„Mąż zarabiał w sieci nagimi zdjęciami żony. Nie pytał jej o zdanie. Cieszył się kasą, gdy ona stawała się obiektem kpin”

Mąż zarabiał w sieci nagimi zdjęciami żony fot. Adobe Stock, terovesalainen
„– Oni wylewali swoje fantazje, czytałeś, co o mnie pisali. Czułam się upokorzona. Gdybyś nie był moim mężem, oskarżyłabym cię o zniesławienie. Sprzedałeś mnie jak rzecz! – Przecież blog zarabia, to nasze wspólne pieniądze... – On nadal nie rozumie – zwróciła się do mnie. – Jest tak zaślepiony sławą i kasą, że moje uczucia są nieważne”.
/ 29.10.2022 22:00
Mąż zarabiał w sieci nagimi zdjęciami żony fot. Adobe Stock, terovesalainen

Sięgnęłam po kolejny kawałek szarlotki udając, że nie widzę, jakie wrażenie wywołały moje słowa.

– Ty to miałaś ciekawą pracę. Opowiedz nam o tym – zażądała Matylda uczynnie podsuwając talerzyk, Norbert poparł ją, dolewając mi wina.

Pokręciłam głową.

– Nic z tego, nie przekupicie mnie, nic więcej nie powiem, nie jestem plotkarką tylko terapeutką – zaśmiałam się, bez skrupułów nabierając na widelczyk ciasto.

I tak zdradziłam za dużo

Mogłam być pewna, że oboje będą milczeć jak grób, ale zasady były jasne. Ani słowa o problemach pacjentów. Ludzie zwierzali mi się z małżeńskich tajemnic, czasem przyznawali do świństw, które popełnili, musieli być pewni mojej dyskrecji, nie mogłam o nich rozmawiać z przyjaciółmi. Uśmiechnęłam się do siebie, łowiąc złe spojrzenie zawiedzionej Matyldy. Zrobiłam przepraszającą minę i zapchałam usta szarlotką. Tak było łatwiej milczeć. Doskonale pamiętałam tę parę. Początkowo sprawa, z którą przyszli, nie wydała mi się ważna, ale szybko zrozumiałam, że się mylę. Człowiek uczy się do końca życia. Zaraz, jak oni się nazywali? Nora i Janek.

Zapamiętałam imiona, bo każde było z innej bajki, jedno literackie i rzadko spotykane, drugie zwyczajne i przaśne jak kawałek razowca. Imiona pasowały do nich, Nora była zwiewną, eteryczną istotą o szczupłej, chłopięcej sylwetce, Jan wyglądał przy niej jak z grubsza ociosany pień drzewa. Oboje sympatyczni, ale każde inne. Rudowłosa Nora przywodziła na myśl piegowatą nimfę, on przypominał niedźwiedzia.

– Janek założył bloga, który zniszczył nasze małżeństwo – oznajmiła Nora, siadając na kozetce.

– Nie zwalaj wszystkiego na moją pracę, popełniłem kilka błędów, ale wycofałem się, to ty ostatnio dziwnie się zachowujesz – odparował mąż.

– Przez ciebie – uparła się Nora. – Przyszliśmy tutaj, żebyś wreszcie zechciał mnie wysłuchać, a jeszcze lepiej – zrozumieć.

– Myślałem, że terapia jest nam potrzebna, by ratować nasze małżeństwo. Pomysł z rozwodem jest niedorzeczny – powiedział Jan z nieco mniejszą pewnością siebie w głosie.

– Nie ma czego ratować, nie mogłabym ci już zaufać.

– Z powodu tych kilku zdjęć? Norka, ja już usunąłem je z sieci!

– On ma klapki na oczach, zależy mu tylko na rozwoju bloga, dlatego tu jesteśmy – Nora zwróciła się do mnie. – Nie chcę odchodzić i zostawić go w nieświadomości, po tylu wspólnie przeżytych latach należy mu się wyjaśnienie. W domu nie chciał mnie słuchać, może pani przekona go, że przekroczył wszelkie granice i zrobił mi wielkie świństwo.

– Najpierw muszę wiedzieć, o co chodzi – wtrąciłam stanowczo.

– Opowiem – Nora poprawiła się na kozetce; wyglądała na bardzo zdecydowaną. – Janek wymyślił, że zrobi karierę w sieci, założył bloga według reguł, które miały mu zapewnić rzesze czytelników. Pracuje w agencji PR, doskonale wie, jak trafić do odbiorcy, był pewien, że się uda.

– Byłem blisko celu, nadal mogę to zrobić – powiedział cicho Jan.

Nora udała, że nie słyszała.

– Poświęcał tworzeniu bloga wszystkie wieczory, mówił i myślał tylko o swoim projekcie. Nie przewidział, że teksty pisane bez pasji i serca, według schematu, nie spodobają się czytelnikom, zauważył jednak, że jego starania nie odnoszą skutku. Na jego blog trafiali przypadkowi internauci, nie znajdowali tam niczego, co by ich zainteresowało, i szybko uciekali. Projekt Janka umierał, dopóki mąż nie zaczął zamieszczać moich zdjęć. Zrobił ze mnie bohaterkę swojego projektu.

– Byłaś moją muzą – szepnął Jan.

– Wcale tego nie chciałam – odparła niewzruszona Nora. – Z początku nie doceniłam siły medialnego przekazu, blog miał zaledwie kilkudziesięciu czytelników, czyli tyle co nic, był jednym z setek nieczytanych tworów kurzących się w czeluściach internetu. Nie myślałam o konsekwencjach, tyle osób zamieszcza na portalach społecznościowych fotki z wakacji, chwali się rodziną i wszystko gra…

Nora się skrzywiła

– Janek poszedł dalej, nie dokumentował rzeczywistości, nauczył się poprawiać zdjęcia w programach graficznych i zrobił ze mnie instagramową piękność. Widzi pani, jak wyglądam? – szarpnęła rudy lok. – Blada, chuda, piegowata, w dodatku bez biustu. Ale na zdjęciach wychodzę inaczej, jak modelka. Niedostatki urody zmieniają się w intrygujące atuty, szczupła sylwetka doskonale się fotografuje, biała skóra odbija światło, podkreślając oczy. Po graficznych poprawkach nie jestem w stanie rozpoznać sama siebie! Janek zainwestował w rozreklamowanie bloga i jego wypieszczony projekt ruszył z miejsca. Blog miał coraz więcej odsłon, jednak jemu szybko skończyły się pomysły na artykuły, zaczął więc dzielić się z czytelnikami naszym życiem. Pokazywał je z najlepszej strony, odrealnione, bajkowe i idealne, a ilustrowały je moje zdjęcia, niektóre zrobione bez mojej zgody i wiedzy, jak na przykład to pod prysznicem!

– Nie było widać twojego ciała, tylko cień na zaparowanej szybie kabiny. To była artystyczna wizja – bronił się Jan. – Zresztą, szybko je usunąłem.

– Bo zagroziłam, że zamknę ci bloga – wycedziła Nora. – Jesteś tak głupi, że nie rozumiesz, czy udajesz? Zdjęcie pod prysznicem nie pokazywało szczegółów, ale każdy czytelnik bloga znał moją twarz i mógł sobie resztę dośpiewać. Naraziłeś mnie na nieprzyjemności, zszokowałam się, kiedy pewnego dnia zobaczyłam na portalu społecznościowym mnóstwo obelżywych tekstów pod swoim adresem. Jedni proponowali mi obrzydlistwa za pieniądze, inni snuli zboczone fantazje na mój temat. Nie mogłam tego znieść, musiałam zamknąć konto, a kiedy to zrobiłam, straciłam kontrolę nad tym, co wypisujesz i zamieszczasz w miejscu, gdzie każdy może wejść.

Ja tylko reklamowałem bloga – powiedział Janek. – Popełniłem błąd, ale wycofałem się z tej koncepcji. Usunąłem zdjęcie.

– On mówi o mnie – Nora uśmiechnęła się blado. – Jestem koncepcją, chwytem marketingowym mającym przyciągnąć czytelników bloga. Wie pani, co zrobił? Pokazał wszystkim moje roznegliżowane fotki, robione prywatnie, nie na pokaz. Byłam na nich ubrana w śliczną koszulkę, prezent od niego. Kilka lat temu zrobił mi parę zdjęć, na pamiątkę fajnej chwili, wtedy jeszcze nie prowadził bloga, miał dobre intencje. Gdybym wiedziała, że kiedyś je wykorzysta, nie pozwoliłabym na to – głos jej zadrżał, umilkła i zaczęła szukać w torebce chusteczki.

Było mi jej coraz bardziej żal

– Zdradził mnie, nas, naszą prywatność. – siąknęła nosem. – Zrobił to dla fejmu – dokończyła z zaciętością.

– Dla czego? – nie zrozumiałam.

Internetowy żargon coraz mocniej wciskał się do języka potocznego. Pomyślałam, że jeszcze trochę i przestanę rozumieć ojczystą mowę.

– Dla sławy – wyjaśniła Nora. – Czyli dla klikalności lub, jak kto woli, liczby wejść na bloga.

– Dla popularności – podsumowałam.

Nie tylko…

Nora na chwilę zawiesiła głos, zastanawiając się, jak wyjaśnić nierozgarniętej terapeutce na czym polega biznes internetowy. A potem zaczęła mówić, wyjaśniając mi dokładnie, jak liczba obserwatorów strony przekłada się na zainteresowanie reklamodawców.

– Za tym idą konkretne pieniądze, mniejsze lub większe. Na często odwiedzanych stronach można dobrze zarobić, a przy okazji wypromować się na salonach. Popularny bloger dostaje zaproszenia na premierę proszku do prania albo nowego odcienia pomadki do ust.

– Rzeczywiście – przerwałam rozbawiona – jest się o co bić.

Nora zniecierpliwiła się.

– Nadal pani nie rozumie.

– Proszę mi to jaśniej wytłumaczyć – powiedziałam słabo.

– Dziś zaproszą na byle jaką imprezę, jutro na galę z udziałem gwiazd i fotoreporterów. Bloger dostaje się na listę stałych gości i jego akcje idą w górę. Im bardziej jest rozpoznawalny, tym lepiej zarabia na reklamach. Janek marzył, żeby wejść do czołówki, choćby pierwszej dwudziestki, ja miałam być przepustką do sławy. Nic tak dobrze się nie klika jak seks.

– Słucham?

– Seks, dobrze pani słyszała – Nora podniosła głos. – Nie dosłownie, nasze prywatne nagranie, zapewniam, nic wielkiego, usunęłam z komputera męża, żeby go nie kusiło. Nie wpadło mi do głowy, by przeszukać zdjęcia, są ich tysiące. Zapomniałam o tych w koszulce od Janka, robiliśmy je dawno, nie przykładałam do nich wagi, były naszym prywatnym żartem.

– Usunąłem je przecież – wtrącił milczący dotąd Janek.

– Za późno, wtedy już nawet do ciebie dotarło, co się dzieje. Napaleńcy wylewali swoje fantazje na blogu, czytałeś, co o mnie pisali. Czułam się, jakby wylano na mnie wiadro pomyj, gdybyś nie był moim mężem, wytoczyłabym ci sprawę sądową o zniesławienie. Sprzedałeś mnie, wystawiłeś w witrynie jak rzecz!

– Skąd mogłem wiedzieć, że artystyczne zdjęcia ukazujące piękno kobiety wywołają taką falę ohydnych komentarzy. Mój błąd – przyznał Jan. – Ale wiesz, że rozkręcam bloga dla nas, ciężko pracuję, by zapewnić nam przyszłość.

Mówi o pieniądzach, ciągle śni o zyskach, uniezależnieniu się od obecnego pracodawcy – wyjaśniła mi Nora, bym załapała, na czym polega zarobek na blogu.

– Zrozumiałam – kiwnęłam głową.

– On nie zrezygnuje, dlatego odchodzę. Już podjęłam decyzję, nie zmienię zdania.

Mówiła szczerze, ale widziałam już niejedną parę, która twierdziła to samo, a jednak po terapii przekonała się do wspólnego życia. Namówiłam Norę, by dała Janowi szansę i nie przerywała spotkań w gabinecie. Dość łatwo się zgodziła, a wychodząc powiedziała:

– Przyślę coś pani wieczorem, proszę sprawdzić pocztę.

Zaintrygowana zasiadłam w domu przed komputerem.

„Proszę wejść na bloga i wyrobić sobie własne zdanie” – pisała Nora w mailu. „Tego się nie da opisać, najlepiej zobaczyć na własne oczy. Oto adres”.

Kliknęłam i znalazłam się w wyidealizowanym świecie Jana, a właściwie Nory. Blog utrzymany był w baśniowej konwencji, niejedna kobieta marzyłaby, żeby ją pokazywano w tak atrakcyjny sposób. Pomyślałam, że Nora przesadza, ale zaraz przypomniałam sobie, że fotografie, które wywołały lawinę ohydnych komentarzy, zniknęły, zostały tylko te niewinne, a mimo to odzierające kobietę z prywatności.

Czy Nora tego chciała?

Nie była modelką, nie godziła się na wystawianie jej na widok publiczny, to jej mąż marzył o sławie, nie ona. Zamyśliłam się. Dlaczego nie protestowała, nie zmusiła go do skasowania wszystkich zdjęć? Trudno uwierzyć, że nie potrafiła tego zrobić. Cichy dźwięk zasygnalizował pojawienie się nowej wiadomości od Nory.

„Pewnie zastanawia się pani, czy nie miałam wpływu na poczynania Janka. Jestem jego żoną, trudno przypuścić, że zrobił ze mnie wizytówkę bloga bez mojej zgody. A właśnie tak było. Jak już mówiłam, z początku nie doceniłam siły internetu, nie rozumiałam, co mogę stracić, więc nie zabraniałam mu korzystać z mojego wizerunku, chociaż wcale mi się to nie podobało. Potem obrzucono mnie błotem, co szybko pomogło mi zrozumieć, jaki popełniłam błąd, ale wtedy byłam już w ślepej uliczce, na łasce i niełasce fantazji męża. Uświadomił mi to Konrad”.

Wiadomość od Nory urywała się na niespodziewanym wyznaniu, że w jej życiu istnieje tajemniczy Konrad… Nie kazała długo czekać, przysłała następną wiadomość:

„Konrad jest prawnikiem, wszedł na blog Janka, zobaczył, co się tam dzieje, i odnalazł mnie przez dalekich znajomych. Świat jest mały, internet ułatwia kontakty– przeczytałam.

Pomyślałam, że to właściwie dosyć słuszne posunięcie: kontakt z prawnikiem.

Od Konrada dowiedziałam się, że mogłabym sądownie przerwać nieodpowiedzialne poczynania Janka, gdybym nie była jego żoną, bo teraz żaden sąd nie uwierzy, że nie dałam zgody na wykorzystanie moich zdjęć. Dlatego postanowiłam się z nim rozwieść. Spotkała się już pani z taką motywacją? Jestem pewna, że nie, ale proszę sobie wyobrazić, ile jeszcze moich zdjęć przechowuje na dyskach mój głupi mąż. Nie mam wpływu na to co z nimi zrobi, nie docierają do niego żadne argumenty, a ja nie mam już siły udawać, że nie dotyka mnie to, co wyprawia. Muszę przerwać to szaleństwo, a Konrad powiedział, że mogę na niego liczyć. On też widzi mnie przez pryzmat bloga, nie taką, jaka jestem naprawdę, zdradza wszelkie cechy zauroczenia, ale co tam, skorzystam, raz będę miała pożytek z wizerunku wykreowanego przez męża w internecie… Naturalnie żal mi Jaśka i lat które razem przeżyliśmy, ale podjęłam już decyzję. Odchodzę. Sam znalazł faceta, który mi w tym pomoże, czy to nie ironia losu?”.

Nigdy wcześniej nie zetknęłam się z parą, której życie zniszczył internet, żal mi było obojga. Nory, bo przeżyła trudne chwile, i jej ambitnego męża idącego po trupach do sukcesu, który mimo poniesionych kosztów, był wciąż równie daleki jak na początku. Kilka miesięcy później weszłam z ciekawości na jego blog i zobaczyłam zdjęcia uśmiechniętej brunetki. Jan miał nową muzę, miałam nadzieję, że kobieta wie, co robi, i nie podzieli losu Nory. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA