– Mam tego dość! – Marek wszedł do domu jak burza.
Poirytowany rzucił buty i neseser w kąt, a ja spojrzałam na niego z dezaprobatą. Nie lubiłam, gdy od wejścia demonstrował swój zły humor takimi scenkami.
– Możesz nie rzucać rzeczami? – zapytałam, siląc się na spokój.
– Mogę. Mogę w ogóle nic nie robić!
Westchnęłam ciężko. Jesteśmy małżeństwem od czternastu lat, a ja nadal nie mogę patrzeć na te jego teatralne zachowania. Za każdym razem, gdy wkurzy go szef, nasz syn albo ja, potrafi teatralnie zabrać się za pakowanie walizki, żeby wszyscy powstrzymywali go przed wyprowadzką. Czasem tak mnie wkurza, że naprawdę mam ochotę pozwolić mu wyjechać i zastanowić się nad sobą.
– Ten debil, szefunio, znowu się mnie czepia. Wszystkie przetargi, które kiedykolwiek wygrała ta firma, to projekty moje albo Jacka. Połowa oświetlenia w tym mieście to moje projekty! Wypruwam sobie flaki, ale tego nikt nie docenia! Co za idiota!
– Skoro tak, może powinieneś zmienić pracę? – zaproponowałam, choć dobrze wiedziałam, że tego nie zrobi.
Wiele razy już zapowiadał, że rzuci mu wypowiedzenie, ale prawda jest taka, że rynek pracy nie jest łatwy dla osób po czterdziestce, więc porzucenie pracy bez alternatywy nie miałoby sensu. A Marek przy całym swoim uwielbieniu do dramatyzowania całe szczęście ma jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, żeby zdawać sobie z tego sprawę.
– Wiesz co… myślę, że w ogóle sam lepiej bym sobie poradził.
– Sam?
– Tak. Dlatego postanowiłem założyć swoją własną firmę. Pokażę mu!
– Chyba nie mówisz poważnie! Nigdy nie pracowałeś w innym miejscu. A już na pewno nie samodzielnie. Poza tym mamy rodzinę na utrzymaniu i kredyt.
– Pamiętam! I właśnie po to podjąłem tę decyzję! Nie możemy wiecznie biedować. Widocznie nadszedł wreszcie czas, by iść naprzód – oświadczył, a mnie ręce opadły.
– A co to będzie za firma? – zapytałam.
– Mam pewne orbitujące myśli.
Skupiłam się na głębokich oddechach
Następnego dnia poszłam do pracy, a Marek zapowiedział, że pójdzie zrobić „rozeznanie rynku”. Robiłam, co mogłam, by traktować z należytą powagą te jego pomysły, ale przecież go znam i wiem, że jak mu się nie pokaże palcem, to sam nie zrobi. Jak ktoś taki może zostać biznesmenem?
Po południu zadzwoniłam zapytać, czy kupił coś na obiad.
– Nie miałem czasu, Basiu. Mam teraz wiele na głowie. Start firmy to nie żarty.
Policzyłam do dziesięciu i rozłączyłam się. Zaczynałam się obawiać, że ten jego pomysł doprowadzi nas do upadku finansowego i rozwodu. Gdy wróciłam, spał.
– Co ty robisz?! – wrzasnęłam.
– Musiałem odpocząć – powiedział półprzytomny.
– A to? – wskazałam na butelkę.
– No, jedno piwko na rozluźnienie. Jestem przecież zestresowany. Wiesz, że utrata pracy to drugie najbardziej traumatyczne doświadczenie po rozwodzie?
– Jeśli nadal będziesz leczył stresy piwem, to doświadczysz pierwszego na liście! Albo zabierasz się do roboty, albo wracaj do szefa i poproś, żeby cię przyjął ponownie.
– Niedoczekanie jego! Nigdy tam nie wrócę. Zresztą Jacek też odszedł.
– Poważnie? – zdumiałam się.
Jacek pracował w tej firmie jeszcze dłużej niż Marek i był bardzo cenionym fachowcem. Znaliśmy się też prywatnie i zawsze uważałam, że to bardzo odpowiedzialny i rzeczowy facet. Wszyscy byli zdania, że właściwie to on ciągnął tę firmę dzięki swoim umiejętnościom.
– Tak. Zainspirował się moim przykładem i też zakłada własną firmę.
– No, proszę...
– Wierzysz w niego bardziej niż we mnie – odparł gorzko Marek.
W domu był leniem
Spojrzałam na niego zdumiona, a później w duchu przyznałam mu rację. Może faktycznie zbyt ostro go oceniałam. Podjął odważną decyzję. W pewnym sensie mi zaimponował. Nie podejrzewałam nigdy, że się na coś takiego zdobędzie. Jednak strach o to, co przyniesie przyszłość, nie pozwalał mi wierzyć, że to się może udać. A to, że Marek bywał w domu leniem, nie znaczyło jeszcze, że był zbyt słabym fachowcem, żeby sobie poradzić.
– Przepraszam. To nieprawda. Po prostu jestem pełna obaw. Ale trzymam za ciebie kciuki. Liczę na to, że ci się uda.
– Poważnie? – zapytał poruszony, a ja zobaczyłam w nim nagle chłopaka, w którym lata temu się zakochałam. Człowieka, który ma dobre serce, szczere intencje i zapał.
– Poważnie. Chcę, żeby ci się udało i żebyś odżył – odparła. – Wierzę, że dasz radę, bo się na tym znasz.
Twarz Marka aż się rozświetliła. Widocznie potrzebował mojego słowa otuchy bardziej, niż przypuszczałam. Następnego dnia, gdy wróciłam do domu, zastałam go pogrążonego w pracy.
– Znalazłem pierwszego klienta. Zna mnie z firmy, bo kiedyś go obsługiwałem. Powierzył mi duży projekt.
– Poważnie?
– Tak. Będzie dużo pracy. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. To dzięki tobie. Uwierzyłem w siebie i obdzwoniłem ludzi z propozycją współpracy.
– Ja też się bardzo cieszę. Świetnie ci idzie… – odparłam poruszona.
Byłam w szoku, że moje słowa tak go podbudowały
A ja tyle lat wciąż tylko go krytykowałam. Od tej pory coraz częściej widywałam Marka w ogniu pracy. Wciąż dzwonił, siedział przed komputerem i umawiał się na spotkania. Byłam z niego bardzo dumna. Tym bardziej że faktycznie zaczął zarabiać. I to wcale nie mniej niż w dotychczasowej pracy.
– Wychodzimy na swoje – oświadczyłam z uznaniem.
– To dopiero początek. Dzięki, że we mnie uwierzyłaś, bo nie dałbym rady.
– Nie… To ja przepraszam, że tak późno. Już od dawna chciałeś się usamodzielnić, a ja cię nie wspierałam. Świetnie sobie radzisz. Naprawdę!
– Wiesz… dzwonił do mnie Jacek. Pytał, czy nie szukam pracownika. Myślę, że zaproponuję mu współpracę na równych warunkach. Jak sądzisz?
– Jestem za! To bardzo uczciwe – powiedziałam dumna.
Jacek zareagował na propozycję Marka z niekrytym entuzjazmem. Obaj wiedzą, że mogą zawsze na siebie liczyć, a jednak co dwie głowy to nie jedna. Ostatnio myślą też o zatrudnieniu studentów. Biznes się rozwija, a ja jestem szczęśliwa, że odzyskałam respekt i szczere uczucie do męża.
I kto by pomyślał, że nasze małżeństwo poprawi się właśnie wtedy, gdy uważałam, że jest już na równi pochyłej ku rozpadowi. Czasem wystarczy po prostu inaczej spojrzeć na kogoś, kto zawsze jest tuż obok, a można wtedy dostrzec cechy, o których całkiem się zapomniało.
Czytaj także:
„Sądziłam, że sąsiadka to zgorzkniała baba, która dla zabawy robi mi na złość. Dopiero po 20 latach odkryłam jej tajemnicę”|
„W złości doniosłam na przyjaciółkę, bo olała mnie dla nowego gacha. Nie sądziłam, że moja zemsta zrujnuje jej życie”
„Rodzice uważali, że nauka to strata czasu, a studia to kompletna fanaberia. Dla nich szczytem kariery było mycie garów”