„Mąż rzucił mnie dla młodej kochanki. Po roku puściła go kantem z trenerem i wyczyściła konto. Jakoś nie jest mi go szkoda”

Mąż porzucił mnie dla młodej kochanki fot. Adobe Stock, Daisy Daisy
„Jakiś czas później mój były wziął ślub ze swoją głuptaską i wtedy się okazało, że ona wcale nie jest taka niemądra! Nie wiem, jak tego dokonała, ale przepisał na nią cały swój majątek. Czemu to zrobił? Nie mam pojęcia. Gdy my byliśmy małżeństwem, bardzo pilnował swoich interesów… Po roku został w skarpetkach”.
/ 28.07.2022 14:30
Mąż porzucił mnie dla młodej kochanki fot. Adobe Stock, Daisy Daisy

Owszem, pozew o rozwód mnie zaskoczył, ale nie tak, żeby walczyć z mężem albo go kąsać. Sprawiedliwie podzieliliśmy się majątkiem.

Zbliżam się do sześćdziesiątki, ale nie czuję się stara

Gdybym miała porównywać swoje lata do pory dnia, powiedziałabym, że jest to późne popołudnie… Niedawno się rozwiodłam. Nie z mojej winy, bo nigdy mojego męża nie zdradziłam ani nie okazałam w stosunku do niego żadnej nieuczciwości; to mój były mąż po trzydziestu sześciu latach małżeństwa znalazł sobie młodziutką kochankę i postanowił przeżyć drugą młodość. Wiedziałam, że nic nie da walka o jego uczucia, bo prosto w oczy mi powiedział, że już od dawna nic do mnie nie czuje, a nie odchodził wyłącznie z wygody i tchórzostwa. Dopiero przy tej małolacie zrobił się taki odważny i bezkompromisowy.

Naszą sprawę rozwodową prowadziła jego była przyjaciółka. Nic nie wiedziałam o ich relacjach, dopóki sama mi o nich nie opowiedziała w przypływie dziwnej szczerości.

– Nie żałuj – stwierdziła. – Masz szczęście, że się pozbywasz tego dupka. Trochę późno, ale chyba jeszcze zdążysz skorzystać z życia. I pamiętaj, że to jest dla ciebie ostatni dzwonek!

Zatrzymałam mieszkanie, samochód, zagospodarowaną działkę rekreacyjną i połowę wspólnego konta oszczędnościowego. On zabrał drugie auto (lepsze), elegancką kawalerkę i nasz dobrze prosperujący sklep. Nie zależało mi, żeby go puszczać z torbami.

Uznałam, że starczy mi to, co mam

Jedyną rzeczą, na jakiej mi naprawdę zależało, był stary, długi sznur prawdziwych pereł, z ametystowo-diamentowym zapięciem. Należały kiedyś do mojej teściowej i były wyjątkowo piękne. Teściowa przed śmiercią obiecała, że będą moje, więc naprawdę się wściekłam, kiedy były oświadczył, że perły zabiera, bo jego nowa dziewczyna uznała je za fajne! Stuletni klejnot o niezwykłej urodzie nazwać „fajnym” może tylko pustak bez wyczucia. Głównie dlatego postanowiłam o nie walczyć – rzucanie pereł między wieprze zawsze wydawało mi się niestosowne.

Muszę się przyznać – mam pewną słabość; otóż przed podjęciem ważnych decyzji często proszę o radę koleżankę, która wróży z kart tarota. Wszystko, co mi do tej pory mówiła, się spełniało, więc pojechałam do niej, żeby mi postawiła karty.

– Nie walcz o te perły – powiedziała zdecydowanie. – One i tak do ciebie przyjdą, ale jeszcze nie teraz. Gdybyś je dostała w tej chwili, przyniosłyby ci same troski, a nawet nieszczęścia. One są do ciebie przypisane, ale nie rób nic na siłę, wtedy będziesz zadowolona. W tych perłach jest energia, która wymaga delikatności i spokoju, a nie znosi przemocy…

Ponieważ jeszcze nigdy do tej pory tarot się nie pomylił, uznałam, że go posłucham.

Wycofałam pozew

Jakiś czas później mój były wziął ślub ze swoją głuptaską i wtedy się okazało, że ona wcale nie jest taka niemądra! Nie wiem, jak tego dokonała, ale mój były przepisał na nią cały swój majątek. Czemu to zrobił? Nie mam pojęcia. Gdy my byliśmy małżeństwem, bardzo pilnował swoich interesów…

Może był aż tak zakochany albo rozum mu się zaćmił, lub tamta miała swoje sposoby na starego durnia? Wszystko jedno, ja od razu wiedziałam, że to się nie może dobrze skończyć! Po roku poszła w świat! Towarzyszył jej trzydziestoletni trener osobisty poznany na siłowni. Podobno tak przystojny i czarujący, że musiała mieć argumenty, aby go przy sobie zatrzymać. Sprzedała sklep, mieszkanie, wyczyściła konta i wyjechała – podobno do Ameryki Południowej. Mój były został w przysłowiowych skarpetkach, ale na szczęście w mikroskopijnym M-2 na starym osiedlu, zostawionym mu przez kuzynkę.

Miał gdzie mieszkać. Jakim cudem w ostatniej chwili wydębił od tej cwaniary perły swojej matki – nie wiem. Może je po prostu ukradł z jej bagażu albo zawarł z nią jakąś ugodę? Nie chciał powiedzieć, a ja specjalnie nie drążyłam.

Zadzwonił, że chce mi je odsprzedać

Potrzebuje pieniędzy, ale nie zedrze ze mnie skóry. Istotnie, to nie była jakaś wielka kwota, więc się zgodziłam. A tarot zapytany, czy już mogę to zrobić, odpowiedział, że tak. I tak oto, w późnym popołudniu swego życia zostałam sama, ale za to we własnym, wygodnym mieszkaniu, zabezpieczona finansowo, spokojna o jutro, jeszcze pracująca zawodowo i pełna nadziei, że jeszcze w moim życiu zdarzy się coś przyjemnego. No bo w końcu popołudnie to całkiem miła pora dnia – już wszystko prawie zrobione, sprawy pozałatwiane, więc przyszedł czas na relaks i niespodzianki.

Czekam. Do wieczora zostało parę godzin. To naprawdę sporo czasu, tylko absolutnie nie wolno go zmarnować. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA