„Mąż mojej ukochanej wyprzedał jej najcenniejsze rodzinne pamiątki, żeby spłacić swoje długi. Jak można być taką hieną?”

Mąż wyprzedał jej rodzinne pamiątki, żeby spłacić swoje długi fot. Adobe Stock, Anna
„– Nie macie prawa zabierać tych rzeczy. To kradzież! Zawiadomię policję! – Jeśli nie zauważyłaś, wciąż jesteśmy małżeństwem. To jest tak samo moje, jak i twoje – głos mężczyzny był napięty, nieprzyjemny. – Żona spłaca zobowiązania męża, takie jest prawo. – To wszystko, co zostało po mojej rodzinie! – głos kobiety się łamał”.
/ 10.10.2022 16:30
Mąż wyprzedał jej rodzinne pamiątki, żeby spłacić swoje długi fot. Adobe Stock, Anna

Uważam randki w ciemno za głupi wynalazek. Dwoje dorosłych, obcych sobie ludzi siedzi przy stoliku w niezręcznej ciszy, mając świadomość, że kupa ludzi wpycha ich do jednego łóżka, by robili dzieci. Bo przecież dlatego się spotkali. Cała reszta: „Żebyś nie był samotny”; „Żeby miał ci kto obiad ugotować”, „Żeby ci ktoś na starość szklankę wody podał” i tak dalej, to tylko ozdobniki. A jednak siedziałem we włoskiej restauracji, w niezręcznej ciszy, głupio uśmiechając się do kobiety po drugiej stronie stolika, i zastanawiając się, o czym tu z nią porozmawiać.

Nie byłem dobry w pogaduszkach o niczym

A to, co mnie interesowało, z pewnością zanudziłoby ją na śmierć. Mój brat jednak nalegał.

Stefan, masz czterdzieści lat. Jak długo będziesz unikał męskich obowiązków? Ojciec w grobie się przewraca, a mama nie daje mi żyć.

– Mnie też – odparłem ponuro.

Ostatnio na samą myśl o wizycie u mamy dostawałem gęsiej skórki.

– No, widzisz. Ale ona ma rację. Misia też twierdzi, że robi się z ciebie stary kawaler, ze wszystkimi tego przyległościami, i że potrzebujesz kobiety. Dlatego umówiła cię na randkę. Musisz się zgodzić, bo nie będę miał życia.

I o to właśnie chodziło. Moja szwagierka uczyni z życia brata piekło, jeśli ja nie zgodzę się spotkać z siostrą jej koleżanki z pracy.

– Poza tym… – brat spoważniał i położył mi dłoń na ramieniu, co znaczyło, że teraz mówi z głębi swojego serca. – Ja też uważam, że robisz się zgorzkniały i nieszczęśliwy. Książki to nie wszystko. Potrzebujesz miłości, stary.

– I myślisz, że znajdę ją na randce w ciemno? – wątpiłem.

– A skąd wiesz, jak działa przeznaczenie? Ja swoją miłość spotkałem przy śmietniku – zaśmiał się.

Fakt, na osiedlu Roberta była wielka kłótnia o śmietniki, zebrało się sporo lokatorów z kilku bloków, między innymi Michalina, czyli Misia. Ona pyskowała najgłośniej i Robert zapatrzył się i zakochał na śmierć.

Ale moje serce nie drgnęło na widok Małgorzaty

Była miłą, całkiem ładną kobietą o miękkich rysach twarzy. Szczupła, ubrana w czarne dżinsy i białą koszulę z kolorową apaszką. Bezpretensjonalna elegancja. Ja też się nie wystroiłem. Po kwadransie niezręcznego szukania tematu, jakoś trafił się taki, że mogliśmy porozmawiać. W gruncie rzeczy spędziłem przyjemny wieczór. Kiedy odwoziłem kobietę do domu, pomyślałem, że może mama i brat mają rację. Może najwyższy czas przestać gonić za mrzonkami. Umówiłem się więc z Gosią na drugą randkę, do teatru. Też było nieźle, więc kiedy odprowadziłem ją pod drzwi jej mieszkania, zaprosiłem na kolejną sobotę. Wtedy ona stanęła na palcach i pocałowała mnie leciutko.

– A potem zaproszę cię na kolację do siebie – oznajmiła. – Bardzo dobrze gotuję – pochwaliła się.

Zrozumiałem, że chciałaby przenieść naszą relację na wyższy poziom. Dobra, dajmy losowi szansę. Nie każdy musi zakochać się od pierwszego wejrzenia. Nie powiem, nawet byłem nieco podekscytowany podjętą decyzją o zmianie życia. W poniedziałek koło południa do antykwariatu wszedł klient w średnim wieku, a za nim dwóch osiłków wniosło skrzynię z książkami.

Chciałbym, żeby wycenił pan księgozbiór – powiedział klient.

Przejrzałem kilka woluminów leżących na samej górze. To były dość cenne pozycje z jakiejś prywatnej biblioteki, co widać było po ekslibrisie. Miałem nieodparte wrażenie, że już gdzieś podobny widziałem. Skupiłem się i klapka się otworzyła. Serce zabiło mi mocno.

– Skąd pan ma te książki? – spytałem.

– Mój dłużnik chce uregulować nimi dług, muszę wiedzieć, czy mi się opłaca. I czy łatwo będzie to sprzedać. Jak sądzę, pana antykwariatu na to nie stać. Mam rację?

Kiedy facet rozglądał się po dumie mojej rodziny od pokoleń – antykwariacie w starej dzielnicy miasta, założonym niemal trzy wieki temu przez mojego przodka – widziałem na jego twarzy źle skrywaną drwinę. Zrozumiałem, że gdybym powiedział, że stać mnie na odkupienie kolekcji, znaczyłoby, że nie jest zbyt cenna. Szczerze mówiąc, jeśli gdzieś w głębinach skrzyni ze starymi książkami nie ukrywał się jakiś wyjątkowy biały kruk typu iluminowany rękopis z trzynastego wieku w doskonałym stanie, to nawet byłoby mnie stać.

– Wyrobi się pan w trzy dni? – spytał klient. – Dopłacę za ekspres.

– Dwa tygodnie – odparłem. – Jeśli chce pan dostać dokładną wycenę, tyle to będzie trwało.

Nie był zadowolony, ale kiwnął dłonią na swoich tragarzy, a ja wskazałem drzwi na zaplecze, gdzie mogli postawić skrzynię.

– A ten pana dłużnik – spytałem, wypisując dokument przyjęcia księgozbioru – to kim jest?

Klient spojrzał na mnie zimno

– Dlaczego pan pyta? Ma to jakieś znaczenie?

Zrozumiałem, że niczego się nie dowiem. Powiedziałem, że to tylko zwykła ciekawość miłośnika książek. Kiedy klient wyszedł, zamknąłem sklep i wywiesiłem kartkę „Zaraz wracam”. Poszedłem na piętro, gdzie było moje mieszkanie. Wolałem mieszkać sam w tych dwóch pokoikach z kuchnią niż w domu z rodzicami. No i miałem blisko do pracy. Z dolnej szuflady komody wyjąłem drewnianą skrzyneczkę. W środku były moje „skarby”. Tak nazywałem je jako dziecko, teraz to były pamiątki serca – rzeczy, które miały dla mnie wyjątkową wartość emocjonalną. A ponieważ nie byłem specjalnie sentymentalny, było tam tylko kilka przedmiotów. Na samym dnie, w foliowej torebce, leżało zdjęcie piętnastoletniej dziewczyny. Smagła cera, wijące się ciemne włosy, błękitne spojrzenie i delikatny uśmiech. Na szyi miała złoty łańcuszek z zawieszką jednorożca wpisanego w okrąg. Pamiętałem tamten dzień, jakby to było wczoraj. Miałem szesnaście lat. Pomagałem już ojcu w antykwariacie, uczyłem się wszystkiego, co on wiedział, i co wiedział dziadek. Kiedy więc klientka – starsza kobieta o skrzekliwym głosie – wyciągnęła z torby trzy książki, które chciała sprzedać, ojciec zawołał mnie i kazał wycenić.

Książki warte były kilkaset złotych. Gdy oglądałem jedną z nich, spomiędzy kart wysunęło się to zdjęcie. Twarz dziewczyny natychmiast mnie urzekła. Odruchowo je schowałem. Kiedy miałem chwilę czasu, obejrzałem fotografię dokładnie. Chyba po kwadransie wpatrywania się z bijącym sercem w twarz dziewczyny, obróciłem zdjęcie. Na odwrocie był list do babci. Dziewczyna, która niestety się nie podpisała, dziękowała jej za prezent w postaci wisiorka i obiecywała, że nigdy go nie zdejmie. Że to dla niej symbol marzeń. Wyrażała tęsknotę za domem dziadków i za ich biblioteką, w której spędziła najlepsze chwile życia. I dodała, że chciałaby z nimi zamieszkać, bo nowy mąż jej mamy nie jest dobrym człowiekiem. Ale rozumie, że są marzenia, które nie mogą się spełnić. Przynajmniej przez pewien czas. „Wierzę w Twoje słowa, babciu, że kiedy będę wystarczająco cierpliwa i silna, stanę się godna swoich marzeń. I wtedy one się spełnią. Będę cierpliwa i silna, obiecuję”.

Twarz nieznajomej dziewczyny wryła mi się w duszę

Przez wiele lat jej oprawione zdjęcie stało na moim biurku. Zasypiałem, patrząc w jej oczy, i budziłem się z pocałunkiem jej uśmiechu na moich wargach. Choć nie znałem nawet jej imienia, była mi bardziej znajoma niż przyjaciele, z którymi spotykałem się codziennie. Zdawałem sobie sprawę, że utkałem ją ze swoich marzeń i pragnień, więc zapewne realna dziewczyna jest całkiem inna, ale dla moich emocji nie miało to znaczenia. W końcu jednak zrozumiałem, że to nienormalne, że zupełnie mi odbija. W swoje trzydzieste urodziny schowałem zdjęcie do pudełka i próbowałem zapomnieć. A teraz Ona powróciła.

Wyjąłem z biblioteczki jedną z książek, które wtedy kupił tata, i sprawdziłem ekslibris. To był ten sam księgozbiór. Ogarnęła mnie ekscytacja. Oraz niepokój. Nie podobał mi się ten wierzyciel, był jak lichwiarz, który nie wie, co to współczucie i litość. Kim był jego dłużnik? Właścicielem księgozbioru, który wpadł w kłopoty? A może złodziejem, który w ten sposób chce się wypłacić…? Postanowiłem odnaleźć właściciela biblioteki. Dlaczego? To proste. Chciałem odszukać dziewczynę – teraz kobietę – by zamknąć głupio romantyczny, nastoletni okres życia. By spojrzeć w oczy nieznajomej i przekonać się, że to już całkiem obca kobieta, która nie ma nic wspólnego z moim wyobrażeniem. Czułem, że dopóki tego nie odhaczę, nie będę mógł ułożyć życia z Małgorzatą. Czy z kimkolwiek innym.

W starych księgach rachunkowych, które prowadził mój ojciec, znalazłem nazwisko i adres klientki, która sprzedała książki. Potem sprawdziłem na mapie – miasteczko Ł. znajdowało się siedemdziesiąt kilometrów od mojego. W pewnym sensie to też była randka w ciemno Następnego dnia rano zrobiłem zdjęcia książek w skrzyni, wziąłem jedną, wsiadłem w samochód i pojechałem do Ł. Adres poprowadził mnie do ładnej, aczkolwiek nieco zaniedbanej starej willi w ogrodzie. Wiedziałem już, że zamieszkuje go od pokoleń rodzina o kupieckich korzeniach. Ostatni właściciel domu był lekarzem, który prowadził w Ł. prywatną przychodnię. Jego żona była nauczycielką muzyki. Ich jedyny syn zmarł na serce w wieku czterdziestu dwóch lat. O wnuczce nic nie było w artykule, który znalazłem w internetowym archiwum.

Podjechałem pod dom

Brama do ogrodu była otwarta, więc wszedłem. Drzwi willi też były otwarte, jacyś ludzie wynosili stare meble i wkładali do ciężarówki. Czyżby mieszkańcy się wyprowadzali? Nagle z głębi dobiegł do mnie zdenerwowany kobiecy głos:

Nie macie prawa zabierać tych rzeczy. To kradzież! Zawiadomię policję!

– Jeśli nie zauważyłaś, wciąż jesteśmy małżeństwem. To jest tak samo moje, jak i twoje – głos mężczyzny był napięty, nieprzyjemny. – Żona spłaca zobowiązania męża, takie jest prawo.

– To wszystko, co zostało po mojej rodzinie! – głos kobiety się łamał.

– Bardzo mi przykro, proszę pani – to był inny głos, formalny. – Mam nakaz komorniczy zajęcia przedmiotów na poczet płatności. Jeśli w ciągu miesiąca dług nie zostanie uregulowany, nastąpi licytacja. Proszę, oto dokumenty.

Po chwili z domu wyszedł starszy mężczyzna, komornik. Kazał robotnikom kończyć pakowanie i odjechał swoim samochodem.

– Wyjdź stąd! – krzyknęła kobieta, zapewne do swojego męża. – Nie chcę cię tu więcej widzieć.

– Ja tu wciąż mieszkam i jestem nawet zameldowany. Nic mi nie zrobisz. – Wiem, że to ty zabrałeś najcenniejsze książki z biblioteki. Jak mogłeś?

– Żeby je uchronić przed komornikiem, powinnaś być mi wdzięczna.

W korytarzu pojawiła się kobieta i, płacząc, szła w stronę drzwi wyjściowych. Przez zalane łzami oczy nie widziała mnie. Ale ja widziałem ją. To była ona. Czterdziestoletnia, piękna, tak znajoma. Wijące się ciemnokasztanowe włosy miała upięte w kok. Na szyi złocił się łańcuszek z zawieszką w kształcie jednorożca wpisanego w okrąg. Symbol spełniających się marzeń. Obiecała babci, że go nie zdejmie, i dotrzymała słowa. Serce zabiło mi gwałtownie. Stanęła przede mną, wreszcie mnie zauważając, uniosła mokrą twarz…

– Pan też chce dostać swój kawałek padliny? – zapytała.

– Nie, proszę pani. Przyjechałem powiedzieć, że pani mąż próbuje cennymi książkami spłacić dług u lichwiarza – i podałem jej jeden wolumin.

Wzięła oprawione w skórę dziewiętnastowieczne wydanie „Wyspy skarbów”, delikatnie, z szacunkiem, który rozgrzał moje zmysły antykwariusza, i wyszeptała:

– Wiedziałam – a potem spojrzała na mnie. – On je ukradł. Akurat książki nie są we wspólnym majątku.

Kiwnąłem głową.

– Już ich nie zobaczy. Obiecuję.

Uśmiechnęła się – najpierw uniosły się kąciki jej ust i wyglądała zupełnie jak na tamtym zdjęciu, choć miała ćwierć wieku więcej. A potem jej uśmiech rozkwitł. Pamiętam, kiedy jako rozmarzony nastolatek wpatrywałem się w jej zdjęcie, próbowałem sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał jej uśmiech w pełnej krasie. Rzeczywistość przeszła moje wyobrażenia. I w tym momencie poczułem pewność, że ta kobieta jest lepsza niż moje o niej marzenia.

– Kiedy będę wystarczająco cierpliwy i silny, stanę się godny swoich marzeń. I wtedy one się spełnią – zacytowałem tekst z odwrotu zdjęcia, w męskiej wersji. Mojej.

Źrenice oczu kobiety rozszerzyły się

– Skąd…

– Mam na imię Stefan. Od dwudziestu czterech lat zastanawiam się, jak pani ma na imię.

– Marianna… Kim jesteś? Czy mam się już zacząć bać? – wbrew pytaniu, na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.

Tak sobie czasem myślę – to w pewnym sensie też była randka w ciemno. Ale tym razem ani przez chwilę nie panowało między nami niezręczne milczenie, mimo że już po kwadransie wiedzieliśmy, dokąd to spotkanie nas zaprowadzi… Dziś jesteśmy razem szczęśliwi. I wiem, że to się nie zmieni. A z wrednym byłym mężem sobie poradzimy. Razem.

Czytaj też:
Małgorzata Socha ukrywa swojego męża przed mediami? „Nie jest osobą publiczną i nie chce się pokazywać”
Sandra Kubicka o zerwanych zaręczynach. Wyznała, dlaczego odwołała ślub miesiąc przed ceremonią
Katarzyna Figura o relacji z Dodą: „Bywało różnie”

Redakcja poleca

REKLAMA