„Mąż przyjaciółki to tyran i furiat. Wytresował sobie niewolnicę, która potulnie znosi nawet największe upokorzenia”

przyjaciółki rozmawiają fot. Adobe Stock, gzorgz
„– Odejść? Chyba Zwariowałaś! Zabrałby mi Martę. On pracuje, dom jest na niego, ja nie mam nic. Nawet pracy. Z czego miałabym żyć? Gdzie pójść? Do mamy? Ona ma tylko dwa pokoiki i mojego niepełnosprawnego brata na głowie. Poza tym Artur ma układy, znajomych. Wykończyłby mnie…”.
/ 08.09.2022 07:15
przyjaciółki rozmawiają fot. Adobe Stock, gzorgz

Nie widziałam jej z sześć lat. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniła. Ale coś było nie tak. Jakby straciła radość życia, poszarzała. Jej oczy, z których kiedyś tryskały wesołe iskierki, patrzyły teraz jakby zza mgły. Czaiły się w nich niepewność i strach. Wpadłam na nią na ulicy. W pierwszej chwili ucieszyła się z naszego spotkania. Ale po minucie zaczęła nerwowo przygryzać wargi i rozglądać się wokoło. Jakby się bała, że jakiś złoczyńca za chwilę wyłoni się zza rogu i do nas podbiegnie.

– U mnie wszystko świetnie się układa – mówiła pośpiesznie, siląc się na uśmiech. – Artur jest już dyrektorem w korporacji, zarabia krocie. Nie pracuję, mogę spokojnie wychowywać Martunię. To takie mądre dziecko. Dwa lata temu przeprowadziliśmy się do domu pod miastem. Mam piękny ogród, ciszę, spokój… Mówię ci, żyć nie umierać…

Chciałam wyciągnąć ją na pogaduszki, ale odparła, że bardzo się spieszy. Za nic w świecie nie chciała mi podać swojego nowego adresu ani nawet numeru telefonu.

– Jak nie chcesz ze mną odnowić kontaktów, to nie! Bez łaski! – naburmuszyłam się.

Mówiła bez przerwy, musiała się wygadać

Spojrzała na mnie spłoszona, a potem nagle spuściła wzrok.

– To nie o to chodzi… Mamy teraz małe przemeblowanie, bo Artur przenosi swój gabinet na parter, więc i tak nie mogłybyśmy spokojnie pogadać. A poza tym za kilka dni zmieniam numer komórki. Mam dość telefonów od akwizytorów. Wtedy sama zadzwonię i wszystko ci powiem – zaczęła się tłumaczyć.

Zrozumiałam, że coś ukrywa. Nie pozwoliłam jej odejść. Wzięłam ją w ramiona, przytuliłam. Cała dygotała.

Kaśka, co się dzieje? – spytałam cicho.

Przez dłuższą chwilę milczała, a potem wyrwała się z moich ramion.

– Iwona, ratunku, ja już nie mogę – wyszeptała z trudem.

– O Boże, ktoś cię krzywdzi? Mów natychmiast! – zażądałam. – Artur? Ale… 

– Tak tak, wiem, że kiedyś wszystkie mi go zazdrościłyście. Mówiłyście, że trafiłam los na loterii. Że taki obrotny, inteligentny i błyskotliwy… Wszystko się zgadza, tylko… Odkąd jesteśmy małżeństwem, liczy się tylko on. Staram się, jak mogę, spełniam wszystkie jego zachcianki, próbuję odgadywać myśli. A mimo to nie potrafię go zadowolić – rozpłakała się.

Zaciągnęłam ją do kawiarni. Protestowała, ciągle twierdziła, że bardzo się spieszy, ale się uparłam. Chciałam, żeby się wygadała, wyżaliła. Kiedyś byłyśmy dobrymi przyjaciółkami. Gdy po ślubie przestała się odzywać, pomyślałam, że po prostu nie ma dla mnie czasu. Że ma teraz inne życie, innych znajomych… Byłam nawet na nią o to zła, więc nawet jej nie szukałam. A tu taka przykra niespodzianka.

Usiadłyśmy w zacisznym ogródku kącie sali. Trochę się uspokoiła. Zamówiłam kawę i ciastko z kremem. Kiedyś Kaśka uwielbiała słodycze. Mogła spałaszować trzy wielkie porcje tortu naraz. A teraz nawet nie spojrzała na talerzyk.

– Dlaczego nie jesz? Przecież to twoje ulubione – zdziwiłam się.

– Muszę dbać o linię. Artur nienawidzi otyłych kobiet. Na lodówce przykleił zdjęcie takiej jednej. Żeby działało odstraszająco. Czy wiesz, że jak byłam w ciąży z Martunią, to wyrzucił mnie z sypialni? Stwierdził, że wyglądam okropnie, i nie może na mnie patrzeć. A przecież przytyłam tylko siedem kilogramów. Ginekolog mnie chwalił, mówił, że to w sam raz. Ale teraz wszystko już jest w porządku. Pilnuję się! Jak zjem czegoś za dużo, to idę do łazienki i wymiotuję… Ale nie muszę tego robić zbyt często. Nauczyłam się jeść tyle co ptaszek.

– Zwariowałaś? Tak nie można! – próbowałam się wtrącić.

Jej mąż był prawdziwym tyranem

Chyba nawet nie usłyszała. Ciągnęła swoją opowieść, jakby w trakcie naszego spotkania chciała wyrzucić z siebie cały swój ból.

– Mój każdy dzień wygląda tak samo. Artur dokładnie wszystko zaplanował. Muszę wstać godzinę przed nim, o szóstej. Cichutko, żeby się nie obudził. Codziennie przypomina mi, że ciężko pracuje i musi porządnie wypocząć. Wiesz, że nie używam budzika? Mam taki swój wewnętrzny. Dzwoni jak szalony! Potem przygotowuję mu śniadanie. Zawsze jest z tym kłopot, bo nigdy nie wiem, na co będzie miał ochotę. Wystawiam więc wszystko, co mam w lodówce. Ale muszę uważać, żeby nie było tego za dużo, bo wtedy posądzi mnie o rozrzutność i niegospodarność. Ciągle podkreśla, że mnie utrzymuje, a ja tego nie doceniam, nie umiem gospodarować pieniędzmi. A przecież kupuję tylko to, czego on sobie życzy! I wyliczam się z każdego grosza…

– A to łachudra! – oburzyłam się.

– Prawda? Ale to nie koniec! Po śniadaniu Artur się ubiera. Karmię wtedy Martunię, a w duchu modlę się, żeby na koszuli, którą wybierze, nie było jakiejś zmarszczki. Dokładnie to sprawdza. Kiedyś nie doprasowałam kawałka rękawa. Tego fragmentu pod pachą. Pomyślałam, że i tak nie będzie tego widać pod marynarką. Dostał szału. Krzyczał, że do niczego się nie nadaję, że najprostszych rzeczy nie umiem zrobić. I wywalił z szafy na podłogę wszystkie koszule. A potem je podeptał.

– O rany... – jęknełam.

– Więc teraz rozprasowuję każdą mikroskopijną pliskę. Nawet z tyłu, pod kołnierzykiem… Kiedy wreszcie wychodzi, mogę odetchnąć, rozluźnić się. Ale tylko na chwilę! Przecież trzeba posprzątać, ugotować obiad. No i znowu ta sama zgadywanka, ten sam strach… Wiesz, często budzę się w nocy, zlana potem. Biegnę do lodówki bo… śniło mi się, że nie mam co podać mu do jedzenia. Uspokajam się. dopiero wtedy gdy zobaczę, że wszystko jest…

– O Boże, o niczym nie wiedziałam. Myślałam, że jesteś szczęśliwa. Dlaczego nie zadzwoniłaś? – zapytałam przerażona.

– Dlaczego? To proste. Nie wolno mi z nikim rozmawiać. Owszem, Artur kupił mi komórkę, ale chyba tylko po to, by mnie kontrolować, sprawdzać, gdzie jestem. Po przyjściu z pracy przegląda, kto do mnie dzwonił i do kogo ja dzwoniłam. Kiedyś kasowałam połączenia, ale i tak gdy przychodził rachunek, dowiadywał się o wszystkim. Więc, by uniknąć awantur, przestałam dzwonić. Nawet do mamy. On jej nie cierpi. Twierdzi, że niepotrzebnie mnie buntuje, włazi z butami w nasze małżeństwo, wtrąca się. A przecież obowiązkiem żony jest słuchać męża! Ostatnio, gdy zorientował się, że rozmawiałyśmy, wpadł w furię. Wrzeszczał, że jak się godzinami gada przez telefon, to nie ma czasu na dom, męża, dziecko. A to było kilka minut. Powiedziałam jej tylko, że u mnie wszystko w porządku. Nie chcę jej denerwować, ma przecież słabe serce – Kasia znowu się rozpłakała.

Nie mogłam tego dłużej słuchać.

Mam o wszystkim zapomnieć?

– Kaśka, wiem, że to nie miejsce na takie rozmowy, ale musisz od niego odejść. Natychmiast. On cię niszczy psychicznie! Jeśli się od niego nie uwolnisz, zginiesz! – krzyknęłam. Spojrzała na mnie przerażona.

– Zwariowałaś? Zabrałby mi Martę. On pracuje, dom jest na niego, ja nie mam nic. Nawet pracy. Z czego miałabym żyć? Gdzie pójść? Do mamy? Ona ma tylko dwa pokoiki i mojego niepełnosprawnego brata na głowie. Poza tym Artur ma układy, znajomych. Wykończyłby mnie…

– Nic z tego! Też mam znajomych! Pomogę ci. Załatwię ci pracę, jakiś tymczasowy kąt, a przede wszystkim dobrego adwokata. Dostaniesz pół domu, alimenty na siebie, na dziecko. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze –  przekonywałam ją.

– Tak myślisz? – w jej oczach dostrzegłam iskierkę nadziei.

– Jestem tego pewna! Wystarczy jedno twoje słowo i już ruszam do działania – patrzyłam na nią wyczekująco.

– No nie wiem, muszę to sobie spokojnie przemyśleć. Jutro do ciebie zadzwonię i powiem co i jak – odparła.

Zadzwoniła. Późną nocą. Z zastrzeżonego numeru. Byłam pewna, że usłyszę, że właśnie się pakuje i jutro odchodzi od męża. Nic z tego.

– Wiesz, nie zawracaj sobie mną głowy – rzuciła. – Nie opuszczę Artura. Przecież tak naprawdę wcale nie jest taki zły. Kocha mnie i Martunię, chce dla nas jak najlepiej.

– A co z awanturami? – przerwałam jej.

– E, to nic takiego. Należy mi się. Niezdara jestem i tyle. Inny facet z pięściami by się na mnie rzucił, ale nie Artur. On nie uznaje bicia. I dobrze, że jest taki stanowczy i wymagający. Zawsze podobali mi się prawdziwi mężczyźni, a nie jacyś tam pantoflarze… Aha, jeszcze jedno… Najlepiej, żebyś zapomniała o naszej wczorajszej rozmowie. Nie wiem, co mnie napadło, że wygadywałam takie bzdury. I nie próbuj mnie odnaleźć, nie martw się. Naprawdę świetnie sobie radzę, jestem szczęśliwa…

Czytaj także:
„Mąż był gościem w domu. Gdy odkryłam, że mnie okłamuje, oskarżyłam go o zdradę. Jego odpowiedź mocno mnie zszokowała”
„Ciotka i wujek pozbawili mnie ojca i okradli z rodzinnych pamiątek. Najbliższa rodzina zgotowała mnie i mamie piekło na ziemi”
„Moja przyjaciółka to zwykła złodziejka. Jest dumna z tego, że oszukuje sprzedawczynie i zarabia na ich roztargnieniu”

Redakcja poleca

REKLAMA