„Była żona nie mogła się pogodzić z rozwodem. Nie miała żadnych hamulców, by kłamać i niszczyć mój nowy związek”

zmartwiony mężczyzna fot. Getty Images, Tanja Ivanova
„– Dla mnie nasze małżeństwo jest skończone – dodałem z całą stanowczością, na jaką było mnie stać. Kaśka tylko się uśmiechnęła, a potem powiedziała coś, co trochę mnie przestraszyło. – Nigdy nie oddam cię innej kobiecie – jej głos zabrzmiał zimno i wyjątkowo obco”.
/ 04.03.2024 22:00
zmartwiony mężczyzna fot. Getty Images, Tanja Ivanova

Po kilku latach niezbyt udanego małżeństwa postanowiłem wziąć rozwód. Byłem przekonany, że jako dorośli ludzie pożegnamy się z klasą i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Jednak nie doceniłem złości i determinacji swojej byłej żony, która za wszelką ceną postanowiła zniszczyć mnie i mój nowy związek.

Rozstanie było najlepszym wyjściem

Do dzisiaj nie wiem, dlaczego zdecydowałem się na ślub z Kaśką. Tak naprawdę to nawet jej nie lubiłem, a jej specyficzny charakter wcale mnie nie przyciągał. Owszem, prezentowała się całkiem nieźle, ale blond włosy i zgrabne nogi to chyba nie powód, aby zmarnować swoje życie. Na szczęście, dosyć szybko zorientowałem się, że zupełnie do siebie nie pasujemy i najlepiej będzie się rozstać.

– Myślę, że w naszej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie rozwód – powiedziałem po kolejnej kłótni.

Właśnie przed chwilą dowiedziałem się, że jestem draniem, bo wolę spędzać czas z kolegami niż z nią.

– Chcesz się rozwieść? – usłyszałem piskliwy głos swojej żony.

– To będzie najlepsze wyjście – odpowiedziałem spokojnie.

I faktycznie tak uważałem. Byłem z Kaśką ponad pięć lat i niedawno stwierdziłem, że to o pięć lat za dużo.

Jesteś zwykłym draniem! – wykrzyczała i wybiegła z domu trzaskając drzwiami.

To akurat wcale mnie nie zdziwiło. Moja żona nazywała mnie draniem co najmniej kilkanaście razy w tygodniu i naprawdę przestało to już robić na mnie jakiekolwiek wrażenie.

Rozwiedliśmy się

Tym razem postanowiłem nie odpuszczać i pomimo protestów, płaczów oraz zapewnień o miłości doprowadziłem sprawę do końca.

– W końcu udało mi się zakończyć to małżeństwo – powiedziałem kumplowi kilka godzin po zakończeniu sprawy rozwodowej.

Postanowiłem to uczcić i zaprosiłem go do naszego ulubionego baru.

– Nie żałujesz? – zapytał Krzysiek.

Chwilę się nad tym zastanowiłem.

– Nie – odpowiedziałem po chwili. I była to odpowiedź jak najbardziej zgodna z prawdą. – Wreszcie jestem wolnym człowiekiem i mogę robić to, co mi się podoba – dodałem i uniosłem szklankę w geście toastu.

– To gratuluję – odparł mój kumpel.

Od tego dnia zacząłem żyć pełnią życia. W końcu skończyły się awantury, krzyki i wieczne pretensje, a ja nie musiałem już słuchać, że jestem draniem i świnią. Fajne było to życie singla.

Zosię poznałem przypadkiem

Mówią, że natura nie znosi próżni, o czym ja przekonałem się zaledwie kilka miesięcy po rozwodzie. Pewnego dnia wybrałem się na wycieczkę rowerową i niestety upadłem tak niefortunnie, że musiałem pojechać do szpitala. W rejestracji przyjęła mnie przepiękna i przesympatyczna pielęgniarka.

Nieźle się pan załatwił – powiedziała oglądając moją nogę. – Na szczęście, mamy dzisiaj na dyżurze ortopedę, który zajmie się panem – dodała i zniknęła za drzwiami zabiegówki.

Po chwili wyszła razem z lekarzem, który faktycznie zrobił wszystko, aby moja kontuzja była jak najmniej uciążliwa.

– Da się pani zaprosić na kawę? – zapytałem spontanicznie pielęgniarkę, która okazała mi tyle troski.

Nie wiem, dlaczego wpadłem na ten pomysł, bo jeszcze kilka tygodni temu obiecywałem sobie, że daję sobie spokój z kobietami i związkami. Kaśka dała mi tak mocno w kość, że chwilowo miałem dosyć płci pięknej.

– Czemu nie? – niespodziewanie odpowiedziała nieznajoma i uśmiechnęła się najsłodszym uśmiechem, jaki do tej pory widziałem. I wtedy dokładnie się jej przyjrzałem.

Miała rude włosy i niebieskie oczy i przeurocze dołeczki w policzkach. "No tak, zawsze miałem słabość do rudzielców" – usprawiedliwiałem samego siebie. Jednak prawda była taka, że ja po prostu nie potrafiłem być sam i potrzebowałem kogoś obok mnie.

Była żona chciała wrócić

Znajomość z Zosią rozwijała się błyskawicznie. Już po kilku randkach wyznałem jej miłość, a ona zgodziła się ze mną zamieszkać. Tym razem czułem, że to jest prawdziwa miłość. I kiedy wydawało mi się, że moje życie zmierza we właściwym kierunku, to na nowo  pojawiła się w nim Kaśka, której nie spodobało się to, że układam sobie przyszłość z nową kobietą.

Do dzisiaj nie wiem, skąd Kaśka dowiedziała się o moim związku z Zosią. Od czasu rozwodu nie utrzymywaliśmy kontaktu, nie mieliśmy też wspólnych znajomych. A mimo to któregoś dnia pojawiła się na progu mojego mieszkania i zakomunikowała mi, że nasz rozwód był błędem.

– Ja nigdy nie przestałam cię kochać – powiedziała i próbowała się do mnie przytulić. Szybko się odsunąłem, ale ona nie dawała za wygraną. – I wiem, że ty czujesz dokładnie to samo – dodała.

– Mylisz się – odpowiedziałem szybko. Nie chciałem, aby zaczęła wyobrażać sobie coś, czego zupełnie nie było. – Dla mnie nasze małżeństwo jest skończone – dodałem z całą stanowczością, na jaką było mnie stać.

Kaśka tylko się uśmiechnęła, a potem powiedziała coś, co trochę mnie przestraszyło.

– Nigdy nie oddam cię innej kobiecie – jej głos zabrzmiał zimno i wyjątkowo obco.

"Zwariowała" – pomyślałem. Jednak postanowiłem się nie odzywać, bo nie chciałem wywoływać niepotrzebnej dyskusji. A gdy moja była żona wreszcie opuściła mieszkanie, które dzieliłem z Zosią, to odetchnąłem z ulgą. I jednocześnie postanowiłem zachować tą wizytę w tajemnicy. Nie chciałem denerwować kobiety, która była dla mnie wszystkim.

Była zdeterminowana i wredna

Miałem ogromną nadzieję, że ten wyskok Kaśki jest jednorazowy i moja była żona w końcu zrozumie, że nigdy już nie będziemy razem. Jednak nie doceniłem jej determinacji. Pojawiła się w naszym mieszkaniu następnego dnia i od progu naskoczyła na Zosię.

Pani ukradła mi męża! – wykrzyczała do zszokowanej i nic nierozumiejącej Zosi.

Moja obecna partnerka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem i ewidentnie oczekiwała wyjaśnień.

– To moja była żona, która nie może pogodzić się z tym, że nie jesteśmy już razem – odpowiedziałem spokojnie. – A teraz bądź tak uprzejma i wyjdź stąd – dodałem już nieco mniej spokojnie, wskazując Kaśce drzwi.

Jeszcze tego pożałujesz – wysyczała, ale posłusznie wyszła.

– Poradzę sobie z tym – powiedziałem do Zosi, która wciąż przypatrywała mi się zdziwionym wzrokiem. – A ty nie musisz się o nic martwić – dodałem.

Zaczęła nas nachodzić

Jednak szybko przekonałem się, że jednak trzeba się martwić. Kaśka zaczęła nachodzić mnie nie tylko w domu, ale także w pracy. Zaczepiała moich współpracowników i opowiadała im, że jestem zdrajcą, kłamcą i oszustem. I chociaż większość z nich doskonale wiedziała, że to nieprawda, to jednak powoli zaczynali tracić cierpliwość.

– Zrób coś z tym, bo zaczyna się to robić męczące – powiedział mi kumpel, który już kilkukrotnie musiał wysłuchiwać żalów mojej byłej żony.

Najgorsze było to, że Kaśka zaczęła też chodzić do pracy Zosi. Któregoś razu Zosia wróciła bardzo zdenerwowana i opowiedziała mi, że Kaśka wpadła do szpitala i przy wszystkich wykrzykiwała, że złodziejka mężów rozbiła jej małżeństwo. A szczytem bezczelności było rozpowiadanie wszystkim, że nadal ją kocham i tylko czekam na odpowiednią okazję, aby do niej wrócić.

Musiałem ratować związek

Zosia doskonale wiedziała, jaka jest prawda. Jednak z każdym kolejnym wybrykiem Kaśki czułem, że jest tym coraz bardziej zmęczona. Dodatkowo widziałem na jej twarzy wątpliwości, których nie była w stanie się pozbyć.

– Pamiętaj, że kocham tylko ciebie – powtarzałem jej za każdym razem, gdy Kaśka próbowała nas skłócić.

– Wiem – mówiła Zosia i ufnie się do mnie przytulała.

Jednak któregoś razu wbiegła zapłakana do mieszkania i od razu zaczęła pakować walizki.

– Co robisz? – zapytałem zszokowany.

– Opuszczam kogoś, kto przez cały czas mnie oszukiwał – wykrzyczała przez łzy.

Zupełnie nie wiedziałam, co się stało. Próbowałem to wyjaśnić, ale Zosia nie chciała ze mną rozmawiać. Jednak gdy trochę się uspokoiła, to wyciągnęła komórkę i pokazała mi wiadomości, które wysłała jej Kaśka. W każdej z nich było zdjęcie, na którym obściskiwałem się z moją byłą żoną. Tyle tylko, że to były stare zdjęcia, które zrobiliśmy jeszcze w czasach, gdy nasze małżeństwo można było uznać za udane.

Kaśka przesadziła

– Przecież to zdjęcia sprzed kilku lat – powiedziałem z całą stanowczością, na jaką było mnie stać. A potem postanowiłem zażartować. – Jestem na nich o wiele przystojniejszy niż teraz – dodałem.

I kiedy zobaczyłem, że Zosia delikatnie się uśmiecha, to wiedziałem, że tym razem wygrałem walkę.

– Ja nie mogę tak dłużej żyć – powiedziała po kilku minutach, gdy wreszcie wypuściłem ją ze swoich ramion.

Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę zrobić wszystko, aby uratować ten związek. Zadzwoniłem do Kaśki i ostrzegłem ją, że złożę zawiadomienie na policji. Nie wiem, czy ta groźba okazałaby się skuteczna, ale wołałem nie ryzykować.

Razem z Zosią podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do innego miasta, w którym chcemy rozpocząć nowe życie. Życie bez byłej żony i jej chorych pomysłów. Mam nadzieję, że to się uda, bo za nic w świecie nie chciałbym stracić kobiety, która sprawiła, że znowu dobrze czuję się w związku.

Czytaj także: „Mąż twierdził, że się starzeję i jestem nudna. Pojechałam więc do sanatorium i pokazałam, jak potrafię zaszaleć”
„Śmierć córki sprawiła, że mój świat się zawalił. Na dodatek w spadku zostawiła nam 30 tysięcy długu”
„Marzę o rodzinie. Jestem atrakcyjna, mam 35 lat i nie mogę nikogo poznać. Może powinnam obniżyć standardy?”

 

Redakcja poleca

REKLAMA