„Moja teściowa działa mi na nerwy. Ciągle się wtrąca, grzebie w szafie i mówi, kiedy mam zajść w ciążę”

synowa z teściową fot. Getty Images, STOCK4B-RF
„– Słyszałam, że nie chcesz, żebym ci grzebała w rzeczach – zagaiła prosto z mostu przy następnej okazji. – Ty, nie bądź taka obrażalska, Kaja! Przecież ja ci z dobrego serca radzę, źle dla ciebie nie chcę”.
/ 03.04.2024 07:15
synowa z teściową fot. Getty Images, STOCK4B-RF

Mama Wiktora zawsze była dość bezpośrednia, dynamiczna i pewna siebie. Na początku myślałam, że to zaleta. „Jeśli wychowywała go silna kobieta, to nie powinien mieć problemu z moją potrzebą wolności czy niezależności”, myślałam. Ostatnim, czego chciałam był mąż, który zrobiłby ze mnie kurę domową!

Teściowa to matka-kwoka

Wanda to kobieta, którą naprawdę można podziwiać. Zawsze była niesamowicie przedsiębiorcza i to właśnie dzięki niej rodzina dorobiła się sporego domu, dobrego samochodu i mogła sobie pozwalać na regularne wakacje, nawet w bardziej egzotycznych miejscach. Teść, choć był bardzo miłym i dobrym człowiekiem, wydawał mi się być jednocześnie nieco leniwy i wygodnicki.

Jasne, z jednej strony wiedziałam, że mama Wiktora uwielbia wszystko kontrolować i ceni sobie swoją pracę i niezależność, ale z drugiej – wszystko było na jej głowie. Nie dość, że cały czas pracowała, to jeszcze dbała o dom, męża i miała czas dla wnuków, których siostra Wiktora urodziła aż trójkę.

– Jak mama daje z tym wszystkim radę? – pytałam czasem.

– A bo ja to nie lubię się lenić! – odpowiadała dziarsko.

Nigdy nie narzekała. Chociaż brała na siebie więcej, niż ja kiedykolwiek bym była w stanie, nie robiła z siebie cierpiętnicy. Lubiła się czuć potrzebna i w każdej roli dawała z siebie wszystko. Być może właśnie dlatego była tak twarda, bezpośrednia i zupełnie nie przejmowała się tym, co jej wypada, a co nie. Podchodziła do wszystkiego zadaniowo, nie zastanawiała się.

Było to nawet zrozumiałe: w końcu nie osiągnęłaby tego wszystkiego, gdyby wiecznie rozmyślała nad tym, czy nikogo nie uraziła, czy robi wszystko odpowiednio dobrze, czy ktoś ma jej coś za złe, czy nie popełniła jakiegoś błędu... Kobiety mają w zwyczaju wiecznie zarzucać się wątpliwościami, o czym wiem najlepiej z własnego doświadczenia. Teściowa taka nie była. Niestety, to nieco utrudniało życie z nią.

Krytykowała bez ogródek

Gdy coś jej się nie podobało, mówiła prosto z mostu.

– Nie pasuje ci ta bluzka. Nie masz jakiejś innej?

Na początku bardzo mnie to oburzało, ale z czasem zrozumiałam, że teściowa po prostu nie umie inaczej: tak się komunikuje i tyle. Odpuściłam więc wszelkie kłótnie czy dąsy o dosadne komentarze na mój temat. Zwyczajnie je olałam. Nie potrafiłam jednak odpuścić, gdy jawnie wtykała nos w nasze prywatne sprawy.

– Widziałam, że masz w łazience te witaminy z reklamy. Nie kupuj tego, to w ogóle nie działa, sąsiadka farmaceutka mi mówiła, że to pic na wodę. Ty to powinnaś brać kwas foliowy, bo pewnie będziesz rodzić niedługo – oznajmiła swoim standardowym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Nie pytała, nie sugerowała, po prostu stwierdzała fakty.

– Zastanowię się... – odpowiadałam cierpliwie, chociaż w środku cała buzowałam.

„Nie dość, że grzebie w moich rzeczach, komentuje moje wybory, to jeszcze narzuca mi, co mam łykać, a czego nie łykać? Bez przesady!”, myślałam zdenerwowana.

To było bezczelne

Innym razem z kolei zupełnie bez zażenowania zaczęła grzebać mi w szafie.

– Słuchaj, te ręczniki to inaczej układaj, bo ciężko się wkłada świeże z prania – oznajmiła. – Jakoś je upchnęłam, ale musisz to inaczej zorganizować.

Znowu „muszę”. Nie wspominając już o tym, że w ogóle nie miała powodu, żeby grzebać w tej szafie!

– Ale dlaczego mama układała jakiekolwiek ręczniki? – zapytałam zdziwiona.

– A bo widziałam, że ci już wyschły na suszarce, to od razu wzięłam, jak wychodziłam z łazienki. Wiesz, że ja się nie lubię nudzić – odpowiedziała.

Westchnęłam ciężko. Dobrze, że suszyłam same ręczniki i ścierki, a nie bieliznę, bo pewnie majtki też by mi chętnie poukładała! Starałam się nie wzniecać konfliktów z teściową, bo, po pierwsze, prawdopodobnie nie przyniosłoby to żadnego skutku, a po drugie – nie chciałam się niepotrzebnie denerwować.

Prosiłam męża o interwencję

Postanowiłam jednak podjąć ten temat z Wiktorem.

– Czy mógłbyś poprosić mamę, żeby nieco bardziej szanowała naszą prywatność? – poprosiłam, gdy opowiedziałam mu wieczorem zaistniałą sytuację.

– Mogę, ale... Wiesz, jaka ona jest – odpowiedział zmęczonym głosem.

– Wiem, ale czy to znaczy, że wszyscy mają żyć pod jej dyktando i nic się z tym nie da zrobić? Ja naprawdę jestem cierpliwa i wyrozumiała, ale grzebania w moich rzeczach i komentowania moich wyborów nie będę tolerować! – oznajmiłam twardo.

Myślałam, że coś zrozumiała

Wiktor faktycznie spróbował porozmawiać z matką, ale, jak można było przewidzieć, odwróciło się to przeciwko nam.

– Słyszałam, że nie chcesz, żebym ci grzebała w rzeczach – zagaiła prosto z mostu przy następnej okazji. – Ty, nie bądź taka obrażalska, Kaja! Przecież ja ci z dobrego serca radzę, źle dla ciebie nie chcę.

No tak. Stały argument. Wszystko z dobrego serca, ona zawsze chce dobrze. Problem w tym, że jeśli nie jest się proszonym o radę czy o pomoc, to może nie należy jej ludziom wpychać na siłę...

Chociaż teściowa nie mogła się powstrzymać o tej złośliwej  uwagi, zaprzestała przeglądania moich rzeczy. Niestety, nie oznaczało to, że nie zamierza się już wtrącać w nasze sprawy... Szybko znalazła sobie inne ścieżki, którymi wydreptywała poczucie kontroli nad naszym życiem.

– Kaja, dobrze ci płacą w tej pracy? – zapytała innego dnia.

– Nie narzekam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ale w żadnym wypadku nie zamierzałam wchodzić w szczegóły.

– To znaczy ile? Pięć tysięcy? Siedem? Więcej? Mniej? – dopytywała niegrzecznie. – Wiesz, nie pytam, bo jestem wścibska...

„Wcale”, pomyślałam z ironią.

– Chodzi mi tylko o to, że jeśli zarabiasz dużo mniej niż Wiktor, to rzuć tę pracę, zajmij się dziećmi, przecież zaraz pewnie zajdziesz w ciążę, odchowacie i wtedy sobie wrócisz do pracy – odparła.

Wtedy po raz pierwszy odjęło mi mowę. Nie dość, że dopytywała o moje zarobki i oczekiwała, że podam jej konkretną kwotę, to jeszcze wymyśliła, w jaki sposób mam kierować swoją karierą i kiedy mam rodzić dzieci? O nie, to już zbyt wiele!

– Mamo, my jeszcze nie myślimy o dzieciach – odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton.

– Nie gadaj głupstw, już młoda nie jesteś. Ja w twoim wieku to już miałam Pawła i Wiktora w drodze – machnęła ręką zupełnie bagatelizując moją odpowiedź.

„No i co w związku z tym? Idziemy na jakiś wyścig czy co?”, myślałam coraz bardziej rozjuszona.

– Ale nasza sytuacja jest inna. Chcemy jeszcze chwilę zaczekać.

– A tam! Leniwi jesteście i egoistyczni. Ja to jeszcze w dziewiątym miesiącu ciąży do pracy chodziłam, a teraz to wszystkie baby na zwolnienia latają, chcą w domu siedzieć. Zabierajcie się do roboty, bo nie ma, co czekać – perorowała dalej.

Byłam wściekła

Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi od mieszkania, Wiktor już wiedział, że jestem w nastroju tykającej bomby.

– Co się stało? – zapytał ostrożnie.

– To już jest przesada, Wiktor! Tak się nie da żyć! Dzisiaj twoja matka zaczęła mnie wypytywać, ile dokładnie zarabiam – oznajmiłam zdenerwowana.

– OK... – podrapał się po głowie. – No cóż, powiedz jej, że nie rozmawiasz o pieniądzach i tyle. 

– Ależ temat pieniędzy to był dopiero początek! Pytała ile zarabiam, bo już sobie wymyśliła w tej swojej chorej głowie, że powinnam rzucić robotę i zabrać się za rodzenie dzieci! A kiedy powiedziałam, że jeszcze o tym nie myślimy, zaczęła mnie wyzywać od egoistek i wytykać, że w moim wieku to ona już w drugiej ciąży była – żaliłam się. – Albo ty z nią porozmawiasz, albo następnym razem wygarnę jej sama. I wierz mi, nie będę się hamować!

– Dobrze już, dobrze – przytulił mnie Wiktor, starając się ukoić moje nerwy. – Ja wiem, jaka ona jest, po prostu nauczyłem się już puszczać to mimo uszu...

– Ale to nie znaczy, że ja też muszę! Kulturalni ludzie się tak nie zachowują i nie muszę się wcale na to godzić! – zapiekliłam się znowu.

– Wiem, tak, masz rację... Coś wymyślę.

Nie wiem, czy Wiktor faktycznie odbył z matką jakąś rozmowę, czy nie, ale na razie jest spokój. Może to być skutek jego interwencji, a może po prostu zwykły przestój w popisach teściowej. Jedno wiem na pewno: ostrzegłam męża, że nie będę tego tolerować, więc z następną taką pogadanką poradzę sobie już sama! I gwarantuję, że miło nie będzie. 

Czytaj także: „Siostrze stuknie zaraz 40-stka, a wciąż mieszka z rodzicami. Powinna się wstydzić, że tak na nich żeruje”
„Myślałam, że mój mąż to anioł. Po ślubie odbiła mu palma i okazało się, że to despota, który każe mi siedzieć w domu”
„Mój mąż zmusił mnie do intercyzy, a potem zdradzał na każdym kroku. Za bardzo kochałam jego kasę, żeby się rozwieść”

Redakcja poleca

REKLAMA