Zobaczyłam go z daleka. Wysoki, pewny siebie, mimo mrozu z gołą głową i rozpiętą kurtką. Znowu igrał z zapaleniem płuc. Skąd wiedział, kiedy przyjeżdżam? Pewnie matka mu powiedziała i wysłała na dworzec po córkę marnotrawną. Podchodziłam wolno. Serce biło mi jak oszalałe. Jacek wziął ode mnie walizkę i uśmiechnął się niemal przyjaźnie:
– Witaj. Wyglądasz na zmęczoną, ale jak zwykle przepięknie.
On z kolei mocno schudł. Poczułam się winna. Pochylił się, by mnie pocałować. Poczułam zapach wody kolońskiej; może jeszcze tej samej, którą mu kupowałam. W ostatniej chwili uchyliłam się i jego zimne wargi tylko musnęły mój rozgrzany policzek. Wystarczyło, by przeszły mnie ciarki. Nie znosiłam tej swojej słabości.
– Co im nagadałeś? – przystąpiłam do ataku. – Matka zdaje się o niczym nie wiedzieć. O co tu chodzi? – pytałam.
– Ja…? – uśmiech zniknął z jego twarzy jak starty gąbką. – To ty wyjechałaś bez słowa. To ja od pół roku nie wiem, co myśleć. Ale jeżeli sądziłaś, że cię wyręczę, nic z tego. Sama im powiedz.
Wiedział, gdzie uderzyć. Nawet w naszej rodzinie pojawiały się niesnaski, ale w święta wszelkie urazy na chwilę znikały. Jednak rozwód? Z takim skandalem jeszcze nigdy nie musieli się zmierzyć. Moja rodzina była tradycyjna do bólu. Mężczyźni związani z górnictwem pracowali na dom, a kobiety się tym domem zajmowały. Nikt nam nie zabraniał się kształcić, ale też nikt się nie dziwił, gdy dziewczyna po ślubie rezygnowała z własnych aspiracji.
Nie myślałam o tym, gdy zdawałam na dziennikarstwo. Gdy się dostałam, rodzina bardzo się cieszyła. Przeszło im, gdy nauka i staż w miejscowej gazecie ograniczyły nasze kontakty. Stałam się gościem w domu.
Mama i babcia patrzyły na mnie z troską. Ojciec znacząco chrząkał. Kamień spadł im z serca, gdy poznałam Jacka. Inżynier po AGH przypadł ojcu i dziadkowi do gustu. Godzinami rozprawiali o ratowaniu polskiego górnictwa. Co nie znaczy, że zakochałam się w nudziarzu. Jacek zawsze miał w zanadrzu jakiś dowcip. A całował… aż iskry szły.
Nim się zorientowałam, było po zapowiedziach. Nie miałam nic przeciwko ustatkowaniu się, ale gdy matka zaczęła napomykać o wnukach – szczerze się przeraziłam. Ledwie zrobiłam magisterium, w redakcji awansowałam i nie chciałam z tego zrezygnować. Moje obawy Jacek zbywał.
– Będzie dobrze, Agatko – mówił.
– Wszystko się ułoży. Ty trochę ustąpisz, ja trochę ustąpię. Grunt, że się kochamy.
Pobraliśmy się w marcu. Sielanka trwała trzy miesiące. Potem dostałam rewelacyjną propozycję pracy w Katowicach. Szukali kogoś młodego i ambitnego na stanowisko sekretarza redakcji. To była moja życiowa szansa. Jacek miał odmienne zdanie:
– Chyba żartujesz? Jak ty to sobie wyobrażasz? Małżeństwo na odległość, ja tutaj, ty tam? Nie sądzę… – uśmiechnął z pobłażaniem, jakby rozmawiał z małym dzieckiem.
Wyszło szydło z worka
Niby taki postępowy, a okazał się równie tradycyjny co mój dziadek. Przepłakałam całą noc. Rankiem spakowałam się i wyjechałam. Nikogo nie pytałam o zdanie. Wiedziałam, że wszyscy staną murem za Jackiem.
Nie pojechał za mną, nie próbował się dogadać. Mogłam się tego spodziewać, choć i tak zabolało. Praca spełniła nadzieje, jakie w niej pokładałam. Miałam kupę roboty i dobrze: mniej czasu na myślenie. Nie wiedziałam, jak wyznać rodzinie, że moje małżeństwo to pomyłka. Gdy wreszcie zdobyłam się na odwagę, zdębiałam, gdy mama powitała mnie wręcz entuzjastycznie.
– Cudownie cię słyszeć. Wreszcie! Jacek mówi, że masz tam urwanie głowy, ale żeby aż tak zapomnieć o najbliższych? Pamiętaj, że tęsknimy za tobą. Uprzedź w tej swojej redakcji, że na święta muszą cię puścić do domu. Rodzina ma swoje prawa. Czekamy. Przyjeżdżaj tak szybko, jak będziesz mogła.
Odkładałam słuchawkę, mając mętlik w głowie. Z sobie wiadomych powodów mój mąż milczał. Albo raczej przedstawił okrojoną wersję wydarzeń, w której nie występowałam jako wstrętna karierowiczka. Widać urażona duma Jacka nie pozwoliła mu przyznać przed innymi, że żona go porzuciła.
Mama załamała się na mój widok.
– Chudzina! Wyglądasz jak duch. Marsz do kuchni.
Moja pomoc w wielkanocnych przygotowaniach ograniczyła się więc do próbowania wszystkiego, czego można było spróbować. Trafiłam do sypialni objedzona jak truteń, który wpadł do miodu. Może dlatego zrobiło mi się słabo, gdy natknęłam się na Jacka w samych slipach. Schudł, ale mięśni nie stracił. Widząc moją przerażoną minę, wyjaśnił:
– Skoro nie wyprowadziłaś mamy z błędu, wciąż uważa nas za regularne małżeństwo. A te sypiają razem. O ile dobrze pamiętam, wolisz prawą stronę łóżka?
Zapowiadała się ciężka noc…
Byłam świadoma każdego jego oddechu, każdego mimowolnego dotknięcia. Przez pół roku samotności udawałam, że mi tego nie brakuje. Unikałam mężczyzn i randek. Jako mężatka – nie mogłabym. Jako kobieta – nie spotkałam nikogo, kto pobudziłby moje zmysły. Choć troszeczkę. Za to Jacek… Pachniał miętą, cytrusową nutą i pewnością siebie. Zabójcza mieszanka. I nawet nie mogłam mieć mu za złe, bo przecież spał.
Obudziłam się w jego objęciach. Pasowałam do nich tak dobrze, że trochę czasu minęło, nim otrzeźwiałam i zerwałam się z posłania jak oparzona.
– Możesz uciekać, ale i tak wiesz, że jestem dla ciebie stworzony – pobiegł za mną jego pełen zadufania głos.
Stłumiłam go prysznicem. Postanowiłam drania unikać. Łatwo powiedzieć. Prowadził ze mną dziwną grę. Gdzie się nie obróciłam, natykałam się na jego uśmiech i otwarte ramiona.
W końcu nie wytrzymałam.
– Przestań, zachowujesz się jak wyposzczony samiec!
– A niby jak ma się zachowywać? – wziął go w obronę mój kuzyn. – Stęsknił się chłopak, to zrozumiałe. Na jego miejscu nie wypuściłbym żonki z łóżka przez tydzień.
– Marcin! – upomniała go mama, ale i jej mina wskazywała, że nie rozumie, czemu opędzam się od męża jak od natrętnej muchy.
Teraz mogłam wyznać prawdę, skończyć z tą udręką, psychiczną i fizyczną. Bo moje własne ciało było przeciwko mnie. Dostawałam gęsiej skórki na sam widok Jacka. Wspomnienia mnie dobijały… Szorstki jak szczotka zarost. Figlarny błysk w oku, świadczący, że knuje coś nieprzyzwoitego.
„Dosyć! Powiedz wszystkim, jak sprawy stoją” – pomyślałam. Nie mogłam, chwila nie była odpowiednia. Za trzy godziny mieliśmy siąść do obiadu. Szybko cmoknęłam Jacka w usta.
– Powoli… – szepnął, nie zamierzając mi niczego ułatwiać.
No i było po mnie, ledwie poczułam jego smak, jedyny w swoim rodzaju. Smakował inaczej, gdy się podniecił. Zawsze działało to na mnie tak, że chciałam więcej i więcej. Boże..! Oderwaliśmy się od siebie, słysząc rozbawione chrząknięcia.
– Ciotka, zostaniesz kolejny raz babcią szybciej, niż ci się wydawało – podsumował mój kuzyn.
Jakby wylał na mnie kubeł zimnej wody. Uciekłam na górę. Jacek pobiegł za mną.
– Świnia z ciebie – zatrzasnęłam mu drzwi łazienki przed nosem.
– Przepraszam, poniosło mnie, ale nie jestem ze stali. Celibat mi nie służy… Gdy jesteś blisko, po prostu świruję.
Wyczułam złość i zażenowanie
Bez względu na to, co planował, wyraźnie stracił kontrolę nad sytuacją. Czemu wcześniej nie przyszło mi do głowy, że mam nad nim dokładnie taką samą władzę, jak on nade mną? Intrygująca perspektywa…
Odkręciłam wodę, ucinając dalszą dyskusję. Musiałam się zastanowić, czego chcę. Praca, kariera, emancypacja? Bardzo ambitnie, ale i… bardzo samotnie. Jacek odkrył namiętną stronę mojej osoby. Od kiedy się rozstaliśmy, śnił mi się prawie co noc. Choćby wczoraj. Zimny prysznic nie pomógł.
Pragnęłam pieszczot, marzyłam o dotyku męskich dłoni na moim ciele. Nie byle jakich, lecz Jacka, tylko jego… Przeraziłoby mnie to jeszcze kwadrans temu. Teraz poznałam swoją siłę i postanowiłam jej użyć. Udowodnię mu, że ożenił się z kobietą, której ambicje nie ograniczają się do pieluch i garów.
Jednak Bóg mi świadkiem, że wychodząc spod prysznica, okryta jedynie ręcznikiem, nie myślałam o pracy. Chciałam uwieść mojego męża. Chciałam uświadomić mu, że potrzebuje mnie jak roślina wody. Znałam to przeklęte uczucie aż za dobrze.
Przełknął ślinę na mój widok. Jego baczne spojrzenie sprawiło mi przyjemność porównywalną z pocałunkiem. Większą, bo ja kontrolowałam sytuację. Niech wie, co stracił. Bardzo… bardzo powoli zakładałam koronkową bieliznę, którą mi kupił. I zieloną sukienkę, którą wybieraliśmy razem, by idealnie pasowała pod kolor moich oczu. Nie miała rękawów, za to głęboki dekolt.
– Może być? – spytałam, wygładzając tkaninę na biodrach. – Sama nie wiem, może lepiej włożyć coś na wierzch. Jak sądzisz?
– Włóż. Może być ci… zimno – wychrypiał.
– Ale wtedy nie będzie widać sukienki… – uśmiechnęłam się zalotnie.
Jacek wyglądał jak ofiara bazyliszka. Stał bez ruchu, nawet powieką nie mrugnął, i gapił się.
– Weź oddech, bo się udusisz – poradziłam życzliwie.
– Widzę, że sporo się nauczyłaś. Ciekawe… kto cię szkolił? – rzucił w przestrzeń i wyszedł z pokoju.
Wreszcie. Doczekałam się objawów zazdrości. Uczucie satysfakcji mieszało się z wyraźną ulgą. Siedząc sama w wynajętym pokoiku, w kółko zadręczałam się pytaniami: co on teraz robi, z kim się spotyka, a może już kogoś znalazł na moje miejsce? Skoro jest zazdrosny, to chyba nie… A jeżeli to tylko urażona męska duma? Jeżeli wykorzystał naszą wzajemną namiętność, żeby mnie ukarać?
Spojrzałam w lustro i już nie wydawałam się sobie taka piękna i ponętna. Niech to szla.! Długo tak nie wytrzymam. Musimy się rozmówić. Gdy jedliśmy, zabrakło mi słów. Był taki smutny i przybity. Przeze mnie. Potrafiłam jedynie mocno go przytulić. Odwzajemnił uścisk i szepnął:
– Nie przekreślaj nas, proszę…
Zabrzmiało to tak bezradnie, że aż się zawstydziłam. Nie chciałam go zranić. Kochałam go. Co mi po karierze, jeżeli stracę miłość swojego życia? Z drugiej strony nie mogłam się oszukiwać. Praca wiele dla mnie znaczyła. Rezygnując z niej, unieszczęśliwiłabym samą siebie.
Moja babcia, mama i siostry spełniały się w roli gospodyń. Kwitły, smażąc powidła, piekąc ciasta i dogadzając swoim najbliższym. I wcale nie były uległymi, słabymi kobietkami; tak naprawdę to one rządziły w domu. Ja nie byłam tak silna, może dlatego tak broniłam swojej niezależności, bałam się zostać wyłącznie żoną swojego męża. Wolałam uciec.
– Milion za twoje myśli – szepnął Jacek.
– Kochasz mnie? – zapytałam.
– Nigdy nie przestałem.
– Ale nie pojechałeś za mną – rzuciłam z pretensją. – Choć obiecywałeś, że zawsze się dogadamy, że ty trochę ustąpisz, ja trochę… – Urwałam pod jego wymowniejszym niż słowa spojrzeniem.
Nagle do mnie dotarło, że nie ustąpiłam na krok. Gdy pojawiły się schody, zwiałam, nie dając nam szansy. Patrzyliśmy na siebie długo. A gdy wszyscy wyszli, przystąpiliśmy do negocjacji pokojowych.
Czytaj także:
„Przez zimę przytyłam i postanowiłam zrzucić parę kilo. Chciałam znów poczuć się piękna, ale mąż tego nie doceniał”
„Przetańczyłem z nią całą noc, a po imprezie zostało mi złamane serce i żółty sweterek. Gdzie jest mój Kopciuszek?”
„Nie wierzyłam w żadne duchy czy nawiedzone domy. Swoją ignorancję prawie przypłaciłam życiem”