„Mąż nie zapytał mnie o zdanie. On mi po prostu oznajmił, że jedzie do Norwegii, bo inaczej nie da rady utrzymać rodziny”

Kobieta, której mąż wyjechał za granicę fot. Adobe Stock, maryviolet
Brałam pod uwagę każde rozwiązanie, nawet to, że się rozstaniemy. To przecież normalne, że gdy ludzie żyją z dala od siebie, ich miłość umiera…
/ 24.05.2021 13:37
Kobieta, której mąż wyjechał za granicę fot. Adobe Stock, maryviolet

Pewnego wieczoru, kiedy położyłam Julkę do łóżeczka i stanęłam z kubkiem ulubionej zielonej herbaty naprzeciwko Igora, mój mąż popatrzył na mnie i powiedział jak gdyby nigdy nic, że od pewnego czasu myśli o wyjeździe do pracy do Norwegii.

Nogi się pode mną ugięły. Byliśmy małżeństwem z kilkuletnim stażem i mieliśmy dwuletnią córeczkę.
– Jak to sobie wyobrażasz? – zapytałam głosem pełnym lęku. Igor chyba wszystko dobrze przemyślał, bo był przygotowany do odparcia każdego mojego argumentu. Nawet tego, że bez niego sobie nie poradzimy.
– Mama obiecała, że kiedy będzie trzeba, pomoże ci w opiece nad Julą – powiedział.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że już nie zastanawiał się na głos nad tym wyjazdem, tylko po prostu poinformował mnie o swoim planie.
Tu nigdy nie zarobię tyle, żebyśmy jakoś stanęli na nogi – usprawiedliwiał się, próbując mnie udobruchać.

Miał nas opuścić tylko na chwilę, żeby trochę zarobić

Nie było mi do śmiechu, bo perspektywa rozstania z mężem i samotnego wychowywania córki napawała mnie obawami i przygnębieniem, ale co było zrobić? Pocieszałam się, że wiele kobiet jest w podobnej sytuacji i jakoś dają sobie radę. Zrobiłam więc dobrą minę do złej gry i w końcu powiedziałam, że skoro jego zdaniem jest to jakieś rozwiązanie naszej trudnej finansowej sytuacji, to nie zostaje mi nic innego, jak się zgodzić.
– Na jak długo masz zamiar jechać? – zapytałam tylko, a Igor odparł, że nie ma pojęcia, ale żebym się nie martwiła, bo samoloty do Oslo nie są drogie i będziemy się regularnie widywać.

Faktycznie przez pierwszy rok nie było miesiąca, żeby mąż nie przylatywał na co najmniej jeden weekend do Katowic, albo żebyśmy z Julką nie były u niego. Potem jednak lataliśmy coraz rzadziej, bo doszliśmy do wniosku, że pieniądze, które na to przeznaczamy, lepiej zainwestować w nowy komplet wypoczynkowy, łóżko dla Julki albo telewizor.

W pewnym momencie stwierdziłam ze smutkiem, że oddalamy się od siebie. Kontaktowaliśmy się za pośrednictwem telefonu i internetu, a widywaliśmy tylko od wielkiego dzwonu. Czułam, że jako małżeństwo znaleźliśmy się na bardzo ostrym zakręcie.
– Musimy porozmawiać – zapowiedziałam mężowi, kiedy zadzwonił. W paru słowach przypomniałam mu to, co uzgodniliśmy – że wyjeżdża tylko na chwilę, żeby zarobić, tymczasem ta sytuacja trwa już ponad dwa lata i nic nie wskazuje na to, żeby miała się zmienić.
– To nie jest dobre ani dla naszego związku, ani dziecka – powiedziałam.

Byłam przygotowana na wszystko, nawet na rozstanie. Takie sytuacje przecież się zdarzają, a rozwody ludzi, którzy żyją na odległość, to niemal codzienność. Tymczasem Igor zaproponował, żebyśmy… przyleciały do Oslo!
– Mam pracę, zupełnie ładne mieszkanie. Nie martw się, damy sobie radę – zapewnił, a do mnie dotarło, że on nie myśli o kilkudniowej wizycie, tylko o tym, żebyśmy się przeprowadziły na dobre.

Przyznam szczerze, że zabił mi ćwieka. W głębi duszy liczyłam, że obieca czym prędzej wrócić do naszego miasta i rozejrzeć się tutaj za jakąś pracą.
– Lada dzień Julka pójdzie do przedszkola. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaczęła edukację w Oslo – stwierdził.
– Wiesz, że chcę wrócić do pracy… – przypomniałam mu nieśmiało.
Chyba nie doceniałam swojego męża, bo i na to miał odpowiedź. Powiedział, że jego szef szuka kogoś, kto zająłby się maleńkimi bliźniakami jego siostry.
– Kochasz dzieciaki, będziesz dla nich idealną nianią – zauważył i dodał, że już następnego dnia rano porozmawia o tym ze swoim kierownikiem.

Przyznam szczerze – ta propozycja nie za bardzo przypadła mi do gustu. W końcu nie po to kończyłam studia ekonomiczne, żeby opiekować się cudzymi dziećmi. Uznałam jednak, że byłoby to jakieś rozwiązanie, zanim poznam język, dlatego zgodziłam się, żeby Igor porozmawiał z szefem.
– Chyba oszalałaś! – zawołała Marcysia, moja przyjaciółka, gdy usłyszała o naszych planach. – Chciałaś przecież otworzyć własne biuro rachunkowe. Zrezygnujesz z tego, żeby niańczyć dzieci?
– To tylko tymczasowe rozwiązanie – odpowiedziałam z uśmiechem. – A co będzie potem, jeszcze zobaczymy.

Byłam zdecydowana postawić wszystko na jedną kartę. Biuro rachunkowe może poczekać, moje małżeństwo – nie. Wiedziałam, że jeśli machnę ręką na swój związek z Igorem, na pewno rozpadnie się jak domek z kart. A to byłaby dla mnie dużo większa katastrofa niż niezrealizowane ambicje zawodowe.

Wyjechałam i nigdy nie żałowałam tej decyzji. Po kilku latach otworzyłam biuro rachunkowe na przedmieściach Oslo, gdzie do dzisiaj mieszkamy. A Marcysi, która czasem mnie tu odwiedza, powtarzam: co się odwlecze, to nie uciecze. 

Czytaj także:
Moja narzeczona jeździ na wózku. To dlatego matka nie chce naszego ślubu
Moja żona miała obsesję na punkcie wagi. Nawet w ciąży się głodziła
Nieodpowiedzialny tatuś zostawił dziecko samo przed sklepem. Doszło do tragedii

Redakcja poleca

REKLAMA