Tydzień temu zadzwonił telefon. Akurat prasowałam, więc odebrałam, nawet nie spoglądając na wyświetlacz. Byłam pewna, że to moja przyjaciółka. Tymczasem…
– Dobry wieczór, Ewo – usłyszałam w słuchawce cichy głos mojego męża. – Wiesz, nie wiem, jak ci to… No, chciałbym się z tobą spotkać, porozmawiać.
– O rozwodzie?
– Nie, nie o to chodzi. Tamta kobieta… Miałaś rację, to była pomyłka. Bardzo chciałbym wrócić. Czy jesteś w stanie mi wybaczyć, dać mi drugą szansę? – jąkał się, a ja stałam jak słup soli.
Przez kilka sekund nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
– Nie wiem, Rafał. To nie jest rozmowa na telefon – odparłam wreszcie i się rozłączyłam.
Kinga była uparta, wytrwała przy mnie
Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że będę w ten sposób rozmawiać z Rafałem, popatrzyłabym na niego jak na wariata. Zawsze wydawało mi się, że moje małżeństwo jest bardzo udane. Owszem, czasem się kłóciliśmy, miewaliśmy ciche dni, ale w którym związku ich nie ma? Tymczasem pewnego dnia Rafał ni stąd, ni zowąd oświadczył mi, że odchodzi do innej.
– Pracujemy razem, świetnie się dogadujemy. Chcę z nią założyć rodzinę – tłumaczył.
Byłam w szoku. Kochałam męża, nie wyobrażałam sobie życia bez niego! Przeżyliśmy wspólnie ponad dziesięć lat… Nie mieściło mi się w głowie, że można je ot, tak sobie przekreślić.
No więc na początku próbowałam o niego walczyć.
Błagałam, by został; straszyłam, że gdy odejdzie, to się zabiję. Przekonywałam, że tamta kobieta to tylko chwilowe zauroczenie. Mówiłam, że jeśli od razu zerwie tę znajomość, to mu wybaczę.
Jednak zamiast lepiej – było tylko gorzej. Mąż opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy. Był oschły, wyniosły, obojętny. Jakby zapomniał, że kiedyś bardzo się kochaliśmy.
– Daj spokój, nie poniżaj się. Między nami naprawdę wszystko skończone. Rozstańmy się jak kulturalni ludzie – mówił.
Potem spakował swoje rzeczy i po prostu się wyprowadził…
– Nigdy nie dam ci rozwodu! – wykrzyczałam mu jeszcze.
Pierwsze dni samotnego życia były bardzo trudne. Chciałam się komuś wypłakać, wyżalić, ale się wstydziłam. Nie potrafiłam przyznać się do porażki. Nie chciałam, żeby ktoś widział moje łzy, napawał się moim cierpieniem!
Zamknęłam się więc w czterech ścianach, nie odbierałam telefonów od znajomych. Chodziłam tylko do pracy, a po powrocie waliłam się na łóżko i na przemian płakałam i przeklinałam cały świat.
Byłam wściekła na męża i na tę jego lafiryndę. Obmyślałam plan zemsty. Był moment, że chciałam pójść do nich do firmy i wykrzyczeć wszystkim na korytarzu, jak bardzo mnie skrzywdzili. Potem zaczęłam obwiniać siebie.
„Może nie jestem dość atrakcyjna? Za mało czasu mu poświęcałam? Marnie gotowałam?” – zastanawiałam się. Czułam się brzydka, stara, niewiele warta. Uwierzyłam, że do niczego się już nie nadaję, że moje życie się skończyło. I nie wiem, co byłoby ze mną, gdyby nie Kinga.
Moja przyjaciółka nie przyjęła do wiadomości, że nie chcę się z nikim spotykać. Któregoś dnia po prostu czekała na mnie pod pracą. Stała przy jedynej furtce, więc choć bardzo chciałam, nie mogłam jej nawet wyminąć.
– Co, przyszłaś zobaczyć, jak wygląda porzucona kobieta? No to się napatrz! – krzyknęłam.
Miałam nadzieję, że się obrazi i pójdzie. Ale ona udała, że nie słyszy złośliwości w moim głosie.
– Ewuniu, porozmawiajmy. Przede mną nie musisz się wstydzić, że cierpisz. Jestem twoją przyjaciółką. Razem przez to przejdziemy – powiedziała.
Tamtego dnia gadałyśmy prawie do północy. Potem codziennie dzwoniła, przychodziła do mnie. Spokojnie wysłuchiwała moich żalów, pocieszała.
– Zobaczysz, ból minie. Nie wiem kiedy, ale na pewno to nastąpi – tłumaczyła mi.
Kinga miała rację. Po kilku miesiącach ból rzeczywiście zelżał. Te rozmowy z przyjaciółką podziałały na mnie oczyszczająco. Już nie pałałam taką nienawiścią do męża, nie chciałam się mścić. Ani na nim, ani na jego obecnej partnerce.
Byłam nawet gotowa dać mu rozwód, choć do tej pory nie złożył pozwu do sądu. Trochę mnie to nawet dziwiło, bo przecież twierdził, że chce z tą kobietą spędzić resztę życia.
Z miasta dochodziły wieści, że nie bardzo układa mu się w nowym związku, lecz nie robiłam sobie żadnych nadziei. Powoli godziłam się z myślą, że muszę myśleć o przyszłości bez niego. No i wtedy zadzwonił. Z pytaniem, czy może wrócić…
Nareszcie mam okazję się zemścić!
Wyłączyłam żelazko i usiadłam w fotelu. Ileż to razy marzyłam o takiej chwili! Nieraz wyobrażałam sobie, jak to Rafał przybiega do mnie z bukietem kwiatów i skruszony błaga o wybaczenie. Ale to było kilka miesięcy temu, niedługo po jego odejściu.
Teraz stałam się zupełnie inną kobietą, a moje życie z wiosną powoli wracało do równowagi. Znowu zaczęłam się uśmiechać, wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi. I co, po raz kolejny wszystko miało się wywrócić do góry nogami?
„O nie, niedoczekanie! Zdradził mnie, porzucił, a jak mu nie wyszło z tamtą, prosi o wybaczenie? I myśli, że go przyjmę z otwartymi ramionami? Bezczelny typ!” – pomyślałam.
Nie zamierzałam dać Rafałowi drugiej szansy. Chciałam, by cierpiał – jak ja kiedyś. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Kingi. Musiałam podzielić się z nią tą rewelacją.
– Rafał chce do mnie wrócić. Kaja się, prosi o wybaczenie – wypaliłam, gdy tylko usłyszałam jej głos w słuchawce.
– No i co zamierzasz zrobić? – zapytała po chwili.
– Jak to co, pogonić go do wszystkich diabłów! Zaraz do niego zadzwonię i powiem, gdzie mam jego przeprosiny – odparłam buńczucznie.
Od dawna nie czułam już takiej satysfakcji. Myślałam, że Kinga mnie poprze.… Tymczasem jej reakcja kompletnie mnie zaskoczyła.
– Spokojnie, Ewcia, bez emocji. Daj sobie czas… Zastanów się nad wszystkimi „za” i „przeciw”. I dopiero wtedy daj mu odpowiedź – poradziła mi Kinga.
– A nad czym tu się zastanawiać? Mam mu wybaczyć? Po tym jak mnie zranił, upokorzył? Chyba zwariowałaś! – naprawdę się zdenerwowałam.
– Nie gorączkuj się! Po prostu spokojnie pomyśl. Żebyś potem nie żałowała – odparła.
Choć początkowo nie miałam na to najmniejszej ochoty, posłuchałam przyjaciółki. Przez kilka dni siedziałam i myślałam. I chyba podjęłam już decyzję. Jutro zadzwonię do Rafała i umówię się z nim na spotkanie.
Nie, nie będę na niego wrzeszczeć, robić mu wyrzutów. Posłucham, co ma do powiedzenia. Jeśli zobaczę, że jest szczery, że naprawdę żałuje tego, co zrobił, może pozwolę mu wrócić. Nie powiem mu tego od razu, niech się trochę pomęczy…
Pewnie powiecie, że jestem głupia, że nie mam honoru. Może i tak. Ale doszłam do wniosku, że mimo wszystko nadal go kocham. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam mu jeszcze zaufać, jednak myślę, że warto spróbować. Przecież przeżyliśmy razem wiele dobrych lat. Nie można ich ot, tak sobie przekreślić.
Czytaj także:
„Wnuk ugania się za jakąś kochanicą, a w domu małe dziecko i kochająca żona. To wywaliła go Alina z domu, dobrze mu tak”
„Synowa to rogata dusza. Chciałam pomóc przy wnukach, ale ta, zamiast podziękować, to ciągle tylko wbijała mi szpile”
„Zobaczyłem ojca pod rękę z dużo młodszą i ciężarną kochanką. Rodzice okłamywali mnie, prawie zniszczyli mi życie”