„Mąż najchętniej przywiązałby mnie łańcuchem do garów. Uważał, że kobieta nie powinna pracować, tylko służyć rodzinie”

Mąż uważał, że kobieta nie powinna pracować fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Mój mąż miał poglądy z początków XX wieku. Uważał, że kobiety mogą się uczyć, pracować, ale tylko do czasu, gdy zostaną matkami. Przez chwilę nawet się starałam, ale nie byłam stworzona do bycia kurą domową. Nasze kłótnie słyszeli sąsiedzi w całej kamienicy. Wyprowadziłam się do rodziców w siódmym miesiącu ciąży”.
/ 08.09.2022 12:30
Mąż uważał, że kobieta nie powinna pracować fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Mam pięćdziesiąt sześć lat i aż do zeszłego miesiąca w szpitalu byłam tylko dwa razy: gdy sama się urodziłam i gdy na świat przyszedł mój syn. Alka wychowałam sama. Urodziłam go, gdy miałam tylko 20 lat.

Dla jego ojca rzuciłam studia

Wydawało mi się, że tak bardzo go kocham, że będę szczęśliwa, czekając na niego w domu i dbając, żeby mu niczego nie zabrakło. Już po kilku miesiącach przekonałam się, jak bardzo się myliłam… Pewnie Jacek nie miałby nic przeciwko temu, żebym wróciła na studia, ale wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Mój mąż miał poglądy z początków XX wieku. Uważał, że kobiety mogą się uczyć, pracować, ale tylko do czasu, gdy zostaną matkami. Przez chwilę nawet się starałam, ale nie byłam stworzona do bycia kurą domową. Nasze kłótnie słyszeli sąsiedzi w całej kamienicy. Wyprowadziłam się do rodziców w siódmym miesiącu ciąży.

Studia skończyłam zaocznie. Bardzo pomogli mi rodzice. Jacek interesował się Alkiem, do dziś mają dobry kontakt. Ale jednak wychowywałam go głównie ja. A oprócz tego pracowałam zawodowo, działałam w fundacji pomagającej dzieciom z domów dziecka i w radzie osiedla. Nie umiałam siedzieć bezczynnie.

Tamtego dnia biegłam z pracy do fundacji. Fakt, gapiłam się w ekran telefonu, jak nastolatka. Ale przed jezdnią się zatrzymałam. Pamiętam, że kątem oka zobaczyłam hamujący czerwony samochód, weszłam więc na pasy. Usłyszałam krzyk, pisk hamulców i zapadła ciemność. Ocknęłam się w pustym, jasnym pomieszczeniu. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem i dlaczego.

Wystraszyłam się

– Mama? Bogu dzięki – usłyszałam głos Alka i poczułam wielką ulgę. Jak jest tu mój syn, to wszystko na pewno będzie dobrze.

– Co się stało? – chciałam zapytać, ale nie bardzo mogłam z siebie wydobyć głos.

– Mamuś, nie próbuj wstawać. Jesteś w szpitalu. Miałaś wypadek. Potrącił cię samochód. Muszą ci zrobić tomografię, żeby wykluczyć uraz mózgu. Na razie nie wolno ci się ruszać. Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze…

Szpital? Wypadek? To jakaś pomyłka, przecież bym pamiętała. Dlaczego Alek kłamie? Co się dzieje? Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie to przejście dla pieszych, ten krzyk. Ale co było dalej?

– Ale jak? – udało mi się wychrypieć. – Kobieta, która była świadkiem, mówiła, że weszłaś na pasy, bo zatrzymało się auto na prawym pasie. Ale lewym pędziła toyota. Według policji ponad 100 km/h. Weszłaś prosto pod nią. Podobno patrzyłaś w telefon. Tyle razy ci mówiłem, żebyś tego nie robiła! – Alek podniósł głos, lecz po chwili się opanował. – Ale to oczywiście i tak wina tego szaleńca za kierownicą, nie twoja. Pewnie niedługo będziesz musiała złożyć zeznania. Na razie draniowi zatrzymali prawo jazdy.

Telefon. Właśnie. Przecież miałam zamówić teatr dla dzieciaków. W fundacji pewnie się martwią.

– Alek, fundacja – znów chciałam usiąść.

– Mamuś, niczym się nie martw. Zadzwonię do nich. Teraz jest najważniejsze twoje zdrowie. Masz złamaną nogę i dwa żebra. I nie wiadomo, co z tą głową. Nie myśl teraz o niczym, tylko odpoczywaj. Proszę.

Poczułam zmęczenie

Zamknęłam oczy i zasnęłam.

– Pani Paulino, słyszy mnie pani? Proszę się obudzić – ze snu wyrwał mnie damski głos. – Zabieramy panią na tomografię.

Badania ciągnęły się tygodniami, ale w końcu wyszłam do domu. Stanęłam w progu z walizką i rozejrzałam się po pustym, sterylnie czystym salonie. Alek posprzątał pod moją nieobecność, chciał przygotować dom na mój powrót. 

– Kochane dziecko... – powiedziałam pod nosem. 

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak dotychczas wyglądało moje życie. Gonitwa, wieczna gonitwa. Wcześniej pracowałam dla syna, ale teraz... jest już prawie dorosły, zaraz będzie radził sobie sam. Czy ja tego wszystkiego potrzebuję? Nie wystarczy mi życie za minimalną pensję, minimalny stres i wolność, którą w zamian otrzymam? 

Nie było mi łatwo, musiałam wychować syna sama, ale czy teraz nie powinien nadejść czas, kiedy wypuszczam go w świat i w końcu idę na zasłużony wypoczynek - nawet jeśli do wieku emerytalnego zostało mi jeszcze trochę? Postanowiłam, że zacznę od dziś. Zasłoniłam wszystkie rolety, walizkę zostawiłam w przedpokoju i udałam się prosto do łóżka. Przed wejściem pod kołdrę, postawiłam na szafce stosik książek, które od lat odkładałam i nie miałam czasu do nich zajrzeć. Rozprawię się z nimi wszystkimi jutro. Wślizgnęłam się pod czystą, świeżo zmienioną pościel i zasnęłam jak dziecko. Beztrosko. Pierwszy raz od lat...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA