„Mąż nie znosił obecności naszego syna. Dziecko się go bało, a ja go tłumaczyłam. Mścił się, bo sam miał takiego ojca...”

Moje dziecko bało się ojca fot. Adobe Stock, Tomsickova
„Miał do mnie pretensje, że dziecko głośno płacze w nocy, gdy on potrzebuje się wyspać. Kiedy wracał z pracy, uciekałam z małym do innego pokoju i kazałam mówić szeptem, żeby nie przeszkadzał ojcu. – Wytłumacz Kacprowi, jak należy się zachowywać przy tatusiu. Nianię sobie wynajmij, jak chcesz, żeby ktoś za nim latał”.
/ 16.06.2022 08:15
Moje dziecko bało się ojca fot. Adobe Stock, Tomsickova

Jest takie powiedzenie: „zły to ptak, co własne gniazdo kala”. Tak? Może i zły. Tylko że są pewne granice, których nie wolno przekraczać pod żadnym pozorem. Ja do jednej z takich doszłam i postanowiłam, że mam dość...

Zrobiłam to wszystko dla siebie i synka

Kiedy ktoś pyta, kiedy poznałam się z mężem, uśmiechamy się tylko. Prawda jest taka, że znaliśmy się od zawsze. Mieszkaliśmy kilka domów od siebie, nasze rodziny się przyjaźniły. Byliśmy dla siebie od dziecka niczym brat i siostra. Kiedy zaczęliśmy się spotykać w szkole średniej, ludzie tylko kiwali głowami.

Jesteście dla siebie stworzeni. Wcześniej czy później musiało tak się skończyć – mówili co i rusz.

Czułam podobnie. Wydawało mi się, że znam Tomka na wylot. Nie lubię niespodzianek, więc byłam szczęśliwa, że to właśnie za niego wychodzę za mąż. I przekonana, że dożyjemy końca swoich dni razem w spokoju, jak nasi rodzice i dziadkowie. A jednak był nam pisany inny los.

Rok po ślubie przyszedł na świat Kacperek. Tomek oszalał z radości. Przez pierwszy tydzień. Bo później zaczęły się wyrzuty. Mąż miał do mnie pretensje, że dziecko głośno płacze w nocy, gdy on potrzebuje się wyspać, bo rano wstaje przecież do warsztatu. Zasugerował nawet, że być może synek jest chory. Pod jego naciskiem poszłam z Kacperkiem do pediatry, ale starsza lekarka tylko się roześmiała.

– Chłopczyk jest malutki, jego prawo płakać – powiedziała, kiwając z pobłażaniem głową. – To minie. Trochę cierpliwości.

Ja ją miałam. Gorzej z Tomkiem. Kiedy synek miał rok, mąż przeniósł się na dół, do swojej mamy. Jak stwierdził, „nie idzie wytrzymać tych ciągłych wrzasków”. Było mi przykro, ale starałam się go zrozumieć, tym bardziej że i mama, i teściowa powtarzały mi, że Tomek przecież ciężko pracuje i ma prawo żądać spokoju. Ba, teściowa zasugerowała nawet, że może to ja robię coś źle i dlatego nasze dziecko ciągle płacze!

Wcale nie miałam wrażenia, że Kacperek „ciągle płacze”

Wydawało mi się, że jest raczej spokojnym chłopcem, ale nie chcąc dolewać oliwy do ognia, postanowiłam zrobić wszystko, żeby zapewnić Tomkowi spokój, którego, jak wszyscy mi powtarzali, potrzebował. Kiedy mąż wracał z pracy, uciekałam z synkiem do drugiego pokoju i prosiłam, żeby bawił się cichutko. Jeśli nie było bardzo zimno, wychodziłam też z dzieckiem na długie spacery, żeby jego obecność nie drażniła Tomka. Ten system zdawał egzamin przez kilka miesięcy.

Bo później doszło do pierwszego załamania. Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy z mężem, że kiedy dziecko trochę podrośnie, spróbuję zrobić dodatkowo kurs florystki. Praca w świetlicy nie przynosiła w końcu kokosów, a ja zawsze miałam rękę do kwiatów. Kurs był w soboty, co mi odpowiadało, bo do południa mogła wtedy z Kacperkiem posiedzieć teściowa, a później Tomek zamykał warsztat i cały czas mógł poświęcić synkowi. Wydawało się, że wszystko jest dopracowane.

Niestety, jednego nie przewidziałam. Pierwszej soboty jak na skrzydłach pojechałam na kurs. Był bardzo interesująco prowadzony, więc sześć godzin zleciało mi jak jedna minuta. Pełna entuzjazmu i radości wracałam do domu, gdy w drodze od stacji zobaczyłam dawną koleżankę ze szkoły i sąsiadkę.

– Dobrze, że cię widzę – Marta najwyraźniej aż się paliła do rozmowy ze mną. – Co ten twój Tomek taki nerwowy?

– Jaki nerwowy? – warknęłam, bo zawsze denerwowało mnie, że w naszej wsi wszyscy mieli w zwyczaju wtrącać się w nie swoje sprawy.

– No widziałam go dzisiaj w parku z Kacperkiem i tak na niego krzyczał, tak go szarpał, że aż się baby oglądały!

– Coś tam widocznie Kacper przeskrobał – mruknęłam, choć zrobiło mi się nieprzyjemnie. – To w końcu jego ojciec, krzywdy mu nie zrobi.

– Różnie to bywa – powiedziała Marta, najwyraźniej nieusatysfakcjonowana moją reakcją. – Ja w każdym razie ci powiedziałam, żeby nie było, że nie wiesz.

Wzruszyłam ramionami i skierowałam się w stronę domu, ale słowa koleżanki nie przestawały krążyć mi po głowie. Co temu Tomkowi odbiło? Oczywiście natychmiast po przyjściu do domu zwróciłam się do męża z prośbą o wyjaśnienia. Ale ku mojemu zdziwieniu Tomek nie tylko nie wykazywał najmniejszej skruchy.

On wybuchł stekiem pretensji pod moim adresem!

– Jak ty tego bachora wychowałaś! – wrzeszczał na cały głos. – Wstyd iść z nim między ludzi! Myślałem, że się pod ziemię ze wstydu zapadnę, jak zaczął mnie w parku kopać!

– On ma dopiero 2 lata – usiłowałam tłumaczyć Kacperka. – Zresztą, przecież ty też go wychowujesz…

– Ja całe dnie się zaharowuję, żebyście mieli co do garnka włożyć! – krzyknął w odpowiedzi na to Tomek. – To matka jest odpowiedzialna za wychowanie dziecka. Ty z nim siedzisz!

W tamtej chwili zrobiło mi się naprawdę przykro. Dokładałam przecież wszelkich starań, żeby Kacperek był jak najlepiej wychowany, ale był tylko dzieckiem. Postanowiłam, że w miarę możliwości Tomek nie będzie się musiał zajmować naszym dzieckiem. Przez kilka kolejnych tygodni się udawało. Kiedy musiałam jechać na kurs, zostawiałam Kacperka pod opieką mamy albo teściowej. Niestety. Pewnej soboty teściowa pechowo leżała w łóżku, uziemiona po zabiegu na żylaki, a moja mama pomagała siostrze przy chorej córce. Nie pozostało mi nic innego, jak poprosić Tomka o pomoc.

– Tylko przygotuj mi wszystko – mruknął mąż, nie ukrywając niezadowolenia. – I wytłumacz Kacprowi, jak należy się zachowywać przy tatusiu.

– Tomek, przecież wiesz, że on cię bardzo kocha i na pewno wie, jak ma się przy tobie zachowywać – powiedziałam przymilnie. – Tyle że to 3-latek. Nie wymagaj od niego, żeby zachowywał się jak dorosły, to wciąż dziecko.

Ja wymagam od niego tylko odrobiny szacunku – warknął Tomek. – Jak mu mówię, że ma odłożyć zabawkę, to ma natychmiast odłożyć. Mnie jak ojciec cokolwiek powiedział, to natychmiast było zrobione i nie było dyskusji.

Westchnęłam, ale nic już na to nie odpowiedziałam.

Teść nie był przykładem dobrego ojca

Z tego co pamiętam jeszcze z dzieciństwa, Tomek nieraz przychodził do szkoły z siniakami. Mówił w takich chwilach, że czasami wolałby, żeby ojciec odszedł i nie wracał. Miałam nadzieję, że jeszcze to pamięta i nie powtórzy błędów ojca. Czasami myślałam jednak, że może się pomyliłam i nad tą rodziną ciąży jakieś fatum.

Tamtego dnia jednak wyszłam z domu. Wcześniej starałam się o wszystko zadbać. Wyjęłam gry, w które Kacperek najbardziej lubił grać, uczuliłam Tomka, żeby nie dawał synkowi słodyczy, bo po cukrze stawał się nie do opanowania, i żeby nie pozwolił mu cały dzień patrzeć w ekran telewizora. Wyszłam, choć złe przeczucie mnie nie opuszczało. Jak się okazało, nie bezpodstawnie. Tego dnia wprawdzie nikt nie zgłosił mi, że mąż krzyczał na synka, bo Tomek siedział z Kacprem cały dzień w domu, ale za to wieczorem, kiedy kładłam Kacperka spać, usłyszałam szepcik:

Mamusiu, nie chcie nigdy już zostać z tatusiem. Boje go.

Poczułam, jak po plecach przechodzi mi lodowaty dreszcz. Starając się opanować, pochyliłam się nad Kacperkiem i najłagodniejszym głosem, na jaki było w mnie w tej sytuacji stać, spytałam:

– Co się stało, syneczku?

– Tata baldzo ksiczal. Był jak potwoly z bajek. Baldzo się bałem – szepnął Kacper, a z oczka popłynęła mu łza.

Zagryzłam wargi, żeby samej się nie rozpłakać. Resztką sił uspokoiłam dziecko i natychmiast zeszłam do Tomka. Jak zwykle oglądał telewizję z piwem w ręku.

Wiesz, że Kacper się ciebie boi? – warknęłam, bo zaczynałam mieć tego serdecznie dość. – Podobno dziś znowu na niego wrzeszczałeś!

– W końcu może gówniarz coś zapamięta! – warknął w odpowiedzi Tomek. – Jak ty go wychowałaś?! Już nie pierwszy raz cię o to pytam! Kazałem mu przestać oglądać bajki, a ten ani drgnie! Dopiero jak się wydarłem, to dotarło do niego!

– Czemu znowu włączyłeś mu bajki? Czemu się z nim nie pobawiłeś? Przecież mogłeś… – szepnęłam, bo coraz bardziej miałam tego dość.

– Ty myślisz, że ja po całym tygodniu harówki mam jeszcze siłę ganiać z dzieciakiem?! – krzyknął Tomek. – Nianię sobie wynajmij, jak chcesz, żeby ktoś za nim latał! To dziecko jest nie do opanowania! Nie mam na to siły!

– To jest nie tylko mój, ale też twój syn – szepnęłam, ale Tomek już odwrócił się do telewizora, wyraźnie dając mi znać, że audiencja skończona.

Wiem, że już w tamtym momencie powinnam stanowczo zareagować. Ale człowiek jest głupi i wszystko tłumaczy na korzyść sprawcy przemocy. To normalne. Usłyszałam to wiele miesięcy później od pani psycholog w ośrodku interwencji kryzysowej.

Wtedy długo myślałam o tym, co zaszło

I doszłam do wniosku, że rzeczywiście to wszystko moja wina. Pewnie źle wychowałam Kacperka. Tomek jest zmęczony, ma prawo być sfrustrowany. Nie miał dobrych wzorców w rodzinie. Nie wie, jak to jest być ojcem. Przecież nie jest taki zły. Nie pije, nie bije mnie. Wystarczy, że nie będę z nim zostawiała Kacpra. Udawało się prawie rok.

Po 10 miesiącach pech chciał, że skręciłam kostkę. Musiałam jechać na prześwietlenie. Wydawało mi się, że Tomek przejął się sytuacją.

– Oczywiście, że zostanę z małym – powiedział.

Byłam dobrej myśli. Intuicja mnie zawiodła. Wieczorem, kiedy kładłam Kacperka spać, zobaczyłam na jego plecach czerwono–siną smugę.

– Co ci się stało, kochanie? – spytałam, jeszcze nie przeczuwając niczego złego.

Kacper wszedł w taki wiek, że ciągle się o coś uderzał.

– Tata kazał nie mówić – szepnął Kacperek. – Uderzył mnie dziś.

– Uderzył cię? – poczułam, jak po krzyżu przebiega mi lodowaty dreszcz.

– Paskiem. Ale kazał nie mówić. Nie powiesz, że ci mówiłem? Bo tata znowu mnie pobije… – rozchlipał się na dobre. 

Z trudem uspokoiłam synka, obiecując, że nic nie powiem tacie, którego wyraźnie się bał, ale w środku aż się gotowałam. Tym razem nie zamierzałam czekać. Miarka się przebrała. Następnego dnia rano złożyłam doniesienie w lokalnym komisariacie. Policjanci, którzy znali mnie z widzenia, nie mogli uwierzyć, że, jak wyraził się jeden z nich, „donoszę na męża”.

Tomek to fajny facet – usłyszałam. – Może jednak to sobie wyjaśnicie?

Ale ja już nie chciałam wyjaśnień. Wiedziałam, co usłyszę. To, co zawsze. Że Kacper jest niesforny, że źle go wychowałam…

Ale tym razem była pewna swojego

Nikomu nie wolno bić dziecka, tym bardziej paskiem. Tomek musi się leczyć. Ale już nie przy mnie. Mój mąż był tak zaszokowany wizytą policji kilka dni później jak jego matka.

– Ale tu się nic nie dzieje – tłumaczył, z trudem panując nad zdenerwowaniem. – Kocham swojego syna. A że czasem puszczą mi nerwy…

Teściowa po wyjściu policjantów obrzuciła mnie stekiem wyzwisk. To wtedy po raz pierwszy usłyszałam o „złym ptaku, co własne gniazdo kala”. Ale ja byłam pewna swojego jak niczego wcześniej w życiu. Wyprowadziłam się z Kacperkiem 2 tygodnie później. Zamieszkaliśmy w ośrodku interwencji kryzysowej. Zostanę tam do orzeczenia rozwodu.

Tomek wiele razy przychodził. Najpierw krzyczał pod oknami, że to moja wina. Później przepraszał. Ale ja byłam niezłomna. Mimo że nawet własna matka i siostra stanęły przeciwko mnie. Od siostry usłyszałam, że Tomek nie jest taki zły, bywają gorsi. Nie możesz po prostu zacisnąć zębów? Nawet tego nie skomentowałam. Nie wiem, czy zmieniła zdanie po tym, o czym wszyscy usłyszeli miesiąc po mojej wyprowadzce.

Zaledwie 20 kilometrów od naszej wsi ojciec tak pobił 2-latka, że chłopczyk trafił do szpitala z uszkodzonymi nerkami. Lekarze mówili, że nie wiadomo, czy z tego wyjdzie. Do końca sprawny nie będzie na pewno. Czeka go przeszczep nerek. O ile doczeka dawcy. Na nagraniu w telewizji sąsiedzi tego człowieka jak jeden mąż powtarzali, że nic nie zapowiadało tragedii i że „tatuś bawił się z synkiem przed domem jak przykładna rodzina”. I jak przykładna rodzina szli co niedziela do kościoła. Nikt nie reagował, bo nikt nie lubi się wtrącać w czyjeś sprawy. Matka też tego nie zgłosiła, bo przecież ojciec nie był aż taki zły.

Bywają gorsi, jak mówiła. To po tym, jak obejrzałam ten materiał, i zobaczyłam bladziutkiego chłopczyka na szpitalnym łóżku, wyzbyłam się resztek wątpliwości, że dobrze zrobiłam. Jestem matką i przede wszystkim muszę chronić synka. Nawet jeśli oznacza to narażenie się całej wsi i przypięcie łatki ptaka, co własne gniazdo kala.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA