„Mąż odkąd wyjechał, stał się ekspertem w wychowywaniu dzieci. Dzwoni do mnie tylko po to, by mnie ochrzanić”

Kobieta, którą dręczy mąż fot. Adobe Stock, stockbusters
„Podczas naszego wspólnego życia nauczyłam się, że nie ma sensu z Karolem dyskutować. Był uparty jak osioł i nigdy nie odpuszczał, jak sobie coś wbił do głowy. Dla świętego spokoju więc godziłam się zawsze na wszystko, a potem i tak robiłam swoje”.
/ 01.04.2022 19:05
Kobieta, którą dręczy mąż fot. Adobe Stock, stockbusters

Zadzwonił chyba tylko po to, żeby udzielić mi reprymendy. Mąż uwielbiał wtrącać się
w wychowanie Natalii, choć od lat praktycznie w tym nie uczestniczył. Doprowadzał mnie do szewskiej pasji tymi swoimi mądrościami przez telefon. Zawsze miał swoje zdanie. I tym razem mnie pouczył:

– Daj jej szlaban na wychodzenie gdziekolwiek. Wciąż tylko szlaja się po imprezach. Jak tak można pozwalać dziecku na wszystko?!

Chociaż miałam ochotę rzucić słuchawką, nie dawałam się wyprowadzić z równowagi
i powiedziałam spokojnie:

– Dobrze, tak zrobię.

Podczas naszego wspólnego życia nauczyłam się, że nie ma sensu z Karolem dyskutować. Był uparty jak osioł i nigdy nie odpuszczał, jak sobie coś wbił do głowy. Dla świętego spokoju więc godziłam się zawsze na wszystko, a potem i tak robiłam swoje.

W końcu co mógł wskórać, będąc setki kilometrów od domu? Od paru lat pracował w Irlandii. Dzwonił codziennie i chyba wydawało mu się, że przez to naprawdę uczestniczy w codziennym życiu rodziny.
Kiedy położyłam się do łóżka, moje myśli zaczęły krążyć wokół Natalii.

Ostatnimi czasy stała się nie do zniesienia! W jej wieku powinna uczyć się i myśleć o przyszłości, a tymczasem miałam wrażenie, że interesuje ją tylko zabawa. Tego dnia na przykład przyniosła ze szkoły dwie jedynki z matematyki i na dodatek uwagę w dzienniczku.

Podobno arogancko odezwała się do nauczycielki. To dlatego mój mąż kazał dać jej szlaban.

Może  miał rację i byłam za łagodna?

– Jeżeli tak dalej pójdzie, pani córka będzie miała poważne kłopoty. Może nawet nie dostać promocji – powiedziała mi jakiś czas temu jej wychowawczyni.

– Trudno, najwyżej zostanę na drugi rok w tej samej klasie – Natalia tylko wzruszyła ramionami, gdy zażądałam wyjaśnień.

Powinnam się wkurzyć za tak bezczelną odpowiedź. Zamiast tego poczułam tylko narastającą bezradność. Przerażał mnie jej stosunek do nauki, a ja kompletnie nie miałam pomysłu, jak mogłabym temu zaradzić… Żałowałam, że nie ma z nami Karola. Już on potrafiłby przywołać ją do porządku!
Następnego dnia wspólnie z mężem ustaliliśmy, że Natalia do niego pojedzie.

Z bólem serca podjęłam tę decyzję. Przecież oznaczała moją wychowawczą porażkę! Karol długo musiał mnie przekonywać, że tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.

– Natka oczywiście pójdzie do szkoły tutaj, w Irlandii – tłumaczył mi. – Podszkoli język, pozna nowe koleżanki. Z całą pewnością dobrze jej zrobi zmiana towarzystwa.

To, co mówił, brzmiało logicznie, a jednak miałam z początku pewne wątpliwości.

– Dziecko powinno być przy matce... – próbowałam delikatnie protestować.

– Przecież nie zabieram ci Natalii na zawsze – uspokajał mnie Karol. – Pobędziemy razem przez najbliższy semestr, a potem zobaczymy, co z tego wyniknie – obiecał.

Bez entuzjazmu uznałam, że to najlepsze wyjście

Ten opór wynikał także z tego, że trudno mi było rozstawać się z moją córeczką. Nawet na te parę miesięcy. Jednak musiałam przyznać sama przed sobą, że sobie nie radzę i potrzebuję pomocy męża.
Natalia na wieść o tym, że jedzie za granicę, do taty, ogromnie się ucieszyła.

– Tam jest tyle modnych butików! I superkoncerty! – zawołała podekscytowana.

No tak, jak zwykle myśli o rozrywkach.

– Jedziesz tam do szkoły – szybko ostudziłam jej zapał. – Pamiętaj o tym.

Było mi smutno, gdy wyjeżdżała, ale miałam nadzieję, że ta rozłąka na coś się przyda. Dzwoniłam do niej, jak tylko dotarła, a potem po tygodniu. Już wtedy narzekała, że ledwo rozumie, co do niej mówią, i bardzo źle się czuje w nowej szkole, bo mają duże wymagania.

Skarżyła się też na ojca. Podobno nigdzie nie pozwalał jej wychodzić samej, a o dyskotekach mogła zapomnieć.

– Spokojnie, trochę dyscypliny dobrze jej zrobi! – roześmiał się mąż, gdy do mnie zadzwonił. – Zobaczysz, nie poznasz własnej córki, kiedy wróci do Polski.

Usłyszałam, że Natalia zaraz po szkole chodzi do sąsiadki i opiekuje się jej bliźniakami. W pierwszej chwili zdziwiłam się, że Karol jej na to pozwala. Co to za pomysł, żeby zamiast się uczyć, dziecko szlajało się po obcych domach i niańczyło cudze dzieci!

– Dzięki temu sama zarabia na swoje wydatki. Ta praca uczy ją odpowiedzialności za pieniądz – wyjaśnił mi mąż.

Musiałam przyznać mu rację. Dotąd, gdy córka chciała coś kupić, przychodziła do mnie. A kiedy już nauczyła się, że zawsze dostaje to, o co prosi, bezustannie nagabywała mnie o pieniądze. Kiedy po kilku miesiącach Natalia wróciła do domu, rzeczywiście była zupełnie inną dziewczyną.

Stała się bardziej dojrzała. Muszę przyznać, że metody wychowawcze męża są całkiem niezłe. Teraz o wiele łaskawszym okiem patrzę na jego rady. I córkę, i mnie dużo nauczyła ta rozłąka.

Czytaj także:
„Faceci uciekali ode mnie w popłochu, a rodzice modlili się, żebym wpadła. Wszystko przez to, że nie chcę mieć dzieci”
„Po zdradzie żony i okropnym rozwodzie, panicznie bałem się kobiet. Odstraszałem je, choć potrzebowałem czułości”
„20 lat czekałem, żeby zdobyć moją szczenięcą miłość. Pani profesor była zakazanym owocem, po który w końcu sięgnąłem”

Redakcja poleca

REKLAMA