Kiedy rano 8 marca obudził mnie ryk z głośnika ustawionego gdzieś przy moim uchu, a potem moja ręka wyciągnięta w samoobronie natrafiła na coś gorącego, od razu pomyślałam, że to będzie ciężki dzień.
– Au! – krzyknęłam i otworzyłam oczy.
Budzenie okazało się skuteczne. Moi panowie, 10-letni Antoś i 12-letni Kuba chcieli, abym rozpoczęła ten szczególny dzień od wysłuchania swojej ulubionej piosenki. Trzeba przyznać, że z utworem trafili w dziesiątkę, ale wcześniej nie sprawdzili ustawienia pokrętła głośności.
Efekt był piorunujący. Gorąca czekolada w zimny marcowy poranek też jest bardzo dobrym pomysłem (zwłaszcza że uwielbiam gorącą czekoladę), tylko czemu, u licha, filiżanka musi być wypełniona po brzegi i stać na samej krawędzi nocnego stolika?! Jednak, z drugiej strony, dlaczego to mnie tak zdziwiło?
Czyż przy moich synach nie wzdychałam nieustannie: „Mógłby mi ktoś wreszcie podać śniadanie do łóżka i trochę mnie porozpieszczać…”?
No to wreszcie postanowili spełnić moje życzenie
A Dzień Kobiet wydał im się do tego idealny.
„W końcu liczą się intencje” – pomyślałam, uśmiechając się do moich mężczyzn i unosząc do pozycji siedzącej.
Jako kobieta pracująca i samotna matka jestem twardzielką. Nie jest to cecha charakteru, a jedynie konieczność życiowa. Nie rozczulam się za bardzo nad sobą, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Odkąd zostałam z chłopcami sama, bywały trudne i trudniejsze chwile, ale jakoś sobie z czasem wszystko poukładałam i całkiem nieźle daję sobie radę. Jednak bywają takie dni, kiedy i ja mam ochotę wesprzeć się na jakimś silnym męskim ramieniu. Albo chociaż poleniuchować.
Widać chłopcy musieli mieć tego świadomość, bo okazało się, że gorąca czekolada i ulubiona piosenka to był dopiero początek atrakcji, które przygotowali.
– A teraz, mamo, odpręż się, zrelaksuj – powiedział Kuba z chytrym uśmieszkiem – bo... nie musisz iść do pracy.
Momentalnie stężałam.
– Jak to nie muszę? – spytałam.
– Zadzwoniłem do twojej szefowej i powiedziałem, że w nocy źle się poczułaś i teraz śpisz, bo musisz odpocząć – odparł Kuba. – Sama zaproponowała, żebyś dziś nie przychodziła.
– Co takiego? – nie mogłam uwierzyć.
– Oj, mamo, ty nigdy nie bierzesz żadnych urlopów na żądanie ani w ogóle zwolnień, więc nic się nie stanie, jak raz… jak na jeden dzień weźmiesz urlop – zauważył mój syn rezolutnie. – A poza tym ta twoja szefowa to przecież naprawdę równa babka. No i w końcu lubicie się.
– Tego już za wiele! – podskoczyłam, ale chłopcy nie pozwolili mi dokończyć.
– Mamo, nie psuj tego dnia – powiedział Kuba. – Daj sobie trochę luzu, okej? No wiem, nie powinienem gadać z twoją szefową, ale jak inaczej miałem ci załatwić wolne na dziś, co?
– Wyobraź sobie, że nic nie musisz mi załatwiać, a już na pewno nie mieszać mi w pracy. I teraz ja będę to kłamstwo ciągnąć, co? – byłam wkurzona.
– Oj, mamo... – jęknęli obaj.
Popatrzyłam na nich.
Stali tak obok mojego łóżka i patrzyli na mnie w napięciu
Byli przy tym tacy smutni i pełni obaw, że zrobiło mi się ich żal. Poddałam się. Rzeczywiście, Kuba miał rację. Źle, że nakłamał mojej szefowej, ale ostatnio nawet ona sama wyganiała mnie na jakiś krótki urlop.
W pracy mamy teraz spokojniejszy okres, więc właściwie nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, że odpocznę ten jeden dzień. Musiałam jednak przywołać Kubę do porządku.
– No trudno. Stało się i się nie odstanie. Tylko proszę cię, żebyś mi więcej nie robił takich numerów, okej?
– Spoko, ale ty też musisz o siebie zadbać – zauważyła starsza latorośl.
Uśmiechnęłam się.
– No dobra, a panowie już gotowi do wyjścia do szkoły? – spytałam.
Okazało się, że tak.
Chłopcy już dawno zjedli, a na mnie w kuchni czekało śniadanie i jakaś koperta. Był to bilet do kina. Na dość wczesny seans. W filmie, o którym teraz się mówiło na mieście, występował mój ulubiony aktor. Wzruszyłam się.
– Dziękuję wam, kochani – powiedziałam i ucałowałam ich obu.
– A to, mamusiu, jeszcze jeden prezent – dodał Antoś, wręczając mi bukiet kwiatków i małą, elegancką paczuszkę. – Zrobisz sobie, eee… tego… domowe SPA.
– Proszę, proszę – uśmiechnęłam się. – Chyba za bardzo mnie rozpieszczacie.
W paczuszce była wielka kula do kąpieli, o nieznośnie słodkim, różanym aromacie, a także krem o zapachu… różanym do cery bardzo dojrzałej.
Trochę zrzedła mi mina. Czy moje dzieci myślą, że jestem aż taka stara? Opanowałam się jednak i wykazałam entuzjazm.
– Cudownie! A teraz lećcie już do szkoły.
Kiedy wyszli, usiadłam przy stole w kuchni. Skoro już zostałam do tego zmuszona, to faktycznie powinnam spędzić ten dzień spokojnie i na luzie. Zdążyłam zjeść, gdy zadzwoniła szefowa. Była autentycznie zatroskana.
– Odpocznij, należy ci się – stwierdziła i natychmiast dodała: – Nic cię nie ominie, a przynajmniej nie będziesz musiała znosić tych durnych prezencików. No wiesz… rajstop i goździka.
To prawda, nasi koledzy z biura co roku w Dniu Kobiet z uporem maniaka nawiązują do PRL-owskiej tradycji i obdarowują nas właśnie takim zestawem. Na początku było to nawet zabawne, ale ile można?
Jakoś udało mi się zakończyć rozmowę bez dalszego piętrzenia kłamstw. Odłożyłam słuchawkę z pewną ulgą. Co prawda starałam się, by mój głos brzmiał słabo i „chorowicie”, lecz przecież nie jestem urodzoną aktorką. Nie chciałam, aby szefowa zorientowała się, że cała ta moja niedyspozycja jest jedną wielką mistyfikacją.
W pokojach u chłopców było ładnie posprzątane. Aż się zdziwiłam, kiedy tam weszłam, bo zwykle panuje u nich potworny bałagan.
Niestety, okazało się, że porządek to tylko pozory
Niepotrzebnie uchyliłam drzwi do szafki nad komputerem Antka… Z hukiem spadła mi na głowę ryza papieru, a za nią stos luźnych kartek i innych szpargałów. A gdy otworzyłam szafę Kuby, wypadła na mnie góra brudnych ciuchów siłą do niej upchnięta.
„Mało brakowało, a byłabym naprawdę niedysponowana – pomyślałam. – Ale dobrze mi tak! Przecież miałam nie sprzątać, tylko się relaksować. To Dzień Kobiet, nie?”.
Przemogłam więc niechęć do różanej kulki i wrzuciłam ją do wanny. Zapach był tak intensywny, że połowę wody wylałam i dolałam nowej. Ale i tak za długo w tej różanej konfiturze usiedzieć nie mogłam.
Rozbolała mnie głowa, wzięłam więc proszek od bólu i położyłam się na trochę. Przysnęłam. Ostatnio mało sypiam, więc sen przyszedł od razu.
Oczywiście niemal spóźniłam się przez to na seans kinowy
W panice ubrałam się i wybiegłam z domu. Kino jest dwie przecznice dalej, ruszyłam więc piechotą. Film okazał się kompletną szmirą, pomimo udziału tamtego aktora. Kiedyś może faktycznie go lubiłam, ale teraz najwyraźniej już z niego „wyrosłam”. Zobaczyłam, jak bardzo się postarzał...
A przecież tak niedawno śledziłam jego debiut! Był wtedy taki piękny i młody…
Nagle dopadła mnie niemiła refleksja. Czy ja też się tak postarzałam? Możliwe… Na tamten film przed laty zabrał mnie Krzysztof, ojciec moich synów. Zrobiło mi się smutno, żal...
Co było, nie wróci. Szkoda życia na rozpamiętywanie – pomyślałam i postanowiłam nie poddać się złemu nastrojowi. – Dzień Kobiet to Dzień Kobiet. Nawet tych samotnych... Zresztą ja wcale nie jestem sama. Mam u boku dwóch cudownych mężczyzn!
Chociaż próbowałam się nieco podnieść na duchu, smutek jakoś nie mógł mógł mnie opuścić przez całą drogę do domu.
Krzysztof odszedł już kilka lat temu, do innej kobiety. Twierdził, że okazuję mu za mało zainteresowania, za bardzo przejmuję się pracą, pieniędzmi i załatwianiem codziennych spraw. Ale gdybym nie miała tej umiejętności... w życiu nie poradziłabym sobie jako samotna matka.
Nagle dotarło do mnie, że nią jestem: samotną matką. Która musi zastąpić dzieciom i ojca i matkę. Krzysztof może i nie okazał się być zbyt wiernym mężem, ale był dobrym, ciepłym ojcem. Może nawet miał w sobie więcej tego ciepła niż ja. Wiem, że chłopcy bardzo za nim tęsknili, zwłaszcza odkąd wyjechał za granicę.
Odkąd się rozstaliśmy, tak bardzo skupiałam się na tym, żeby chłopcom nigdy niczego nie zabrakło, że może faktycznie okazywałam im zbyt mało czułości. Czy popełniałam ten sam błąd, co z mężem?
Synowie są najważniejsi
To, jak bardzo synowie dzisiaj o mnie zadbali i jak postarali się, żebym poczuła się zaopiekowana i rozpieszczona, uświadomiło mi, że i ja powinnam być taka częściej dla nich.
Może czasem będzie im przyjemniej, kiedy spędzą cały dzień z mamą, która nie wisi wiecznie na telefonie niż dostaną najnowszą parę trampek...
Kiedy wróciłam, Kuba i Antek byli już w domu. Poczułam zapach obiadu: na stole czekało domowe spaghetti...
– Ale pyszny sos! – zachwyciłam się smakiem, a mój pierworodny syn uśmiechnął się.
– Smakuje ci, mamusiu?
Skinęłam głową.
– Robiliśmy dokładnie tak, jak nas uczyłaś!
Zachwycałam się daniem przymykając oko na to, że było nieco przesolone...
– Naprawdę znakomity. Wy to jesteście zdolni! Nie wiem, co bym bez was zrobiła. To był wyjątkowy dzień – powiedziałam i nabrałam drugą porcję makaronu.
Kiedy zobaczyłam ich rozpromienione twarze, wiedziałam, że właśnie o taką mamę im chodziło.
Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"