„Mąż nie wie, że zdradziłam go z przyjacielem, a córka nie jest jego. Nie pozwolę, żeby prawda zniszczyła dwie rodziny”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Pocałował mnie, a potem poszliśmy do sypialni. Kochaliśmy się bez słowa, bez pytania, czy to słuszne i czy na pewno tego chcemy. Dopiero nad ranem zaczęliśmy się zastanawiać nad konsekwencjami. Dla obojga było jasne, że to był tylko ten jeden raz”.
/ 11.09.2023 07:17
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Kolejny poranek i kolejna kłótnia z Czarkiem… Ależ ja czasami miałam tego dość! Mąż czepiał się o wszystko: o to, że kaloryfery w nocy były za gorące i wyschło mu w gardle, o to, że za mało je podkręciłam i rano zmarzł po wyjściu spod kołdry. O ziarnistą kawę, bo trzeba było tracić czas na jej mielenie, i kawę rozpuszczalną, bo to „sama chemia”. Zawsze byłam wszystkiemu winna.

Kłóciliśmy się o wszystko

– Jakie znowu zebranie? Przecież dopiero co było! – krzyknął, kiedy przypomniałam mu o wywiadówce w zerówce Antka. – Czy ty myślisz, że ja zamierzam zamieszkać  w tej szkole czy jak?!

– To nie ja ustalam terminy – odważyłam się zareagować na kolejne idiotyczne oskarżenie. – Ja idę w tym czasie z Antosiem do dentysty. Chyba że wolisz się zamienić? – spytałam retorycznie.

– Jasne! I spędzić półtorej godziny w poczekalni! – prychnął wściekle.

– Jakbym nie miał co robić!

Miałam ochotę ciężko westchnąć, ale nie chciałam go prowokować do dalszej awantury. Czasami miałam wrażenie, że Czarek przychodzi z pracy już nabuzowany i tylko czeka, aż dam mu pretekst do sprzeczki. Wystarczył byle drobiazg, żeby zaczął się nakręcać, wylewać swoje żale i pretensje, aż do chwili, kiedy ja uderzałam w płacz. To straszne myśleć tak o własnym mężu, jednak podejrzewałam, że moje łzy sprawiają mu przyjemność.

– Jest przemęczony, ma dużo stresów – tłumaczyła go moja mama. – W pracy nie może nic szefowi powiedzieć, do klientów musi być słodki jak miód, to jak przychodzi do domu, spuszcza napięcie z całego dnia. 

Poznałam ideał

Może jednak łatwiej byłoby mi uznać, że mój mąż nie jest taki zły, gdyby nie fakt, że poznałam ideał. Miał na imię Marcin i był kolegą z poprzedniej pracy Czarka. Szybko znalazłam wspólny język z jego żoną, tak jak Antoś z ich synem, starszym od niego o dwa lata. Nasi mężowie stali się wkrótce najlepszymi przyjaciółmi. A kiedy zdecydowaliśmy z Czarkiem, że Antek pójdzie do tej samej szkoły co Kuba – funkcjonowaliśmy praktycznie jak duża rodzina.

– Możesz dziś odebrać Antosia ze świetlicy? – dzwoniłam na przykład do Łucji, kiedy coś mi wypadło. – Czarek przyjedzie do was po niego koło siódmej, okej?

Zdarzało się, że to ja zabierałam Kubę po lekcjach do nas, więc obie nasze rodziny miały kontakt niemal każdego dnia. Właśnie dzięki temu wiedziałam, że Marcin to ideał mężczyzny. Bo systematycznie powtarzała mi to jego żona.

– Czasem zdarza mi się zasnąć na kanapie, przy telewizji, a rano budzę się w sypialni – powiedziała mi kiedyś, nie zauważając, że aż skręcam się z zazdrości. – Marcin przenosi mnie w nocy, tak żebym się nie obudziła.

Zdobyłam się na wymuszony uśmiech. Bo gdybym ja zasnęła na kanapie, Czarek obudziłby mnie z pretensjami, że nie zrobiłam mu kolacji.

Łucja opowiadała też inne historie z ich życia rodzinnego. O tym, jak Marcin po pracy odrabia lekcje z synem, żeby ona mogła wyjść na fitness, albo jak dzwoni do niej z trasy – żeby z nią sobie pogadać.

– Tak naprawdę jesteśmy nie tylko mężem i żoną – wyznała mi kiedyś. – To mój przyjaciel. Najlepszy, jakiego miałam w życiu!

No, oczywiście mam jeszcze ciebie, ale babska przyjaźń to co innego.
Miałam więc informacje z pierwszej ręki, że Marcin jest wrażliwy, wczuwa się w potrzeby innych i potrafi słuchać jak nikt inny na świecie. Boże, ależ ja zazdrościłam Łucji takiego męża!

Po wakacjach spędzonych z Łucją i Marcinem,  przekonałam się, że jednak istnieją prawie idealne małżeństwa, widziałam jeszcze wyraźniej, jak bardzo nieszczęśliwa jestem we własnym małżeństwie.

Mój związek się psuł

Mimo to nigdy się na niego nie skarżyłam Łucji. Nie, nie dlatego, że taka ze mnie lojalna żona – po prostu się wstydziłam.

Ona ciągle opowiadała o miłych rzeczach, jakimi zaskakuje ją Marcin, a ja robiłam dobrą minę do złej gry i udawałam, że Czarek czasami mówi do mnie coś innego niż „To znowu twoja wina” czy „Oczywiście znów coś spieprzyłaś”. Wiedziałam, że udawało mi się ją oszukać, bo do Czarka odnosiła się przyjaźnie, niemal z siostrzaną czułością. Ja zaś na jej Marcina patrzyłam jak na postać z filmu, jak na kogoś, kogo można obserwować, podziwiać, ale kto pozostaje całkowicie poza naszym zasięgiem.

Przynajmniej aż do dnia, kiedy Łucja wyrzuciła go z domu. 

Oni też mieli kryzys

Siedziałam w domu z Antosiem, wówczas dumnym drugoklasistą, już śpiącym w swoim pokoju. Czarek był w delegacji, miał wrócić za cztery dni. Marcin jeździł wtedy ambulansem i miał bardzo różne godziny pracy. Dlatego, kiedy zobaczyłam go przed drzwiami tuż przed północą, pomyślałam, że pewnie dopiero co skończył dyżur, a ma jakąś sprawę do Czarka.

– Nie ma go, ale wejdź – rzuciłam, próbując ukryć przed nim i samą sobą, jak bardzo cieszę się na jego widok. – Wróci w poniedziałek, nie mówił ci?

– A, faktycznie, wyleciało mi z głowy… – Marcin wyglądał na zmieszanego. – Ale wiesz, Basiu… – drgnęłam, kiedy wypowiedział moje imię – sprawy się skomplikowały i nie bardzo mam dokąd pójść, więc pomyślałem, że może bym się przekimał u was na jakiejś karimacie… Bo wiesz, Łucja wyrzuciła mnie z domu.

– Co?! – wytrzeszczyłam oczy.

Od razu wyznał, że jego małżeństwo już jakiś czas temu przestało być idyllą. W drugiej ciąży Łucja bardzo się zmieniła. Stała się chwiejna emocjonalnie, roszczeniowa. Była wiecznie ze wszystkiego niezadowolona. Miała pretensje do całego świata.

– Składam to na karb hormonów… To już ostatni trymestr ciąży i ona naprawdę nie jest sobą, hormony nią zawładnęły… – westchnął ciężko.

– Nawet nie wiem dokładnie, czym ją tak wkurzyłem, w każdym razie strasznie ryczała i krzyczała, że mam się wynosić, bo ona już nie może ze mną wytrzymać. Wyszedłem, żeby się nie nakręciła jeszcze bardziej, bo przecież stres szkodzi i jej, i dziecku.

Zamknęłam oczy, poruszona tym, co powiedział. Siedział w kuchni u kumpla, nie miał ze sobą nawet szczoteczki do zębów, do hotelu nie poszedł, bo „to za drogo, a przecież niedługo urodzi się nam drugie dziecko”, a jedyne, czym się martwił, to stan emocjonalny żony. I że stres jej zaszkodzi.

– Kiedy ja byłam w ciąży, Czarek z byle powodu urządzał mi awantury. Chyba każdego dnia przez niego płakałam, kilka razy chciałam wyskoczyć przez balkon, bo mnie doprowadził do ostateczności… Ostatni raz w dziewiątym miesiącu, tydzień przed porodem. Uszczelka się zepsuła i Czarek nawrzeszczał na mnie, że za często odkręcam kran i to dlatego.

Pocieszyliśmy się nawzajem

Sądziłam, że tylko to pomyślałam, ale naraz okazało się, że powiedziałam na głos. Nie miałam pojęcia dlaczego. Po prostu siedziałam naprzeciwko tego mężczyzny i opowiadałam mu, co musiałam znosić w małżeństwie. Łucja miała rację: Marcin potrafił słuchać jak nikt na świecie.

– Boże drogi, Basiu… Nie miałem pojęcia… – kiedy skończyłam, nakrył moją dłoń swoją i odgarnął mi włosy przyklejające się do policzków mokrych od łez. – Tak mi przykro… Jeśli tylko mogę coś zrobić…

Powiedziałam, że może. Przytulić mnie. Tak po prostu. Chwilę później staliśmy na środku kuchni i tuliliśmy się do siebie, jakbyśmy byli dwojgiem rozbitków ocalałych z katastrofy. Czułam, jak bije mu serce w szerokiej piersi, czułam na mojej szyi jego oddech, niebezpiecznie bliski… i coraz płytszy, coraz szybszy…

Kiedy podniosłam na niego wzrok, właściwie jeszcze nie byłam pewna, co się stanie, ale już przeczuwałam. To była nasza chwila: jedyny moment, kiedy nasi współmałżonkowie byli gdzieś indziej, dzieci spały, kiedy nie liczyła się ani przyjaźń, ani moralność, ani konwenanse.

Pocałował mnie, a potem poszliśmy do sypialni. Kochaliśmy się bez słowa, bez pytania, czy to słuszne i czy na pewno tego chcemy. Dopiero nad ranem zaczęliśmy się zastanawiać nad konsekwencjami. Dla obojga było jasne, że to był tylko ten jeden raz. Łucja była w drugiej ciąży, ja miałam z Czarkiem dziecko, musieliśmy chronić nasze rodziny. Uzgodniliśmy, że nigdy tego nie powtórzymy, choć tak naprawdę chyba żadne z nas nie żałowało tej nocy.

Każdy wrócił do swojego życia

Łucja przyjęła Marcina z powrotem i do urodzenia małego Przemka już się nie kłócili. Czarek wrócił, wysłuchał historii o kumplu nocującym na kanapie i tylko westchnął ze współczuciem, komentując, że „baby to potrafią człowiekowi nerwy zszarpać”.

Łucja, Marcin, Czarek i ja oraz nasi synowie nadal się spotykaliśmy, jakby kompletnie nic się nie wydarzyło. Nikt nie zauważył, że Marcin i ja czasami patrzymy na siebie ponad głowami innych albo w tym samym czasie odchodzimy od grilla, żeby zamienić parę słów.

Nie, nie mieliśmy zamiaru powtarzać tamtej nocy, ale czuliśmy, że coś nas łączy. Widzieliśmy się nago, a to wiele zmienia. Jednak dla mnie istotniejsze było to, że Marcin zobaczył mnie w innej chwili intymności: kiedy wreszcie powiedziałam prawdę o moim małżeństwie. Był teraz jedyną osobą, która wiedziała, jak naprawdę żyję, i która mi współczuła.

Widziałam, jak ostro patrzy na Czarka, kiedy ten sarkał na mnie albo krytykował coś, co robiłam. Ale ja zakazałam Marcinowi reagowania na takie sceny. Bałam się, że jego zaangażowanie może zwrócić czyjąś uwagę i nasza tajemnica przestanie być tajemnicą.

Po porodzie Łucja była bardzo zajęta sobą i nowym dzieckiem. Kiedy dzwoniłam, mówiła głównie ona, przeważnie o tym, jak jest zmęczona, niewyspana, i że ma dość tego całego macierzyństwa. Chyba dlatego tak długo zwlekałam, żeby powiedzieć jej, co u mnie. Po prostu trudno było jej wejść w słowo, kiedy zaczynała seans użalania się nad sobą.

Byłam w ciąży

A w mojej rodzinie też sporo się działo.

– Co?! Jesteś w ciąży? – Czarek wytrzeszczył oczy, kiedy pokazałam mu test z dwiema kreskami. – Rany… Ale bigos! Chociaż wiesz co? W sumie to fajnie będzie mieć drugie dziecko. Może to będzie dziewczynka? Mógłbym mieć córeczkę tatusia!

Nie mogłam uwierzyć w to jego pozytywne nastawienie. Naprawdę się zmienił, zaczął się o mnie troszczyć. Pobiegł od razu po kwas foliowy i koniecznie chciał być przy pierwszym badaniu USG.

To po tamtej wizycie przekazaliśmy dobrą nowinę Marcinom. Łucja nawet trochę się dąsała, że nie powiedziałam jej wcześniej, ale odparłam, że chcieliśmy mieć pewność, że wszystko jest dobrze. Czarek zaprosił Marcina i kilku innych kumpli na opijanie faktu, że powiększy mu się rodzina, a ja trzęsłam się ze strachu, żeby Marcin po pijaku nie wypalił z jakąś aluzją.

Bo na to, że to będzie dziecko Marcina, było równo pięćdziesiąt procent szans…

– Jak zamierzasz to sprawdzić? – zapytał mnie, niemal nie oddychając, kiedy udało nam się wykroić pięć minut na osobności.

– Nie będę tego sprawdzać – zgromiłam go wzrokiem. – Ojcem tego dziecka będzie Czarek i tylko Czarek. Nikt nigdy nie może się dowiedzieć… o nas. To by zniszczyło dwie rodziny. Osiem osób!

Zgodził się ze mną, choć widziałam, że dręczy go ta niepewność co do ojcostwa.

Mąż znów się troszczył

Żadnej niepewności z kolei nie odczuwał mój mąż. On tylko ekscytował się faktem, że po raz drugi zostanie tatą. Z każdym dniem otwierałam szerzej oczy, obserwując, jak Czarek przynosi mi ze sklepu ulubione smakołyki, troszczy się, czy wzięłam wszystkie witaminy, i pilnuje terminów moich wizyt. A kiedy podczas drugiego USG lekarka potwierdziła, że będziemy mieć córkę, przez długi moment byłam przekonana, że kosmici porwali mojego prawdziwego męża i podstawili mi jego klona z zupełnie inną osobowością.

– W piątek jedziemy do sklepu z wózkami! – oznajmił mi. – Kupimy najbardziej wypasiony wózek, jaki będą mieli! I najbezpieczniejszy fotelik do samochodu!

A właśnie! Patrz, co dla ciebie mam: adapter do pasa samochodowego dla kobiet w ciąży! Żeby cię pas nie uciskał w brzuch. Zamrugałam ze wzruszenia. Czarek co chwila robił dla mnie coś miłego i dawał dowody swojej troski. A wszystko dlatego, że miałam urodzić jego kolejne dziecko…

W końcu nadszedł ten dzień i mój mąż wziął w ramiona Kaję. Natychmiast została „księżniczką tatusia”, który wstawał do niej w nocy, przewijał, woził do pediatry i kupował jej masę prezentów.

Chciał wiedzieć

Nasza przyjaźń z Łucją i Marcinem oczywiście trwała nadal, tym bardziej że między młodszymi dziećmi było tylko osiem miesięcy różnicy; maluchy poszły razem do przedszkola. 

Kilka razy między Marcinem a mną zawisło napięcie, które mogło skończyć się namiętnym seksem, ale zawsze udawało się nam  opanować. On był zbyt przyzwoity na to, żeby drugi raz zdradzić żonę, a ja… Ja chyba po prostu przestałam widzieć w nim ten mityczny ideał co kiedyś. Teraz był dla mnie zwyczajnym facetem, mężem przyjaciółki i ojcem dwojga dzieci. Albo nawet trojga…

– Nie wytrzymam tej niepewności! – powiedział mi kiedyś. – Patrzę na Kaję i szukam dowodów, że ona jest moja! Muszę wiedzieć, rozumiesz? Muszę!

Bałam się odpowiedzi na pytanie, czyją córką naprawdę jest Kaja, ale w końcu pozwoliłam mu wykonać badanie DNA. Sporo za nie zapłacił, lecz zyskał pewność.

Dobro rodziny jest dla mnie ważniejsze niż prawda

– Jestem jej ojcem – powiedział, pokazując mi świstek z laboratorium. – Mam córkę… – oczy mu się zaświeciły.

– Tylko biologiczną – zgasiłam go.

– A ona nigdy, przenigdy, się o tym nie dowie! Jej ojcem jest Czarek! I powiem ci coś: jest fantastycznym tatą! Dzięki Kai się zmienił. Teraz to naprawdę porządny, dobry człowiek. Nie mam pojęcia, czy bylibyśmy jeszcze małżeństwem, gdyby nie jej narodziny… Nigdy nie zaryzykuję rozwodu i tego, że Kaja straci miłość Czarka. Ona zasługuje na wspaniałego ojca!

Przyznał mi rację, choć wiele razy potem widziałam, jak patrzy na Kaję z czułością i dumą. Nigdy więcej jednak nie rozmawialiśmy o tamtej
nocy ani o jej niespodziewanym owocu. 

Ja i Czarek nadal stanowimy naprawdę zgrane małżeństwo. Ja doceniam to, jak się zmienił, a on dojrzał i stał się takim facetem, za jakim zawsze tęskniłam. Czasami tylko myślę, że Kaja ma prawo poznać prawdę, że to jej się należy, tak samo jak każdemu z nas.

Może kiedyś, gdy córka będzie już miała męża i dzieci, odważę się wyznać jej prawdę. Może zrozumie, dlaczego tak postanowiłam? Na razie najważniejsze jest dla mnie dobro mojej rodziny i dlatego będę je chronić nawet za cenę ukrywania prawdy. I na pewno nie jestem jedyną kobietą na świecie, która podjęła taką decyzję.

Czytaj także: „Mój kochanek przez 5 lat nie chciał zostawić żony. Ją zdradzał, a mnie wcale nie kochał. Zranił nas obie i zmarł”
 „Nie chciałam, by mąż odszedł i zostawił mnie bez grosza, więc do łóżka zaprosiłam jego kochanki. Potem go załatwię”
„Ze spaceru z psem sąsiadki wróciłam z kandydatem na męża. Na widok brata mojego eks zmiękły mi kolana”

Redakcja poleca

REKLAMA