Nadal się kochaliśmy, ale w seksie nie było nam po drodze. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to dać sobie wolność, rozstać się w przyjaźni, minimalizując straty. Bez szarpaniny, ranienia się i wywlekania brudów. Dzięki temu teraz łatwiej nam iść dalej.
Moja mama mawiała, że małżeństwo wymaga ciężkiej pracy. Po trzydziestu latach z tym samym mężczyzną wiedziała, co mówi.
– Ludzie zwykle pobierają się z miłości. Ale z czasem uczucie i namiętność przygasają i trzeba się mocno napracować, żeby związek przetrwał. Bywa, że się nie udaje, choć obie strony się starają.
– Ja nigdy na to nie pozwolę! – oświadczyłam z przekonaniem, na jakie stać tylko niedoświadczoną 18-latkę.
Mama w milczeniu pogłaskała mnie po głowie.
Nie chciała burzyć mi świata
Za mąż wyszłam młodo, w wieku dwudziestu czterech lat. Bartek był pięć lat starszy, pracował w wydawnictwie, a poznaliśmy się na targach książki. Wysoki, przystojny, elegancki, ale nie jakiś sztywniak. Zachwalał nową powieść z taką pasją, że aż przystanęłam zaciekawiona.
– Jeśli lubi pan fantastykę, gorąco polecam – przekonywał klienta. – Autor jest młody, jeszcze niezbyt znany, jednak wróżę mu świetlaną przyszłość. Kiedy klient odszedł z zakupioną książką, przystojniak zwrócił się do mnie.
– A pani lubi fantastykę? – zagadnął.
– Wolę kryminały – odparłam.
– Doskonale pani trafiła! – dosłownie cały się rozpromienił.
Z takim uśmiechem zrobiłby karierę, nawet gdyby miał sprzedawać kaszankę weganom. Nabyłam książkę, poszłam dalej i zapomniałam o nim. Przypomniałam sobie w domu, gdy otworzyłam ów „fantastyczny kryminał”, a w środku znalazłam kartkę z imieniem i numerem telefonu. Zadzwoniłam dwa dni później.
– Chciałam złożyć reklamację… – zaczęłam oficjalnie. – Ta książka nie okazała się wcale tak porywająca, jak obiecywałeś – powiedziałam z wyrzutem.
– Strasznie mi przykro. Może omówimy warunki zadośćuczynienia przy kawie?
I tak się zaczęło.
Szybko się do siebie zbliżyliśmy
Mieliśmy podobne zainteresowania, a w razie rozbieżności znajdowaliśmy kompromis. Skoro ja wolałam kryminały, a Bartek fantastykę, to gdy chodziliśmy razem do kina, raz on wybierał film, raz ja. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami, wspieraliśmy się w trudnych chwilach, byliśmy ze sobą i dla siebie. Bajka.
No, prawie. W seksie jakoś się nie zgraliśmy. Bartek mógł wszędzie i o każdej porze, zawsze chętny i gotowy. Na początku nawet mi to schlebiało, ale dość szybko odkryłam, że on tak po prostu ma. Podczas gdy mnie wystarczało raz, dwa razy na tydzień, Bartek najchętniej kochałaby się dwa razy dziennie. Poza tym lubił pieszczoty oralne, eksperymenty i przebieranki, a ja za nimi nie przepadałam.
– Chcesz, żebym się zmuszała? – spytałam, gdy niemal się o to pokłóciliśmy.
Chwilę myślał, nim odparł:
– Nie. Wolałbym, żebyś to polubiła – odparł.
– Właśnie – pokiwałam głową. – To nam obojgu powinno sprawiać przyjemność. Zrobię to, gdy będę miała ochotę.
Ale zwykle nie miałam. Skoro byliśmy tak niedopasowani pod względem seksu, to dlaczego zdecydowaliśmy się na małżeństwo? Bo we wszystkich innych kwestiach, tych naprawdę ważnych, jak mi się wydawało, pasowaliśmy do siebie jak dwie rękawiczki z tej samej pary. No i byliśmy zakochani, więc wierzyłam, że wszystko się ułoży, ja się z czasem się rozkręcę, on nieco spasuje, spotkamy się gdzieś w pół drogi i będzie dobrze.
Wynajęliśmy mieszkanie, urządziliśmy je po swojemu i byliśmy szczęśliwi. Różnice zdań i kłótnie, jak w każdym małżeństwie, też wpisywały się w to szczęście. O seks rzecz jasna też się spieraliśmy, bo on chciał, a ja nie. Jednak zawsze udawało nam się jakoś dojść do porozumienia, a przynajmniej tak mi się wydawało. Po raz pierwszy o sprawy łóżkowe pokłóciliśmy jakoś rok po ślubie, kiedy próbował mnie namówić na coś, co w moim odczuciu było zbyt perwersyjne.
– Nawet nie chcesz spróbować – wytknął mi z pretensją. – Dla ciebie istnieją tylko dwie, góra trzy pozycje, a są ich setki!
– Co nie znaczy, że musimy je wszystkie testować. A tego, o co mnie prosisz, nie zrobię i kropka. Nie zmuszaj mnie do takich rzeczy.
– Nie zmuszam, tylko proszę.
– To nie proś! – syknęłam. – Powiedziałam nie i koniec dyskusji – ucięłam.
Tamtej nocy poszliśmy spać obrażeni, odwróceni do siebie plecami. Następnego ranka Bartek przepraszał, zapewniał, że mnie kocha i pragnie, ale…
– Kręcą mnie pewne rzeczy i lubię eksperymentować w łóżku – zaczął się tłumaczyć. – I bardzo chciałbym to robić z tobą, dlatego boli mnie, kiedy zachowujesz się tak, jakbym proponował ci jakieś dzikie orgie czy inne bezeceństwa.
– Już cię kiedyś pytałam, czy chcesz, żebym się zmuszała? – przypomniałam.
– Oczywiście, że nie. To akurat mnie nie podnieca. Chciałbym, żebyś miała częściej ochotę i żebyś była bardziej otwarta.
– Ale jestem, jaka jestem. Nie mam takiego temperamentu jak ty. Zresztą widziały gały, co brały – uśmiechnęłam się.
Popatrzył na mnie przeciągle.
– I wzajemnie, skarbie – odparł.
Czy w głowie powinien mi wtedy rozlec się sygnał alarmowy? Czy dopiero, gdy przyłapałam go na oglądaniu pornosów? Którejś nocy obudziłam się w nocy z pełnym pęcherzem. Po wyjściu z łazienki miałam już wracać do sypialni, kiedy ujrzałam nikłe światło sączące się przez szparę pod drzwiami dużego pokoju. Bartek często siedział przy kompie do późnej nocy, ale zwykle się nie zamykał. Podeszłam i lekko uchyliłam drzwi. Siedział bokiem do mnie. Nie zauważył, jak weszłam ani nie usłyszał. Zbliżyłam się.
Siedział w słuchawkach na uszach i energicznie poruszał ręką. Stojąc metr za jego plecami, nie miałam wątpliwości ani co do natury filmu, jaki oglądał, ani tego, co przy tym robił. Zamarłam. Przyłapałam go na gorącym uczynku i poczułam się dziwnie. Jakbym to ja zrobiła coś złego, jakbym go podglądała, naruszała jego prywatność. A jak nagle się odwróci?
Boże, jak ja mu spojrzę w oczy?!
Zawstydzona wycofałam się cicho i wróciłam do łóżka. Nie byłam naiwna i domyślałam się, że Bartek jakoś musi znajdować ujście dla swojego wybujałego libido, ale wiedzieć, a zobaczyć na własne oczy to dwie różne sprawy. Nazajutrz pierwsza wróciłam z pracy i korzystając z okazji, przejrzałam zawartość komputera. Głównie używał go mąż i to on zarządzał wszystkimi aplikacjami. Znalazłam kilka gier, programów i cały katalog z pornografią. Zdjęcia i filmy. Bardzo dużo filmów. Odpaliłam jakiś na chybił trafił. Po kilkunastu sekundach miałam dość. Naprawdę takie rzeczy go kręcą? Byłam zażenowana i przestraszona. Nawet po pijaku nie zmuszę się do… Nie, nawet nie chciałam o tym myśleć. Uznałam, że muszę z kimś pogadać. Zwierzyłam się przyjaciółce, ale ta zbagatelizowała problem.
– Naprawdę cię to martwi? Ja bym się martwiła, gdyby nie oglądał.
– Słuchaj, Bogna, ale on te filmy puszcza praktycznie codziennie! – wiedziałam o tym, ponieważ przez jakiś czas bacznie zwracałam uwagę na to, co się dzieje, kiedy Bartek myśli, że już śpię.
– Może jest erotomanem? – zapytała kumpela. – A jak wasze życie łóżkowe?
– W normie – wzruszyłam tylko ramionami, ponieważ nie zamierzałam jej wprowadzać w tajemnice nasze alkowy.
– Skoro ma na ciebie ochotę, to nic nie tracisz. Mój Janusz też ogląda takie filmy. I dobrze, bo dopóki ogląda, to nie zdradza.
Pokrętna logika, lecz nie drążyłam tego tematu. Przecież małżeństwo wymaga kompromisów, prawda? Wkrótce przeszłam do porządku dziennego nad nocnymi seansami męża. No bo skoro nadal mnie pragnął, to chyba faktycznie nie miałam się czym przejmować. Kilka miesięcy później Bartek dostał awans w wydawnictwie. Wiązało się to z tym, że częściej wyjeżdżał na delegacje. Niby nic w tym nadzwyczajnego, zwłaszcza jeśli gdzieś odbywały się targi. Nawet nie dziwiło mnie, że w podczas tych wyjazdów z naszego konta znikały pieniądze – sto, dwieście złotych. Jednak kiedy pewnego razu wcięło cztery stówy, zapytałam męża, na co je wydał.
– Poszliśmy z nowymi klientami na kilka drinków – wyjaśnił.
– Przecież macie w wydawnictwie fundusz reprezentacyjny – zdziwiłam się. – Akurat mieli jakiś problem z terminalem płatniczym, więc wyłożyłem ze swoich. O mało się nie skompromitowaliśmy…
– Ale czemu gotówką? Oddadzą ci to w ogóle? – nie ustępowałam.
– Raczej nie. Posiałem gdzieś rachunek.
Pięknie, cztery stówy wcięło, bo mój mąż postanowił się komuś przypodobać. Jeszcze wtedy mu wierzyłam, a raczej bardzo chciałam wierzyć.
„Gotówką płacą tylko ci, którzy nie chcą zostawiać śladów” – kołatało mi w głowie zdanie z jakiegoś kryminału.
Ale co niby Bartek chciałby przede mną ukryć?
Przecież dopóki ogląda, nie zdradza – pocieszałam się tym, co powiedziała przyjaciółka. Sęk w tym, że po powrocie z tych swoich podróży nie oglądał pornosów. Czasem nawet przez kilka nocy grzecznie spał ze mną. Tylko spał, bo nie miał ochoty na seks. Jakby był zmęczony albo… zaspokojony.
Powtarzało się to na tyle regularnie, że obudziło to moją czujność. Gdy wrócił z kolejnej delegacji, poczekałam, aż poszedł pod prysznic i wzięłam jego telefon. W historii połączeń znalazłam mnóstwo nieznanych numerów. Kontrahenci, współpracownicy? Ich by chyba zapisał na liście kontaktów. A tym numerom nie towarzyszył żaden opis. Wybrałam ostatni z listy.
– Cześć, skarbie… – w słuchawce odezwał się zmysłowy damski głos.
– Z kim rozmawiam? – spytałam, a kobieta od razu przerwała połączenie.
Kochanka? W każdym mieście inna? Czy coś gorszego? Za dużo ich. Za dużo tych numerów! Co się dzieje? Co on wyrabia na tych cholernych wyjazdach? Google prawdę ci powie.
Wpisałam w wyszukiwarkę numer, kliknęłam w link i trafiłam na stronę z ogłoszeniami. „Córy Koryntu”. Wpatrywałam się w anonse jak zahipnotyzowana.
Byłam w szoku
Czy mogłam się tego spodziewać? Czy powinnam liczyć się z takim scenariuszem? „Amanda, dwadzieścia dwa lata, dwieście złotych za godzinę. Możliwy duet z koleżanką za czterysta”.
– Kochanie… – usłyszałam.
Spojrzałam na niego i zrobiło mi się niedobrze. Choćby szorował się przez godzinę albo dwie, nie zmyje z siebie tych wszystkich zdrad i tabunu prostytutek.
– Odejdź. Wynoś się do jednej z tych swoich szmat! – rzuciłam w niego telefonem. – Jak mogłeś mi to zrobić?!
Zmieszał się tylko na chwilę.
– Kocham cię! – wypalił. – Robiłem to, ponieważ cię kocham. One nic dla mnie nie znaczą, nie są ważne. To tylko seks.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć. Wydawał się szczery, naprawdę sądził, że zdradę można tak wytłumaczyć? Najgorsze, że ja też go kochałam. Tyle że sama miłość to czasem za mało. Gdy to zrozumiałam, popłakałam się.
– Nie płacz, Gosiu – szepnął. – Błagam, nie płacz, łamiesz mi serce. Przecież wiesz, że nie chciałem cię skrzywdzić – prosił zbolałym głosem.
– Jednak skrzywdziłeś, ponieważ nie byłeś w stanie się powstrzymać!
To nie było pytanie, ale odpowiedział.
– Nie mogłem, przepraszam. Kocham cię, ale mam swoje potrzeby i fantazje. Nie mogę ich spełnić z tobą, ponieważ unikasz ich jak ognia, a co gorsza mam wrażenie, że kochasz się ze mną tylko z łaski i obowiązku. Wiesz, jak się czuję, kiedy muszę żebrać o wszystko, co wykracza poza akceptowalny przez księdza proboszcza standard? Jak zboczeniec – wyrzucił z siebie.
– Aha, a zatem to moja wina? Twierdzisz, że jestem oziębła?
– Gośka, na litość boską!
– To czyja? Twoja?
– Może nasza wspólna. Zdecydowaliśmy się na ślub, wiedząc, że jest coś, co mocno nas dzieli. Kochaliśmy się, sądziliśmy się spotkamy się w pół drogi, ale nie udało się, pewnych sprzecznych oczekiwań nie da się pogodzić. Nie można być tylko trochę w ciąży.
– A zatem bierzemy rozwód? – sama się zdziwiłam spokojowi, z jakim wypowiedziałam ostatnie słowa.
Mój mąż rozłożył bezradnie ręce
– Nie mam pojęcia. Chciałbym powiedzieć, dajmy sobie trochę czasu, przemyślmy to wszystko jeszcze, ale wierzysz, że to pomoże i nagle jakimś cudem spłynie na nas olśnienie?– zapytał.
Pokręciłam głową. Mama miała rację. Małżeństwo to nie bajka, trzeba nad nim ciężko pracować. Niestety czasem ten trud okazuje się syzyfowy, ponieważ kompromis nie zawsze jest możliwy do osiągnięcia. Jeśli wiąże się ze zbyt dużym poświęceniem i oznacza rezygnację z siebie to jest to szantaż emocjonalny, a nie kompromis.
Żona, która wyrzeka się ambicji i kariery zawodowej dla męża pragnącego tradycyjnej rodziny, nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa. Mężczyzna, który godzi się na związek bez ślubu i dzieci, bo kobieta chce zachować wolność, kiedyś tego pożałuje. Może za piętnaście, dwadzieścia lat udałoby się nam spotkać w pół drogi. Jego libido z wiekiem by osłabło, a moje wzrosło, co się ponoć zdarza kobietom po czterdziestce. Ale co do tego czasu?
Bartek nie będzie usatysfakcjonowany z grzecznego seksu raz na tydzień, a ja nie zmienię się w jedną z „cór Koryntu” i nigdy nie zaakceptuję „nic nieznaczących” zdrad. A co z dziećmi? Ciąża i opieka nad niemowlakiem siłą rzeczy odsuną seks na dalszy plan.
Czy z tego właśnie powodu Bartek nie chciał mieć na razie dzieci? Nie zaprotestowałam, kiedy rano zaczął się pakować. A kiedy zamknął drzwi, nie pobiegłam za nim. Nic nie mogłam zrobić. Od samego początku było za późno.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”