„Mąż mówił mi prosto w oczy, że jestem jego kajdanami. Wypomina mi, że złapałam go na dzieci, gdy chciał odejść do innej”

Moja siostra przyjęła zaręczyny po kilku tygodniach znajomości fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Obiecałem jej, że odejdę od Marty, jak tylko wyprostuję sprawy syna. Magda była cierpliwa, wytrzymała trzy lata, ale potem zmieniła zdanie, zaczęła naciskać, bym podjął decyzję. A ja… nie potrafiłem. Miotałem się między ukochaną a powinnością wobec rodziny. Wybrałem rodzinę, ale w głębi ducha obwiniałem ich o to, że zatrzymują mnie przy sobie”.
/ 08.11.2022 08:30
Moja siostra przyjęła zaręczyny po kilku tygodniach znajomości fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Parę, która siedziała przede mną, znałam z plotek, których nie szczędziła mi przyjaciółka, uważając zapewne, że temat mnie zainteresuje, skoro zajmuję się terapią małżeństw. Kaśka mieszkała obok i była poinformowana doskonale, bo z pierwszej ręki.

– Marta wpada do mnie na kawę i żali się na swoje życie, na Lucjana i wstrętny los, który uwięził ją w związku zimnym jak lód – opowiadała Kaśka. – Mąż jej nie kocha, syn wyjechał, córka studiuje w innym mieście i wpada do domu najrzadziej, jak może. Marta jest nieszczęśliwa, ale…

– …jest dumna ze swojej pozycji, lubi się poświęcać i nie zmieniłaby niczego w swoim życiu, choćby skały płakały – dokończyłam domyślnie.

– Dokładnie – uśmiechnęła się z zadowoleniem Kaśka. – Wiedziałam, że natychmiast połapiesz się w układach między nimi, dla mnie to zbyt skomplikowane. Gdybym była na jej miejscu, już dawno zgodziłabym się na rozwód albo sama odeszła. Błagam, doradź coś, powtórzę to Marcie, może w końcu się od niej uwolnię, już nie mogę słuchać jej jojczenia. Kupię wino i upiję się z radości, jak przestanie do mnie wpadać i spowiadać się ze swoich nieszczęść. Za jakie grzechy mam tego wysłuchiwać, jestem prawie szczęśliwą singielką i nic mnie nie obchodzą ich małżeńskie rozgrywki.

– Udawaj, że nie ma cię w domu – zachęciłam Kasię.

– Nie da się. Myślisz, że na to nie wpadłam? Marta i Lucjan to moi sąsiedzi, nie chcę między nami zadrażnień, a poza tym Lucek nigdy nie odmawia, jak proszę go o drobne naprawy. Także wiesz, coś za coś.

To męcz się z nimi dalej, hipokrytko – powiedziałam, nadzwyczajnie zadowolona, że to nie ja mieszkam ze zwaśnionym małżeństwem przez ścianę.

No i sprowokowałam Katarzynę

Poleciła moje usługi Marcie, wychodząc z założenia, że jeśli nie chciałam doradzać na odległość, mogę to zrobić bezpośrednio. Spojrzałam na nich, ładnie razem wyglądali. Ona niebrzydka, zadbana, o  zaokrąglonej, ale kobiecej figurze podkreślonej dobrze skrojoną sukienką, on wysoki, interesujący, z twarzą naznaczoną znużeniem. Zastanawiałam się, czy domyślają się jak bardzo niedyskretna była ich sąsiadka, wiedziałam o nich tyle, że mogłabym prowadzić terapię bez ich udziału. Marta i Lucjan uprawiali grę pozorów, udając dobrane małżeństwo.

W rzeczywistości mieszkali pod jednym dachem, ale osobno. Mijali się, świadcząc sobie grzeczności, on hojnie dokładał się do prowadzenia domu, ona gotowała i dbała o porządek oraz garderobę męża. Idealny układ, o ile nie szuka się miłości i wsparcia. Jak to było? Na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie… Trwali razem, więc przysięgi nie złamali, ale czy nie odgrywali farsy? Marta zniecierpliwiona lustracją poruszyła się, zakładając nogę na nogę.

– Oświadczam, że nie zgadzam się na rozwód, nie ma głupich – oświadczyła gwałtownie. – Już raz przetrwałam kryzys, który mój mąż lekkomyślnie spowodował, tym razem też nie dam się przekonać. Wtedy chodziło o dzieci, teraz muszę zadbać o siebie, poświęciłam rodzinie duży kawałek życia, czy to się nie liczy? Nie pozwolę się porzucić, Lucjan nie wie, co mówi, przejdzie mu. Ma kryzys jak większość mężczyzn w jego wieku, chciałby wszystko zmienić, zacząć od nowa i takie tam głupoty. Szkoda gadać, wiadomo, o co chodzi.

– Wolałabym się nie domyślać i usłyszeć to od państwa – popatrzyłam znacząco na Lucjana.

Nie odezwał się, głos natomiast zabrała jego małżonka:

– O wymianę starszej żony na młodszą partnerkę – powiedziała wojowniczo.

Lucjan podniósł głowę.

– Wiesz, że to nieprawda – powiedział spokojnie. – Nie ma nikogo w moim życiu.

Nie tylko ja usłyszałam dziwny nacisk na słowie „nikogo”, Marta również.

– Nie udawaj samotnego, masz rodzinę. Żonę i dzieci – zdenerwowała się. – Trudno z nim ostatnio wytrzymać. Jak tylko syn wyjechał, Lucjan urządził sobie w jego pokoju gabinet i prawie z niego nie wychodzi. Mówi, że potrzebuje spokoju, ale gołym okiem widać, że odizolował się ode mnie. Nie jest sobą, trapią go jakieś dolegliwości, które stara się ukrywać, dlatego uważam, że przechodzi kryzys, na który rozwód raczej nie pomoże.

– Panie Lucjanie, co się dzieje? – zwróciłam się wprost do zainteresowanego.

Nie od razu odpowiedział, milczenie przedłużało się. W końcu podjął decyzję.

– Chciałem zachować to dla siebie, ale wiem, że Marta już się dowiedziała. Lekarz powiedział mi, że moje przygnębienie kwalifikuje się na terapię.

– Ale chyba nie małżeńską? – zdziwiłam się, że tak lekko traktuje poważną chorobę.

Wzruszył ramionami.

– Pośrednio tak. Uważam, że zachorowałem, bo nie mogę sobie poradzić ze sprawą sprzed lat… Kiedyś chciałem odejść, zatrzymały mnie kłopoty z synem, musiałem się nim zająć. Teraz Oleńka i Zbyszek dorośli i opuścili dom, więc jestem wolny. Muszę rozliczyć się z przeszłością, może wtedy odzyskam spokój.

Marta nie wydawała się zdziwiona wyznaniem męża, musiała wiedzieć więcej, niż przyznawała.

– Żona wspominała o kryzysie, który przetrwaliśmy? Miała na myśli kobietę, którą pokochałem. Byłem w spokojnym ustabilizowanym związku, wydawało się, że jest dobrze, i nagle spadł mi na głowę grom z jasnego nieba. Miłość. Problem polega na tym, że uczucie okazało się prawdziwe, nie rozmyło się i nie zgasło aż do dziś. Marta o tym wie, ale udaje, że nic się nie dzieje.

Lucjan potarł siwiejące skronie

– Ja też próbowałem udawać i wylądowałem w gabinecie lekarza. Teraz łykam tabletki, czuję się lepiej, ale wiem, że jeśli chcę żyć w zgodzie z samym sobą, muszę odejść. Terapia małżeńska jest pierwszym krokiem do wyzdrowienia. Chcę, by Marta zrozumiała, dlaczego ją zostawiam. Nie po to, żeby być z Magdaleną, ona już dawno wyszła za mąż, zdziwiłaby się, gdybym po tylu latach nagle odezwał się i chciał do niej wrócić. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, miałem swoją szansę i zrezygnowałem z niej, czasem zastanawiam się, czy słusznie.

– Gdybyś z nami nie został, Zbyszek zszedłby na złą drogę, nie poradziłabym sobie z nim – powiedziała cicho Marta.

– Nie widziałem innego wyjścia, zostałem dla dzieci. Syn już w podstawówce miał skłonności do kolegowania się z najgorszymi łobuzami w klasie, musiałem mieć go na oku. Marta jest dobrą matką, świetnie prowadzi dom, ale jest niezbyt zaradna życiowo, zwyczajnie bałem się zostawić jej Zbyszka. Rozmawialiśmy z Magdaleną o dzieciach, rozumiała, że potrzebują ojca na co dzień, nie co drugi weekend. Obiecałem jej, że odejdę od Marty, jak tylko wyprostuję sprawy syna. Magda była cierpliwa, wytrzymała trzy lata, ale potem zmieniła zdanie, zaczęła naciskać, bym podjął decyzję. A ja… nie potrafiłem. Miotałem się między ukochaną kobietą a powinnością wobec rodziny. Wybrałem, zachowywałem się jak przyzwoity facet, ale w głębi ducha obwiniałem rodzinę o to, że zatrzymuje mnie przy sobie. Była moimi kajdanami, chciałem się wyrwać i nie mogłem… Sytuacja była poważna, syn z roku na rok stawał się coraz bardziej bezczelny, arogancki i zbuntowany. Przerobiłem z nim wszystko, alkohol, narkotyki, nawet kradzież, za którą został skazany jako nieletni. Opamiętał się dopiero po wyroku, ale dla mnie było za późno. Magdalena odeszła. Myślałem, że zapomnę, wyzwolę się z miłości, która przyszła w niewłaściwym momencie. Tęsknota za Magdą bolała. Z chęcią bym zresetował umysł, zapomniał, nie chciałem cierpieć…

Zaczęło mi być go żal

– Ale nic z tego – mężczyzna podjął wątek. – Coraz częściej myślałem o Magdalenie, szukałem jej twarzy wśród przechodniów na ulicy, przekonany, że silna więź, która nas łączyła, musi sprowadzić ją z powrotem. Mówią, że mężczyźni myślą tylko o seksie, że co z oczu, to i z serca. Widocznie jestem ulepiony z innej gliny, nie potrafiłem zapomnieć.

Marta westchnęła spazmatycznie i splotła palce. Spojrzałam na nią ze współczuciem, nie było jej łatwo wysłuchiwać zwierzeń mężczyzny, który był jej mężem, a kochał inną.

– Marta zna tę historię, wie, dlaczego zostałem. Wszystko schrzaniłem, pozwoliłem Magdzie odejść, zamiast podjąć decyzję jak mężczyzna.

– Żałujesz? – spytała cicho Marta. – Postąpiłeś jak trzeba, ocaliłeś naszego syna. Gdyby nie ty, siedziałby teraz w więzieniu, razem z koleżkami.

– Pewnie masz rację, taka była konieczność. Rzeczywiście, wtedy robiłem, co do mnie należało… Ale teraz chciałbym się wyprowadzić, pozwól mi odejść.

Marta zawahała się, skorzystałam z okazji i wtrąciłam dwa zdania:

Myśleli państwo o separacji na próbę? Krótkie rozstanie wyjaśni, czy życie z dala od żony przyniesie panu Lucjanowi upragniony spokój.

Marta protestowała, ale Lucjan natychmiast skorzystał z porady, powiedział, że wyprowadzi się na miesiąc, a jeśli żona będzie robiła trudności, to on rezygnuje z dalszej terapii. Umówiliśmy się na następne spotkanie za trzydzieści dni.

Kasia zadzwoniła tydzień później

– Rany, coś ty im doradziła, Marta szaleje, ściąga dzieci, żeby przemówiły ojcu do rozumu. Zbyszek odmówił, ale Oleńka się ugięła i dziś przyjeżdża. Zaczyna być mi żal tego człowieka, on chce uciec, ona nie zamierza go puścić.

– Ma trochę racji, najlepsze lata oddała rodzinie, w zamian chciałaby dostać trochę miłości i szacunku. Walczy o swoją pozycję, Marta jest kobietą, która nie wyobraża sobie samotnego życia.

– Mogę jej dać kilka lekcji – zaśmiała się Kaśka hałaśliwie.

Obiecała monitorować sytuację za ścianą i rozłączyła się. Przez miesiąc dostawałam od Katarzyny rzetelne sprawozdania z życia Marty i Lucjana, pierwszy raz w karierze terapeutki miałam okazję poznać małżeński konflikt od wewnątrz…

– Wyobraź sobie, że Oleńka postawiła się matce, nie chciała zmuszać ojca do powrotu, powiedziała, że nie będzie go emocjonalnie szantażować – relacjonowała Kaśka – Poprosiła, żeby nie mieszać jej w sprawy rodziców.

– Mądra dziewczyna – mruknęłam z uznaniem.

– Może i tak, ale odmówiła pomocy matce, i Marta została sama na placu boju. Codziennie mi się wypłakuje. Rodzina się rozsypała, mąż dopiął swego i wyprowadził się, dzieci wyjechały, spełnił się najczarniejszy scenariusz, do którego nie chciała dopuścić. Strasznie mi jej żal, będę musiała podtrzymać ją trochę na duchu, specjalnie po to kupiłam dobre wino.

Uśmiechnęłam się. Ech, te metody Kaśki, doskonale je znałam. Wątpiłam jednak, by zadowoliły Martę oczekującą na powrót męża, bez którego nie wyobrażała sobie życia. Bez niego i dzieci była nikim, straciła status matki i żony, nie miała się kim opiekować. Mogłam sobie wyobrazić, jak snuje się po opustoszałym mieszkaniu, zastanawiając się, czym wypełnić czas, i czy jest jeszcze komukolwiek potrzebna. Opowiedziała mi o swoich rozterkach siadając na kozetce, tak jak się umówiliśmy, po trzydziestu dniach. Przyszła sama, Lucjan wymówił się silnym przeziębieniem.

Była przygnębiona, w pożałowania godnym stanie

– Źle nam pani doradziła. Gdyby się pani nie wtrącała w nasze sprawy, do dziś bylibyśmy małżeństwem, Lucjan nie wyprowadziłby się. Niepotrzebnie dałam się namówić na terapię. Co teraz? Ma pani pomysł, jak uratować moje małżeństwo?

Nie potrafiłam jej powiedzieć, że niektórych związków nie da się reanimować, zresztą myślę, że o tym wiedziała. Zależało jej wyłącznie na odzyskaniu męża, na uczucie nie liczyła. Więcej jej nie zobaczyłam, ale Kaśka dzień po dniu zarzucała mnie kolejnymi rewelacjami.

– Pamiętasz moją sąsiadkę Martę? No to mam dla ciebie bombę, Lucjan wrócił do domu! – oznajmiła któregoś dnia. – Marta pojechała po niego i przywiozła go z powrotem.

Jak to, zmusiła go do powrotu?! – zdziwiłam się niebotycznie.

– Nie stawiał oporu – zaśmiała się Kaśka, ale zaraz spoważniała. – Jego choroba pogłębiła się, Marta uznała, że mąż wymaga opieki, a on nie protestował. Znowu mieszkają razem, pod jednym dachem.

– No to Marta odżyła, wreszcie ma się kim zająć – powiedziałam z przekąsem, bo teraz zrobiło mi się żal Lucjana.

– Na pewno się nie nudzi, już wcześniej załatwiłam jej pracę, nie mówiłam, bo nie było okazji. Teraz ona jest głównym filarem rodziny, zarabia i opiekuje się chorym mężem. Nie wie, w co ma włożyć ręce, ale jest zadowolona. Zmieniła się, nie poznałabyś jej, stała się spokojniejsza, pewniejsza siebie, może dać wsparcie Lucjanowi. On go bardzo potrzebuje, uwierz mi, przy pomocy Marty wyjdzie z dołka, nie ma to jak opieka kochającej żony.

Odłożyłam telefon z zamętem w głowie. Wydawało mi się, że wiem, co łączy, a raczej dzieli Martę i Lucjana, ale życie pokazało, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. Już nigdy nie miałam okazji porozmawiać z małżonkami, dowiedzieć się, co myślał Lucjan, wracając do domu, i czy Martę naprawdę uszczęśliwiło odzyskanie męża. Zastanawiałam się, ile jest małżeństw spędzających życie pod jednym dachem, a jednak osobno. Dopóki śmierć nas nie rozłączy… Czy to dobrze, że trwają razem mimo wszystko? To wiedzą tylko oni.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA