„Mąż pomiatał mną jak ojciec mamą i twierdził, że jestem nikim. Gdy zażądałam rozwodu, zagroził, że zabierze mi dzieci”

smutna kobieta fot. Getty Images, MementoJpeg
„O cokolwiek go poprosiłam, to za każdym razem słyszałam, że jestem darmozjadem. I wtedy od razu przypominał mi się dom rodzinny, w którym takie hasła były na porządku dziennym. Historia zatoczyła koło – pomyślałam ironicznie. I pomyśleć, że robiłam wszystko, aby uciec z domu rodzinnego, a trafiłam z deszczu pod rynnę”.
/ 06.03.2024 11:15
smutna kobieta fot. Getty Images, MementoJpeg

Moje dzieciństwo było koszmarem. Ojciec gnębił mamę. Czasami dochodziło też do rękoczynów. A ja musiałam na to wszystko patrzeć. Dlatego też moim największym marzeniem była ucieczka z domu i zapomnienie o tym, co tam się działo. Gdy na mojej drodze pojawił się Paweł, to właśnie w nim ujrzałam szansę na normalne życie. Bardzo się pomyliłam. Mój mąż w niczym nie różnił się od mojego ojca, a ja wpadłam z deszczu pod rynnę.

Chciałam wyrwać się z domu

Od razu po szkole znalazłam pracę w sklepie i rozpoczęłam dorosłe życie. Po kilku pierwszych wypłatach udało mi się odłożyć trochę grosza, co pozwoliło mi opuścić rodzinny dom. Razem z koleżanką z pracy wynajęłyśmy skromne mieszkanko. I chociaż nie było nas stać na luksusy, to dla mnie było to najszczęśliwsze wydarzenie w życiu. Odkąd pamiętam, to chciałam wydostać się z koszmaru, jaki zafundował mi ojciec. I wreszcie to się udało.

Oby dalej było już tylko lepiej – wzniosłam toast herbatą w pierwszy wieczór na nowym miejscu.

W tamtym momencie byłam przekonana, że moje życie w końcu zmieniło się na lepsze. I chociaż było mi żal mamy, która została z ojcem, to wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby uniknąć jej losu.

Praca w sklepie była ciężka, ale pozwoliła mi na rozpoczęcie nowego życia. W dalszych planach miałam kontynuację nauki i znalezienie lepszego zajęcia. Jednak nic z tego nie wyszło. Moje wszystkie pomysły upadły w momencie poznania przyszłego męża.

Poznaliśmy się w pracy

Pawła poznałam w pracy. Każdego ranka przyjmowałam od niego towar, który rozwoził po okolicznych sklepach. Początkowo mówiliśmy sobie tylko zdawkowe "dzień dobry", ale z czasem nasze rozmowy stały się coraz dłuższe. Okazało się, że lubimy takie same filmy, ten sam rodzaj muzyki i podobne dania. I dodatkowo oboje uwielbialiśmy siatkówkę.

– Chciałabyś iść ze mną na mecz reprezentacji? – zapytał mnie któregoś ranka. – Udało mi się zdobyć dwa bilety.

Obejrzenie moich ulubionych zawodników z bliska od zawsze było moim marzeniem. I jak już zaczęłam wyobrażać sobie siebie na trybunach, to od razu przyszło otrzeźwienie. "Pewnie chciałby iść z dziewczyną lub kolegą" – pomyślałam.

– Nie, nie – odpowiedziałam szybko. – Zabierz kogoś bliskiego – dodałam.

– Ale ja nie mam nikogo bliskiego – powiedział cicho. – I zrobisz mi wielką przyjemność, jak zgodzisz się pójść ze mną na ten mecz – dodał z uśmiechem na twarzy.

A ja wiedziałam, że nie mogę zmarnować takiej okazji. Zgodziłam się. To było jedno z najlepszych wydarzeń w moim życiu. Świetnie się razem bawiliśmy. A potem Paweł zaprosił mnie do baru, w którym spędziliśmy kolejnych kilka godzin. Wtedy poczułam do niego coś więcej. Teraz wiem, że to nie była miłość. Paweł był po prostu moją nadzieją na normalne życie.

Szybko ustaliliśmy datę ślubu

– Nie uważasz, że to trochę za szybko? – zapytała mnie koleżanka, gdy tylko poinformowałam ją, że za kilka miesięcy wychodzę za mąż. – Znacie się tak krótko.

– To nie ma znaczenia – odparłam. – Oboje czujemy, że to jest właśnie to. I nie chcemy dłużej czekać – dodałam.

Byłam taka szczęśliwa. Szybko spakowałam swój skromny dorobek i przeprowadziłam się do Pawła. I w tym momencie zaczął się mój kolejny życiowy koszmar.

Odsuwał mnie od znajomych

Prawdziwą twarz Pawła poznałam po ślubie. Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy – Paweł prawił mi komplementy, kupował prezenty, zabierał na romantyczne randki i powtarzał, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu. Dopiero z czasem wyszło na jaw, jaki jest naprawdę.

Pierwsze sygnały pojawiły się już kilka miesięcy po ślubie. Paweł nie chciał, abym gdziekolwiek wychodziła bez niego.

Nie lubię się z tobą rozstawać – tłumaczył z uśmiechem.

Ale ja widziałam w jego oczach niezdrową i niepokojącą zaborczość. Mimo wszystko nie protestowałam, bo nie chciałam się z nim kłócić. Może też odczuwałam małą satysfakcję, że jestem dla Pawła tak ważna.

Jednak z czasem było coraz gorzej. Mój mąż nie chciał, abym z kimkolwiek się spotykała. A jak tylko próbowałam umówić się z koleżanką na babskie popołudnie, to od razu wymyślał mnóstwo zajęć, które trzeba było natychmiast zrobić.

– Trzeba posprzątać mieszkanie, nastawić pranie, poprasować i przygotować obiad – wymieniał całą listę zadań. – Przecież wiesz, że ja nie mogę ci pomóc, bo mam mnóstwo pracy – dodawał.

A ja za każdym razem odwoływałam spotkanie i zabierałam się za prace domowe.

Miałam siedzieć w domu

Sytuacja pogorszyła się po przyjściu na świat dzieci. Dosyć szybko zdecydowaliśmy się na powiększenie rodziny i w trzy lata po ślubie byliśmy już rodzicami dwójki maluchów. I wtedy Paweł stwierdził, że powinnam zrezygnować z pracy.

– Zajmiesz się domem i wychowywaniem dzieci – argumentował. – A ja będę zarabiać na dom – dodał.

I od razu zaczął mnie przekonywać, że niczego nie będzie nam brakowało. Jednak ja miałam mnóstwo wątpliwości. Po pierwsze, uważałam, że zwyczajnie nie stać na to, abym nie pracowała, a po drugie brakowało mi spotkań z ludźmi. Bardzo kochałam swoje dzieci, ale to przecież nie to samo.

Ciągle mnie poniżał

Początkowo nie chciałam zgodzić się na propozycję Pawła. Jednak on nie dawał za wygraną.

– Dzieci potrzebują mamy na cały etat – przekonywał mnie.

I to w końcu podziałało. Stwierdziłam, że posiedzę z maluchami przez dwa, trzy lata, a potem wrócę do pracy. Od tego momentu było już tylko gorzej. Paweł zaczął wydzielać mi pieniądze i kazał przynosić wszystkie rachunki ze sklepów.

– Na co wydajesz tyle pieniędzy? – pytał ze złością za każdym razem, gdy prosiłam go o gotówkę.

Próbowałam mu tłumaczyć, że wszystko poszło w górę, ale on nie chciał tego słuchać.

– Jesteś po prostu rozrzutna – podsumowywał, a potem kazał mi ograniczać wydatki.

Po jakimś czasie bałam się iść do sklepu, bo wiedziałam, że Paweł wypomni mi, że wydałam zbyt dużo pieniędzy. O kupnie czegoś dla mnie nie było nawet mowy.

– Nie wystarczy ci, że cię utrzymuję? – zapytał ze złością, gdy poprosiłam go o kilkadziesiąt złotych na fryzjera.

I tak było za każdym razem – o cokolwiek go poprosiłam, to za każdym razem słyszałam, że jestem darmozjadem. I wtedy od razu przypominał mi się dom rodzinny, w którym takie hasła też były na porządku dziennym. Historia zatoczyła koło – pomyślałam ironicznie. I pomyśleć, że robiłam wszystko, aby uciec z domu rodzinnego, a trafiłam na dokładnie takiego samego człowieka jak mój ojciec. Postanowiłam coś z tym zrobić.

Koleżanka obiecała mi pomóc

Tego ranka spojrzałam w lustro. Po drugiej stronie widziałam zmęczoną, smutną i przedwcześnie posiwiałą kobietę, która zmarnowała swoje życie. "Tak dalej być nie może" – pomyślałam. I nie chodziło tu tylko o mnie. Miałam dwójkę dzieci, które nie powinny dorastać w takim domu. Zbyt dobrze pamiętałam swoje dzieciństwo, aby to samo zafundować synowi i córce.

Odejdź od niego – poradziła mi koleżanka, której zwierzyłam się ze swoich problemów.

Spotkałam ją przypadkowo w sklepie, a ona od razu zorientowała się, że nie jestem szczęśliwa.

– To nie jest takie proste – westchnęłam. Nie miałam mieszkania, pracy ani oszczędności. Jak miałabym poradzić sobie w takiej sytuacji?

– Pomogę ci – obiecała Magda, czym bardzo mnie zmotywowała.

Chciałam rozwodu

Po powrocie do domu usłyszałam wściekły głos Pawła.

– Gdzie znowu łaziłaś? – zapytał.

Popatrzyłam na jego twarz wykrzywioną złością i kolejny raz uświadomiłam sobie, że muszę coś zmienić.

– Postanowiłam złożyć pozew o rozwód – poinformowałam Pawła. A on przez kilka minut nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa.

Jednak po chwili ochłonął.

– Rozwód? – zapytał ironicznie. – Beze mnie jesteś nikim – dodał z pewnością siebie, która nigdy go nie opuszczała.

– Poradzę sobie – powiedziałam twardo.

Już wcześniej rozmawiałam z Magdą o tym, że pomoże mi w znalezieniu pracy i mieszkania. I chyba coś w moim głosie zastanowiło Pawła, bo spojrzał na mnie z pogardą i nienawiścią.

– Nie zrobisz tego – powiedział po chwili. – A jeżeli zdecydujesz się na ten głupi krok, to pożałujesz tego. Zrobię wszystko, aby odebrać ci dzieci. I jestem przekonany, że wygram w każdym sądzie.

W tym momencie zabrakło mi tchu. Dzieci były wszystkim, co miałam i kochałam je najmocniej na świecie. Nie przeżyłabym tego, gdyby Paweł mi je odebrał.

Kolejne tygodnie spędziłam na zastanawianiu się, co mam dalej robić. Bałam się Pawła i jego groźby, ale jeszcze bardziej czułam strach przed tym, jaką przyszłość będą miały moje dzieci. Dlatego postanowiłam działać. Skontaktowałam się z prawniczką poleconą przez Magdę i rozpoczęłam walkę o przyszłość swoją i swoich dzieci. Postanowiłam, że nie popełnię błędów swojej matki, która nie potrafiła odejść od ojca i zmarnowała mi dzieciństwo. 

Czytaj także: „Żona robiła karierę, a ja zostałem kurą domową. Wszyscy się śmieją, że w naszej rodzinie tylko ona nosi spodnie” 
„Dostałam od teściowej kiczowaty prezent. Przez lata chciałam się go pozbyć, ale to nie było takie proste”
„Była żona nie mogła się pogodzić z rozwodem. Nie miała żadnych hamulców, by kłamać i niszczyć mój nowy związek”

 

Redakcja poleca

REKLAMA