

– Czy ty myślisz, że ja jestem idiotką, że nie widzę, jak się na nie gapisz?

Marek próbował się śmiać.

– Ale na kogo konkretnie? Powiedz, na kogo się gapiłem? W którym momencie?

– Na wszystkie! I cały czas! Obcinałeś każdą jedną z tym swoim lubieżnym uśmieszkiem. I porozumiewawczo mrugałeś do kumpli. Co, nie widziałam waszych obleśnych spojrzeń? Nienawidzę cię, jesteś takim samym prymitywem jak oni.

– Nie wierzę, Zośka, naprawdę jesteś zazdrosna o te baby, co się tam teraz kotłują? Te kotlety mielone? Ty, najśliczniejsza, najzgrabniejsza, najbardziej urocza z nich wszystkich? Wyluzuj, kochanie, proszę. Przestań już wreszcie.

– „Najśliczniejsza”, „najzgrabniejsza” – przedrzeźniałam go z wściekłością. – Kłamiesz, zdrajco, nabijasz się ze mnie. I po co? Żeby mnie jeszcze bardziej dręczyć? Przyznaj się lepiej, którą pierwszą byś przeleciał, zanim się weźmiesz za następne. Nie wypieraj się!

Dałam upust złości

Wydało mi się, że ta scena trochę go śmieszy i to dopiero rozsierdziło mnie na dobre. Zamachnęłam się z całej siły torebką, no cóż, to nie była mała wieczorowa torebusia, lecz wypełniony szpargałami skórzany worek. Dość wielki. Marek uchylił się, ale jego ucho oberwało metalową klamrą.

– Zwariowałaś?!

– Wcale nie. Będę cię tłukła aż do skutku, aż wybiję ci z głowy te lafiryndy.

Znów wybuchłam płaczem. Nie mam pojęcia, jak udało mu się mnie spacyfikować, doprowadzić do domu i przeżyć bez kolejnych uszczerbków na ciele – tak byłam napakowana agresją. Następnego dnia udawałam, że nic nie pamiętam, że za dużo wypiłam.

– Zosieńko, zdumiała mnie twoja siła. Był taki moment, że chciałem wykręcić ci ręce. Jak to możliwe, że rąbałaś tak ciężką torbą i ramię ci nie odpadło?

– Przesadzasz.

– Wcale nie. Wiesz, to było w jakimś sensie imponujące: taka drobna delikatna istotka nagle zamieniona w rozszalałą Walkirię. Gdyby tak ktoś to sfilmował… Bezcenne!

– Przepraszam cię, Marku. I proszę, nie wracajmy więcej do tematu. Wstydzę się, rozumiesz. Naprawdę mi przykro. Bardzo.

– Ale co tam. Tylko ucho trochę boli. W sumie szczęście, że nie powaliłaś mnie na glebę i nie wgniotłaś obcasem w asfalt, bo by jeszcze wydłubywali moje resztki.

Nie przejął się wcale tym wybuchem

Nawet był trochę dumny, że się okazałam taka zazdrosna. Nie znał mnie z tej strony, nigdy wcześniej nie zachowywałam się w ten sposób. Znaczyło to, że bardzo go kocham. Czasem jeszcze pokpił i ponaśmiewał się ze mnie, ale generalnie wyglądało na to, że wszystko ze mną w porządku. Nie przeszukiwałam mu kieszeni ani smartfona, nie grzebałam w jego prywatności. Byliśmy zgraną parą, a ja uchodziłam za słodką dziewczynę, miłą, ładną i radosną. Kumple Marka uważali, że trafił mu się skarb.

Trochę wody w Wiśle upłynęło, zanim– przynajmniej niektórzy – zmienili zdanie. To było wtedy, gdy Jacek przyprowadził swoją nową dziewczynę. Wcześniej wiele o niej słyszałam – i od Marka, i od samego Jacka, który zakochał się w Magdzie jak wariat.

– Tylko błagam, nie mówcie jej nic o Alicji – poprosił przez telefon dzień wcześniej.

Alicja była jego ostatnią, choć nie pierwszą, wielką miłością, zostawił dla niej żonę i córkę. Ukrył ten fakt przed Magdą, bo nie chciał, by uważała go za zbyt kochliwego.

– No ale właśnie taki jesteś, za łatwo się zakochujesz.

– Ach, z Magdą to zupełnie inna historia niż z Alicją. Nie da się porównać. Inny kaliber. Poza tym, wiesz, ona jest już wystarczająco zazdrosna o moją rodzinę. Złości się, gdy do nich wpadam czy o nich mówię, po co dodawać jej stresu? Wystarczy. Na razie niech tak zostanie.
– Jak sobie życzysz.

Najpierw wkurzyło mnie, że długo nie przychodzą. Zapiekanka w piekarniku zamieniała się w trociny, a ja opróżniałam drugi kielich czerwonego wina.

– Jacek nigdy się nie spóźnia.

– To pewnie ta jego nowa… No wiesz, kobieta się musi wyszykować, co ci będę mówił. W końcu będziemy ją oglądać, oceniać, chce dobrze wypaść.

Nie podobało mi się to

Cały Marek, każdego usprawiedliwia, broni, a już szczególnie kobiety. Tak, trochę jej czasu zajęło, żeby dobrze wypaść. Kiedy stanęła wreszcie w drzwiach, wyglądała niczym modelka i patrzyła na mnie z góry, co było nieuniknione, zważywszy na różnicę wzrostu. Wściekłość wstąpiła we mnie już w momencie, gdy ściągnęła przez głowę wzorzysty sweter.

– Ciepło tu u was!

Króciutka sukienka poszła w górę wraz ze swetrem i odsłoniła, na moment tylko, gołe uda ponad pończochami i czarne koronkowe majtki. Magda szybko poprawiła garderobę, szczerząc zęby w radosnym uśmiechu. Bezwstydnica.

Nie spuszczał z niej oczu

Zauważyłam, co dzieje się z moim Markiem. Coś we mnie pękło. Podałam do stołu i już wiedziałam, co powiem.

– A tobie, Alu, ile zapiekanki? Wystarczy taki kawałek?

Rzuciłam wyzywające spojrzenie.

– Mam na imię Magda – mruknęła zbita z tropu.

– Jasne, przepraszam. Po prostu mylą mi się te kolejne narzeczone naszego Jacusia. Tak, tak, ty jesteś Magda. Oczywiście, Ala to ta poprzednia.

Paplałam o Jacka podbojach miłosnych jakby nigdy nic, jakby wszyscy i tak o nich wiedzieli. Atmosfera siadała coraz bardziej. Czerwony na twarzy przyjaciel Marka bez słowa przeżuwał pieczone trociny. Magda dziobała widelcem w talerzu, ale nic nie jadła. A Marek… Marek nie spuszczał z niej wniebowziętych oczu. Nie widziałam tego wprost, bo siedział obok mnie, ale jego pożądliwy wzrok odbijał się w oczach dziewczyny, widziałam to, byłam tego pewna.

Gdyby tak ktoś przywiązał mnie do krzesła, to może nie wsadziłabym mu na głowę naczynia z resztką zapiekanki, może nie wytłukłabym zastawy stołowej. Opanowałam się przynajmniej do ich wyjścia, co szybko nastąpiło. Katastrofa.

Nie miałam wyrzutów sumienia

– Tak mi przykro. Słowo honoru, bardzo, bardzo żałuję, że tak wczoraj strasznie narozrabiałam. To była prawda, narobiłam wstydu nam obojgu. I Magda w końcu odeszła od Jacka, a przecież wcale tego nie chciałam, wręcz przeciwnie.

Jesteś naprawdę wredna, Zośka. Jesteś potworem. Co to było?

– Bo jestem wredna, sam mówisz.

– Hm, tak na serio to chyba nie jesteś. Tylko dlaczego tak się zachowywałaś? Co w ciebie znowu wstąpiło?

– Gapiłeś się na nią jak sroka w gnat. Aż ci ślina ciekła.

– Ja? Ja nie znoszę wielkich bab, wiesz o tym. I wiesz też, jak mnie kręci, że jesteś taką maleńką, filigranową laleczką.

– Maleńka, maleńka – znowu się nakręcałam – a mało oczy ci na wierzch nie wyszły, gdy zobaczyłeś to gołe udo, wcale nie maleńkie, o nie!

– Jakie udo? Nic nie widziałem. Szkoda, nawet chętnie bym zobaczył, ale niestety.

Roześmiał się kretyńsko.

– Kłamca.

Marek przestał się już śmiać i tylko wzruszał ramionami, gdy go o nią pytałam. Dopiero za którymś razem nie zdzierżył.

– Przestań wreszcie, Zośka, bo się naprawdę doigrasz. Nawet nie pamiętam, jak ta nieszczęsna kobita wyglądała.

– Na pewno pamiętasz. Takich widoków się nie zapomina.

– Jakich widoków?

– Tych gołych ud. I tych majtek!

– Kiedy ja naprawdę nie widziałem! Absolutnie !

Trochę się uspokoiłam

Ostatecznie nic się nie działo. Marek mnie kochał i miałam tego wystarczające dowody na co dzień, w łóżku i przy stole. W pracy też szło nieźle, dostałam awans, podwyżkę. Naprawdę mogłam uważać się za szczęściarę, uspokoiłam się. Świat doceniał moją urodę, inteligencję, pracowitość i entuzjazm, a jakimś cudem nie dostrzegał, jak bardzo jestem beznadziejna. No, Jacek się na mnie poznał. I Magda. Ale tak poza tym udawało mi się zachować pozory.

Marek się na nie złapał, to najważniejsze, ale parę innych osób też… Tego dnia jechaliśmy samochodem. Niedawno zrobiłam prawo jazdy, napawało mnie to dumą, choć jeździłam wciąż jeszcze bardzo kiepsko. Zawsze towarzyszył mi Marek, na wszelki wypadek. Stojąc na światłach uchwyciłam w lusterku swoje spojrzenie. Ostatnio znów nabrało śmiałości. I wtedy usłyszałam głos męża:

– Ruszaj, Natalia. A za chwilę: – Co ja mówię? Skąd mi się wzięła ta Natalia? Nie mam pojęcia.

– A ja mam. To twoja koleżanka z pracy. Ta z wielkimi cyckami, gdybyś tego również nie pamiętał!

Dodałam gazu gwałtownie. Bardzo, bardzo gwałtownie. Ciemność zalała mi oczy, za to dokładnie usłyszałam to, co usłyszałam – głośny huk. Nasz samochód nie poszedł wprawdzie do kasacji, ale małżeństwo – tak. Marek, w kołnierzu na szyi, wreszcie się na mnie poznał. Za moją ładną, radosną buzią dojrzał drugą, zupełnie inną twarz. Niestety, tę prawdziwą.

Zofia, 32 lata

Czytaj także: „Zanosiłam znicze na grób męża, a potem dawałam się rozpalić sąsiadowi. Nie przyznaję się rodzinie, bo mnie wyklną”
„1 listopada poznałam rodzinną tajemnicę. Rodzice zapłacili bratu za milczenie i zamknęli mu usta na lata”
„Poszłam posprzątać grób męża i wróciłam wstrząśnięta. Nie zapalę mu już znicza nawet na Wszystkich Świętych”

 

Redakcja poleca

REKLAMA