„Mąż po ślubie pokazał prawdziwą twarz. Kazał mi liczyć każdy grosz i recytować paragony jak pacierz”

załamana matka fot. iStock, Lazy_Bear
„Zaczął mi wydzielać pieniądze, a jeśli byłam posłuszna, >>wypłacał<< nieco więcej. Godziłam się na to, bo trzeba było utrzymać dzieci, a Paweł nawet im skąpił, kiedy chciał się na mnie odegrać”.
/ 04.10.2023 22:00
załamana matka fot. iStock, Lazy_Bear

Słuchała mnie ze ściągniętą twarzą. Właściwie podczas naszych rozmów to była norma, że prezentowała taki przykry grymas. Ja pewnie też lepiej nie wyglądałam.

– Musisz coś z tym zrobić, rozumiesz? – ni to zapytała, ni oznajmiła po raz kolejny. – Po prostu musisz.

– Łatwo ci mówić – odparłam z goryczą. – Przecież wiesz, że on spełnia groźby, a wtedy ani ja, ani dzieci…

– Kobieto! – przerwała mi. – Przecież on nie może tego zrobić! Musi łożyć na wasze utrzymanie, a przynajmniej na dzieciaki. Poza tym może słabo zarabiasz, ale zawsze.

Pokiwałam głową. Moje zarobki wystarczyłyby na pokrycie czynszu i na media. Zostałoby z nich parę złotych. A dzięki Pawłowi mogliśmy się nie martwić, co włożyć do garnka.

– On stosuje wobec ciebie przemoc – dorzuciła Anka.

– Nie no, przecież mnie nie bije – zaprotestowałam.

– A to tylko bicie jest przemocą? – spytała. – Są jeszcze inne jej rodzaje, niekoniecznie musi się do ciebie od razu wyrywać z łapami. A może to, czego doznajesz, jest jeszcze gorsze? Bo gdyby ci przyłożył, sprawa byłaby jasna, a tak…

Wydzielał mi każdy grosz

Miała sporo racji. Paweł nigdy w życiu nie podniósł na mnie ręki. Co innego z głosem. W ogóle miał bardzo autorytarny sposób bycia, nie tylko wobec mnie. Zazwyczaj mówił tak, jakby miał wyłączną rację i nie interesowało go, co myślą inni, jednak do bicia nigdy się nie brał.

Tylko ile można słuchać, że się za dużo wydaje? Nawet jeśli dawał mi jakieś pieniądze, zawsze słyszałam „Masz, tylko nie wydaj”. Raz ośmieliłam się zapytać, co mam w takim razie zrobić z tą forsą i czy mam mu ją oddać w stanie nienaruszonym, i zaraz tego pożałowałam.

Jak on się zaczął wydzierać, że jestem bezczelna, że nic nie zarabiam, tylko wysysam jego krew i drenuję portfel! Rozkręcał się, przykre słowa płynęły z jego ust rwącym potokiem, a ja kuliłam się w sobie. Myślałam wtedy, że mnie uderzy.

– Jak zaczniesz zarabiać po ludzku – zakończył – będziesz mogła zabierać głos w sprawie finansów! Jak mówię „tylko nie wydaj”, to mam na myśli, żebyś nie szastała pieniędzmi!

– Marice są potrzebne nowe buty, a Jacusiowi kurtka…

– To kup, jak trzeba, tylko nie jakieś markowe ciuchy! I tak zaraz z nich wyrosną.

Gdy opowiedziałam o tym Ance, z początku stwierdziła, że Paweł to po prostu straszny skąpiec.

– Zdarzają się tacy, tylko że on z początku wydawał się normalny. Przecież pamiętam, jak chodziliście ze sobą. Był taki miły, wszystkim stawiał, chcieli czy nie chcieli…

Problem w tym, że mój mąż nadal w sytuacjach towarzyskich był szczodry, a nawet rozrzutny. Tylko mnie pilnował, wyliczał z każdego grosza. I to jego „tylko nie wydaj”…

Można od czegoś takiego dostać szału

Poznaliśmy się na studiach, podczas wesela mojej koleżanki z roku, która okazała się przyjaciółką Pawła z dzieciństwa. Bawiliśmy się świetnie całą noc, a potem jakoś tak się zrobiło, że choć studiował w Warszawie, to i tak większość czasu spędzał u mnie w Poznaniu. Miał dar do organizowania sobie czasu tak, żeby być jak najczęściej ze mną.

Pobraliśmy się po studiach, niedługo potem zaszłam w ciążę. Nie było jak w raju, bo oboje mieliśmy raczej mało dochodową pracę, ale kochaliśmy się, wystarczało do pierwszego. Zmieniło się to po paru latach, gdy byłam w ciąży z Mariką.

Paweł zdołał znaleźć dobry etat w rozwijającej się prężnie firmie komputerowej. Wprawdzie nie był informatykiem, ale okazało się, że ma do tego dryg i szybko został doceniony, zaczął awansować. Mogliśmy się przenieść do nowego, większego mieszkania, bo stać nas było na spłacanie niemałego kredytu, niebawem kupiliśmy też samochód.

Nie potrafię powiedzieć, kiedy z moim mężem zaczęło się coś dziać. Prawdę mówiąc, pewnego dnia zaskoczył mnie, robiąc awanturę, że za dużo wydaję.

– Przecież życie kosztuje – odpowiedziałam, zdziwiona napadem złości w jego wykonaniu. – Nie kupuję nic, co by…

– Na pewno możesz wydawać mniej – przerwał mi. – Nawet szmata do podłogi musi być najlepsza?

Zatkało mnie, wyszłam z pokoju i resztę wieczora spędziłam w sypialni. Przyszedł tam później jakby nigdy nic i zaczął się do mnie dobierać. Nie miałam ochoty na karesy, o czym mu powiedziałam. No i się zaczęło. Że to on płaci i ma prawo wymagać, że mam swoje obowiązki jako żona…

– Jak ci przykręcę kurek z pieniędzmi, zobaczysz, czy warto się stawiać! – podsumował.

I zobaczyłam… Zaczął mi wydzielać pieniądze, a jeśli byłam posłuszna, „wypłacał” nieco więcej. Godziłam się na to, bo trzeba było utrzymać dzieci, a Paweł nawet im skąpił, kiedy chciał się na mnie odegrać. Z kolei jeśli był akurat z czegoś zadowolony, otwierał portfel.

Kiedy później o tym myślałam, uznałam, że przegapiłam symptomy tej jego przemiany. Nie wiem też do końca, czy to powodzenie finansowe tak go zmieniło, czy już przedtem miał zadatki na domowego dyktatora. Czy wpływ mogło mieć to, że wychowywał się z apodyktyczną matką? Szukałam wyjaśnienia. Łatwiej by było znieść jego szantaże i humory, gdybym poznała przyczynę.

Pewnego razu, po jednej z kłótni, w ogóle przestał mi dawać pieniądze, wyprowadził się na ponad miesiąc do matki. Teściowa oczywiście nie była moim sprzymierzeńcem, zawsze uważała, że jej synek zasługiwał na lepszą kobietę.

To było straszne

Moja pensja nie wystarczała zupełnie na nasze potrzeby, dlatego nie zrobiłam opłat za mieszkanie, gaz i prąd, a i tak trzeba było zaciskać pasa. Dzieci nie rozumiały, co się stało, tęskniły za tatą. Powiedziałam im, że musiał pilnie wyjechać, ale wróci i będzie wszystko dobrze.

– Obiecujesz? – zapytał Jacuś, wlepiając we mnie oczy.

Na początku nie zamierzałam Pawła o nic prosić, tylko przeczekać jego focha. Ale po miesiącu zadzwoniłam i poprosiłam, żeby wrócił. Wtedy uznał, że ma mnie już zupełnie w garści. Nie próbowałam więcej się buntować, lecz mimo to groził mi odcięciem od pieniędzy. Moja przyjaciółka wróciła ze świeżo zaparzoną herbatą, postawiła przede mną filiżankę, postawiła cukier.

– Wiesz, co to jest? – spytała.

Spojrzałam zdumiona i odpowiedziałam, że herbata.

– Oj, chodzi mi o tego twojego mężusia! On stosuje wobec ciebie przemoc ekonomiczną.

Wzruszyłam ramionami. To wiedziałam i bez niej.

– No i co z tym zrobić? – westchnęłam.

– Posłuchaj, kochana – wsypała do swojego naparu łyżeczkę cukru. – Sprawdziłam to i okazuje się, że domową przemoc ekonomiczną traktuje się tak samo jak fizyczną, psychiczną i seksualną. To jest karalne! A tu masz trzy z nich, bo on cię nie bije. Ale czujesz się cały czas zagrożona, a jak z nim nie pójdziesz do łóżka, to ci odcina pieniądze, prawda?

– Ale…

– Przejrzyj wreszcie na oczy! – nie dała mi dojść do słowa. – Musisz przestać być ofiarą!

– Mam mu się postawić? – spytałam.

Masz z tym iść na policję… – zawahała się. – Albo nie, lepiej do jakiegoś adwokata od spraw rodzinnych. Bo na policji mogą to jeszcze faktycznie zlekceważyć. Po prostu musisz przestać być ofiarą! Nagraj na telefon te jego teksty, jak na ciebie wrzeszczy, nawet jak żąda seksu i grozi, że nie dostaniesz forsy, jeśli się nie zgodzisz.

Spojrzałam na nią podejrzliwie

– Aneczko, coś mi się zdaje, że konsultowałaś się z prawnikiem.

– Dobrze ci się zdaje – powiedziała po chwili milczenia. – Trudno patrzeć na tę patologię, w której tkwisz. Dałaś sobie wejść na głowę, on uzyskał nad tobą ogromną władzę! Jak chcesz nadal być ofiarą, twoja sprawa, ale wtedy proszę, żebyś mi się nie skarżyła za każdym razem, kiedy ten palant wywinie numer. A w ogóle uznam, że ci to pasuje.

Wyszłam od niej nieco wzburzona, a jednocześnie urażona. Jak mogła powiedzieć, że ten układ mógłby mi odpowiadać? Kto by tak chciał żyć? Wracałam do domu i z każdym krokiem dochodziłam do wniosku, że przyjaciółka ma świętą rację. Pozwoliłam z siebie zrobić ofiarę, niewolnicę wręcz i trzeba to zmienić.

Przed drzwiami odetchnęłam głęboko, uruchomiłam nagrywanie. Na pewno będzie rozpytywanie, gdzie byłam i ile pieniędzy wydałam. A potem awantura.

– Nie jesteś ofiarą – szepnęłam do siebie, zanim weszłam. – Nie chcesz być ofiarą!

Czytaj także:
„Nie miałam matki, ojciec traktował mnie jak przybłędę. W złości wykrzyczał mi prawdę w twarz i mój świat legł w gruzach”
„Nie mogliśmy się z mężem swobodnie kochać, bo za ścianą była teściowa. Hamulce puściły nam pośrodku lasu”
„Moja żona zmarła przy porodzie i zostawiła mnie z bliźniakami. Porzuciłem dzieciaki, wołałem stoczyć się na dno”

Redakcja poleca

REKLAMA