– Zjadłbym coś! – krzyknął nasz 10-letni syn Michał z tylnego siedzenia auta. Jak co roku w ferie zimowe byliśmy w naszym ulubionym ośrodku narciarskim koło Zakopanego. Michaś poczuł głód, gdy wracając do domu, przejeżdżaliśmy obok galerii handlowej. Nic dziwnego – na widok symboli znanych sieci z fast foodami nam też zaczęło burczeć w brzuchach.
Posiłek był szybki, bo zbliżało się popołudnie, a mój mąż Rafał bardzo nie lubił jeździć po ciemku. Już wychodziliśmy z galerii handlowej, gdy zaczepiła nas młoda kobieta.
– Prowadzimy casting do filmów, może państwa syn chciałby wziąć w nim udział? – zaproponowała.
Mój mąż tylko się zaśmiał.
– Nie. Pati, lecimy, nie mamy czasu. Poza tym mały nie ma takich ciągot, nigdy nie chciał mówić wierszyków! Po co mu casting? – spytał.
Michał też nie wyglądał na zainteresowanego. Najadł się chyba za dwóch, a teraz w biegu dopijał napój i pewnie marzył, by rozłożyć się wygodnie na tylnej kanapie auta. Mnie jako jedyną z naszej trójki ta propozycja zainteresowała. Uważałam, że warto, by synek się sprawdził, zwłaszcza jeśli nadarza się okazja.
Zaczęłam wypytywać tę kobietę o szczegóły, nie zwracając uwagi na jęk zawodu, jakie wydobył się z piersi męża i syna. Okazało się, że ten casting organizuje agencja artystyczna szukająca dzieci utalentowanych aktorsko. Nie chodzi o konkretny film, serial czy reklamę, oni chcą uzupełnić swoją bazę danych.
– Syn dostanie rolę do odegrania, a państwo formularz do wypełnienia. Wszystko zajmie najwyżej kwadrans. To zupełnie niezobowiązująca propozycja. Nagraną scenkę z państwa synem w roli głównej oraz dane przekazujemy dalej. Jeśli dziecko się spodoba, niewykluczone, że zostanie zaproszone do jakiejś produkcji. Nic państwo za to nie płacą, niczym nie ryzykują – tłumaczyła nam.
– Patrycja, jedziemy. Za kwadrans to my już wyjedziemy z miasta! – mój mąż był uparty jak osioł, ale ja nie zamierzałam dać za wygraną.
– Kwadrans nas nie zbawi. Niech Michał spróbuje. Słyszysz, co pani mówi? Nie ryzykujemy – uparłam się.
Pewnie wszystkim mówią, że się odezwą
Kobieta dała nam do wypełnienia formularz. Zostawiłam go mężowi, a sama przekonywałam Michała, że to będzie fajna zabawa. Był tak znudzony, że musiałam go pchnąć, by w ogóle zechciał wejść z tą panią do namiotu, w którym obywał się casting.
Wyszedł dosłownie po kilku minutach. Uśmiechnięty, wyluzowany.
– Miałaś rację, mamo. Bardzo fajnie było – mówił podekscytowany.
– Powiem państwu, że Michałowi poszło bardzo dobrze – stwierdziła kobieta. – Dziękujemy. W razie czego będziemy się odzywać – dodała.
Kierowaliśmy się już do wyjścia z galerii, gdy usłyszeliśmy jej głos:
– A może państwo też spróbują?
Przyznam, że kusiło mnie, ale jak tylko spojrzałam na minę męża, odeszła ochota na wszystko.
– Raz jeszcze dziękujemy, może następnym razem – odpowiedziałam kurtuazyjnie.
W samochodzie Rafał utyskiwał, że przez te fanaberie będzie musiał prowadzić po ciemku.
– I na co to wszystko? – gderał. – „Poszło bardzo dobrze”, „Będziemy się odzywać”. Pewnie mówi tak każdemu, jak przy rozmowie o pracę: „Odezwiemy się”. A potem cisza!
Nie chciałam kłótni, więc powtórzyłam tylko, że zajęło nam to parę minut i nic wielkiego się nie stało.
– Może nic z tego nie wyjdzie, ale jestem zdania, że zawsze warto próbować. Świat się nie zawalił, i tak zdążymy dojechać przed zmrokiem – chciałam już zamknąć ten temat.
Minęło kilka tygodni, zapomnieliśmy o filmowej przygodzie syna. Telefon zadzwonił, gdy robiłam zakupy.
– Chcielibyśmy zaprosić Michała na casting do nowego serialu – usłyszałam kobiecy głos.
Moja rozmówczyni zastrzegła, że to na razie tylko casting, na którym będzie z pewnością wiele osób.
– Synku, zapraszają cię na casting do nowego serialu – od razu do niego zadzwoniłam i nie wiem, kto był bardziej szczęśliwy, ja czy mój syn.
O dziwo, mąż też był zadowolony.
– Może wszyscy pojedziemy – zaproponował ku mojej radości.
Byłam z niego taka dumna!
Oczyma wyobraźni już widziałam Michała w serialu, ale mąż jak zawsze twardo stąpał po ziemi.
– Poczekajmy, nie róbmy sobie wielkich nadziei. Sama mówiłaś, że będzie wielu kandydatów – tonował emocje.
W holu studia telewizyjnego aż roiło się od młodzieży. Podpytaliśmy jeszcze kilka osób, czy one także przyszły na ten sam casting, ale odpowiedzi tylko nas w tym utwierdziły.
Michał był zrezygnowany.
– Mamo, dajmy sobie spokój. Nie mam szans – stwierdził.
Na szczęście wtedy na wysokości zadania stanął Rafał.
– Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz – zaczął od znanego przysłowia. – Skoro już tu przyjechaliśmy, to nie rezygnujmy. Spróbuj, niczym nie ryzykujesz – przekonywał syna.
Skutecznie.
Czekaliśmy i czekaliśmy. Co chwilę ze studia wychodzili jacyś nastolatkowie. Niektórzy z nich wyglądali na bardzo pewnych siebie.
– Chyba mam tę rolę – mówili.
To nie pomagało Michałowi. Gdyby mógł, pewnie by stamtąd uciekł.
– Michał, zapraszam – kobieta wywołująca uczestników castingu wyczytała wreszcie imię naszego syna.
Wszedł do środka, a my trzymaliśmy kciuki. Długo nie wychodził. Nie wiedzieliśmy, czy to dobrze, czy źle. Czy Michał tak dobrze wypada, że jeszcze go sprawdzają, czy wręcz przeciwnie: zaprezentował się kiepsko i dają mu kolejne szanse. W końcu wyszedł. Zasypaliśmy go z mężem serią pytań typu „jak było”. Wzruszył tylko ramionami.
– Chyba nieźle – rzucił krótko i zaczął opowiadać, że musiał się przedstawić, opowiedzieć o sobie, a potem zagrać dwie zaimprowizowane scenki. – Powiedzieli, żebym nie czekał. Odezwą się sami, ale tylko do tych osób, które wybiorą – dodał.
Nie czekaliśmy więc na koniec castingu. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Nie ujechaliśmy więcej niż kilkanaście kilometrów, gdy zadzwonił telefon.
– Czy rozmawiam z mamą Michała? – usłyszałam kobiecy głos i w pierwszej chwili pomyślałam, że dzwonią ze szkoły, bo przecież syn urwał się z lekcji, żebyśmy zdążyli na ten casting. – Chciałam poinformować, że decyzją reżysera Michał został wybrany do jednej z ról w nowym serialu – powiedziała miła pani.
– Michaaaaał, wybrali cię! Dziękuję pani! – nie słyszałam, co powiedziała, bo wszystko zagłuszyły okrzyki radości. Syn nie mógł uwierzyć, że został wybrany, mąż też. Na wszelki wypadek zjechał do zatoczki autobusowej, żeby ochłonąć.
Byłam taka dumna z Michała, i chyba trochę też z siebie, że mojemu dziecku się udało.
Nigdy nie wiadomo, co nas może spotkać
Po chwili dotarło do nas, że nawet nie wypytaliśmy tej pani o szczegóły. Kiedy i gdzie będą te zdjęcia? Jak często Michał będzie jeździł na plan? Zadzwoniliśmy pod numer, z którego dostaliśmy radosną informację. Pani spodziewała naszego telefonu.
– Słyszałam państwa radość. I ja też się cieszę, bo byłam przy próbie Michała. Wypadł świetnie. Przeczuwałam, że reżyser go wybierze – mówiła.
Dowiedzieliśmy się od niej, że film będzie realizowany cały rok, czasami raz w miesiącu, czasami cztery razy. Zapowiedziała, że prześle nam mailem wszystkie niezbędne dokumenty.
– Bo to przecież będzie prawdziwa umowa o pracę państwa syna – podkreśliła, a ja pękałam z dumy.
Na planie filmowym Michał zaaklimatyzował się błyskawicznie. Polubili go reżyserzy, charakteryzatorki, ekipa techniczna. Dogadywał się także z koleżankami i kolegami aktorami. A co najważniejsze, jemu samemu się to spodobało. Mało tego – chwalono go, że świetnie daje sobie radę.
W efekcie syna zaproszono do kolejnej produkcji, był też na castingu do głównej roli w filmie fabularnym, ale reżyser wybrał innego chłopca. Michał przyjął to spokojnie. Jedną z cech, której nauczył się podczas pracy nad filmem, jest pokora. Już wie, że nic nie przychodzi łatwo, wszystko trzeba wywalczyć. Wie też, że warto być cierpliwym i uparcie dążyć do celu.
Woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Traktujemy go normalnie, jak każdego nastolatka. Pieniądze, które zarabia, wpłacamy na lokatę, nie chcemy, by je przepuszczał na głupoty. W zeszłym roku za gażę w filmie pojechał na kurs językowy do Anglii. Już pięć lat trwa ta filmowa przygoda. Michał chce po maturze zdawać do szkoły aktorskiej. Jego entuzjazm osłabł, gdy usłyszał, jak trudno się tam dostać.
– Ale szans na angaż do pierwszego serialu też sobie nie dawałem – zauważył przytomnie.
Wzruszam się, gdy widzę Michała przed kamerą. Mąż udaje twardziela, ale czasem i jemu zaszkli się oko. A ostatnio bardzo mnie zaskoczył.
– Może wtedy w galerii trzeba nam było zgodzić się na odegranie scenki i wpisanie do bazy danych tej agencji artystycznej? Nigdy nie wiadomo, co nas może spotkać – stwierdził.
– Może następnym razem – zapowiedziałam z uśmiechem.
Czytaj także:
„Mąż chce zrobić z syna mężczyznę. Uczy go grać w nogę i zmusza do majsterkowania. Mały boi się przyznać, że woli… tańczyć”
„Moja żona miała obsesję. Postanowiła, że zrobi z syna Kubicę. Gdy się nie udało, zapisała córkę na lekcje tenisa”
„Mąż ubzdurał sobie, że zrobi z naszego wrażliwego synka supermana. By ratować dziecko, musiałam się uciec do kłamstwa...”