„Mąż nie uwzględnił mnie w testamencie. Majątek przepisał jakiejś Zofii, a mi ledwie starcza do pierwszego”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Johner Images
„Przez całe swoje życie nie pracowałam. Zajmowałam się domem, mężem i dziećmi. Nie przejmowałam się zabezpieczeniem na emeryturę, bo wiedziałam, że mąż zgromadził całkiem spore oszczędności. Nie przypuszczałam, że nie uwzględni mnie w testamencie, a wszystkie pieniądze zapisze niejakiej Zofii”.
/ 19.01.2024 11:15
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Johner Images

Wiadomość o śmierci męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Marian był zdrowym i żwawym siedemdziesięciolatkiem, cały czas pracował.

— Muszę przecież zarabiać na twoje zachcianki — żartował, gdy mówiłam mu o tym, że czas najwyższy przejść na zasłużoną emeryturę. — Przecież twoja emerytura na nic nie starcza.

To fakt, moje uposażenie emerytki było żenująco niskie. Ale nie mogłam mieć do nikogo pretensji. Przez całe życie zajmowałam się domem i rodziną, więc moja emerytura była wynikiem jedynie tego, że urodziłam czwórkę dzieci.

— Jakoś byśmy sobie poradzili — odpowiadałam z uśmiechem. Mój mąż zarabiał naprawdę dobrze, więc jego emerytura pozwalałaby nam na godne życie. Dodatkowo mieliśmy spore oszczędności, które Marian odkładał przez wiele lat. No i nie musieliśmy pomagać już dzieciom, które doskonale sobie radziły.

— Masz rację, kochanie — odpowiadał mój mąż. — Ale ja jeszcze nie wybieram się emeryturę.

No cóż, musiałam jeszcze poczekać na męża — emeryta.

Niestety nie doczekałam się. Marian zginął w wypadku samochodowym, gdy nocą wracał z miasta oddalonego od nas o ponad 200 kilometrów. Co robił w tym miejscu? Wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. Ale w tym dniu zaczęły się moje problemy.

— Chciałabym zlikwidować konto męża i wybrać wszystkie zgromadzone tam środki — powiedziałam do pani w okienku bankowym. Przyniosłam ze sobą akt zgonu, żeby potwierdzić, że jestem wdową po Marianie i mam prawo do tych pieniędzy.

— Przykro mi, ale pan Marian nie upoważnił pani do swojego konta — usłyszałam od pracownicy banku.

— Co pani mówi? — zapytałam zdziwiona. — Przecież nie mieliśmy rozdzielności majątkowej — powiedziałam.

— To nic nie zmienia — usłyszałam. — Nie możemy pani wypłacić tych pieniędzy — usłyszałam jeszcze. Przyznam szczerze, że było to dla mnie zupełnie zaskoczenie.

— To, co ja mam teraz zrobić? — zapytałam oburzona. — Przecież ja nie mam za co wyprawić pogrzebu. Nie ma też żadnych środków do życia.

— Przykro mi, ale takie są procedury — powiedziała pracownica banku głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji. — Tylko przeprowadzenie postępowania spadkowego może doprowadzić do tego, że uzyska pani te pieniądze — usłyszałam na zakończenie rozmowy. Nie było sensu dyskutować. Wiedziałam, że nic nie wskóram. Procedury to procedury. Nie dało się ich przeskoczyć.

Marian zostawił testament

Nie miałam pojęcia jak mam wyprawić pogrzeb ze swojej skromnej emerytury. Musiałam poprosić o pomoc dzieci, które na szczęście stanęły na wysokości zadania.

— Nic się nie martw mamo. Za kilka dni skończy się procedura spadkowa i odzyskasz wszystkie pieniądze — pocieszała mnie córka. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko w to wierzyć. Moja emerytura wystarczała jedynie na opłaty i podstawowe zakupy spożywcze. Na wszystko inne musiałam pożyczać od dzieci. Nie czułam się z tym dobrze, ale nie miałam innego wyjścia.

— Za niedługo wszystko się wyjaśni i wreszcie odzyskasz spokój — córce wtórował syn, który także pomagał mi, jak tylko mógł. Ale ja doskonale wiedziałam, że nie mogę wiecznie liczyć na swoje dzieci. Mieli swoje życie i swoje wydatki. Dlatego też postanowiłam zadzwonić do znajomego notariusza i poprosić go o pomoc w przejściu tych wszystkich procedur.

— Dobrze, że pani dzwoni. Właśnie miałem się do pani odezwać — usłyszałam w słuchawce. Muszę przyznać, że nieco się zdziwiłam. Wprawdzie zawsze wiedziałam, że mamy znajomego notariusza, ale nigdy nie sądziłam, że będę miała z nim jakieś wspólne sprawy.

— Tak? — zapytałam zdziwiona.

— Pani mąż kilka lat temu sporządził testament — powiedział notariusz. — A teraz przyszedł czas, żeby go odczytać — dodał.

Testament? Jaki testament? Po co Marian napisał testament? Wiele pytań przewijało mi się przez głowę, ale na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Byłam przekonana, że po śmierci Mariana to ja razem z dziećmi odziedziczymy wszystkie oszczędności i żaden testament nie będzie tu potrzebny. A jednak było inaczej.

— I co w nim zapisał? — zapytałam notariusza, chociaż byłam pewna, że ten świstek papieru to jedynie formalność.

— Tego niestety nie mogę ujawnić przez telefon — powiedział prawnik. — Zapraszam panią i dzieci na oficjalne odczytanie dokumentu.

Umówiliśmy się na następny dzień. "Wreszcie będę miała to za sobą" — pomyślałam. Nawet nie przyszło mi do głowy, że odczytanie tego testamentu całkowicie zmieni moje życie.

Cały majątek dziedziczy pani Zofia

Wizytę u notariusza zapamiętam do końca życia. Już na samym początku spotkało mnie spore zaskoczenie. Otóż w poczekalni prawnika siedziała starsza kobieta, która wyglądała bardzo elegancko i dostojnie.

— Dzień dobry, ja do pana Tomasza — zapowiedziałam swoje przybycie, przekonana, że ta kobieta jest sekretarką prawnika.

— Dzień dobry — odpowiedziała nieznajoma. — Chyba jesteśmy umówione na to samo — dodała. "Co też ona mówi?" — zdziwiłam się w myślach. Szybko okazało się, że to nie było pierwsze zaskoczenie tego dnia.

— Zapraszam państwa do gabinetu — w drzwiach pojawił się notariusz i gestem zaprosił nas wszystkich do środka. Dzieci spojrzały na mnie zdziwione, ale ja byłam równie zaskoczona jak one. Nie miałam pojęcia, co to jest za kobieta i co robi na odczytaniu testamentu mojego męża.

— Ponieważ jesteśmy już w komplecie, to możemy przystąpić do oficjalnego odczytania testamentu pana Mariana — rozpoczął notariusz. W tym momencie nieco się rozluźniłam. Pomyślałam, że co mnie obchodzi jakaś nieznajoma kobieta, skoro za chwilę dowiem się, że moje problemy finansowe właśnie się skończyły.

— Nie przedłużajmy tego — poprosiłam prawnika. Chciałam jak najszybciej opuścić ten gabinet i udać się do banku.

— Dobrze — prawnik skinął głową i rozpoczął odczytywanie dokumentu zostawionego przez mojego męża. Zaczęło się dobrze, bo okazało się, że mieszkanie odziedziczyłam ja wspólnie ze swoimi dziećmi. Ale na tym skończyły się dobre wiadomości.

— Wszystkie moje oszczędności zgromadzone na polskich i zagranicznych kontach zapisuję Zofii — przeczytał notariusz. A ja w tym momencie zamarłam. Nie tylko dowiedziałam się, że mój mąż miał zagraniczne konta, ale także, że wszystkie pieniądze mają trafić do jakiejś Zofii. Spojrzałam na nieznajomą kobietę, która siedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

— To niemożliwe! — wykrzyknęłam i zerwałam się z krzesła. — Marian nie mógłby zrobić czegoś takiego.

— Taki jest zapis w testamencie — spokojnie powiedział prawnik.

— Ale to niemożliwe — powtórzyłam i spojrzałam na dzieci. Były tak samo zszokowane jak ja.

— Przykro mi — usłyszałam głos prawnika. — Oczywiście przygotuję wszystkie niezbędne odpisy — dodał. Z jego zachowania wyczytałam, że spotkanie właśnie dobiegło końca.

Odwróciłam się w stronę kobiety, która już podniosła się z krzesła i zmierzała w stronę wyjścia.

— Proszę poczekać — powiedziałam. Kobieta odwróciła się do mnie, a na jej twarzy ujrzałam niechęć.

— To pani jest Zofią? — zapytałam.

— Tak — odpowiedziała. — To ja.

Otaksowałam ją wzrokiem od stóp do głów. Sama przed sobą musiałam przyznać, że prezentowała się doskonale.

— Kim pani jest? — zapytałam cicho.

Kobieta spojrzała na mnie z wyższością i powiedziała słowa, które złamały mi serce.

— Wielką miłością Mariana — usłyszałam. — Tak naprawdę kochał tylko mnie — powiedziała.

— To niemożliwe — wyszeptałam.

— Taka jest prawda — odpowiedziała nieznajoma i opuściła gabinet prawnika. Chciałam za nią pobiec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam jak wryta w jednym miejscu i nie mogłam się ruszyć.

— Pani Mario, dobrze się pani czuje? — usłyszałam głos notariusza. Nie odpowiedziałam mu.

— Pan o wszystkim wiedział, prawda? — zapytałam. Prawnik nie powiedział ani słowa, ale ja zobaczyłam w jego oczach wahanie.

— Bardzo mi przykro, naprawdę — powiedział po kilku sekundach.

Nie pamiętam, jak opuściłam gabinet notariusza. Dzieci odprowadziły mnie do domu i zajmowały się mną przez kilka kolejnych dni. A ja nie mogłam się pozbierać. I nie chodziło tu tylko o pieniądze.

Najbardziej zabolało mnie to, że mąż przez całe życie mnie oszukiwał. Po tylu latach małżeństwa dowiedziałam się, że nie byłam miłością jego życia, a nasze życie było zwykłą fikcją. Trudno pogodzić się z czymś takim.

Dodatkowym ciosem był fakt, że zostawił mnie bez pieniędzy. I chociaż dzieci chciały dowiedzieć się, kim jest ta tajemnicza Zofia, to mnie to zupełnie nie interesowało. Przecież nic nie zmieni tego, że oszukał mnie człowiek, którego kochałam najbardziej na świecie.

Czytaj także:
„Na emeryturze czułem się jak znoszony kapeć. Dzięki wizycie w sanatorium rozruszałem nie tylko kości”
„Rozpieszczam synową, bo syn nie potrafi o nią zadbać. Marzę o tym, żeby zostawiła tego chłystka i wpadła w moje ramiona”
„Marzyłem o dziecku, ale moja żona nie chciała o tym słyszeć. Zasłaniała się karierą i figurą”

Redakcja poleca

REKLAMA