Powiem szczerze: mam duży problem. Od ponad roku jestem szantażowany. Dobra – przyznaję, narozrabiałem, więc teraz muszę za to płacić. Ale żeby w taki sposób?! I to komu?! Jak wam zdradzę – absolutnie nie uwierzycie…
Z Kamilą jesteśmy zaledwie trzy lata po ślubie. Tworzymy, jak to się mówi, nowoczesne małżeństwo. Bardziej ten związek oparty jest na partnerstwie i umowie, a mniej na namiętności i uczuciach. Ale kocham żonę i jestem pewien, że ona mnie też.
Tyle że od początku nie był to żaden wielki wybuch miłości. Zaczęliśmy się spotkać jako kumple. Potem doszedł seks, a w końcu zamieszkaliśmy razem. Nie od razu planowaliśmy ślub i założenie rodziny, a właściwie długo w ogóle nie było o tym mowy. Ale gdy Kamie stuknęła trzydziestka, zaczęły w niej buzować hormony i zapragnęła zostać matką.
– Słuchaj, chciałabym z tobą poważnie porozmawiać – zadzwoniła do mnie pewnego dnia do pracy. – Przyjdź dziś na kolację punktualnie, okej?
Bałem się wówczas jak diabli. Bo co mogła mi powiedzieć? Albo że musimy się rozstać, a wcale tego nie chciałem, albo że jest w ciąży, a na to znów nie byłem gotowy. Po drodze do domu wstąpiłem więc do baru i dla odwagi rąbnąłem sobie dwa kieliszeczki. Musiałem dodać sobie odwagi.
Choć Kamila przygotowała wspaniałą kolację, mnie te smakołyki w gardle stawały. Bo ona, zamiast od razu wyłożyć kawa na ławę, o co jej chodzi – długo szczebiotała jakby nigdy nic i tylko dolewała mi wina.
Po setce, którą już w sobie miałem, szybko zrobiło mi się rozkosznie błogo. Nagle przyszło mi do głowy, że może ona chce mnie zmiękczyć, żebym nie protestował… Nie wytrzymałem więc i sam poprosiłem, siląc się na spokój:
– Kochanie, powiedz wreszcie, o co chodzi, bo już nie mogę… Dzwonisz do mnie do pracy, zapowiadasz jakąś poważną rozmowę, a potem przez godzinę opowiadasz o Kaśce i jej dziecku. Może już nie znęcaj się nade mną!
– Oj, bo nie wiem, jak zacząć – Kama nagle się speszyła. – To dość trudne i…
– Jesteś w ciąży – wypaliłem.
– Nie, ale chciałabym być – odparła szybko i wzięła głęboki oddech. – Właśnie o to mi chodzi. Nie jesteśmy już najmłodsi, zwłaszcza w moim wypadku ma to spore znaczenie. I boję się, że za chwilę będzie za późno na dziecko. A wydaje mi się, że dobrze nam ze sobą, i tak sobie pomyślałam… No wiesz, że może…
Moja zazwyczaj wygadana Kama zaczęła się plątać. Postanowiłem jej pomóc.
– Chcesz, żebyśmy się pobrali – stwierdziłem wprost, a ona odetchnęła z ulgą.
– No właśnie! – westchnęła. – Tylko głupio mi było zacząć o tym mówić.
– A ja myślałem, że jesteś nowoczesna i stereotypami się nie przejmujesz! – roześmiałem się, a ona mi zawtórowała.
Napięcie powoli się ulatniało.
– Też mi to po głowie chodziło, ale się bałem – wyznałem jej. – To jest odpowiedzialność. Poważna decyzja i w ogóle.
– Bardzo dobrze wiem, dlatego ja też się wahałam… – odparła, a ja się ucieszyłem, że wreszcie zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie. – Ale skoro się dogadujemy i dobrze nam? No i chyba się kochamy, nie?
– No chyba tak – przytuliłem ją.
Rok później byliśmy już po ślubie
Dość szybko zostaliśmy rodzicami. Dopiero gdy na świecie pojawiła się Adela, zrozumiałem, co znaczy szalona miłość. Zwariowałem na punkcie tej małej... Jestem klasycznym przykładem taty do bólu zakochanego w swojej córuni. I tylko rozsądek Kamili stopuje mnie przed rozpieszczaniem jej bez ograniczeń.
Zdecydowaliśmy się wziąć kredyt i kupić mieszkanie. Ja miałem kawalerkę, rodzice Kamili sporo się dorzucili, na szczęście więc raty nie są dla nas aż tak dużym obciążeniem. A jednak dodatkowa kasa zawsze się przyda, więc zacząłem szukać dodatkowej pracy.
Jestem handlowcem, a w tej branży ofert nie brakuje. Nie zależało mi na etacie – bo stałą robotę mam, więc dodatkowo tylko chałturzę. To wiąże się co prawda z częstymi wyjazdami, lecz nie na długo.
Moi rodzice, którzy mieszkają niedaleko nas, pomagają Kamili przy małej, więc można powiedzieć, że układ jest idealny. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mój wyskok. Otóż, akurat gdy Adelka się urodziła, do mojej pracy przyszła niejaka Iwona. Ładna, wesoła, zgrabna. Chociaż flirtowałem z nią jak każdy facet w firmie, nie myślałem o niczym więcej.
I właściwie nie wiem, jak to się stało, że wylądowaliśmy w łóżku. Rany, jakie to było wspaniałe! Może byłem wygłodniały, bo Kama po urodzeniu dziecka nie miała ochoty na seks, a może po prostu musiałem odreagować ślub, stały związek i fakt, że zostałem ojcem?
Nie wiem, w każdym razie przespałem się z Iwoną. I było nam na tyle dobrze, że spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Oczywiście potajemnie, bo przecież ja mam żonę, a ona męża. Rozmawialiśmy nawet o tym, dlaczego właściwie to robimy, jednak nie potrafiliśmy znaleźć logicznego wytłumaczenia.
Po każdym spotkaniu mówiliśmy, że to bez sensu, że krzywdzimy nasze rodziny i musimy natychmiast przestać. A po kilku dniach umawialiśmy się znowu. Po prostu nie potrafiliśmy się powstrzymać.
Znalazłem fajny hotelik za miastem. Mieliśmy nadzieję, że nikt ze znajomych się tam nie zapuszcza. Bo i czego miałby tam szukać? Imprez tu nie organizowali, a hotelik był na tyle blisko miasta, że nikomu nie opłacało się tam nocować.
Braliśmy więc pokój na godziny. Raz zdarzyło nam się zanocować, kiedy to niby byliśmy w delegacji. I tyle. Koniec. Owszem, wybuchła między nami namiętność… Szczerze mówiąc, Iwona pociągała mnie bardziej niż kiedykolwiek Kama. Może właśnie dlatego nie potrafiłem tego przerwać. Może w życiu brakowało mi tych wielkich emocji? Z drugiej strony – z Iwoną łączył mnie tylko seks.
Tak czy owak, co jakiś czas jeździliśmy do tego hoteliku. Wynajmowaliśmy pokój, dawaliśmy upust naszym żądzom, a potem jedliśmy kolację w restauracji. Przed wieczorem płaciliśmy i każde z nas osobno wracało do swojej rodziny.
Tamten mroźny lutowy dzień też miał tak wyglądać. Po upojnych chwilach w pokoju przekąsiliśmy coś, a potem poszliśmy do recepcji oddać klucz. Trzymaliśmy się za ręce, śmialiśmy – i właśnie gdy podawałem recepcjonistce kluczyk, usłyszałem z tyłu głos Ewki, przyjaciółki Kamy:
– Cześć, Norbert! Widzę, że się doskonale bawisz… – zauważyła z przekąsem, a mnie dosłownie zmroziło.
Odwróciłem się i zamarłem
Iwona puściła moją rękę i skuliła się w sobie. Widziałem, że chętnie by uciekła.
– Czy Kamila wie, jak pracujesz po godzinach? – Ewka uśmiechała się szyderczo, a ja miałem ochotę ją udusić.
– Ewka, to nie tak jak myślisz – rzuciłem klasyczny tekst i sam się na siebie za to wkurzyłem. – Nie mam zamiaru zostawiać Kamili, a poza tym to nie jest nic poważnego. To w ogóle… To nie tak.
– A niby jak? – spytała Ewa, poważniejąc, a ironiczny uśmiech zniknął z jej twarzy. – Wynajmowaliście pokój w pensjonacie na uboczu, żeby popracować, faktury przejrzeć, tak? Zresztą, nie wiem, może ta pani pracowała…
– Przestań! – wkurzyłem się, bo wiedziałem, że Iwonę te uwagi mocno zabolały, a przecież nie zasłużyła sobie na to. – Ona jest porządna i…
– I wynajmuje z tobą pokój na godziny! – Ewa parsknęła śmiechem. – Wiesz co, daruj sobie. Jesteś jak każdy facet. Tylko dupa się dla ciebie liczy i to najlepiej co chwila jakaś nowa. A ostrzegałam Kamę, żeby ci nie ufała. Wam nie można ufać.
Doskonale wiedziałem, jakie Ewa ma zdanie o mężczyznach, więc wcale mnie jej słowa nie zaskoczyły.
– Nie ma sensu teraz rozmawiać – westchnąłem ciężko. – Jesteś podminowana, ja zresztą też. Proszę cię tylko o jedno – nie mów nic Kamili, dopóki ze mną nie pogadasz, dobrze? Obiecuję, że tak tego nie zostawię, ale nie chcę, żeby dowiadywała się od osób trzecich. To ją zrani...
Ewka patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, taksując mnie lodowatym wzrokiem. Wreszcie wypuściła powietrze i wycedziła głosem pełnym nienawiści:
– Okej, zrobię to dla niej. Dam ci czas do czwartku, a potem dzwonię do Kamy.
Odwiozłem Iwonę, która była tym wszystkim tak samo przerażona jak ja.
– Chyba tym razem naprawdę przestaniemy się spotykać – powiedziała przy pożegnaniu. – Ty już wpadłeś i masz kłopoty. Przykro mi. Jak słuchałam tej kobiety, uzmysłowiłam sobie, że za nic w świecie nie chciałabym, żeby mój Leszek się o tym dowiedział. On by mi nie wybaczył, a ja go nie chcę stracić. Mam nadzieję, że uda ci się jakoś ułagodzić tę Ewkę.
– Też mam taką nadzieję – westchnąłem, choć bez specjalnego przekonania. – I ja nie chcę stracić żony. Jeżeli się dowie… Dobra, nie ma co, dzwonię do Ewy i od razu się z nią umówię na rozmowę.
Prawdę mówiąc, wcale nie miałem na to ochoty, ale znałem przyjaciółkę mojej żony i wiedziałem, że nie odpuści. Jest gotowa „dla idei” zniszczyć mój związek z Kamą, a do tego nie mogłem dopuścić.
Zdawałem sobie sprawę, że to będzie katorga
Po pierwsze, dowody świadczą przeciwko mnie i nie miałem co się wypierać. A po drugie, dobrze wiedziałem, jaka Ewka jest. Kipi nienawiścią do facetów. Zresztą nie bez powodów.
Nie miała szczęścia do mężczyzn. Od Kamili wiem, że spotykała samych drani. Tego ostatniego miałem nawet wątpliwą przyjemność poznać. Cham na pierwszy rzut oka, i na drugi też. Zostawił ją tuż przed ślubem. Wszystko już było załatwione, zaproszenia wysłane, a on ją porzucił. Od tego czasu Ewa nie znosi wszystkich mężczyzn – ze mną włącznie.
Ale nie było wyjścia, a zresztą wolałem mieć to już za sobą. Zadzwoniłem do niej. Gdy wszedłem do mieszkania Ewy, zaproponowała wino, co mnie zdziwiło.
– To będzie poważna rozmowa, a przy lampce łatwiej się rozmawia – wyjaśniła. – Nie chcę źle dla Kamy, więc postanowiłam cię spokojnie wysłuchać. Usiądź.
Posłusznie usiadłem i zacząłem opowiadać. Szczerze, bez owijania w bawełnę, co chwila podkreślając, że to nic poważnego i że nie łączy mnie z Iwoną żadne uczucie. Oczywiście, szczegóły naszego związku pominąłem. Ewa siedziała naprzeciwko mnie i słuchała w milczeniu, dolewając od czasu do czasu do kieliszków. Gdy skończyłem, westchnęła:
– Jednak miałam rację, faceci to dranie.
Wstała i poszła do kuchni, a ja zastanawiałem się, czy mam już sobie iść. Bo audiencja już chyba skończona, negocjacje nie powiodły się. O dziwo, Ewka wróciła po chwili… z kolejną butelką wina!
– A tamta kobieta? – spytała, podając mi korkociąg. – Przecież ją wykorzystałeś.
– Nikogo nie wykorzystałem! – zaprzeczyłem, mocując się z korkiem. – Iwona też ma męża i też go kocha. Mówiłem, że nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiliśmy.
– Nigdy was nie zrozumiem... Poznałam wielu mężczyzn i każdy był podły.
Nieoczekiwanie zaczęła mi opowiadać o swoich facetach. Ona lała łzy, ja lałem wino i słuchałem. W pewnym momencie zacząłem ją pocieszać, bo rozkleiła się zupełnie. A ona… nagle zarzuciła mi ręce na szyję i przewróciła na wersalkę. Nie dała mi szansy obrony ani opamiętania się. Zrobiliśmy to szybko, bez emocji. A potem ubrała się i powiedziała:
– Nie lubię facetów, za to lubię seks. Nie powiem nic Kamie, ale pod warunkiem, że i ty jej nie powiesz, co tu się stało.
Skinąłem posłusznie głową.
– I że od czasu do czasu będziesz do mnie wpadał na małe co nieco – ciągnęła Ewa. – Muszę przyznać, dobry jesteś.
Rany boskie, co za cynizm!
– Zawsze mogę zmienić zdanie i powiedzieć Kamili, co widziałam w hoteliku.
Minął rok. Ewka dzwoni czasem raz w miesiącu, czasem dwa razy w tygodniu. Muszę się u niej stawiać na każde żądanie. Nie mogę odmówić. Czuję się jak męska prostytutka, tyle że zamiast pieniędzy za swoje usługi dostaję święty spokój.
Ale i to jest bardzo niepewne. Boję się, że Ewka się wygada, bo na przykład jej się znudzę. Poza tym mieszka niedaleko nas – wystarczy przypadek, by Kamila zobaczyła mnie wychodzącego z jej bloku.
Czytaj także:„Córki mam jak ogień i woda: jedna z niewyparzoną gębą, druga niezaradna. Żadna mi się nie udała”„Był milionerem, a na porzuconego syna nie płacił ani grosza. Dzieciak dorósł i paskudnie się na nim zemścił”„Mam męża i dzieci, ale wciąż wzdycham do licealnej miłości. Wystarczy jedno słowo, a rzucę dla niego wszystko”