Gdy byłam mała, jak większość dziewczynek marzyłam o księciu z bajki. Przystojnym, męskim, a jednocześnie troskliwym i romantycznym, a także majętnym.
Takim, który zapewniałby mi bezpieczeństwo. Bardzo długo myślałam w ten sposób o ideale mężczyzny. Musiał spełniać wszystkie warunki, żebym chciała poświęcić mu swój czas.
Jednak marzenia sobie, a życie sobie
Okazało się, że znalezienie kandydata, który posiadał wszystkie pożądane przeze mnie cechy i osiągnięcia, było prawdziwym wyzwaniem. Jasne, znalezienie przystojnego, a nawet przystojnego i troskliwego faceta w jednym nie było aż takie trudne. Tylko co z tego, skoro najczęściej kandydat nie miał grosza przy duszy?
Spotkałam też na swojej drodze kilku romantyków, którzy nie tylko zachwycali mnie wierszami, ale także byli gotowi pobiec mi na ratunek za każdym razem, gdy zmywarka przestawała działać, albo samochód znowu wydawał dziwne dźwięki.
Niestety, znalezienie majętnego mężczyzny, który nie byłby zadufany w sobie, nie traktowałby mnie tylko jak trofeum na pokaz i nie wyglądał jak mój dziadek, graniczyło z cudem. A jednak któregoś dnia na mojej drodze stanął Krzysztof. Starszy ode mnie, oczywiście. Założyciel wielkiej firmy produkującej serwetki i chusteczki.
Nic szczególnie seksownego, a jednak zapewniło mu majątek i pozycję w świecie biznesu. Krzysztof był inny niż wszyscy bogaci faceci, z którymi randkowałam. Był skromny, zawsze dbał o mój komfort i traktował mnie jak księżniczkę. Mógł się spodobać kobiecie. Nie był muskularny ani wystylizowany, ale miał w oczach dużo ciepła, ubierał się prosto, ale bardzo schludnie i elegancko, i miał zachwycające (zwłaszcza jak na swój wiek) kasztanowe włosy.
Miałam na niego chrapkę
Krzysztof z początku nie podrywał mnie zbyt otwarcie. Pomimo wieku i wysokiej pozycji w świecie biznesu, był chyba dość nieśmiały. Szybko jednak zasugerowałam mu, że widzę w nim potencjał na partnera: nie tylko na kilka randek, ale na znacznie dłużej. Wydawał się być mną onieśmielony. W końcu byłam ładną, młodszą od niego dziewczyną, która wiedziała, czego chce. Było nam razem naprawdę dobrze.
Owszem, Krzysztof nie należał do szalonych romantyków i typów, którzy spontanicznie porwaliby mnie prywatnym samolotem na tropikalną wyspę z wulkanem, ale dbał o mnie, zawsze odnosił się do mnie z szacunkiem i starał się mnie uszczęśliwiać.
To nie był związek z fajerwerkami, ale też fajerwerków nigdy nie umieściłam na swojej liście wymagań... Po prostu nie przyszły mi do głowy. Myślałam, że kiedy ten niby ideał w końcu się pojawi, fajerwerki pojawią się same. No cóż, tak nie było. A jednak zgodziłam się wyjść za Krzysztofa, bo wiedziałam, że czeka mnie z nim wygodne, bezpieczne życia, a to było dla mnie najważniejsze.
Co do jednego się nie pomyliłam: bycie żoną Krzyśka było naprawdę przyjemne. Nie miałam żadnych obowiązków, poza dbaniem o swój wygląd i sporadycznym przyjmowaniem gości, ale i wtedy nie musiałam się szczególnie męczyć: mieliśmy przecież kucharza i pokojówkę, którzy organizowali wszystko za mnie.
Do mnie należało jedynie uśmiechanie się i zabawianie rozmową małżonki partnerów biznesowych męża. Krzysztof dużo pracował, ale nie mogę powiedzieć, żeby mnie zaniedbywał. Regularnie dwa razy w roku jeździliśmy we dwójkę na eleganckie wakacje, najczęściej na jedną z rajskich wysp albo do któregoś z europejskich kurortów.
Nie przewidziałam jednego
Okazało się jednak, że małżeństwo przyniosło mi także coś, czego zupełnie się nie spodziewałam: nudę. Bardzo dużo nudy. Nigdy nie należałam do kobiet, które potrafiłyby spędzać całe godziny u fryzjera i kosmetyczki. Oczywiście, to było miłe, ale swoje rutynowe, comiesięczne wizyty ogarniałam w jeden, maksymalnie dwa dni. A co robić przez pozostałą część miesiąca?
Na początku wypełniałam swój czas kursami i warsztatami, później zaczęłam nadganiać zaległości w czytaniu i regularnie chodzić do kina oraz teatru. Lubiłam tę swoją wolność. Moje życie było bardzo hedonistyczne. Nie musiałam robić praktycznie niczego, na co najczęściej narzekają wszyscy dookoła: nie musiałam chodzić do pracy, nie musiałam sprzątać domu, nie musiałam odwozić rano dzieci do szkoły ani męczyć się w domu z niemowlakami. A jednak moje życie mnie nużyło.
Nie miało w sobie żadnej ekscytacji. Drogie ubrania i torebki szybko przestały mnie cieszyć. Wakacje w luksusowych hotelach również. Mąż był dobrym człowiekiem, ale nie należał do zbyt ekscytujących partnerów do rozmowy.
Doskonale orientował się w świecie biznesu, ale nie mogłam z nim pogadać o filmach, sztuce czy innych zainteresowaniach. Był w stu procentach poświęcony swojej pracy. Interesował się rynkiem finansowym, prawem podatkowym i notowaniami giełdowymi. Wszystkim, co uważałam za... hobby sztywniaków.
Po kilku kolejnych miesiącach pławienia się w luksusach bez absolutnie żadnych obowiązków stwierdziłam, że nie chcę tak żyć. Nie, nie chciałam się rozwodzić z mężem, bynajmniej. Nie chciałam też rezygnować z przywilejów, które udało mi się zdobyć.
Marzyłam jednak o emocjach
Takich prawdziwych. O motylach w brzuchu. O randkach, na myśl, o których będą mi mięknąć kolana. O byciu pożądaną, a nie tylko szanowaną, choć to może brzmieć głupio dla kogoś, kto marzy właśnie o tym, co ja miałam na wyciągnięcie ręki.
Pewnego dnia zalogowałam się na portalu randkowym. Umieściłam swoje zdjęcie, ale zmieniłam imię. Po kilku tygodniach mało porywających wymian zdań z różnymi facetami poznałam Daniela.
Od początku mi się spodobał. Jego zdjęcie profilowe przedstawiało nieziemsko przystojnego faceta pozującego przy wodospadzie. Na następnej fotce ten sam facet ustawiał się na tle posiadłości, na terenie której kręcono kilka filmów szpiegowskich. Pisał, że interesuje się praktycznie wszystkim. To mnie przyciągnęło. Faktycznie, już po kilku minutach rozmowy okazało się, że mamy pełno wspólnych tematów.
Ja opowiadałam o filmach, które połykałam ostatnio w hurtowych ilościach, a on odwdzięczał się historiami z egzotycznych podróży. Wraz z zainteresowaniem Danielem szybko nadeszło też pożądanie. Pierwsze dwuznaczności pojawiły się w naszej korespondencji już po tygodniu znajomości, ale dopiero po dwóch padło pytanie, czy jestem wolna.
Odpowiedziałam szczerze, bo nie chciałam wmanewrowywać kogoś w nieczystą sytuację. Daniel przez chwilę milczał. Zmartwiło mnie to, bo po raz pierwszy poczułam takie zainteresowanie mężczyzną. Po około dwóch godzinach odpisał:
– Rozumiem. Jeśli ty nie masz z tym problemu, to ja również nie. Spotkamy się?
Byłam wniebowzięta
Czy czułam się winna, że otwarcie flirtuję z innym mężczyzną? Może trochę, na początku, ale już po pierwszym spotkaniu z Danielem, moje poczucie winy zostało zastąpione szałem namiętności. Już po godzinie pierwszej randki wiedzieliśmy, że to spotkanie zakończy się w sypialni.
Chemia między nami była tak potężna, że w powietrzu niemalże latały iskry. Po kolacji przenieśliśmy się do mieszkania Daniela. Było tak inne od tego, co miałam w swoim domu! Pełne pamiątek z podróży, nieco zagracone, ale pełne charakteru. Były tam liczne albumy o sztuce, filmie i fotografii, był duży telewizor z całą biblioteką płyt DVD, była duża kuchnia z wieloma sprzętami.
– Ja naprawdę lubię robić wszystko – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem na mój pytający wzrok.
Kilka sekund później leżeliśmy już w jego łóżku. Ta noc była niesamowita. Mężowi powiedziałam, że wyjeżdżam na warsztaty z garncarstwa, więc nie musiałam się spieszyć. Kochaliśmy się trzy razy, a ja po raz pierwszy zrozumiałam, co to znaczy być naprawdę usatysfakcjonowaną przez mężczyznę.
Rano Daniel zrobił mi śniadanie, które zjedliśmy oglądając jeden z kultowych, starych filmów z jego biblioteczki. Wychodząc, czułam się szczęśliwa, zaspokojona i w końcu... nie wiem, kompletna? Czułam, jakbym w końcu miała w życiu wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłam.
Nasza relacja trwa już pół roku. Daniel wie, że mam męża, którego szanuję i podziwiam, nie nalega na zmianę charakteru naszego związku. Mówi, że daję mu wszystko, czego w tej chwili potrzebuje. Nie chce się wiązać, bo ceni sobie swobodę. A ja?
Czasem zastanawiam się, czy Krzysztof wie o moim romansie, czy w ogóle go to interesuje. Póki co, nie zmienił do mnie stosunku. Nadal o mnie dba, jest troskliwy i pokrywa wszystkie moje wydatki. Tylko ta nuda...
Czytaj także:
„Zepchnęłam ze schodów ciężarną, bo miałam dosyć słuchania o rozmnażaniu. Mnie dziecko nie było pisane”
„Mąż zostawił mnie dla egzotycznej kochanki. Chciał skosztować słodkich melonów, a nie odgrzewanych mielonych”
„Myślałam, że mąż mnie zdradza, bo nasze łóżko od 3 lat coraz bardziej przypominało chłodnię. Prawda złamała mi serce”