„Mąż przez urażoną dumę skazał nas na biedę. Nie mieliśmy kasy, a on nadal czekał, aż ciepła posadka spadnie mu z nieba”

Kobieta, która jest załamana fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Tomasz był poważny, przedsiębiorczy, zaradny, uczciwy, obowiązkowy, a w dodatku był wspaniałym ojcem i czułym mężem. Nie miał żadnych upierdliwych wad, które utrudniałyby nam życie. Aż do momentu, gdy grunt osunął mu się spod nóg”.
/ 23.03.2022 07:07
Kobieta, która jest załamana fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

W życiu, wiadomo, są różne momenty – dobre, ale też i złe. Mężczyznę poznaje się po tym, jak radzi sobie z tymi drugimi. Kasia, moja siostra, kochała męża jak wariatka. Dlatego gdy 10 lat po ślubie przyznała mi się, że czasem ma szczerą ochotę go udusić, a w jej oczach dostrzegłam, że naprawdę tak czuje – zdziwiłam się.

– Czego ty od niego chcesz? Zaradny, czuły, nosi cię na rękach.

– Och, Miśka – westchnęła Kasia. – Tak niewiele wiesz o facetach…

– Rzeczywiście, jakbym nie miała męża i dwóch nastoletnich synów, o trzech braciach nie wspominając – ironizowałam.

– To pryszcz. Prawda o facetach wychodzi na jaw wtedy, kiedy tracą grunt pod nogami. Jacek jest hipochondrykiem.

– Przecież zawsze był i nigdy ci to nie przeszkadzało – zauważyłam.

Znów westchnęła, tym razem boleśnie.

– Z wiekiem mu się pogarsza. Uwierz mi, gdybym go tak nie kochała, już dawno by mnie przy nim nie było. Jak go dopada faza, to z faceta zmienia się w galaretę.

– Na szczęście Tomek nie jest hipochondrykiem – mruknęłam, mając na myśli swojego męża. – Chyba nie ma takich słabości.

Kaśka przechyliła głowę i wypowiedziała  – jak się potem okazało – prorocze słowa:

– Jak przyjdzie czas próby, będzie musiał udowodnić, czy jest mężczyzną, czy kluchą.

Tomasz był poważny, przedsiębiorczy, zaradny, uczciwy, obowiązkowy, a w dodatku był wspaniałym ojcem i czułym mężem. Nie miał żadnych upierdliwych wad, które utrudniałyby nam życie. Przez 23 lata małżeństwa przeszliśmy wiele i nic nas już nie mogło zaskoczyć.

Tamtego dnia, wracając do domu od siostry, myślałam, że najwyraźniej Tomkowi los oszczędził „prób męskości”. Niestety, nie odpukałam w niemalowane. Dwa lata później mąż stracił pracę.
Niby nie pierwszy raz – na początku drogi zawodowej zdarzało mu się to często. Ale potem przez 18 lat były tylko sukcesy i awanse.

Przez ostatnich 11 lat sprawował funkcję dyrektora handlowego dużej firmy z zagranicznym kapitałem. I nagle firma matka zbankrutowała, więc chociaż polska filia radziła sobie dobrze, zabrano wszystkie środki, żeby spłacić zadłużenie w kraju macierzystym, i zwolniono ludzi.

Nawet nie dostali odpraw, co w wypadku mojego męża oznaczało stratę naprawdę poważnej sumy. A że firma ogłosiła upadłość, nie było możliwości odzyskania pieniędzy.

– Nie martw się – pocieszałam Tomka, który siedział markotny na kanapie. – Jesteś doskonałym fachowcem, szybko znajdziesz pracę. Może nawet lepszą. Sam mówiłeś, że po jedenastu latach w jednej firmie zaczyna ci brakować wyzwań. Ale sam byś nie odszedł. No to los daje ci szansę.

Odpoczął tydzień, a potem rozesłał wici po znajomych z branży, że jest do wzięcia. Tyle że brakowało dyrektorskich wakatów. Minął miesiąc, potem drugi, trzeci. Tomek zaczął wysyłać CV do innych firm, zarejestrował się w firmie headhunterskiej. Chodził na jakieś rozmowy, które nie przynosiły żadnych rezultatów.

– Może zmień branżę? – zasugerowałam pewnego dnia. – Szybko się uczysz…

– Mam 52 lata, jestem jak ten stary pies, który nie nauczy się już nowych sztuczek – powiedział z rozgoryczeniem.

– Kochanie, masz umysł jak żyleta…

– Kobieto, jak nie wiesz, co mówisz, to się nie odzywaj – warknął i wyszedł z pokoju.

Pierwszy raz w życiu tak się do mnie odezwał!

I to z jakim zniecierpliwieniem! Jakbym nie była jego partnerką, tylko głupią babą, która ma się nie odzywać niepytana… Po sześciu miesiącach bezskutecznych prób znalezienia pracy Tomek zaległ na kanapie z pilotem w ręku. Wtedy uznałam, że czas na interwencję. Wszystkie przyjaciółki,  nie wyłączając mojej siostry radziły mi reagować szybko, żeby się facet nie rozszedł w szwach.

– Jak mu się wewnętrzny motorek zatrzyma, to trzeba będzie nadludzkich wysiłków, żeby go na powrót uruchomić – stwierdziła Janeczka, która wiedziała, co mówi, bo trzy lata wcześniej padła firma jej męża.

– Kotku – powiedziałam, siadając obok Tomka. – W kraju sytuacja ekonomiczna  jest, jaka jest, firm jest tyle, ile jest, i dyrektorskich stołków raczej nie przybędzie. Może na czas oczekiwania, aż któregoś dyrektora trafi szlag, znajdziesz sobie inną pracę?

– Co to znaczy inną?! – prychnął. – Szukam innej, jeśli jeszcze nie zauważyłaś.

I znów ten wstrętny, szowinistyczny ton, który ostatnio coraz częściej pojawiał się w głosie Tomka… Kilka dni temu Janka wytłumaczyła mi, że według psychologów takie zachowanie to wina urażonej męskiej dumy. Czyli samoobrona w wykonaniu samca, który czuje się zagrożony na pozycji… samca. Zebrałam całą cierpliwość i spokój, jakie mi jeszcze pozostały.

– Inną, to znaczy nie na stołku dyrektora. Możesz przecież być na przykład kierownikiem albo nawet…

– Szeregowym pracownikiem? – spojrzał na mnie tak, jakbym mu zaproponowała stanie przy kasie. – Już przez to przechodziłem. Już giąłem się w ukłonach, wkurzałem na indolencję szefów. Mam wiedzę, umiejętności i doświadczenie…

– Więc szybko awansujesz – wtrąciłam. – … i nie zamierzam słuchać poleceń, idiotów, którzy nie mają pojęcia, co robią.

– Jesteś trochę niesprawiedliwy…

– Przestań, po prostu przestań.

– Możesz przyjąć tę propozycję od znajomego Reginy – przypomniałam mu.

– Nie będę magazynierem! – warknął.

– Kierownikiem magazynu – poprawiłam go. – Za trzy tysiące miesięcznie.

– Magazyn z żarciem dla psów…

– A co to ma do rzeczy? To normalna, uczciwa praca – tłumaczyłam mu.

Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym właśnie zaczęła obdzierać go ze skóry.

– Jestem dyrektorem, kobieto!

Od razu przypomniała mi się scena z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, jak żona mówi: „Mój mąż z zawodu jest dyrektorem”.

– Przestań mówić do mnie „kobieto”! – wrzasnęłam. – A dyrektor to nie zawód, tylko stanowisko! Jesteś handlowcem! Kierownik magazynu to też handlowiec…

– Ty niczego nie rozumiesz – burknął, po czym odwrócił się w stronę telewizora.

Teraz to mnie wkurzył!

Ja mu podaję rzeczowe argumenty, przekonuję do rozsądnego myślenia – a ten się będzie dąsał jak rozkapryszone dziecko! Bo on jest dyrektorem, a ja nic nie rozumiem… Wkurzona podeszłam do gniazdka i wyciągnęłam wtyczkę. Moja cierpliwość poszła się bujać.

– Przypominam, ci, mój MĘŻCZYZNO, że mamy kredyt do spłacenia. Dom do utrzymania, samochód. I dwóch synów na studiach – wycedziłam. – Żyjemy z mojej pensji, która wysoka nie jest, a raty i resztę płacimy z oszczędności, które starczą może jeszcze na rok. A co dalej? Jak nie weźmiesz się do roboty, choćby za trzy tysiące, będziemy musieli się zacząć wyprzedawać. Więc może zejdź z chmur i rozejrzyj się po realnym świecie. Bierz pracę, jaką ci proponują. Nie stać nas na twoje fochy i urażoną dumę. Masz 52 lata. Może już nigdy nie będziesz dyrektorem. I co z tego? Ale nie będziesz mi tu zapuszczał korzeni na kanapie i zamieniał się w jakąś marną podróbkę Kiepskiego!

Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, a potem wstał, ominął mnie i wyszedł z domu. Wrócił nad ranem pijany w cztery litery. Wszedł do sypialni i zapalił światło.

– Już mnie nie kochasz – wybełkotał, kiwając się smętnie. – Pomiatasz mną. Nie wyszłaś za magazyniera, tylko za dyrektora…

I z płaczem osunął się na kolana. Byłam wstrząśnięta. Dopiero ten moment  uświadomił mi, co się dzieje w jego duszy. Tomek się bronił! Walczył o to, żeby sam do siebie nie stracił szacunku! Uklękłam obok niego i przytuliłam go do siebie, zapewniając o swojej miłości do niego – dobrego, kochanego mężczyzny, który nie jest ani dyrektorem, ani magazynierem, tylko nim, Tomkiem. Mężczyzną, który dał mi szczęście. Mężem, którego chcę odzyskać.

– Na pewno przejdziemy przez ten kryzys – mówiłam. – Razem. I będziemy jeszcze silniejsi. Ale musisz zacząć walczyć taką bronią, jaką masz pod ręką…

Na drugi dzień Tomek przyjął posadę kierownika magazynu. Wewnętrzny motorek, który go napędzał, znów ruszył. Patrzyłam na męża i cieszyłam się, że udało mu się przejść próbę męskości. Z moją pomocą, ale przecież po to faceci mają żony, prawda?

Czytaj także:
„Nie chcę być tylko żoną swojego męża. Stanowisko kury domowej nie jest dla mnie. Gardzę życiem mojej mamy i sióstr”
„Byłam w ciąży z partnerem, który po zdradzie żony nie chciał ślubu. Ja nie chciałam być konkubiną. Kazałam mu wybierać”
„Przyjaciółka żony przyłapała mnie na zdradzie i teraz mnie szantażuje. Mam jej płacić własnym ciałem za milczenie”

Redakcja poleca

REKLAMA