„Mąż zachowuje się na emeryturze jak stary ramol. Mnie ciągnie do ludzi, marzę o podróżach, a on gnuśnieje na kanapie”

leniwy mężczyzna na kanapie fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Gdy latem proponowałam mężowi, żebyśmy wyjechali z Klubem Seniora na wycieczkę, usłyszałam: nie mam ochoty. Gdy prosiłam, żebyśmy zapisali się na kurs tanga: też odmówił. Spacery z kijkami mu się nie spodobały, podobnie jak wiele innych propozycji aktywnego spędzania czasu. Wynajdywał zaraz tysiące powodów, byle tylko nie ruszyć się z kanapy”.
/ 20.12.2022 11:15
leniwy mężczyzna na kanapie fot. Adobe Stock, Africa Studio

Przez ponad 40 lat byliśmy z Piotrem zgodnym, ale bardzo zapracowanym małżeństwem. Wychowywaliśmy trójkę dzieci, więc nigdy nie mieliśmy czasu ani pieniędzy na własne przyjemności, realizację marzeń, pasji. Jak wielu rodziców dobro i potrzeby naszych pociech stawialiśmy na pierwszym miejscu.

Kiedy synowie i córka się usamodzielnili, a my wiosną tego roku prawie jednocześnie przeszliśmy na emeryturę, miałam nadzieję, że to się w końcu zmieni i będziemy robić razem mnóstwo ciekawych rzeczy. Niestety, na nadziejach tylko się skończyło. Powód? Aktywna i chętna do działania jestem tylko ja. A mąż? Głównie siedzi w domu, narzeka i krytykuje wszystkie moje propozycje. Normalnie trafia mnie szlag!

Znajdował tysiące powodów, żeby się nie ruszyć

Na początku przyjmowałam to ze spokojem i zrozumieniem. Gdzieś tam kiedyś przeczytałam, że mężczyznom trudniej niż kobietom odnaleźć się na emeryturze, że czują się niepotrzebni, odstawieni na boczny tor. Nawet wtedy, gdy tak jak mój mąż zrezygnowali z pracy z własnej woli, a nie zostali zwolnieni, bo osiągnęli odpowiedni wiek. Cierpliwie więc czekałam, aż Piotrek oswoi się z nową sytuacją, zrozumie, że w naszym życiu właśnie rozpoczyna się nowy ekscytujący rozdział. Zwłaszcza że nasze dzieci, wdzięczne za wychowanie i opiekę, wspierają nas finansowo i nie musimy martwić się o pieniądze. Ale mijały kolejne tygodnie i miesiące i nic się nie zmieniało.

Gdy latem proponowałam mężowi, żebyśmy wyjechali z Klubem Seniora na wycieczkę, usłyszałam: nie mam ochoty. Gdy prosiłam, żebyśmy zapisali się na kurs tanga: też odmówił. Spacery z kijkami mu się nie spodobały, podobnie jak wiele innych propozycji aktywnego spędzania czasu. Wynajdywał zaraz tysiące powodów, byle tylko nie ruszyć się z kanapy. Ból głowy, łamanie w kościach, chory kręgosłup, kołatanie serca. No i oczywiście pandemia.

Gdy pracował, nigdy na nic się nie skarżył i w zeszłym roku wychodził do firmy, mimo że nie był jeszcze zaszczepiony przeciwko covid. A tu nagle ogarnął go dziki strach przed zakażeniem i zwaliły się na niego wszystkie choroby świata.  Czułam, że to zwykłe wymówki. Kiedy więc któregoś dnia znowu usłyszałam „nie”, straciłam cierpliwość.

– Piotrek, co się z tobą dzieje? Wreszcie możemy cieszyć się życiem, podróżować, choćby nawet po Polsce, uczyć się nowych rzeczy.  A ty? Zachowujesz się jak stary ramol! Tylko siedzisz na kanapie i gapisz się w telewizor. Możesz mi łaskawie wytłumaczyć dlaczego? – zaatakowałam.

– Dlatego, że właśnie na to mam ochotę. Przez wiele lat żyłem w ciągłym biegu i stresie. Teraz chcę po prostu poleniuchować. Ot, choćby przed telewizorem – odburknął.

A potem obrażony stwierdził, że nie tak wyobrażał sobie nasze życie na emeryturze, że czuje się zawiedziony. Bo był przekonany, że będziemy spędzać czas spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. A ja nie potrafię usiedzieć w miejscu nawet przez sekundę, bez przerwy coś wymyślam, gdzieś pędzę. I że on ma już tego serdecznie dość.

– Zaraz, zaraz… Dobrze zrozumiałam? Jesteś zły, że staram się być aktywna i próbuję cię namówić do tego samego? Wolałbyś, żebym siedziała całymi dniami w domu i popijała z tobą herbatkę? – nie dowierzałam.

Już nie chce mi się z nim gadać. Bo o czym?

– Bez przesady. Od czasu do czasu możemy gdzieś wyjść. Na przykład do znajomych albo do teatru. Ale co za dużo i za szybko, to niezdrowo. Mamy już swoje lata i powinniśmy się zachowywać jak na starszych ludzi przystało – upierał się, a ja poczułam jak ogarnia mnie złość.

– Jeśli czujesz się staro i wolisz siedzieć w domu, to proszę bardzo. Ale na mnie nie licz. Dopóki mam siłę i energię, nie zamierzam gnuśnieć na kanapie. Będę wychodzić, spełniać swoje marzenia i pasje, nie oglądając się na ciebie. I nie ma takiej siły, która by mnie od tego odwiodła – odparowałam na jednym oddechu.

Tamtego dnia potwornie się pokłóciliśmy. Jak chyba nigdy przez czterdzieści lat wspólnego życia.  I prawdę mówiąc, kłócimy się do dziś. Z dnia na dzień jest między nami coraz gorzej, bo ja nie odpuszczam. Robię wszystko, co zapowiedziałam. Czasami nie ma mnie w domu przez pół dnia, a jak wyjeżdżam na wycieczkę, to nawet dłużej. Piotr oczywiście jest z tego powodu bardzo niezadowolony. Za każdym razem krzyczy, że go lekceważę i zaniedbuję, że znajomi i przyjemności są dla mnie ważniejsze niż on. A przecież to nieprawda.

Nadal sprzątam, piorę i gotuję. A że czasem sam musi sobie odgrzać jedzenie? Korona mu z tego powodu z głowy nie spadnie. Zwłaszcza że nie ma nic do roboty. Żeby chociaż spotkał się ze swoimi kolegami, pojechał z nimi na ryby, zagrał w brydża. Zawsze to jakiś ruch, odmiana. Ale on już zupełnie przyrósł do tej kanapy. I robi się przez to coraz bardziej zrzędliwy i nieprzyjemny. Gdy tak na niego patrzę  i słucham, zastanawiam się, czy to ten sam człowiek, z którym szczęśliwie przeżyłam czterdzieści lat…

Ostatnio były u nas dzieci na obiedzie. Oboje z mężem staraliśmy się udawać, że między nami wszystko w porządku, bo nie chcieliśmy, żeby się denerwowały, ale nam nie wyszło. Kilka razy spojrzeliśmy na siebie krzywo, burknęliśmy, no i zorientowały się, że coś jest nie tak. Córka wzięła mnie do kuchni na spytki, synowie obsiedli ojca, no i prawda wyszła na jaw. Od tamtego dnia martwią się napiętą sytuacją w naszym domu. Wydzwaniają na zmianę i proszą, żebyśmy  się przestali kłócić.

– Chciałabym, ale to raczej niemożliwe. Okazało się, że zbyt wiele nas dzieli – powiedziałam do córki w trakcie jednej z takich rozmów.

– A tam, bzdury opowiadasz, mamo! Oczywiście, że możliwe! Musicie tylko ze sobą spokojnie pogadać. I znaleźć kompromis – odparła.

Ciekawe tylko jak? Jeśli Piotr nie obieca, że zmieni przyzwyczajenia i w końcu ruszy się z tej cholernej kanapy, to nawet nie ma sensu rozpoczynać tej rozmowy. Po co mam sobie język strzępić, skoro to nic nie da?

Czytaj także:
„Starość spędzała mi sen z powiek. Bałam się, codziennie widziałam nowe zmarszczki. To mąż pokazał mi, że wciąż jestem piękna”
„Nie chciałem zardzewieć na starość i wziąłem się za siebie. Męska duma wzięła górę i przypłaciłem to zdrowiem”
„W tym kraju nie ma godnej starości. Albo dogorywasz w kolejce do lekarza, albo ścigają cię bezduszne urzędy z kolejną opłatą”

Redakcja poleca

REKLAMA