„Mąż nie żałował kasy na kolejne nianie, żeby mi było lżej. Szybko się okazało, że to nim miały się zajmować, nie dziećmi”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„– Bartek to prawdziwy anioł. Zobacz, jak angażuje się w organizację opieki nad dziećmi. Zawsze myślałam, że to jednak będzie na mojej głowie. On przecież większość czasu spędzał w pracy, a domowe sprawy pozostawiał mi. A teraz tak bardzo pomaga – chwaliłam się kuzynce”.
/ 20.10.2023 14:30
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Pomiędzy Justynką i Basią jest tylko nieco ponad rok różnicy. Nie planowaliśmy tak szybko drugiego maluszka, ale w sumie los nawet dobrze za nas zdecydował.

Miałam mnóstwo obaw

– Pomęczysz się przez kilka lat, zanim dzieciaki pójdą do szkoły, ale później będziecie mieć coraz łatwiej. Jesteś młoda, zdrowa i silna. Na razie masz dużo energii, poradzisz sobie z dwójką – mówiła moja kuzynka, która również miała w domu niemowlaka.

– Tak myślisz? – pytałam z nutką sceptycyzmu w głosie. – Ja w ciąży, potem poród i noworodek w domu, a Justynka jest jeszcze bardzo mała. Zupełnie nie wiem, jak dam sobie radę z dwójką, która potrzebuje całej mojej uwagi.

– Będzie dobrze, Iwona. Niewielka różnica wieku pomiędzy rodzeństwem jest naprawdę fajna. Dzieciaki będą dobrze się rozumieć. Szybko podrosną i zaczniecie planować rodzinne atrakcyjne. Ani się obejrzysz, jak zostaną nastolatkami i nie będą chciały dużo czasu spędzać z mamą – przekonywała.

Słowa kuzynki nieco podniosły mnie na duchu i zaczęłam cieszyć się kolejną ciążą. Chociaż nie będę ukrywać, że z niemowlakiem w domu i rosnącym brzuchem zwyczajnie było mi trudno i zastanawiałam się, jak ogarnę to wszystko po porodzie.

Pierwszy płacz Basi i widok jej zaciśniętych piąstek wynagrodził mi jednak trudy i od razu zakochałam się w mojej małej córeczce. Po wyjściu ze szpitala przyszła jednak proza dnia codziennego. Bartek cały dzień spędzał w pracy. Brał nadgodziny i dodatkowe zlecenia, żeby zarobić na naszą czwórkę. Ja przed ciążą pracowałam jedynie na pół etatu w księgarni i wysokość zasiłku macierzyńskiego była naprawdę mizerna, a potrzeby maluszków ogromne.

Szybko poczułam zmęczenie. Zwłaszcza, że teściowa, która miała przyjechać pomóc w opiece nad dziećmi, nieszczęśliwie złamała nogę w dwóch miejscach. Teraz sama potrzebowała rehabilitacji. Cały czas miałam jednak w pamięci słowa Oli i starałam się myśleć, że z czasem będzie łatwiej.

Z nianią będzie łatwiej

– Słuchaj Iwona, ty jesteś cały czas przemęczona, dosłownie padasz, a ja niewiele mogę ci pomóc, bo mam ciężki czas w pracy. A może tak pomyślimy o niani? Z pomocą będzie ci łatwiej – zaczął rozmowę, gdy udało mi się wykąpać i uśpić maluchy.

– A stać nas na to? – zapytałam, bo mąż totalnie mnie zaskoczył.

– Myślę, że tak. Najwyżej wezmę dodatkowe soboty i rozbuduję portfel klientów, których obsługuję. Ważne, żebyś ty nieco odpoczęła. A ja już rozmawiałem z kumplem z pracy, który wspomniał, że jego siostra studiuje pedagogikę i poszukuje dodatkowej pracy. Byłaby świetną kandydatką. Zawsze ktoś z polecenia jest lepszy – przekonywał.

Szybko zgodziłam się spotkać z tą dziewczyną i naprawdę mi się spodobała. Ania była na czwartym roku, miała już dużo mniej zajęć i chciała nieco dorobić.

– Kocham dzieci, dlatego wybrałam taki kierunek. W przyszłości chcę pracować w przedszkolu. Na razie mam jednak na uczelni plan, który utrudnia mi znalezienie zajęcia na cały etat – opowiadała, a ja kiwałam głową ze zrozumieniem.

– Tak, rozumiem. Ja jeszcze mam pół roku urlopu macierzyńskiego, dlatego na razie potrzebowałabym pomocy na kilka godzin dziennie. Gdy minie ten czas, zobaczymy, jak będzie wyglądać nasza dalsza współpraca – mówiłam rzeczowo.

Ania mnie odciążyła

I tak Ania rozpoczęła pracę. Początkowo zabierała dziewczynki na długie spacery, a potem się z nimi bawiła. Ja w tym czasie mogłam ugotować obiad, posprzątać lub po prostu trochę odpocząć. Ten układ naprawdę nam się sprawdził. 

Gdy minęło pół roku, postanowiłam wrócić do pracy. Tym bardziej, że szefowa zaproponowała mi cały etat. Kochałam książki i marzyłam o własnej księgarni, dlatego chętnie wróciłam do życia zawodowego.
Nie będę ukrywać, że zwyczajnie brakowało mi kontaktu z ludźmi. Od zawsze żyłam w biegu, organizowałam wiele spotkań autorskich i innych ciekawych imprez promujących literaturę. Kochałam moje córeczki, ale cały dzień w domu zwyczajnie wpędzał mnie w depresję.
Bartek nie stawał mi na drodze i powiedział, że powinnam zadbać o swój rozwój.

– Dziewczynki mają dobrą opiekę, a ty też potrzebujesz nieco zmienić otoczenie. Myślę, że taki układ się sprawdza. Ja chodziłem do żłobka, bo moja mama nie mogła pozwolić sobie na pozostanie ze mną w domu i wyrosłem na porządnego człowieka – mrugnął do mnie.

– My mamy ten komfort, że możemy płacić niani. Dzięki temu tobie będzie lżej, a i my czasami będziemy mogli zorganizować randkę poza domem – dodał, a ja byłam wprost zachwycona, że mąż tak o mnie dba.

Niania odeszła

Wróciłam do pracy, a dziewczynki zostały pod opieką Ani. Po dwóch miesiącach okazało się jednak, że nasza niania nie może już u nas pracować.

– Pani Iwonko, bardzo bym chciała zostać, ale teraz piszę pracę magisterską, muszę skupić się na badaniach, żeby obronić ją w terminie – powiedziała mi przez telefon.

Byłam zdziwiona, że w ten sposób oznajmia mi swoje odejście, ale nie mogłam nic na to poradzić.

– Co ja teraz zrobię? Dopiero wróciłam do księgarni? Jak tak szybko znajdę opiekę nad dziewczynkami? – żaliłam się kuzynce.

– A wiesz, że siostra mojej szefowej prowadzi prywatny klub malucha. To taki kameralny żłobek. Może z nią pogadam, czy nie miałaby wolnych miejsc? – słowa Oli potraktowałam niczym zrządzenie losu.

– Jasne. Byłabym ogromnie wdzięczna, gdyby ci się udało, bo naprawdę jestem w trudnej sytuacji.

Okazało się, że miejsca w klubiku znalazłyby się od przyszłego miesiąca, bo, zrządzeniem losu, akurat inni rodzice rezygnują z opieki. Na drodze do zapisania tam dziewczynek stanął jednak Bartek, który stanowczo się sprzeciwił.

– Po co dzieci mają spędzać czas w obcym miejscu, stresować się. A skąd wiesz, że tam będą miały dobrą opiekę? – zniechęcał mnie.

– Nie przesadzaj. To nie jest żłobek z czasów PRL-u tylko kameralny klub, do tego prowadzony przez polecone osoby. Rodzice mogą decydować o menu, mają nawet dostęp do obrazu z kamer umieszczonych w sali – powtarzałam mu słowa, które usłyszałam podczas spotkania.

– Ale tam Justynka i Basia na pewno będą cały czas chorować. Obok innych dzieci łatwo złapać kolejne infekcje. Wszystkie koleżanki w pracy, które mają dzieci w przedszkolu, bez przerwy biorą zwolnienia i narzekają na katary, gardła, zapalenia – mówił, a ja zastanawiałam się odkąd to mój mąż dyskutuje na co dzień o dziecięcych chorobach.

Mąż znalazł kolejną opiekunkę

Kiedy jednak przyprowadził kolejną poleconą przez kogoś kandydatkę na nianię, byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona.

– Bartek to prawdziwy anioł. Zobacz jak angażuje się w organizację opieki nad dziećmi. Zawsze myślałam, że to jednak będzie na mojej głowie. On przecież większość czasu spędzał w pracy, a domowe sprawy pozostawiał wcześniej mi. A teraz tak bardzo pomaga – chwaliłam się kuzynce.

– Samą mnie to trochę dziwi, bo mój Tomek nawet raz nie był na wywiadówce w szkole. W domu przy młodszej córeczce też mi niewiele pomaga – Ola wyraźnie mi zazdrościła, a ja pękałam z dumy, że mam tak troskliwego męża.

W naszym domu zagościła Monika. Młoda dziewczyna, która pracowała wcześniej w przedszkolu, ale przeprowadziła się do naszego miasta do narzeczonego i teraz szukała jakiegoś zajęcia. Nowa niania była wysoką blondynką z ładnym uśmiechem, którym obdarzała dzieci.

Na początku dyskretnie ją obserwowałam, ale okazało się, że dziewczynki lgnęły do niej i wyraźnie dobrze czuły się w jej towarzystwie. Widziałam także, że były zadbane, dlatego cieszyłam się, że znowu udało się nam trafić na dobrą kandydatkę.

– Żeby tylko Monika szybko nie zrezygnowała. Naprawdę jestem zadowolona z jej pracy. Dzięki niej mogę nie tylko spokojnie skupić się na zawodowych obowiązkach, ale i mam nieco łatwiej w domu, bo niania zgodziła się za dodatkowe pieniądze gotować także obiady dla całej rodziny – mówiłam do Bartka.

– Cieszę się, że jesteś zadowolona. Bardzo chciałem, żeby było ci łatwiej, dlatego nie będę żałować pieniędzy na opiekę nad dziećmi – przytulił mnie, a ja poczułam się naprawdę szczęśliwa.

Żebym tylko wiedziała, że to moje szczęście było tak złudne i zbudowane na zwyczajnym kłamstwie. Byłam jednak zbyt wpatrzona w męża, aby cokolwiek podejrzewać.

Po roku Monika zrezygnowała z pracy u nas, a Bartek powiedział, że znajdzie nową kandydatkę. Tym razem nie miał jednak nikogo poleconego, dlatego zadzwoniłam do agencji opiekunek.

Do trzech razy sztuka

Otrzymaliśmy profile kilku kandydatek, a mój mąż koniecznie chciał być na rozmowie z nimi. Czy mnie to zdziwiło? Raczej nie. W końcu jako ojciec angażuje się w opiekę nad naszymi dziećmi, dlatego chce decydować, komu ją powierzymy.

Spotkaliśmy się z trzema paniami. Pierwsza z nich miała około 30 lat i twierdziła, że przez kilka lat opiekowała się córką siostry. Nie miała jednak referencji. Drugą była zaoczna studentka filologii polskiej, która poszukiwała dodatkowego zajęcia, a trzecią żwawa 47-latka.

Ostatnia niania najbardziej mi się spodobała. Olga wychowała własne dzieci. Jej córka właśnie poszła na studia, a syn kończył liceum. Doszłam do wniosku, że jest dobrą kandydatką. Odpowiedzialną i z referencjami od poprzednich pracodawców, u których pracowała przez rok. Do tego nie miała wygórowanych wymagań finansowych.

– Chcę nieco dorobić do pensji męża i wyjść z domu. Moje dzieciaki już są dorosłe, więc mam więcej czasu. Do pracy w sklepie czy przy sprzątaniu nie za bardzo chcę iść, a niestety nie mam doświadczenia w innych zawodach – była ze mną szczera, a ja postanowiłam, że ją zatrudnię.

Bartek wolał studentkę

Przeszkodą okazał się jednak Bartek. Mój mąż nie chciał nawet słyszeć o Oldze.

– Jak ona niby da sobie radę z małymi dziećmi. Nie lepiej zatrudnić kogoś młodszego?

– Ona ma zaledwie 47 lat, a nie ponad 60 czy 70. Jest energiczną kobietą. Do tego wychowała dwójkę swoich dzieci i doskonale wie, jak się zajmować kilkulatkami – powiedziałam.

Mimo to mąż uparł się na zatrudnienie studentki, argumentując to tym, że ona zna angielski i może dziewczynki zacząć uczyć nowych słówek.

– Angielski my też znamy i możemy je uczyć samodzielnie. Zresztą za rok pójdą do przedszkola i zaczną naukę języków. Na razie potrzebują bezpieczeństwa, ciepła i odpowiedzialnej opiekunki. A ta szalona dziewczyna z długimi paznokciami niekoniecznie im ją zapewni – zaczęłam się denerwować, bo mąż zbyt mocno nalegał na tę Asię.

Okazało się, że Bartek zadzwonił do agencji i powiedział, że podpisujemy umowę z Joanną. Zignorował to, co mówię i postawił na swoim, a mnie zapaliła się czerwona lampka.

– Jak on mógł podjąć decyzję za moimi plecami? – żaliłam się kuzynce.

Nigdy o tym nie pomyślałam

– Słuchaj, ja nic nie chcę sugerować, ale nie wydaje ci się to nieco dziwne, że twój mąż cały czas zatrudnia jako nianie tylko młode i zgrabne studentki? – Ola była chyba bardziej podejrzliwa niż ja.

– No co ty. Bartek mnie kocha, przecież nie zatrudnia niań tylko po to, żeby mnie z nimi zdradzać. To byłoby takie banalne – odpowiedziałam, ale w głębi duszy obawiałam się, czy kuzynka nie ma racji.

Postanowiłam poczekać i bacznie przyjrzeć się tej nowej Asi. Początkowo wydawało się, że wszystko jest w porządku. Jednak pewnego dnia, gdy wcześnie wróciłam z pracy, zastałam Bartka w domu. Dziewczynki bawiły się w swoim pokoju. Mój mąż i niania siedzieli w salonie, ale zauważyłam, że ona miała nierówno zapiętą bluzkę.

– Dzisiaj klient odwołał spotkanie, dlatego wcześniej wróciłem z pracy – powiedział z paniką w głosie.

– Jasne, a ona oblała się sokiem i musiała zmienić sweterek? –Wyjdź z naszego domu – krzyknęłam do dziewczyny, a ona chwyciła torebkę i wybiegła na klatkę.

– Zdradzasz mnie – wysyczałam, siadając ciężko na kanapie.

– To nie jest tak, jak myślisz Iwonko – próbował łgać, ale nie dałam mu dojść do słowa

– Ile to trwa?

W końcu Bartek się przyznał. Okazało się, że zatrudniał kolejne nianie wcale nie w trosce o mnie. Pierwsza, czyli Ania, nie była siostrą jego kolegi, ale kochanką, z którą spotykał się już od jakiegoś czasu. Z Moniką poznał się na jakimś portalu internetowym. Asia rzeczywiście była nianią z agencji, ale obiecał jej pomoc finansową, gdy zacznie się z nim spotykać. Jako studentka z niezamożnej rodziny przyjęła jego propozycję.

Spakowałam walizki męża i złożyłam pozew o rozwód. Tylko jak ja ma teraz zatrudnić kolejną nianię? Chyba pomyślę o zapisaniu dziewczynek do tego klubu malucha albo poszukam przedszkola, bo do opiekunek zraziłam się już na całe życie.

Czytaj także: „Mój facet był agresywnym zazdrośnikiem. Odeszłam, gdy okazało się, że jestem kopią jego żony, a ona nie żyje przez niego” „Myślałam, że kryzys wieku średniego dotyka facetów. Uległam koledze syna i teraz urodzę mu dziecko”
„Po powrocie z Anglii ustawiała się do mnie kolejka facetów. To nie mój wdzięk ich przyciągał, ale zapach funtów”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA