Ja nie twierdzę, że Mirek nie kocha naszych dzieci, Aneczka jest jego oczkiem w głowie. Najcudowniejszym, kiedy śpi…
Całkiem o tym zapomniałem! Ale fajnie! No super! – pokrzykiwał mój mąż, gdy dotarło do niego, że w związku z narodzinami drugiego dziecka czekają go dwa tygodnie urlopu ojcowskiego. Pierwszy syn przyszedł na świat siedem lat temu, więc Mirek zdążył już zapomnieć, że ma takie prawo. Teraz ekscytował się z miną nastolatka, który właśnie dowiedział się, że przez strajk nauczycieli przedłużą mu się wakacje. Głupek.
Patrzyłam na niego i rosło mi ciśnienie, bo wiedziałam, że bardziej cieszy go perspektywa wolnego w robocie niż szansa na spędzenie dwóch tygodni z dziećmi. Zawsze trudno go było namówić, żeby się nimi zajął.
Ze starszym synem jeszcze pograł czasem w piłkę, pożartował, ale do pięciomiesięcznej Ani tylko się uśmiechał i raz na tydzień ją przewinął. Gdyby nie ja, to nasze maluchy same musiałyby się karmić, ubierać i myć. Mirek o tych obowiązkach zapominał.
– Ty się tak nie ciesz! Będziesz się musiał Anią zajmować – mruknęłam.
– A ty?
– Co ja?
– No przecież będziesz jeszcze w domu na macierzyńskim.
– A skąd. Pójdziesz na ojcowski dopiero, jak ja wrócę do pracy, czyli w drugiej połowie sierpnia.
– A dlaczego? – zapytał oburzony.
– Bo Marcin będzie miał jeszcze wakacje, a Ania dopiero od września pójdzie do żłobka. Ktoś będzie się musiał nimi zająć.
Specjalnie tak zaplanowałam powrót, bo wiedziałam, że ty z nimi zostaniesz.
– A moja mama?
– Dlaczego siedemdziesięcioletnia kobieta ma zasuwać z dwójką dzieci, skoro ty możesz? A poza tym jej pomoc jeszcze nam się przyda, jak Ania pójdzie do żłobka i będzie chorować. Pamiętasz, jak było z Marcinkiem? Co tydzień łapał jakiegoś wirusa. Chodzi o to, żebyś ty sam zajmował się dziećmi Przeżyliśmy z synem prawdziwą udrękę. Więcej czasu spędzał w domu niż w żłobku.
Wtedy jeszcze teściowa pracowała i nie mogliśmy liczyć na jej pomoc, ale teraz już była na emeryturze i zamierzałam to wykorzystać. Nie chciałam jednak wyczerpać jej cierpliwości już w sierpniu. Dlatego właśnie postanowiłam zaangażować na te dwa tygodnie Mirka. Zresztą taki jest przecież cel urlopu ojcowskiego – ojciec ma się zbliżyć do dziecka, mają ze sobą pobyć.
Gdyby Mirek wziął ojcowski w czasie mojego macierzyńskiego, codziennie szukałby sposobów, żeby wymigać się od opieki. To straszny leń.
– Ej, tak pomyślałem… – zagaił kilka dni po naszej pierwszej rozmowie.
– O, to jakaś nowość! O czym? – zakpiłam z niego, ale kpinę zignorował. Znaczyło to, że coś chce ugrać.
– Może ja bym wziął ten urlop ojcowski tak, żeby przez tydzień być jeszcze z tobą, a tydzień sam.
– A ostatnie siedem dni sierpnia? Co z dziećmi wtedy zrobimy?
– No… wtedy już moja mama.
– Mirek, daj spokój z tą twoją mamą. Ile ty masz lat, że się matką wysługujesz? Nie wytrzymasz czternastu dni z dziećmi?
Matko boska! Mogłam się tego spodziewać
Mirek jest jedynakiem i jego mama od zawsze traktowała go… wyjątkowo. Była na każde jego wezwanie. Rozpieszczała, broniła i wychwalała. A on oczywiście to wykorzystywał. Mogłabym opowiadać o ich relacji godzinami, ale niech wystarczy fakt, że ona po dziś dzień dzwoni do niego z samego rana, gdy uzna, że na dworze jest zimno i trzeba przypomnieć mu o konieczności nakrycia głowy.
– Miruś, załóż czapkę – prosiła przez telefon o szóstej, siódmej rano.
– Oj, mamo – jęczał do słuchawki, a ja już wiedziałam, o co chodzi. Kiedy jej potrzebował, kiedy chciał iść na mecz z kolegami, a ja miałam w pracy popołudniową zmianę, zaraz prowadził do niej Marcina. Często kończyło się tak, że syn zostawał u niej na noc, bo Mirek szedł po piłce na piwo.
Teściowa regularnie znosiła też do naszego domu ulubione jedzenie męża, odpalała mu działkę z emerytury i często wyręczała go w domowych obowiązkach – szła za niego na pocztę, na zebranie do szkoły Marcina. Raz nawet posprzątała mieszkanie za Mirka, ale zrobiłam mu wtedy taką awanturę, że więcej już jej na to nie pozwolił. Miałam nadzieję, że mój plan zapobiegnie takim sytuacjom, i Mirek sam zajmie się dziećmi. Byłam niemal pewna, że skoro pójdzie na urlop ojcowski, to już nie będzie miał wstydu, żeby wołać do nas mamę. No, niestety. Spotkało mnie rozczarowanie.
Już pierwszego dnia urlopu ojcowskiego załatwił sobie asystę. Zadzwoniłam do niego z pracy koło dziesiątej, a mama już u nas była.
– No, cześć. Jak leci? Dajesz radę? – zapytałam.
– Dobrze, dobrze. Jakoś idzie.
– A co mała robi?
– Bawi się w łóżeczku…
– Super. Pamiętaj o drzemce, dobrze? – zapytałam i usłyszałam, że ktoś tłucze garnkami.
– A co to, gotujesz coś?
– Nie… – odpowiedział, a teściowa krzyknęła z kuchni, żeby zapytał mnie, gdzie jest największy garnek.
– Mama jest u nas?!
– Tak, ale ja jej nie wołałem. Powiedziała, że chce ugotować obiad dla ciebie, żebyś po pierwszym dniu miała spokój z jedzeniem – wyjaśniał.
Nawet wizja tego, że w domu czeka obiad, nie poprawiła mi nastroju. Poczułam się zawiedziona, bo naprawdę chciałam, żeby Mirek pobył z córką, żeby nauczył się nią opiekować. Myślałam, że już do tego dorósł. A tu znowu rozczarowanie? No cóż…
Postanowiłam nie dramatyzować i założyć, że to tylko ten jeden dzień. Tymczasem okazało się, że mama zrobiła obiad, a potem poszła z wnuczką na dwa spacery. Mirek natomiast włączył Marcinowi bajki w telewizji, a sam się obijał. Jakby tego było mało, teściowa przyszła do nas kolejnego dnia. A potem następnego i następnego… Za każdym razem Mirek miał inną wymówkę.
Najpierw powiedział, że babcia kupiła małej bodziaki i koniecznie chciała je do nas przynieść. Potem, że zapomniała kosmetyczki i wpadła, żeby ją odebrać. Na czwarty dzień usłyszałam, że teściowej zepsuła się komórka i chciała, żeby Mirek jej coś tam na nowo poustawiał. Po prostu ręce mi opadły.
No i się poddałam
– To nie mogłeś ty do niej pojechać z dzieckiem na spacer? Przecież to raptem dziesięć minut piechotą! – pytałam rozczarowana.
– Pojechałbym, ale mama przyszła z samego rana. Miałem ją wygonić?
– Każdego dnia tak się wprasza?
– No, przychodzi sama… Bez wołania.
– A tobie to na rękę, co? Przyznaj się.
– No wiesz?! – zirytował się.
Tak to wyglądało. Ona przychodziła, bo uznała, że synek bardzo w tych trudnych chwilach potrzebuje mamusi, a on nie oponował, bo mógł się lenić. Doskonale się uzupełniali. Z Mirkiem nie było sensu już rozmawiać, bo udawał głupiego, więc postanowiłam przemówić do rozsądku mamie. Nastawiłam się, że nie będzie łatwo, bo zawsze stawała w jego obronie. Mimo to spróbowałam.
– Mamo, ale ja specjalnie tak to ułożyłam, żeby Mirek został z dziećmi sam. Po to jest urlop ojcowski! Żeby pobyli razem… – tłumaczyłam jej najdosadniej, jak się dało.
– Nie rozumiem… Czyli jak ja przychodzę, to on z nią nie jest? – dziwiła się. – Przecież też siedzi w domu.
– Ale go we wszystkim wyręczasz. O to chodzi, mamo!
– Nie we wszystkim, nie we wszystkim. Mirek czasem przewinie Aneczkę, ponosi… Z Marcinkiem pogada. Kalinko, czego więcej chcieć od chłopa? – patrzyła na mnie z autentycznym zdziwieniem.
– No, w dzisiejszych czasach trochę więcej się wymaga…
– Mirek jest dobrym ojcem. Marcinka kocha, pieniądze zarabia. Co złego, że sobie trochę odpocznie? Należy mu się. Poza tym ja lubię u was być.
– Ale my będziemy cię potrzebować, jak Ania pójdzie do żłobka. Mówiłyśmy o tym… I jak znam życie to bardzo często. Nie chciałabym, żebyś się już teraz zmęczyła – spróbowałam ugryźć problem z tej strony.
– No i wtedy też się nią zajmę. Zresztą, po co jej ten cały żłobek? Nie mogłaby zostać ze mną?
– Sama wiesz, mamo, że różnie u ciebie ze zdrowiem. Nie chcę cię przemęczać. Dlatego wolałabym, żeby teraz to Mirek się zajął dzieciakami. Czy możesz mnie posłuchać? Bardzo cię proszę! – jęknęłam.
– Dobrze, dobrze… Będę rzadziej przychodziła – obiecała w końcu.
No i nie było jej jeden dzień. Mirek tak się wtedy umęczył z Anią, że następnego teściowa przyszła już z samego rana. A ja skapitulowałam. Co mogę zrobić, jeśli spotykam się ze ścianą niezrozumienia? Odpuściłam więc i ostatecznie Mirek spędził urlop ojcowski z dziećmi i ze swoją mamą. Teściowa nigdy swojego synka nie opuści w potrzebie. Póki ma dość sił i zdrowia, będzie mu przypominać o czapce i wyręczać w obowiązkach wobec rodziny. Jakby sam był dzieckiem. Czasem mam wrażenie, że tak właśnie jest. Że wychowuję trójkę. Ale to pewnie nie ja pierwsza i nie ostatnia tak się czuję.
Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”