Kiedy mąż oświadczył, że rzuca palenie, ucieszyłam się, że w końcu zdecydował się na ten krok. Od tamtego dnia minęły ponad dwa miesiące i mój entuzjazm mocno osłabł. Prawdę mówiąc, coraz częściej mam ochotę pójść do sklepu i kupić mu paczkę papierosów. Na razie jeszcze tego nie zrobiłam, ale myśl staje się coraz bardziej natrętna. Dlaczego? Bo odkąd pożegnał się z papierosami, stał się nie do zniesienia. To zupełnie inny człowiek!
Artur palił praktycznie od zawsze. I to dużo
Nieraz prosiłam, żeby zerwał z nałogiem, ale nie słuchał. Twierdził, że papierosy go uspokajają, pozwalają przetrwać w stresowych sytuacjach, pozwalają się skupić. Tłumaczyłam mu, że są inne, zdrowsze sposoby na opanowanie nerwów i koncentrację, ale tylko się śmiał. Twierdził, że ten jest szybki i najskuteczniejszy.
Z bezsilności chciało mi się wyć, ale cóż mogłam zrobić? Zdecydował się rzucić palenie dopiero po badaniach i wizycie u lekarza. Gdy usłyszał, że jeśli chce dożyć dorosłości naszych synów, musi natychmiast odstawić papierosy, bo jego płuca są na granicy wydolności, przeraził się nie na żarty. Do końca dnia wypalił jeszcze całą paczkę, a potem uroczyście oświadczył, że z papierosami koniec.
Spodziewałam się, że nie będzie łatwo. Ani Artkowi, ani mnie. Gdy powziął tę decyzję, natychmiast przeczytałam w internecie kilka publikacji na temat rzucania palenia. Wiedziałam więc, że będzie miał silne objawy po odstawieniu: pocenie się, bóle głowy, duszności, wahania nastroju, nerwowość. Nie ukrywam, trochę mnie to przeraziło, ale postanowiłam o tym nie myśleć.
Przyrzekłam mu, że cokolwiek będzie się działo, będę go wspierać. Myślałam, że po najtrudniejszych trzydziestu dniach objawy miną i nasze życie wróci do normy. I rzeczywiście, objawy minęły, ale nie wszystkie. Został właściwie już tylko jeden, za to najgorszy: nerwowość. Mój spokojny do niedawna mąż jest jak kipiący wulkan. Czepia się o wszystko, krzyczy, denerwuje się z byle powodu.
Na początku znosiłam to ze względnym spokojem. Tłumaczyłam sobie, że takie zachowanie jest normalne, gdy zrywa się z nałogiem, że trzeba przeczekać, wytrzymać. Gdy więc Artur wpadał w złość, nie wdawałam się w dyskusje, tylko schodziłam mu z drogi, przyznawałam rację, nawet gdy jej nie miał, przepraszałam, choć wcale nie byłam winna, lub starałam się zmienić temat na przyjemniejszy.
Horror? To ja przeżywam horror!
A w międzyczasie gotowałam mu ulubione potrawy, uśmiechałam się, a nawet chwaliłam za wytrwałość. Po miesiącu abstynencji nikotynowej upiekłam mu tort czekoladowy. Kiedy jednak zaczął czepiać się także naszych dzieci, nie wytrzymałam. Wykrzyczałam mu prosto w twarz, że wszyscy już mamy dość jego wrzasków. I że jeśli się nie uspokoi, to inaczej pogadamy.
Spodziewałam się, że zacznie się tłumaczyć, powie, że się pozbiera, postara się zapanować nad nerwami. Tymczasem on spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Obiecałaś, że będziesz mnie wspierać. A ty tylko mnie dołujesz. Grozisz, stawiasz warunki! Nie spodziewałem się tego po tobie – naburmuszył się.
– Ja? Chyba żartujesz! Na głowie staję, żebyś wytrwał. A ty w zamian fundujesz nam w domu horror. Krzyczysz nawet na dzieci. I to bez powodu! Opanuj się wreszcie! – odparowałam.
– Horror? Horror?! To ja przeżywam horror! Nawet nie wiesz, jak mi ciężko, z czym się zmagam każdego dnia. Łudziłem się, że to rozumiesz, docenisz mój wysiłek. Ale, jak widzę, nie mogę na to liczyć! – warknął i zamknął się obrażony w sypialni.
Jestem już zmęczona zachowaniem Artura. Mam dość tych ciągłych spięć fochów i awantur. Długo byłam cierpliwa i tolerancyjna, ale wszystko ma swoje granice. Przecież nie on pierwszy rzuca palenie. Mąż mojej przyjaciółki też pożegnał się niedawno z papierosami. Jak twierdzi Marysia, bywał marudny, ale nie zamieniał życia rodziny w piekło.
Gdy ogarniała go złość, szedł do garażu i majsterkował. Zdawał sobie sprawę, że sam zafundował sobie taki los, bo nikt go nie zmuszał do palenia. Tymczasem mam wrażenie, że mój Artur czeka na order, hołdy i oklaski. Jakby był jakimś bohaterem, dokonał czegoś wielkiego. A przecież robi to nie dlatego, by zbawić czy uratować świat, ale dla własnego zdrowia.
Najgorsze jest to, że ta cała sytuacja bardzo źle wpływa na synów. Są już dość duzi i choć staram się trzymać ich z daleka od naszych kłótni, wiedzą, że w domu nie dzieje się najlepiej. Przecież ojciec nigdy wcześniej na nich nie krzyczał. Ostatnio nasz dziewięcioletni syn podszedł do mnie i zapytał, dlaczego tata tak bardzo się zmienił na gorsze.
Co zrobić, żeby wrócił mój dobry, spokojny mąż?
– To przeze mnie? Albo przez Kacperka? Zrobiliśmy coś nie tak? Powiedz… – dopytywał się.
– Ależ skąd! Absolutnie nie. To nie wasza wina, kochanie, naprawdę. Tata rzucił palenie i dlatego czasem jest taki nerwowy. Ale nie martw się, to wkrótce minie.
– Wkrótce, to znaczy kiedy? – drążył.
– Nie wiem dokładnie – odparłam, bo nie chciałam go oszukiwać.
– Czyli nie jutro?
– Nie. Na pewno nie.
Synek zastanawiał się przez dłuższą chwilę i wreszcie powiedział:
– Mama, to może idź do sklepu i kup tacie te papierosy?
– Ale dlaczego?
– Może wtedy będzie taki jak dawniej? – spojrzał na mnie błagalnie, a mnie aż się serce ścisnęło.
Nie wiem już, co robić. Chwilami naprawdę chciałabym, żeby Artur wrócił do nałogu. Był wtedy zupełnie innym człowiekiem. Spokojnym, opiekuńczym, dobrym. Ale pamiętam też, co powiedział lekarz. Nie chcę zostać wdową. Może więc powinnam jeszcze raz porozmawiać z mężem? Albo go jakoś inaczej wesprzeć? Tylko jak? Pomocy! Przez to wszystko brakuje mi sił i mam pustkę w głowie.
Czytaj także:
„Pindrzyłam się, by mąż zwrócił na mnie uwagę, a ten drań wmawia mi, że go zdradzam. To tylko przykrywka, bo sam ma kochankę”
„Moja podopieczna mnie tępi. Staruszka za wszelką cenę chce się mnie pozbyć. Gdy masuję jej plecy, wydziera się, że ją biję”
„Na widok młodych kobiet, trafia mnie szlag. Choćbym wstrzyknęła sobie kilo botoksu, to i tak będę wyglądać, jak wysuszona śliwka"