„Mąż wierzy w drastyczne metody wychowawcze. Bije mojego synka linijką i każe klęczeć w kącie, gdy ten czegoś nie wie”

Chłopiec, którego bije ojczym fot. Adobe Stock, New Africa
„Twarz miał zalaną łzami, ale nie wydawał żadnego dźwięku. Widocznie Jerzy zakazał mu głośnego szlochania. Olaf musiał się go bać, jeżeli zdołał się powstrzymać. Chciałam dla synka kochającego taty, a nie rygorystycznego despoty bez serca. Spadłam z deszczu pod rynnę”.
/ 06.10.2021 06:59
Chłopiec, którego bije ojczym fot. Adobe Stock, New Africa

Jerzy był jak wygrana na loterii. Dla mnie, matki nieślubnego dziecka, małżeństwo z przyzwoitym człowiekiem było darem niebios.

– Wymodliłyśmy ci lepszy los – cieszyły się mama i babcia.

No i rzeczywiście, chyba tak było…

Olafa urodziłam zaraz po maturze, jego ojciec,  a mój chłopak nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności. Zresztą czego innego można się było spodziewać po niedojrzałym smarkaczu? Ale ja, mimo że byłam w tym samym wieku, musiałam stawić czoło rzeczywistości. Wszystko mnie przerastało – niechciana ciąża, spojrzenia sąsiadów i to, że musiałam całkowicie zmienić tryb życia. Dorosłam w ciągu kilku dni. Skończyło się życie nastolatki, jedyne jakie znałam, a zaczęły dorosłe problemy.  

W końcu jednak i do mnie los się uśmiechnął!

Urodziłam synka i musiałam rozejrzeć się za pracą. W domu nigdy się nie przelewało, teraz wydatki wzrosły, trzeba było pomyśleć o zdobywaniu pieniędzy. Olafem zaopiekowała się babcia, a ja pożegnawszy marzenia o studiach, założyłam fartuszek kelnerki.  Kiepska praca, mała płaca, lecz cóż innego mogłabym robić? Miałam tylko maturę, to dziś za mało, by dostać dobrą pracę. Żyłyśmy we trzy
– mama, babcia i ja, ledwie wiążąc koniec z końcem. Nie to jednak było najgorsze.

Najbardziej doskwierał nam ostracyzm sąsiadów i rodziny. Niby nikt nie wytykał mnie palcami, ale coś się zmieniło. Byłam czarną owcą, tą która się puściła i urodziła nieślubne dziecko. Koleżanki też przestały mieć dla mnie czas. A właściwie to ja byłam zbyt zajęta, by mieć chęć na babskie plotki i imprezy? Jednym słowem, czułam się bardzo samotna.

Jerzego poznałam w pracy. Jadł u nas obiad z przyjaciółmi. Przy rachunku poprosił mnie o telefon. „Ograny chwyt podrywacza” – pomyślałam, ale nie wiem, czemu nagryzmoliłam mu swój numer. Zrobiłam to w ostatniej chwili i jakby wbrew sobie. Widać zadziałały modlitwy mamy i babci.

Zaczęliśmy się spotykać. Był ode mnie kilka lat starszy, opiekuńczy i zaradny. Nie znałam do tej pory takich mężczyzn. Mój chłopak, ojciec Olafa, był narwanym nastolatkiem, wesołym i bardzo trendy, ale, jak się okazało, nie można było na nim polegać. Może za parę lat, gdy dorośnie… Jerzy był jego przeciwieństwem, zawsze dotrzymywał słowa. Marzyłam czasem, że to on jest tatą mojego syna, wtedy życie byłoby o wiele prostsze.

Nagle wszystko zaczęło iść ku dobremu. Jerzy oświadczył mi się i na dodatek wyraził chęć adopcji małego.

– Będziemy rodziną, nie wyobrażam sobie, żeby te więzy nie obejmowały Olafa. Dzieciak nie może mieć w rubryce „ojciec” wpisane NN. A teraz ma, prawda?

Miał. Schyliłam głowę, żeby ukryć łzy

Po ślubie zamieszkaliśmy u Jerzego. Byłam szczęśliwa. Olaf polubił nowego tatę, chociaż Jerzy poświęcał mu mało czasu. Dużo pracował, a poza tym… No cóż, małe dzieci są absorbujące i wymagają dużo cierpliwości. Rozumiałam to. Miałam nadzieję, że z czasem moi panowie nawiążą bliższą relację i Olafek stanie się prawdziwym synem Jerzego, takim z którego mój mąż będzie dumny. Musiałam tylko poczekać, aż synek podrośnie.

Nasze małżeństwo było bardzo udane. Nie miałam powodów do narzekań, było jednak jedno ale. Zauważyłam, że im Olaf był starszy, tym bardziej Jerzy go unikał, a nie było to łatwe, bo chłopiec garnął się do taty. Synek niewiele odziedziczył po mnie, był tak podobny do biologicznego ojca, że czasem serce mi się ściskało i powracały wspomnienia…

Chyba właśnie to przeszkadzało Jerzemu. Widziałam, że nie może pokochać małego, który wyglądał jak inny mężczyzna, ten który powinien go wychowywać. Nie rozumiałam tego. Dziecko to dziecko, przecież mąż od początku wiedział, że nie jest jego ojcem. Skąd więc ta rezerwa? Babcia również zauważyła problem.

– Nie martw się, kochanie, to nie wasza wina. Ani twoja, ani Olafka. Tak już jest w przyrodzie. Samiec chce przekazać geny. Jerzy adoptował małego i pomaga go wychowywać. Ciesz się z tego, że nie jesteś sama. A że nie może go pokochać? Nie można mieć wszystkiego.

Dobrze było babci filozofować, mnie nie było stać na taki obiektywizm. Chciałam dla synka kochającego taty i nie mogłam mu tego dać. To bolało. Najgorsze miało dopiero nadejść. Olaf poszedł do szkoły. Był zdolny, ale roztrzepany i niezbyt pilny. W tym też był podobny do ojca. Jedna trójka, druga…

Jerzy postanowił wkroczyć i przypilnować lekcji Olafa. Byłam zadowolona, że się angażuje. Od tej pory mąż uczestniczył w odrabianiu zadań, zdejmując mi z głowy nielubiany obowiązek. Miałam na głowie dom i pracę, to doprawdy dość dla jednej osoby.

Gotowałam obiad, kiedy zaniepokoiły mnie krzyki. To był Jerzy! Na ogół nie podnosił głosu, coś się musiało stać. Zajrzałam do pokoju syna. Olaf płakał rzewnymi łzami, a nad nim stał mąż. Był wściekły.

– Nie rozumiesz? Przecież trzeci raz ci tłumaczę, głąbie! Mózg odziedziczyłeś po ojcu! Daleko z tym nie zajedziesz!

– Ale tatooo! – mazał się Olaf.

– Nie jęcz! Chcę z ciebie zrobić człowieka, żebyś mi wstydu nie przynosił. Masz się wziąć do roboty! No już, ręce na biurko!

Zanim zdążyłam zareagować, Jerzy chlasnął paluszki dziecka plastikową linijką. Olaf zawył.

– Zostaw go! – krzyknęłam. – Nie bij!

– Przecież nie biję – zdziwił się Jerzy. – Ja też obrywałem po łapach od ojca i wyrosłem na człowieka. Nic mu nie będzie. Zrozumie, że nauka jest niezbędna.

Czuję, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia!

Przytuliłam płaczącego synka. Argumenty Jerzego nie trafiały do mnie, ale bałam się odezwać. Nie chciałam zaogniać sytuacji. Lepiej zmilczeć, poczekać, aż mąż ochłonie i dopiero wtedy wrócić do tematu. Na spokojnie.

– On mnie nienawidzi – szepnął Olaf, kiedy utulałam go wieczorem do snu.

– Nieprawda, tata się zdenerwował, ale już mu przeszło. A palce już cię nie bolą, prawda?

– Nie wiesz, jak na mnie czasami patrzy –  powiedział nadspodziewanie poważnie Olaf.

Coś mnie tknęło. Ten ton… Jakbym siebie słyszała. Czyżby moje dziecko też musiało zbyt szybko dorosnąć? Intuicja mówiła mi, że mały ma rację. Jerzy go nie lubił. Hamował się, ale czasem wychodziło to z niego, tak jak dzisiaj.  Nie wiedziałam, co mam zrobić, byłam między młotem a kowadłem.

Starałam się być obecna w domu, kiedy mąż odrabiał z Olafem lekcje, ale nie zawsze mogłam. Pracowałam teraz w biurze i czasem musiałam dłużej zostać, potem robiłam zakupy i tak jakoś schodziło.
Pewnego dnia otworzyłam kluczem drzwi i postawiłam na podłodze ciężkie siatki. W pokoju syna było cicho. Zdjęłam buty i zajrzałam do środka. Jerzy siedział przy biureczku i pisał coś w zeszycie do ćwiczeń, zaś Olaf… Myślałam, że mnie wzrok myli! Klęczał w rogu pokoju, wyprostowany jak struna.

– Żebyś nie ważył mi się ruszyć – warknął w jego stronę mąż.

Przez chwilę stałam bez ruchu zszokowana tym, co zobaczyłam. „Co za średniowieczne metody wychowawcze! Co tu się dzieje, kiedy mnie nie ma?!” W końcu weszłam i bez słowa podniosłam synka. Twarz miał zalaną łzami, ale nie wydawał żadnego dźwięku. Widocznie Jerzy zakazał mu głośnego szlochania. Olaf musiał się go bać, jeżeli zdołał się powstrzymać.

– Tak dalej być nie może – krzyknęłam w stronę męża. – Jeżeli nie masz do małego cierpliwości, zostaw go w spokoju! Dręczysz dziecko, nie wstyd ci?

– Niczego nie rozumiesz – powiedział spokojnie Jerzy. – Ja to robię dla jego dobra. Ktoś musi go wychować, żeby nie wyrósł na nieuka i mazgaja. A na to się zapowiada. Widzisz, że odrabiam za niego lekcje. Tłumaczyłem mu, o co chodzi w zadaniach, ale nie zrozumiał. Chyba nie chciał, bo ja zwykle tłumaczę jasno. Niepotrzebnie się nad nim litujesz. Poklęczy w kącie i zaraz mu się w głowie przejaśni. 

Zabrakło mi słów. Synkowi również nie umiałam wytłumaczyć, dlaczego tata tak go traktuje. Pogubiłam się, sytuacja mnie przerosła. Nie mogłam pozwolić, żeby Jerzy znęcał się nad małym, ale z drugiej strony… Co miałam zrobić? Do męża żadne tłumaczenia nie docierały. Postanowił ulepić Olafa według swoich wyobrażeń i bezlitośnie tępił w nim to, co uznawał za złe. Czyli prawie wszystko. Przy okazji dawał upust złości, że mały tak bardzo różni się od niego.

Zastanawiałam się nawet nad rozwodem. Tylko dokąd miałabym pójść z dzieckiem? Kochałam Jerzego i on dbał o nasz byt. Między nami wszystko dobrze się układało.  Różniliśmy się jedynie w poglądach na wychowanie dziecka… Wydawało mi się, że te różnice uda się nam jakoś pokonać. Ale obawiam się, że jednak byłam naiwna. I nie ucieknę przed odpowiedzią na pytanie: gdzie mam się podziać z Olafem.

Czytaj także:
„Z Adamem było święto, kolorowa, wesoła niedziela, a z mężem to zwyczajny dzień z krupnikiem na obiad i mielonymi”
„Nie wiem, kto jest ojcem mojego dziecka. Jest owocem romantycznego weekendu z mężem lub... zdrady”
„Nie mogę patrzeć na brak miłości w domu mojej córki. Każdy z nosem w swoim ekranie, nigdy nie rozmawiają”

Redakcja poleca

REKLAMA