„Mąż porzucił mnie dla kochanki w Wielkanoc. Na stare śmieci chciał wrócić, gdy tamta skończyła na cmentarzu”

załamana kobieta fot. iStock, Daisy-Daisy
„Mówił dalej, ale ja już niewiele słyszałam. Patrzyłam na niego jak skamieniała. O czym chciał mnie przekonać? Że się z tym męczył?”.
/ 25.03.2024 15:00
załamana kobieta fot. iStock, Daisy-Daisy

W przedświątecznym rozgardiaszu nie wpadło mi w oko nic niepokojącego, zwłaszcza że roboty miałam huk. Dobrze, że w Wielką Sobotę Paweł zabrał nasze dzieci, Anię i Damiana, z koszyczkiem do kościoła – miały wówczas 9 i 7 lat i wciąż była to dla nich wielka atrakcja – bo w tym czasie dokończyłam mazurki. Nie tknęło mnie nic.

Odszedł od nas w Wielkanoc

W niedzielę po obiedzie był spacer i powrót do domu z wierzbowymi baziami. Wieczorem Paweł bawił się z Damianem w budowanie zoo dla jego zwierzątek, ale robił to tak jakby mechanicznie. Potem położył dzieci spać i poczytał im książeczkę. A gdy dzieci zasnęły, powiedział do mnie:

– Kasiu, czy możesz już zostawić to wszystko? Muszę z tobą porozmawiać.

Jego poważny ton sprawił, że zostawiłam mycie prodiża po pieczeni.

Stało się coś? Źle się czujesz?

– Tak, boli mnie gardło, ale nie o to chodzi. Zupełnie nie wiem, jak ci mam powiedzieć… Jest mi potwornie głupio. Nie spędzę z wami drugiego dnia świąt.

– Żartujesz? To co będziesz robić?

Patrzyłam na niego trochę zdziwiona.

– Nie żartuję, to poważna sprawa. Powinienem ci to powiedzieć wcześniej, ale jakoś nie mogłem. Ja… odchodzę.

– Nic nie rozumiem – wyszeptałam zdrętwiałymi wargami. Osunęłam się na fotel.

– Mam kogoś. Od roku. Natalia pracuje w mojej firmie, dlatego nie było mi trudno tę znajomość ukryć przed tobą. Moje wyjazdy w teren też były częściowo fikcyjne. Po południu szedłem do niej.

– Przestań. Nie mogę tego słuchać.

– Nie myśl, że było mi łatwo...

Mówił dalej, ale ja już niewiele słyszałam. Patrzyłam na niego jak skamieniała. O czym chciał mnie przekonać? Że się z tym męczył? Że ona go kocha, jest samotna i on nie może jej zostawić? A ja?! Co ze mną?! Co z naszymi dziećmi?! Myślałam samymi wykrzyknikami.

W głowie mi waliły młoty pneumatyczne, w żołądku czułam piekący ból. Paweł dalej użalał się nad sobą. Potem wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie samą.

– Nigdy ci nie wybaczę! Nigdy, nie licz na to – krzyczałam podczas następnego spotkania. – I nie pokazuj mi się więcej na oczy. Nie przychodź, nie dzwoń.

Życie skorygowało moją wrogość

Oczywiście życie skorygowało moją wrogość wobec Pawła. Problemy dnia codziennego, zwłaszcza dotyczące naszych dzieci, trudno było rozwiązywać bez niego. A on mimo wszystko dobrze wywiązywał się z roli ojca. 

Nawet gdy w nowym związku urodziła mu się Justynka. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zbliżyło to moje dzieci do nowej rodziny ich ojca. Ania przepadała za nową siostrą i z zapałem się z nią bawiła. Damian również szybko do niej przylgnął.

Nie próbowałam manipulować dziećmi. Jeżeli się już stało, co się stało, to po co jeszcze obciążać ich psychikę wrogimi emocjami wobec ojca i jego nowej rodziny? Ale nieraz zaciskałam zęby i myślałam ze złością, że to ja najbardziej cierpię, choć jestem bez winy. Paweł niczego nie stracił: utrzymał miłość swoich dzieci, paradoksalnie przy mojej pomocy. No i zyskał nową rodzinę...

Gdy Justynka skończyła dwa lata, moje dzieci spytały, czy tata może ją do nas przyprowadzić.

– Mamo, proszę cię! Ona jest taka słodziutka – z nadzieją patrzyła na mnie Ania. – Zobaczysz, że ją polubisz.

Miała rację, polubiłam małą Justynkę. Była słodką przylepką – ale przecież także przyrodnią siostrą moich dzieci.

Natalia chyba również polubiła Damiana i Anię, bo z ich ust nie słyszałam nigdy nic złego na temat kobiety, która zabrała im z domu ojca. Tylko ja nie mogłam się przemóc i jej zaakceptować. Nie potrafiłam zapomnieć, jak mnie skrzywdziła.

– Nie wymawiaj w mojej obecności jej imienia – krzyknęłam kiedyś do Pawła. – Nie chcę jej widzieć ani o niej słyszeć Odtąd starał się przy mnie nie mówić o Natalii. Ja nazywałam ją „ta pani”.

Ta informacja wszystko zmieniła

Aż w pewną jesienną sobotę wieczorem przyszedł do mnie Paweł zmarznięty i przemoczony. Dzieci były u znajomych. Minęło 8 lat od rozwodu i moje rany zdążyły się już zabliźnić. Nauczyłam się patrzeć na mojego byłego męża tylko jak na ojca moich dzieci, do samotności też się już przyzwyczaiłam. Wiadomość, z którą teraz się zjawił, bardzo mnie poruszyła.

– Kasiu, muszę ci powiedzieć o Natalii.

Coś w jego głosie i żałośnie przygarbionych plecach sprawiło, że nie zaprotestowałam, słysząc to znienawidzone imię.

Ona jest chora na raka… Lekarze nie dają jej dużo czasu. Najwyżej rok, może jeszcze mniej. Podobno nie ma ratunku.

Siedzieliśmy długo w noc i tym razem pozwoliłam mu mówić. Żył z tą kobietą prawie tyle lat co ze mną. A teraz miał ją stracić, i to bezpowrotnie.

Nie myślałam już o niej jak o intrygantce, która odebrała mi męża. Zrobiło mi się jej żal: była człowiekiem, który stanął w obliczu śmierci. Razem z dziećmi pomagałam Pawłowi w opiece nad Natalią i Justynką. Pozwalałam przyprowadzać małą codziennie. W mroźny lutowy dzień wszyscy poszliśmy na pogrzeb Natalii.

Minęło kilka tygodni. Któregoś dnia Ania niespodziewanie zadała mi pytanie:

– Mamo, co ty czujesz do taty?

– O co ci chodzi? – spłoszyłam się. – Żal mi go, bardzo przeżywa śmierć Natalii.

– Przestałaś go już nienawidzić?

Siedziałam zaskoczona.

– Chyba tak – odparłam w końcu. – Trochę to ostygło. Nienawiść nie trwa wiecznie, jeśli się jej nie podsyca. Tak jak ból po stracie kochanej osoby. Wasz ojciec mnie skrzywdził, ale mimo wszystko zachowywał się przyzwoicie. Lepiej niż wielu mężczyzn na jego miejscu.

Wtedy Ania powiedziała wprost:

– Bo my z Damianem bardzo byśmy chcieli, żeby tata z Justynką zamieszkała u nas. Jakoś się pomieścimy.

Serce mi łomotało, a ona patrzyła na mnie niespokojnie. Ani pewnie bardziej chodziło o siostrę, ale Damianowi brakowało zawsze ojca. Takiego na co dzień.

– Omówiliście to już między sobą i z ojcem, prawda? – spytałam spokojnie.

– Tak, tydzień temu.

Sprawa nie była prosta

Jeżeli na to przystanę, czy nie będzie się we mnie odzywać żal do Pawła za lata samotności i ból, jaki mi sprawił? Ale wiele lat był przecież dobrym mężem i ojcem. Kochałam go kiedyś, i on mnie też... A potem przy nowej żonie nie zapomniał o swoich dzieciach, jak to się wielu zdarza. Co robić?

Następnego dnia po mojej rozmowie z córką Paweł zaproponował, byśmy wszyscy razem na wielkanocny tydzień wyjechali w góry. Zgodziłam się. Może wspólny pobyt pomoże mi podjąć życiową decyzję? Przecież znów zostać matką małego dziecka to nie byle co. No i czy zdołam przyjąć do mojego życia marnotrawnego męża? Nie wiem. Ale może warto spróbować? 

Czytaj także:
„Jako samotna matka nie miałam nadziei na miłość. Los cudownie mnie zaskoczył w bardzo dziwnych okolicznościach”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Kumpel śmiał się z mojego hobby, a po jednej wyprawie na bazar przepadł. Między kapustą i pomidorami znalazł miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA