Ja i Grzesiek byliśmy ze sobą od pięciu lat, z czego cztery jako małżeństwo. Na początku wszystko układało się bardzo dobrze. Mieliśmy dużo wspólnych tematów do rozmów i byliśmy podekscytowani tym, co przyniesie przyszłość. W łóżku też było super, a wspólna intymność dawała obydwojgu satysfakcję. Kochaliśmy się przynajmniej raz w tygodniu. Nie zanosiło się na żaden kryzys. Ale ten nastąpił mniej więcej po trzeciej rocznicy związku.
Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Ja przebąkiwałam coś o powiększeniu rodziny, ale on nie chciał o tym słuchać. Zaczął mnie ignorować i coraz częściej zostawał dłużej w pracy pod byle pretekstem. Czy podejrzewałam zdradę? Oczywiście, ale kiedyś dla pewności przyszłam do jego biura po 17.00 i rzeczywiście, robił nadgodziny. Czyli chodziło tylko o nasz związek, a raczej o to, co się w nim psuło.
Zauważyłam, że przestałam go pociągać fizycznie. Zbliżeń było jak na lekarstwo. W dodatku, gdy już dochodziło do łóżkowej sytuacji, on myślał tylko o swojej przyjemności. Gdy powiedziałam mu o tym, że nie jestem zadowolona z naszego życia intymnego, on zbył mnie jakimiś ogólnikami i na tym sprawa się zakończyła. A ja chciałam czegoś więcej. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się nowy mężczyzna, a ja miałam coraz większą ochotę na przygodę.
Takiego kochanka chciałam mieć
Marcela poznałam w pracy. To był klient jednego z projektów, który realizowała firma. Miał u nas pojawiać się raz w tygodniu przez trzy miesiące. To było dla mnie wystarczająco dużo czasu, by go sobą zainteresować. A przynajmniej taki miałam zamiar, bo byłam już naprawdę zmęczona brakiem pożycia z moim małżonkiem. Zresztą... on też mnie ignorował. Praktycznie żyliśmy w separacji. Nie miałam poczucia winy.
Marcel był postawnym brunetem o zniewalającym uśmiechu. Singiel, poszukiwacz wrażeń, podróżnik, nieangażujący się. Mężczyzna potrafił hipnotyzować kobiety swoim magnetycznym usposobieniem i owijać je sobie wokół palca. Widziałam, jak reagują na niego inne panie w biurze. Ale to ja chciałam być tą jedyną, która go usidli.
Takiego kochanka chciałam mieć w tamtej chwili. Pewnego siebie, znającego swoją wartość, nastawionego na nowe doznania. Byłam pewna, że łączą nas wspólne pragnienia. To ja zainicjowałam flirt, a on odpowiedział na moje zaczepki lepiej, niż przypuszczałam.
Nie minęło kilka tygodni, a my już spotkaliśmy się na drinka. Tuż po pracy, więc była szansa, że afterparty zrobimy u mnie, bo mąż planował siedzieć w biurze do późnego wieczora. Te kilka godzin wystarczyło do tego, by na nowo uzyskać utraconą kobiecość i pewność siebie.
Dawno nie miałam tak dobrych doznań
Nie zawiodłam się na Marcelu. Figle były naprawdę szalone i próbowaliśmy nowych pozycji wszędzie, gdzie się dało. Dawno nie miałam tak dobrych doznań, a mężczyzna ewidentnie znał się na rzeczy. Byłam w szoku, że na poziomie erotycznym dogadywaliśmy się lepiej niż ja przez te pięć lat z mężem.
W tamtej chwili zrozumiałam, że mój stały związek to farsa, którą utrzymywaliśmy tylko dlatego, że obydwoje baliśmy się wykonać odważny krok. A przecież tak mało dzieliło mnie od spełnienia i tego, by odżyć na nowo. Wystarczył skok w bok i cały świat nabrał kolorów.
Z naszymi szalonymi harcami uwinęliśmy się w dwie godziny. Na szczęście mąż nas nie nakrył. Po tym, jak Marcel wyszedł z domu, zatuszowałam wszystkie ślady, które mogłyby świadczyć o obecności innego mężczyzny. Mąż wrócił koło 20.00 i nie zorientował się, że cokolwiek zaszło, a wieczorem zasnęliśmy jak zwykle bez stosunku przed, ale za to w łóżku, które od teraz kojarzyło mi się z nieziemskimi przeżyciami.
Zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego
Od dnia naszej schadzki Marcela nie było w firmie. Potem dowiedziałam się od mojego kolegi z pracy, że klient zdecydował się wycofać z projektu, w związku z czym mężczyzna nie miał już żadnego powodu, by wracać na wizytacje. Ale najgorsze było to, że nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Po prostu zniknął.
Aż nagle, jakieś dwa tygodnie po tym, zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego. Przychodziły do mnie SMS-y z nieznajomych numerów. Wiadomości o treści: „Ciągle o tobie myślę, mała”. „Mąż był bardzo zły?”, „Mam nadzieję, że dobrze się spisałem”. Gdy odpisywałam: „Czy to ty, Marcel?” albo „Odezwij się”, to pojawiał się błąd i wiadomość nie przechodziła do adresata.
Po jakimś czasie zaczęły się też głuche telefony z numerów zastrzeżonych. W dodatku zawsze o takich porach, gdy mąż akurat był w domu, na przykład wczesnym rankiem i późnym wieczorem. Jakby ten ktoś wiedział, które godziny są najbardziej „niebezpieczne”.
To był dopiero początek horroru
Mąż zaczął coś podejrzewać, chociaż na początku zbywałam go tłumaczeniami, że te połączenia to na pewno jakiś SPAM, a SMS-y od razu kasowałam, żeby ich przez przypadek nie zobaczył. Zainstalowałam na telefonie aplikację blokującą nieznane numery i na jakiś czas nękanie ustało. To był dopiero początek horroru.
Pod progiem mojego mieszkania pewnego dnia znalazłam zwiędniętą różę z wizytówką z napisem: „Zdrada jest jak przebrzmiała piękna róża”. Aż mnie dreszcze przeszły. Dobrze, że to ja otworzyłam wtedy drzwi. Zaczęły się też karteczki wtykane za wycieraczki wspólnego samochodu, z podobnymi treściami. W tamtych chwilach czułam się już naprawdę zagrożona. Myślałam nawet o tym, żeby zgłosić sprawę na policję. Zwierzyłam się najbliższej przyjaciółce.
– No i co powiesz? – zapytała moja kumpela – Powiesz, że zdradzałaś męża, a teraz były kochanek się mści? Myślisz, że potraktują cię poważnie?
– Ale tu nie chodzi o sprawy obyczajowe. Teraz ja po prostu czuję się zagrożona. Kto wie, co jeszcze temu padalcowi przyjdzie do głowy! Na pewno coś da się z tym zrobić.
Z takim nastawieniem byłam już gotowa zdecydować się na poważniejsze kroki i udać się na komisariat. Ale jeszcze przed tym podjęłam ostatnią próbę polubownego załatwienia sprawy.
Napisałam e-maila na służbowy adres Marcela, który wygrzebałam z czeluści firmowej skrzynki mejlowej. W wiadomości żądałam od niego, by raz na zawsze zostawił mnie i mojego męża w spokoju, a tamto, co zaszło, było tylko przygodą, niczym więcej.
Czy to się wreszcie skończy?
Postanowiłam poczekać jeszcze kilka dni na ewentualną odpowiedź, chociaż byłam już załamana całą tą sytuacją. Czy to się wreszcie skończy? Czy Marcel odpuści sobie te straszne zachowania? Czy mój mąż wybaczyłby mi zdradę, i czy w ogóle się o tym dowie? Takie pytania kłębiły się w mojej głowie. Aż nagle...
Dźwięk wiadomości. SMS, tym razem z numeru, który Marcel podał mi na samym początku.
„Przetrwałaś próbę i nie zgłosiłaś sprawy. To dobrze. Ale i tak pożałujesz tego, co zrobiłaś. Znam takie jak ty. Idziesz do łóżka z pierwszym lepszym, który się nawinie. Dobra gadka i perfumy działają na was jak magnes. Michał to mądry chłop, ale powinien zrozumieć przekaz. Fajnie było z jego żonką. Bez odbioru”.
Stanęłam jak wryta i z niedowierzaniem czytałam kolejne zdania. Co to wszystko miało znaczyć?! I jakim cudem znał mojego męża? Na czym polega ta jego chora gierka? Wpadłam w panikę.
Tego samego wieczora wiadomość od małżonka: „Pakuj się. Nienawidzę cię”. Tak zakończyło się nasze małżeństwo, które już i tak wisiało na włosku. Ja jednak do samego końca łudziłam się, że da się to wszystko odkręcić.
Zrozumiałam, co się wydarzyło i byłam w szoku, że Marcel zaplanował całą tę intrygę. Od początku na mnie „polował”. Znał się z moim eks-mężem i chciał się na nim odegrać. Jednocześnie jednak sam kiedyś został zdradzony przez najlepszego przyjaciela... Michała właśnie! Ten miał ponoć odebrać mu miłość jego życia jeszcze za czasów studenckich. Te fakty wyszły na jaw podczas naszej sprawy rozwodowej.
To wszystko było dobrze zaplanowane, a ja stałam się w tej całej opowieści kozłem ofiarnym. Nigdy więcej takich przygód.
Czytaj także:
„Z mężem mieliśmy jasny układ: najpierw on poświęca się dla mnie, potem ja dla niego. To wymknęło się spod kontroli”
„W windzie zamiast z przystojniakiem utknęłam z oszołomem. Liczyłam na romans, a dostałam szkołę przetrwania”
„Wyrywałam sobie włosy ze strachu, bo mężowi zachciało się kochanki. Ja i teściowa pokażemy mu, gdzie raki zimują”