„Mąż przysięgał, że nie opuści mnie aż do ostatniej złotówki. Wydał moją kasę i zwiał do kochanki”

rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Image(s) by Sara Lynn Paige
„Ani się obejrzałam, a w garażu zaparkował nowiutkie Ferrari. Na nadgarstek założył luksusowy zegarek i zaczął nosić szyte na miarę garnitury. Może nie jestem doktorem ekonomii, ale wiedziałam, ile to wszystko kosztuje”.
/ 04.04.2024 21:15
rozczarowana kobieta fot. Getty Images, Image(s) by Sara Lynn Paige

„I że cię nie opuszczę aż do śmierci” – piękne słowa, prawda? Tylko że dla mnie guzik znaczą. Julek, mój mąż, udowodnił mi, ile tak naprawdę warta jest przysięga małżeńska.

Był ze mną tylko dlatego, że zapewniałam mu wygodne życie. A kiedy źródełko wyschło, zwiał, gdzie pieprz rośnie, a dokładnie do mieszkania kobiety, z którą mnie zdradzał. Zostałam sama jak palec, a pieniądze, które odziedziczyłam, są już tylko wspomnieniem.

Czułam się trochę wyobcowana

Urodziłam się w niewielkiej miejscowości, w której część mieszkańców utrzymywała się z pracy na roli, a część zarabiała w pobliskiej fabryce świec. W fabryce, która była własnością moich rodziców. Nigdy nie brakowało nam pieniędzy. Mieszkaliśmy w pięknej willi, znacznie większej i wygodniejszej od pozostałych domów. Rodzice jeździli zachodnimi samochodami, podczas gdy tylko niektórzy mieszkańcy mogli pozwolić sobie na malucha albo poloneza. Zawsze chodziłam dobrze ubrana, a moi rówieśnicy nosili rzeczy, które zostały im po starszym rodzeństwie. Jeździłam na zagraniczne wakacje, a moi koledzy na kolonie dofinansowywane przez zakład mojego taty. Jak można się domyślić, to wszystko nie przysparzało mi sympatii.

Rówieśnicy stronili ode mnie, jakbym była trędowata. Niejednokrotnie słyszałam, jak za moimi plecami opowiadają niestworzone historie o mojej rodzinie. Niektórzy dokuczali mi, inni wręcz znęcali się nade mną. Mówiąc wprost, nie byłam lubiana, choć nie zasłużyłam sobie na to. Dzieci nie decydują, w jakiej rodzinie przychodzą na ten świat. Tak, moi rodzice mieli pieniądze, ale to jeszcze nie powód, by spychać mnie na margines.

Tylko Julek był inny. Mój kolega ze szkolnej ławki był moim jedynym przyjacielem. Nigdy nie pozwolił mi poczuć się winną, że mam więcej od innych. Zawsze stawał w mojej obronie (choć zbierał za to srogie cięgi od większych i silniejszych) i był dla mnie oparciem. W szkole średniej stał się dla mnie kimś więcej. Był moim pierwszym chłopakiem, a kilka lat później został moim mężem. 

Miałam swój plan na życie

Byłam jedynym dzieckiem moich rodziców. Ciąża przebiegała z komplikacjami i lekarze nie dawali mamie dużych szans na donoszenie. Zdarzył się jednak cud, jak opowiadała mi mama, ale po moich narodzinach, nie mogło być już mowy o kolejnych dzieciach.

Gdy zaczęłam dorastać, dla taty stało się jasne, że nie przejmę rodzinnej firmy. Biznes nie interesował mnie nic a nic. Od zawsze miałam w sobie duszę artystki, a takie osoby nie nadają się do zarządzania niemałą firmą. Gdy rodzice uznali, że już czas odpocząć i zacząć wieść życie majętnych emerytów, sprzedali fabrykę, a ja byłam szczęśliwa, że nie wymagają ode mnie kultywowania rodzinnej tradycji.

Po skończeniu szkoły średniej razem z Julkiem wyjechałam na studia. Ja postawiłam na ASP, on wybrał mechatronikę na politechnice. Mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu kupionym mi przez rodziców i byliśmy naprawdę szczęśliwi. Tak to jednak czasami bywa, że gdy wszystko dobrze się układa, coś musi się zawalić.

Rodzice zginęli w wypadku

Uczyłam się do egzaminu, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Kierunkowy podpowiadał mi, że połączenie nadeszło z moich rodzinnych stron, ale nie znałam tego numeru. Okazało się, że dzwoniła pracownica szpitala, upoważniona do przekazania mi złej informacji.

– Pani rodzice uczestniczyli w wypadku – powiedziała mechanicznym tonem.

– Mój Boże! Co z nimi? – zapytałam przerażona.

– Nie mam pełnych informacji, ale powinna pani się pospieszyć.

Odłożyłam słuchawkę i narzuciłam na siebie to, co miałam pod ręką. Chwilę później pędziłam z Julkiem do szpitala. Niestety, spóźniłam się. Nie zdążyłam nawet pożegnać się z mamą i tatą.

Po śmierci rodziców byłam bliska załamania, ale Julek o mnie zadbał. Śmierć najbliższych mi osób całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Nie byłam w stanie skupić się na nauce ani na domowych obowiązkach. Czułam się, jakby moja psychika była lustrem, w które ktoś cisnął kamieniem. Byłam w totalnej rozsypce.

Potrzebowałam odpoczynku

Na szczęście miałam przy sobie Julka. Mój chłopak namówił mnie na dziekankę i sam też czasowo zawiesił swoją edukację. Znalazł dla mnie terapeutę, który poskładał mnie do kupy. Byłam mu za to niewymownie wdzięczna.

Po siedmiu miesiącach terapii mogłam już względnie normalnie funkcjonować. Gdy mi się poprawiło, Julek uznał, że należą się nam wakacje. Wyjechaliśmy do Stanów, by pokonać historyczną Drogę 66. Trzymiesięczna wycieczka kosztowała niemało, zwłaszcza że na miejscu niczego sobie nie odmawialiśmy, ale było nas na to stać. Rodzice zostawili mi niemały spadek.

Podróżowaliśmy od hotelu do hotelu, po drodze zwiedzając wszystkie atrakcje. Tą, która pamiętam najwyraźniej, jest Wielki Kanion. Nie tylko dlatego, że tak wspaniałego widoku po prostu nie da się zapomnieć. To właśnie tam Julek poprosił mnie o rękę.

Nalegał na wystawne wesele i życie

Po powrocie do Polski wróciliśmy na studia i zaczęliśmy planować ślub i wesele. Chciałam skromnego przyjęcia w towarzystwie garstki najbliższych osób, ale mój narzeczony nalegał na wystawną uroczystość. Zgodziłam się. Wynajęliśmy piękną salę w jednej z nadmorskich miejscowości, a prawie 200 gości zakwaterowaliśmy w eleganckim hotelu. Julek nalegał, by dla wszystkich weselników wynająć eleganckie limuzyny, którymi dotrą na salę, a po przyjęciu – do hotelu. To wszystko miało kosztować astronomiczną sumę. To prawda, dorastałam w bogatym domu, ale rozrzutność nie leżała w mojej naturze. Uległam jednak namowom Julka, bo przecież trudno wyobrazić sobie bardziej wyjątkową okazję niż ślub z ukochanym mężczyzną.

Skończyliśmy studia i musieliśmy postanowić, co dalej. Chciałam wrócić do rodzinnego domu i zorganizować tam małą pracownię malarską. Mój mąż miał inny pomysł.

– Po co mamy wracać na tę zabitą dechami wiochę? Zostańmy w Warszawie. Tutaj toczy się prawdziwe życie.

– Sama nie wiem. Ta wielkomiejska atmosfera trochę mnie przytłacza. Nie lepiej byłoby wieść spokojne życie na wsi?

– Spędziłaś tam większą część życia. Czas na zmianę. Sprzedajmy dom po twoich rodzicach i kupmy apartament w drapaczu chmur. Zobaczysz, że poczujesz, że masz pod stopami cały świat.

– Julek, nie wiem, czy to dobry pomysł.

– Zaufaj mi. Zainwestujemy pieniądze w kilka obiecujących start-upów i będziemy żyć jak pączki w maśle.

Dałam się namówić

Kolejny raz uległam jego namowom. Tłumaczyłam sobie, że mąż wie lepiej. Ja nigdy nie miałam głowy do pieniędzy i interesów, a przecież nie można przez całe życie przejadać oszczędności. Zostaliśmy w stolicy i kupiliśmy luksusowe mieszkanie. Co więcej, upoważniłam Julka do wszelkich operacji finansowych.

Ani się obejrzałam, a w garażu zaparkował nowiutkie ferrari. Na nadgarstek założył luksusowy zegarek i zaczął nosić szyte na miarę garnitury. Może nie jestem doktorem ekonomii, ale wiedziałam, ile to wszystko kosztuje.

– Julek, stać nas na to wszystko? – zapytałam pewnego dnia.

– No jasne! Firmy, w które zainwestowałem zaczynają przynosić dochody. Niebawem pieniądze popłyną szerokim strumieniem.

Ufałam mu i przez myśl mi nie przeszło, że może mnie oszukiwać. Chwila refleksji nadeszła, gdy zaczęły spływać do nas wezwania do zapłaty. Zaniepokoiło mnie to, więc czym prędzej udałam się do księgowego, który zarządzał moim spadkiem.

Zostaliśmy bankrutami

– Pani Agnieszko, z pieniędzy, które pani odziedziczyła, prawie nic już nie zostało – poinformował mnie chłodnym tonem.

– Jak to prawie nic już nie zostało? Przecież było tego sporo!

– To prawda, ale pani mąż w ostatnim czasie poczynił spore wydatki i nie zainwestował nawet złotówki, wbrew moim namowom.

– To nieprawda! – wybuchłam. – Przecież Julek zainwestował w kilka wschodzących firm z branży technologicznej.

– Właśnie to mu doradzałem. Przygotowałem atrakcyjny portfel inwestycyjny, dzięki któremu mogliby państwo pomnożyć swój majątek, ale on nie chciał o tym słyszeć. Po prostu wydawał i jeżeli wolno mi użyć takiego stwierdzenia, robił to bez opamiętania. Niech pani spojrzy, ta pozycja to ostatnie zakupy w damskim butiku. A ta to mieszkanie na Kabatach.

– Jakie zakupy w butiku? Jakie mieszkanie na Kabatach? Przecież mamy apartament w Śródmieściu.

– Z całym szacunkiem, jestem księgowym i nie zajmuję się terapią małżeńską. Te sprawy powinna pani wyjaśnić z mężem.

Byłam w szoku

Wróciłam do domu, ale nie zastałam męża. Zadzwoniłam na jego numer. Odpowiedziała mi poczta głosowa. Zaczęła boleć mnie głowa, więc postanowiłam, że się zdrzemnę. Weszłam do sypialni i zaniemówiłam. Wszystkie szafy były otwarte i w połowie puste. Pomyślałam, że ktoś się włamał, ale moje rzeczy były nietknięte. Brakowało tylko ubrań Julka. Wtedy wszystko stało się jasne.

Pojechałam pod adres na Kabatach, który poznałam u księgowego. Drzwi otworzyła mi młoda kobieta. Po jej minie wywnioskowałam, że doskonale wie, kim jestem. „Skarbie, kto to?” – usłyszałam z głębi mieszkania. Chwilę później w drzwiach stanął mój mąż.

– Jak mnie tu znalazłaś? – zapytał z wyrzutem.

– Julek, co to wszystko znaczy? Wyjaśnij mi, bo nie rozumiem.

– A co tu wyjaśniać? Nie chcę już z tobą być.

– A więc to tak? Wydałeś wszystkie moje pieniądze i uciekasz! – wykrzyczałam mu w twarz!

– Myśl sobie, co chcesz – prychnął i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Nie spodziewałam się, że Julek jest ze mną tylko dla pieniędzy. Byłam ślepa, choć sygnałów miałam wystarczająco dużo. Poprosił mnie o rękę, dopiero gdy zmarli moi rodzice, a ja odziedziczyłam spadek. Wydawał bez opamiętania i chciał o wszystkim sam decydować. Byłam naiwna, że mu uwierzyłam. Mam solidną nauczkę na przyszłość. Szkoda tylko, że musiałam za nią tak dużo zapłacić.   

Czytaj także: „Moja rodzina kazała mi wybierać: albo związek z dzieciatym rozwodnikiem, albo oni. Dziś żałuję swojej decyzji”
„Moja teściowa działa mi na nerwy. Ciągle się wtrąca, grzebie w szafie i mówi, kiedy mam zajść w ciążę”
„Zmarnowałam 20 lat dla faceta, który doił ze mnie kasę i nie chciał ślubu. Zrobił mi przysługę, gdy mnie zdradził”

 

Redakcja poleca

REKLAMA