Kiedy obiecywałam Krzyśkowi, że nie opuszczę go aż do śmierci, jak większość młodych panien wyobrażałam sobie, że będziemy razem do późnej starości. Nie przypuszczałam, że śmierć może przyjść szybciej i zniweczyć nasze plany. Kiedy mąż dostał zawału i umarł, miał czterdzieści siedem lat.
Nie byłam gotowa na to, by zostać sama
Jednak śmierć nie pytała mnie o zdanie. Przyszła niespodziewanie, gdy Krzysiek był w pracy. Mieliśmy trójkę dzieci. Maciek, najstarszy, kończył drugą klasę liceum, Ania była w piątej klasie podstawówki, a Jasiek miał siedem lat. Nie mogłam uwierzyć, że dzieci więcej nie zobaczą taty, że zostanę z nimi sama. W pierwszej chwili byłam przekonana, że nie dam rady udźwignąć tego wszystkiego. Kto będzie zawoził Maćka na treningi, kiedy ja będę gotować obiad? Kto pomoże Ani w matematyce? Ja się zupełnie na tym nie znam! Kto będzie wywozić z samego rana ciężkie kubły ze śmieciami, palić w piecu zimą, opłacać rachunki, naprawiać pralkę, kiedy znowu odmówi współpracy?
Na wszystkie te pytania odpowiedź była jedna: ja! Poczułam się jak dziecko pozostawione bez opieki. Były rzeczy, o których nie miałam pojęcia, i zupełnie się nimi dotąd nie przejmowałam. Teraz nie było nikogo, kto wykonałby za mnie te zadania…
Po zamieszaniu związanym z formalnościami pogrzebowymi, stypą i przyjazdem dalekiej rodziny, usiedliśmy w końcu we czwórkę i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co nas czeka. Nie zamierzałam ukrywać przed dziećmi, że będzie nam teraz trochę trudniej, ale nie chciałam też ich straszyć. Były jeszcze za małe, żeby udźwignąć odpowiedzialność, która na mnie spadła. Wystarczy, że i tak będą musiały zająć się niektórymi rzeczami. Maciek od razu zobowiązał się, że przejmie po tacie ciężkie prace fizyczne, którym ja nie podołam. Był już dużym chłopcem, chodził na siłownię, więc wnoszenie siatek z zakupami czy worków z węglem nie będzie dla niego problemem. Powiedział też, że dojeżdżać na treningi będzie autobusem, bo ma dobre połączenie. Ania oznajmiła, że zapisze się na kółko matematyczne, to pani pomoże jej z zadaniami i zajmie się Jasiem, kiedy ja będę musiała wyjść coś załatwić.
Przytuliłam moje maluchy, pełna wdzięczności za pomoc, i dumy, że udało nam się z Krzyśkiem wychować takie mądre i dzielne dzieci. Pewnego dnia podczas sprzątania odkurzacz zaczął buczeć i warczeć. Pomyślałam, że może worek na kurz jest już pełny. Nigdy dotąd go nie wymieniałam. Zawsze robił to Krzysiek.
Gdzie on trzymał te przeklęte worki?
Zaczęłam przeglądać szafki z jego narzędziami i szafę na ubrania. Worków nigdzie nie było. W pewnym momencie zauważyłam je w szufladzie z żarówkami i bateriami. Wyjęłam jeden i zaczęłam manipulować przy odkurzaczu. Próbowałam go otworzyć. Szarpałam się z nim, próbując go otworzyć z każdej możliwej strony. Byłam wściekła, spocona i rozgoryczona złośliwością sprzętu. W końcu z bezsilnością krzyknęłam do Krzyśka:
– Jak mnie nie nauczyłeś wymieniać worka, to mi teraz pomóż!
Nagle część odkurzacza, z którą tak się mocowałam, odskoczyła i odkurzacz się otworzył. Myślałam, że zemdleję. Wymieniłam worek na nowy i podziękowałam w duchu mężowi. Najwyraźniej czuwał nade mną. Od tamtej pory żyło mi się jakoś spokojniej. Oczywiście nie nawiedzał mnie duch Krzyśka, ale odzyskałam spokój duszy, że mój mąż w razie kryzysu wstawi się za nami u siły wyższej. Nie było nam łatwo, ale jakoś odnaleźliśmy się w codzienności bez Krzyśka. Cóż, nie mieliśmy innego wyjścia. Dzieci dobrze radziły sobie z nauką, ja nauczyłam się płacenia rachunków, drobnych napraw i jakoś udawało nam się wspólnie ciągnąć ten wózek. Lata mijały, dzieci mi wyrosły i nie wiedzieć kiedy, wszystkie zaczęły swoje dorosłe życie…
Jasiek jako ostatni opuszczał gniazdo
Postanowił wyjechać do pracy za granicę. Byłam tak rozemocjonowana, że się wyprowadza, że aż się popłakałam, gdy się pakował.
– Mamuś, przestań, proszę! Bo mam wyrzuty sumienia, że cię zostawiam – powiedział czule i mnie objął.
– Nie miej wyrzutów, synku, to tylko emocje. Dam sobie radę. Ania i Maciek mieszkają niedaleko, więc jakby co, zawsze mam kogo poprosić o pomoc.
Jasiek wolał mnie jednak podwójnie zabezpieczyć, więc poprosił jeszcze naszego sąsiada, pana Mietka, żeby czasem do mnie zajrzał i sprawdził, czy czegoś nie potrzebuję.
– Po co kłopoczesz sąsiadów? Nie jestem jeszcze taka stara! Dam sobie radę – robiłam mu wyrzuty.
Nie chciałam, żeby wszyscy w bloku mieli mnie za niedołęgę, ale Jasiek odparł, że to dla jego spokoju. Ania wpadała do mnie raz w tygodniu z dziećmi, Maciek dzwonił co drugi dzień i przychodził czasem na kawę po pracy. Ja latem zajmowałam się działką, a zimą czytałam, oglądałam ulubione seriale i czasem spotykałam się z koleżankami na kawę. Najczęściej odwiedzała mnie Alina, moja żywiołowa koleżanka z czasów pracy w domu kultury.
– Posłuchaj! – powiedziała pewnego razu podekscytowana. – Są u nas w mieście organizowane zajęcia w ramach uniwersytetu trzeciego wieku.
– Daj spokój. Chce ci się jeszcze czegoś uczyć?
– To żadna nauka, sama przyjemność. Jakiś doktor ma wykłady o historii sztuki. Podobno bardzo ciekawie. Możemy się przecież wybrać raz w tygodniu i posłuchać. Podobno organizuje też wyjazdy do galerii i muzeów, gdzie opowiada o obrazach i rzeźbach. Poznamy jakichś ludzi, pogadamy. To chyba lepsze niż siedzenie samotnie w czterech ścianach?
Wcale nie czułam się samotna, ale faktycznie moje życie było ostatnio nieco monotonne, więc wizja spotkań towarzyskich mnie zaciekawiła. Poza tym obie zawsze interesowałyśmy się sztuką, więc muszę przyznać, że jej zapał nieco mi się udzielił.
Zgodziłam się
Alina zapisała nas na zajęcia i w poniedziałek ruszyłyśmy na pierwszy wykład, śmiejąc się, że znowu jesteśmy studentkami. Byłam zaskoczona, widząc, jak pokaźna grupa zgromadziła się na zajęciach. Nie przypuszczałam, że cieszyły się taką popularnością. Po wykładzie zrozumiałam – były naprawdę niezmiernie ciekawe. Podczas przerwy wszyscy zeszli do kafejki na dole, na kawę. Nagle wśród grupy zauważyłam znajomą twarz. To był mój sąsiad, pan Mietek. Przeprosiłam swoją grupę i podeszłam do niego.
– Dzień dobry, panie Mietku! Kto by pomyślał, że się tu spotkamy?
– O, pani Ela. Jak dobrze panią widzieć – uśmiechnął się do mnie serdecznie. – Pięknie pani wygląda. A pani syn tak się martwił, że zostawia panią samą.
– Och, niepotrzebnie. Trochę go okrzyczałam, że pana nachodził w mojej sprawie.
– Szczerze mówiąc, bardzo chętnie odwiedziłbym panią od czasu do czasu, jeśli nie ma pani nic przeciwko. Bardzo lubię wypić kawę w miłym towarzystwie. I bez kolejki – mrugnął do mnie i wskazał na grupkę ludzi stojącą przed nim.
– Poczekam z panem – zaoferowałam się i zaczęłam rozmawiać z nim o wykładzie.
Alina wszędzie węszy romans
Zauważyłam, że on także interesuje się historią sztuki. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z nim tak długo. Nasze kontakty ograniczały się do przywitania i wymiany zdań o pogodzie. Tymczasem okazał się bardzo miłym i oczytanym człowiekiem. Szybko przeszliśmy na „ty” i zaczęliśmy się przerzucać interesującymi tytułami na temat sztuki. Umówiliśmy się, że jutro spotkamy się na kawie i wymienimy ulubionymi książkami. Po drugiej części wykładu wyszłyśmy z Aliną pełne pozytywnej energii. To popołudnie było wyjątkowe. Warto było wyrwać się z domu, żeby posłuchać ciekawych historii i spotkać się z ludźmi w naszym wieku.
Przed wyjściem czekał na nas Mietek, którego przedstawiłam Alinie. Wracaliśmy razem, rozmawiając swobodnie i ciesząc się ładną pogodą. Alina wpadła do mnie jeszcze na chwilę, a Mietek przypomniał, że jutro po obiedzie przyjdzie z książką.
– A cóż to za Mietek? – zaśmiała się koleżanka. – Czyżby ktoś ci bliski, o kim mi nie wspomniałaś?
– To sąsiad! – odpowiedziałam, a ona puściła do mnie znacząco oczko.
Cała Alina. Wszędzie węszy romans! Następnego dnia Mietek przyszedł z książką, ale zamiast wejść, namówił mnie na spacer. Poszliśmy nad jeziorko i usiedliśmy na ławce. Wciąż nie mogliśmy się nagadać. Mietek także był wdowcem. Jego żona umarła dwa lata temu. Przyznał, że też miewa chwile, gdy czuje się samotny, bo jego dzieciaki, podobnie jak Jasiek, mieszkają za granicą, dlatego nauczył się obsługi Skype’a, żeby rozmawiać z nimi przez internet.
– To darmowy program i w dodatku bardzo łatwy w obsłudze. Masz komputer? – zapytał.
– Mam. Został w domu po dzieciach. One teraz używają laptopów, więc nie potrzebują już stacjonarnego.
– To cię nauczę, jeśli chcesz! – zaproponował ochoczo.
Wróciliśmy do domu i Mietek pokazał mi krok po kroku, jak łączy się ze swoimi dziećmi. Po chwili na ekranie zobaczyłam jego córkę i wnuczkę, które mi przedstawił i wyjaśnił, że uczy mnie obsługi programu. Byłam pod wrażeniem. Kiedy Jasiek do mnie zadzwonił, opowiedziałam mu o wykładzie, Mietku i Skypie. Ucieszył się.
Czy wystarczą szczere zamiary?
Od tamtej pory Mietek odwiedzał mnie często i choć nie mogłam w to uwierzyć, miałam wrażenie, że zaczyna łączyć nas coś więcej niż przyjaźń.
– To chyba niemożliwe, żeby zakochać się jeszcze w moim wieku – powiedziałam do Aliny, a ona klasnęła w dłonie z zachwytu.
Sama bardzo polubiła Mietka, bo widywaliśmy się regularnie na wykładach. Mietek przesiadł się do nas. Zauroczenie, studia, nowe przyjaźnie! Miałam wrażenie, jakby wróciła młodość. Kiedy Ania przyjechała z mężem i dziećmi na weekend, nie mogła przestać się mną zachwycać.
– Mamuś, co ty zrobiłaś, że wyglądasz tak młodo? Przyznaj się natychmiast – śmiała się.
Nie wiedziałam, jak zareaguje na to, że kogoś poznałam, ale w końcu postanowiłam się przyznać.
– Pamiętasz naszego sąsiada, pana Mietka? – zapytałam ostrożnie.
– Oczywiście.
– Spotykamy się! Wygląda na to, że znalazłam sobie chłopaka na stare lata.
– Co ty opowiadasz? – Ania zaśmiała się serdecznie.
Oczywiście namówiła mnie, żebym zaprosiła Miecia na obiad. Myślałam, że będzie się czuł skrępowany, ale nie. Był miły i serdeczny, a moja córka wciąż przyglądała się nam z zachwytem. Kiedy Mietek poszedł, usiadła przy mnie i przytuliła się.
– Mamo, nawet nie wiesz, jak się cieszę. To taki sympatyczny mężczyzna. Dobrze, że nie będziesz sama. Maciek też na pewno bardzo się ucieszy! Mogę mu powiedzieć?
Kiwnęłam głową, ale zaraz zaczęłam się zastanawiać czy jednak nie za szybko obwieszczam wszystkim swoją radość. Może te pojedyncze spotkania wcale nie przekształcą się w nic trwałego? W końcu jesteśmy już starszymi ludźmi. Mamy szczere zamiary, ale przecież każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia. Może nie być łatwo.
Mietka chyba nie dręczyły podobne obawy
Przychodził do mnie codziennie i przynajmniej raz w tygodniu wymyślał dla nas jakąś ciekawą atrakcję. A to premiera sztuki w teatrze, a to kino, a to wycieczka do galerii sztuki…
– Wiesz co, Elu? – zagaił któregoś wieczoru Mietek, gdy oglądaliśmy film. – Jest mi z tobą naprawdę dobrze.
– Mnie też – odparłam rozczulona.
– Może byśmy tak… pomyśleli o sobie poważniej – zapytał i nagle wyjął z kieszeni pudełko z pierścionkiem.
– Czy ty mi się oświadczasz, Mieciu? Tak w domu? W przerwie reklamowej? – zaśmiałam się ubawiona.
– Chyba faktycznie nie zadbałem o okoliczności – podrapał się po głowie zawstydzony.
Żartowałam. Nie potrzebowałam żadnych fajerwerków ani szampana. Pokochałam Mietka właśnie za to, że był normalnym, sympatycznym facetem. Wszystkie nasze dzieci i wnuki zaprosiliśmy na ślub przez Skype’a. Byli zachwyceni, że ich rodzicom udało się na jesień życia znaleźć miłość i szczęście.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”