„Mąż rzucił ją dla sekretarki, a ona jeszcze mu współczuła, bo taki biedny i na pewno żałuje… Ta pacjentka mnie zszokowała”

Mąż mnie zdradził z asystentką fot. Adobe Stock, deagreez
„– Czy mąż się przyznał? – A skąd! Odsuwał się od nas, zaniedbywał dzieci… Raz zapomniał Maryni na placu zabaw. Tak się wtedy wściekłam, że zapytałam, czy na pewno nadaje się do życia rodzinnego. Myślałam, że to go zdopinguje do poprawy, ale stwierdził, że wszystko go przytłacza i potrzebuje czasu dla siebie. Zabrał rzeczy i wyprowadził się”.
/ 14.09.2022 09:00
Mąż mnie zdradził z asystentką fot. Adobe Stock, deagreez

Niewiele jest przyjemniejszych rzeczy niż długie nocne godziny nad książką. Sąsiedzi nareszcie śpią, ich pralki i odkurzacze także… Że nie wspomnę o dzieciach! Ale poranne spacerki do pracy niestety chwilowo należą do przeszłości. Dziś wpadłam do poradni na ostatnią chwilę. Ledwo zdążyłam zdjąć płaszczyk, gdy ktoś nieśmiało zastukał do drzwi.

Pani Paulina postawiła sprawę jasno

– Przyszłam z nadzieją, że pomoże mi pani się pozbierać. Jestem rozbita i nie wiem, co robić. Czuję się, jakbym znalazła się w jakimś matriksie.

– Nie mam mocy nadających się do filmu – uśmiechnęłam się. – Ale wiem, że emocje zakłócają odbiór rzeczywistości i osoba, która ich nie podziela, może rozjaśnić sytuację i pomóc znaleźć drogę wyjścia.

– Emocje – westchnęła Paulina. – Trafiła pani w sedno… Zawsze uważałam się za racjonalnie myślącą i stojącą mocno na ziemi osobę, a teraz? Jak liść na wietrze – każdy podmuch może ponieść mnie w nieprzewidziane rejony. Śmieszne, prawda?

– Nie bardzo – skrzywiłam się. – Zaczniemy od początku?

Skinęła głową i położyła przed sobą dłonie na biurku. Dopiero teraz zauważyłam, jak drżą. Ona też – natychmiast położyła je na kolanach.

Pobraliśmy się ze Zbyszkiem z miłości, ale nie ślepej – mieliśmy podobne plany na życie, zbliżone poglądy. Wbrew pozorom nie jest łatwo znaleźć osobę, z którą chce się założyć rodzinę.

– To prawda – przyznałam.

Wszak po śmierci męża nigdy już nie spotkałam nikogo, z kim miałabym wspólne cele.

– Urodziły się dzieci – ciągnęła Paulina i widziałam, że rozmowa dotycząca nieskomplikowanej przeszłości ją odpręża. – Najpierw Kacper, a cztery lata potem Marynia. Wszystko się tak dobrze układało… – zawiesiła głos. – Może za dobrze?

– Co pani ma na myśli? – zapytałam.

Zaintrygowała mnie

– Mój tato zawsze mawiał „Jak się polepszy, to się popieprzy”. Przepraszam za wyrażenie, ale ten cytat pasuje jak ulał: problemy zaczęły się, gdy Zbyszek dostał awans. Wiadomo, był zestresowany – doszły mu nowe obowiązki. Jako dobra żona przejęłam część jego zajęć domowych, zanim się ogarnie. Po jakimś czasie zauważyłam, że nie tylko tego nie docenia, ale też zaczyna mieć mi za złe, że ciągle jestem zalatana. Nie słucham, co się do mnie mówi, koszula jest źle wyprasowana… – zamilkła i westchnęła głęboko.

– I co pani z tym zrobiła? – zapytałam.

– Ja? Starałam się sprężyć, by nie zawieść zaufania. Dotarło do mnie, że coś nie gra, dopiero wtedy, gdy w czasie sobotnich zakupów naskoczył na mnie znienacka, że powinnam zrobić coś z włosami.

– Co z nimi nie tak? – przyjrzałam się jej doskonałej fryzurze.

– Podobno są niemodnie obcięte – pokręciła głową. – I nawet umówiłam się do fryzjera, ale Marynia zachorowała i musiałam odwołać wizytę. Przynajmniej włosy wyniosę z tego małżeństwa, bo reszty nie jestem pewna.

– Uprzedza pani fakty – ostrzegłam.

– A cóż tu opowiadać? Banał, proszę pani, żałosny banał. Człowiek się próbuje dostosować do oczekiwań, a w końcu się okazuje, że wcale nie chodzi o niego, tylko o dwudziestoparoletnią asystentkę.

– Czyli w tle była inna kobieta – upewniłam się.

– Zanim się zorientowałam, to już ja i dzieci byliśmy w tle – westchnęła. – Na pierwszym planie brylował mój mąż: niedoceniany, wykorzystywany i ogólnie zasługujący na lepszy los. Chociaż, oczywiście, wprost tego nie powiedział.

Można wiedzieć, jak się pani dowiedziała? Czy mąż się przyznał?

– Zbyszek? – zdziwiła się. – A skąd! Odsuwał się od nas, zaniedbywał dzieci… Raz zapomniał Maryni na placu zabaw. Tak się wtedy wściekłam, że zapytałam, czy na pewno nadaje się do życia rodzinnego. Myślałam, że to go zdopinguje do poprawy, ale stwierdził, że wszystko go przytłacza i potrzebuje czasu dla siebie. Na przemyślenia niby. Zabrał rzeczy i wyprowadził się.

Faktycznie, bohater...

– Do tej kobiety?

– Nie, do matki. Może dlatego, że wciąż nie miałam pojęcia o tej drugiej i chciał zachować pozory? Uświadomiła mnie dopiero koleżanka, która mieszka blisko tej asystentki, i nagle wszystko ułożyło się w spójny obraz.

– I jak się wtedy pani czuła? – zapytałam.

– Kompletnie zdezorientowana – wyznała. – Wie pani, byłam przekonana, że Zbyszek mnie nigdy nie okłamał. Nawet mi ulżyło, gdy przyparty do muru nie kombinował, tylko powiedział, że się zakochał. Przynajmniej wciąż był tym samym uczciwym facetem.

– Uczciwym facetem, który zdradza żonę z sekretarką – uściśliłam, bo miałam wrażenie, że umyka jej sedno sprawy.

– Asystentką – poprawiła. – No tak.

– I przyznaje się dopiero, gdy sprawa się wydała – dodałam bezlitośnie, ale nie bez powodu: miałam wrażenie, że kobieta siedząca przede mną bardziej skupia się na uczuciach męża niż własnych.

Przy zdradzie przeniesienie uwagi na cudze emocje to niemal standard. Pomaga zagłuszyć ból, ale powoduje także zagubienie i poczucie bezradności, na które człowiek nie może sobie pozwolić. To jak jazda na jałowym biegu.

– Ma pani rację – zastanowiła się. – Możliwe, że przeceniłam szczerość męża. Wydawał się taki przybity tym nagłym wybuchem uczuć, taki zagubiony, że niemal mu współczułam. Zgodziłam się, że dzieci na razie nie powinny nic wiedzieć, a on obiecał odwiedzać je w każdy weekend. Zobowiązał się też finansowo.

– W jakim wieku są państwa dzieci? – zapytałam.

– Kacper ma jedenaście lat, a Marynia siedem.

– I nie pytały? Nie dziwiły się, że tata już z nimi nie mieszka?

– Powiedziałam, że babcia źle się czuje i Zbyszek musi się nią opiekować… On potwierdził i tak się to ciągnie.

– Czy to kłamstwo pani nie uwiera? – zapytałam.

To kłamstwo, tak jak każde inne, ma krótkie nogi. Zaraz Kacper będzie miał urodziny, spotka się z babcią i sprawa się wyda. I to ja wyjdę na niegodną zaufania!

– Tak będzie, jeśli mąż nie weźmie na siebie odpowiedzialności i nie wyjaśni dzieciom, jak sprawy naprawdę się mają.

– Ale co ma im powiedzieć? Że ma kochankę?

– Jest takim samym rodzicem jak pani. Powinien mieć dość kompetencji, żeby znaleźć formę, która nikogo nie zgorszy i nie zrani. Przecież widują się w każdy weekend, jak pani powiedziała. Czasu jest dość, by stworzyć stosowną sytuację.

– No właśnie – podjęła temat. – Czy on musi się spotykać z dziećmi u nas w domu? Twierdzi, że tak jest najlepiej, ale to dla mnie trudne. Przez cały czas muszę udawać, że wszystko jest w porządku, nawet obiad mu szykuję! Poza tym nie mam ani chwili dla siebie… Tylko praca, dzieci i dom, to wykańczające.

Niech w końcu przestanie się o niego martwić

– Pani Paulino – powiedziałam ostrożnie. – Proszę zacząć dbać o swój komfort, nie męża. Jest ciepło, można dzieci zabrać do parku. Lub do teściowej, oczywiście gdy mąż już naprostuje kłamstwa. Powiedziała pani na początku, że czuje, jakby żyła w matriksie – to normalne, gdy działa się niezgodnie z własnymi potrzebami.

– Ale dzieci… – jęknęła.

– Głównie pani spędza z nimi czas, pani emocje na nie wpływają. Rozumiem, że teraz odbierają niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa – to nie jest budujący przekaz.

– Ale ja naprawdę nie wiem, co robić – wyznała. – Nie wiem, czy się rozstaniemy czy wręcz przeciwnie… Ostatnio teściowa wspominała, że wkrótce Zbyszek wróci do domu.

Wynika z tego, że jest pani ostatnią osobą, którą się informuje – uświadomiłam jej smutną prawdę, ale po chwili przyszła mi do głowy inna opcja. – A teściowa wie w ogóle o tej drugiej kobiecie? – spytałam.

– Nie mam pojęcia – westchnęła. – Ostatnio użyła określenia, że się „boczymy”.

– Aha – westchnęłam. – Czyli możliwe, że mąż nic jej nie powiedział, tylko podzielił winę za rozstanie na was oboje.

– To byłoby niesprawiedliwe – oburzyła się. – Ale na to wygląda.

– Jak długo to już trwa? – zapytałam.

– Trzy miesiące – wzruszyła ramionami. – I im bardziej robię wszystko, co należy, tym bardziej jestem rozbita.

– Co to znaczy „robię, co należy”?

– Ograniczam straty – przyznała kobieta po namyśle.

– Ale jakim kosztem?

– Diabelnie wysokim – zaśmiała się smutno. – Jestem strzępem człowieka.

Muszę jej pomóc

– Mam wrażenie – powiedziałam powoli – że za bardzo dba pani o innych. Przejmuje się emocjami męża, dzieci, teściowej… A jakie są pani uczucia? Co pani tłumi, próbując funkcjonować normalnie w nienormalnej sytuacji?

– Ja? – zdziwiła się. – Jestem… Czuję się pokrzywdzona. Oszukana, to mnie złości. Nie byłam nigdy osobą, która daje się bezkarnie wykorzystywać.

– I co robiła pani w wypadkach, gdy ktoś nadużywał zaufania?

– Nie chciałam mieć nic wspólnego z taką nielojalną osobą – stwierdziła.

– Może teraz też należałoby ograniczyć kontakty do niezbędnego minimum – zaproponowałam. – Po co pani zwierzenia kogoś, komu nawet nie przyszło do głowy, by zapytać, jak pani sobie radzi?

Przynajmniej mam z kim pogadać – wydęła usta.

– A rodzina, przyjaciele?

– Nikt nic nie wie – przyznała. – Wstydziłam się przyznać, wszyscy myślą, że w moim małżeństwie jest dobrze.

– Pani się wstydziła? – żachnęłam się. – To nie pani zawiodła zaufanie.

– To takie żenujące – powiedziała.

– Nie twierdzę, że należy trąbić wokół o swoich problemach, ale powinna pani mieć kogoś bliskiego. I nie kryć przewinień męża przed rodziną, bo on może to kiedyś wykorzystać. Nie wiemy przecież, jak się skończy ta historia, a sama pani doszła do wniosku, że mąż ma problemy ze szczerością, prawda? Z braniem odpowiedzialności także.

– No tak – przyznała. – Mam wrażenie, że Zbyszek w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, że nas krzywdzi. Cały czas gada tylko o tym, jaki jest nieszczęśliwy i że potrzebuje czasu.

– Może też pora, by zasięgnęła pani porady prawnika – powiedziałam. – To da pani poczucie sprawczości. Odzyska pani kontrolę nad tym, co się dzieje, i da mężowi sygnał, że pani cierpliwość ma kres.

– Nie jestem pewna, czy chcę, żeby Zbyszek wrócił. Kto mi zaręczy, że skończy z tą kobietą albo nie znajdzie innej?

Rodzina niewiele dla niego znaczy...

– Proszę pani – powiedziałam. – Mąż się wyprowadził z własnej woli, opuścił was. Jeżeli uzna pani, że chce dać mu drugą szansę, musi się postarać. Musi wyrazić skruchę, być może zmienić pracę… To pani będzie stawiać warunki, jakby przyszło co do czego. Na razie proszę zadbać o siebie, zabezpieczyć się pod względem prawnym. Odzyskać swoje życie, także dla dzieci.

– Bardzo pani dziękuję – powiedziała Paulina, wychodząc. – Jest pani pierwszą osobą, z którą mogłam o tym pogadać, i to chyba rzeczywiście pomaga.

– Proszę zatem zadbać o grupę wsparcia – uśmiechnęłam się. – Niech pani będzie dobra dla siebie. Człowiek w pewnym wieku żałuje czasem, że nigdy już nie będzie młody, zapominając, jakie to bywa trudne. Związki, macierzyństwo… Burze uczuć, nad którymi ciężko zapanować. Poleganie na ludziach, którzy nie zawsze zasługują na zaufanie. Ten cały obszerny świat, który kurczy się z każdym dniem, i w końcu mówimy: starość jest nudna i smutna. Ale to nie musi być prawdą!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA