„Zepchnęłam ze schodów ciężarną, bo miałam dosyć słuchania o rozmnażaniu. Mnie dziecko nie było pisane”

kobieta robi test ciążowy fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova
„Wieczne opowieści o szczęśliwych zrządzeniach losu, zabawnych wpadkach i wyczekanych ciążach, które nagle jakoś silniej wybrzmiewały w moich uszach, niezależnie od tego, kto je wypowiadał, coraz mocniej mnie irytowały”.
/ 12.09.2023 22:26
kobieta robi test ciążowy fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova

Głos uwiązł mi w gardle. Stałam i patrzyłam, jak Pola zsuwa się po schodach. Jeden stopień, drugi, trzeci… Przynajmniej już się nie śmiała. A ja nie mogłam się ruszyć. Nie wierzyłam, że to się dzieje. Przecież to nie ja. Nie mogłam jej zepchnąć, prawda?

Cały świat mi się zawalił

Nie mogłam mieć dzieci. Ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. W głębi duszy już od jakiegoś czasu przypuszczałam, że coś jest nie tak, ale wmawiałam sobie, że przesadzam. Że po prostu mam pecha. Może i wybitnego, ale mnie szczęście jakoś tak zawsze omijało, że nie widziałam w tym niczego dziwnego. Przecież mogliśmy się starać i mogło nam ciągle nie wychodzić. Tak się dotychczas łudziłam.

W jednej chwili wszystkie moje plany legły w gruzach. Bo chciałam być matką. Marzyłam o tym, odkąd tylko spotkałam Kajetana. Byliśmy razem od blisko pięciu lat, choć na razie nie myśleliśmy o ślubie. Świetnie się rozumieliśmy, a on, podobnie jak ja, bardzo marzył o dziecku. Zostałby zresztą świetnym ojcem. Szkoda tylko, że dziecko nie mogło być moje.

Jak na złość, wokół wszystkie moje znajome zaczęły stadnie zachodzić w ciąże. Najpierw jedna, potem druga i w końcu trzecia. Nawet Anka, sąsiadka z naprzeciwka, pochwaliła mi się, że to już drugi miesiąc i wraz z mężem powoli szukają imion, które by im się spodobały. Uśmiechnęłam się głupio, bo co miałam zrobić. Pogratulować nawet nie potrafiłam. Potem byłam trochę zła na siebie – przecież to wielkie wydarzenie w życiu każdej kobiety, która chciała zostać matką.

Kolejne ciąże mnie przytłaczały

Wieczne opowieści o szczęśliwych zrządzeniach losu, zabawnych wpadkach i wyczekanych ciążach, które nagle jakoś silniej wybrzmiewały w moich uszach, niezależnie od tego, kto je wypowiadał, coraz mocniej mnie irytowały. Po dniu, pełnym tej mdląco słodkiej radości aż unoszącej się w powietrzu, potrafiłam wrócić do domu, wykorzystać fakt, że Kajetan był jeszcze w pracy, zamknąć się w pokoju i krzyczeć. Do utraty tchu. Tak głośno, aż nie zachrypłam.

Bo one mogły być szczęśliwe. Wyobrażać sobie to maleństwo, które już niebawem przyjdzie na świat i stanie się dla matki czymś najważniejszym. Najdroższym. Dobrze, że chociaż Pola, moja najlepsza przyjaciółka, nie planowała dzieci. Wciąż jej nie rozumiałam, ale teraz nawet cieszyłam się z tej decyzji. Właściwie już jakiś czas temu ustaliła to ze swoim mężem, Arturem. Żadne z nich nie chciało powiększać rodziny, a Pola śmiała się kiedyś, że byłaby okropną matką. Ja tak nie uważałam, ale jakoś nigdy jej tego nie powiedziałam. Wtedy tym bardziej nie umiałabym się na to zdobyć.

Nikomu nie powiedziałam o swojej tragedii. O badaniach, które wykonałam i o druzgocącej diagnozie. Zerwałam tylko z Kajetanem. Wmówiłam mu, że tak będzie lepiej. Że nasze życiowe priorytety przestały się zgadzać.
On tego nie rozumiał. Najpierw chciał jakichś bardziej szczegółowych wyjaśnień, ale że nie miałam na nie siły, wcisnęłam mu bezbarwnym tonem, że już go nie kocham.

Myślałam, że się wścieknie. Że wykrzyczy mi, jak to zmarnował przy mnie tyle lat. A on spojrzał mi tylko w oczy z takim smutkiem, że aż zabolało mnie serce. Choć bardzo chciałam go zatrzymać, gdy zbierał swoje rzeczy, wiedziałam, że tak trzeba. Byłabym egoistką, gdybym go przy sobie uwiązała. Skazała na przyszłość bez upragnionego ojcostwa. Teraz mogłam już spokojnie wracać do pustego domu i płakać w poduszkę, dając upust wszystkim kłębiącym się we mnie emocjom.

Niestety, któregoś dnia taką rozbitą zastała mnie Ala, starsza siostra. Jej nie dało się wcisnąć taniego kitu, więc z niechęcią wyznałam prawdę. Oczywiście chciała mnie wspierać i choć nie pochwalała mojej decyzji, obiecała nikomu nic nie mówić. Dopóki sama się z tym nie uporam.

Rodzina miała niewybredne komentarze

To było przyjęcie z okazji rocznicy ślubu rodziców. Trzydziestej piątej. Właśnie pogrążyłam się w rozmyślaniach na temat tego, że ja pewnie nawet nigdy nie wezmę ślubu, gdy odezwała się babcia:

– Lila, a co się stało z tym miłym chłopcem… jak mu tam było…

– Kajetan  podpowiedziała usłużnie Ala.

– No właśnie, Kajetan – podchwyciła babcia. – Dlaczego nie jesteście już razem?

Wzruszyłam ramionami.
– Po prostu – mruknęłam. – Czasami ludzie dochodzą do wniosku, że do siebie nie pasują.

Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą.

– Dziecko, ty już masz tyle lat – zaczęła. – A tu ani męża, ani nawet chłopaka, a jak już jakiegoś miałaś, to nagle z nim zerwałaś. Pamiętaj, kochanie, nie będziesz już młodsza! – napiła się herbaty. – Spójrz na siostrę. Ma męża, dwójkę dzieci, piękny dom.

– Mhm – wymamrotałam. Skupiłam się na utrzymywaniu nerwów na wodzy.

– A co z dziećmi? – drążyła babcia. – Zawsze chciałaś być mamą… Już ci się odwidziało? – westchnęła ciężko. – Mogłabyś się bardziej postarać, Lila!

Wstałam sztywno od stołu. Moje spojrzenie padło na lekko skonsternowaną Alę. Ta próbowała coś powiedzieć, ale szybko przeprosiłam, wymawiając się gorszym samopoczuciem i wyszłam. Chwilę później siostra wybiegła za mną.

– Lilka, zaczekaj! – zawołała. – Wiesz, że babcia nie chciała…

– Jasne – mruknęłam. – Nic mi nie jest. Poradzę sobie.

– Na pewno? – spytała, chwytając mnie za ramię.

Wyrwałam się.

– Daj mi spokój!

Ona mi to zrobiła?

W domu poszłam od razu na górę, do sypialni. Chciałam się położyć, zasnąć i najlepiej więcej się nie obudzić. Żeby ich wszystkich nie oglądać. Żeby nie widzieć tego ich szczęścia, wymalowanego na twarzach i nie czuć ciężaru w piersi, bo ja niestety nie mogłam go dzielić. Bo byłam bezsensowna. Nijaka. Wybrakowana.

– Lilka!

Kompletnie zapomniałam, że miała wpaść Pola. Pewnie otworzyła sobie sama i teraz krzyczała do mnie z dołu.

– Możesz przyjść jutro? – rzuciłam, niechętnie wychylając się przez schody. – Dziś jednak nie mam czasu.

– Jasne, jasne. – przyjaciółka zdawała się nie dostrzegać mojego rozdrażnienia. Właśnie wchodziła powoli na górę. – Tylko muszę ci coś koniecznie powiedzieć!

W przeciwieństwie do mnie cała aż promieniała.
– No? – mruknęłam, starając się uśmiechnąć.
– Jestem w ciąży!

Na moment odebrało mi mowę. Gapiłam się na nią, ogłuszona tą wiadomością.

– Ale numer, nie? – zaśmiała się. – Ja w ciąży!

– No tak – wymamrotałam, chociaż zaschło mi w gardle. Wiedziałam, że muszę zostać sama. Że jeśli to dłużej potrwa, w końcu wybuchnę.

– Jak zrobiłam test, to bałam się jak nie wiem ‒ trajkotała dalej.

Znalazła się niebezpiecznie blisko mnie. Na samym szczycie schodów.

– No bo wiesz, co powie Artur i w ogóle. Zrobiłam z tego wielkie podchody, a zupełnie niepotrzebnie. Bo się ucieszył! I teraz będziemy rodzicami. Niby nie chciałam, ale jak tak o tym myślę, to chyba nieźle, co? – wybuchła ponownie radosnym śmiechem. – Mówię ci, będzie super! Musimy przygotować pokoik, kupić ciuszki dla maluszka, tylko jeszcze nie wiem, czy to chłopiec, czy dziewczynka, no i musimy przecież…

– Och, zamknij się wreszcie, ty… – głos uwiązł mi w gardle.

Stałam i patrzyłam, jak Pola z przerażeniem w oczach zsuwa się po schodach. Jeden stopień, drugi, trzeci… Przynajmniej już się nie śmiała. A ja nie mogłam się ruszyć. Nie wierzyłam, że to się dzieje. Przecież to nie ja. Nie mogłam jej zepchnąć, prawda?

Ten ciężar zostanie ze mną na zawsze

Od wypadku w moim domu minęło pół roku. Wypadek… Tak, wciąż chcę wierzyć w to, że to był tylko wypadek. Że Pola się potknęła. Że wcale jej nie popchnęłam, choć pamiętam, ile siły w to wtedy włożyłam.

Moja przyjaciółka, kiedy już przebudziła się w szpitalu, nic nie pamiętała. Powiedziałam jej, że straciła równowagę i runęła ze schodów, a ja nie zdążyłam jej złapać. Na szczęście dziecku nic się nie stało. Pola nawet chce, żebym została jego chrzestną. A ja, choć nie potrafię odmówić, czuję się z tym okropnie.

Co więcej, trzy miesiące temu wrócił do mnie Kajetan. Ala powiedziała mu o wszystkim, o moim… problemie, a on przyszedł i powiedział, że nie może beze mnie żyć. Że nie obchodzi go, czy mogę urodzić dziecko, czy nie. Teraz chce spróbować z adopcją. Choć wzruszyło mnie jego podejście i determinacja, nie wiem, czy powinniśmy starać się o dziecko. Czy ja na to zasługuję. Czy zasługuję na Kajetana, jego miłość i taką szansę. Przecież mogłam zabić nie tylko swoją przyjaciółkę, ale i jej nienarodzone dziecko.

A teraz liczę na szczęście u boku wspaniałego faceta i znów milczę. Udaję, że nic się nie stało. To przecież wychodzi mi najlepiej.

Czytaj także:
„Mąż odszedł, gdy usłyszał, że nie mogę mieć dzieci. Z rozpaczy zamknęłam się w sobie i zamieniłam w zgorzkniałą jędzę”
„Dziewczyna pokazała mi pozytywny test ciążowy i zdębiałem. Może i bym się cieszył, tylko ja nie mogę mieć dzieci...”
„Dla męża byłam tylko inkubatorem. Obsesyjnie wyliczał mi dni płodne, a ja zataiłam przed nim, że nie mogę mieć dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA