„Mąż mojej kochanki wyznał mi, że ta flądra mnie zdradza. Obiecywała mi miłość, od niego ciągnęła kasę, a z trzecim sypiała”

zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Paolese
„W zwolnionym tempie odrywałem wzrok od Leibniza i przenosiłem na jej dziewczęcą figurkę i powiewne ciuszki, aż wpadłem w te oczka błękitne i koniec. Byłem jej. Zadałem jakieś mechaniczne pytanie o zainteresowania małżonka, automatycznie podałem tom, który miałem w ręku. Byłem cały jej”.
/ 05.02.2023 11:15
zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Paolese

Numer nieznany. W zasadzie pilnuję się i nie odbieram. Cholera wie, kto i na co chce mnie namówić – ubezpieczenie, nowa taryfa, bezpłatne badania, jeden pies. Ale czasami ciekawość zwycięża…

– Taaaak? – burknąłem zniechęcająco.

– Mam przyjemność z panem Michałem?

– Proszę pana, jestem człowiekiem niezwykle zajętym, więc proszę się streszczać, ja na to odpowiem „nie” i będzie po sprawie.

Po drugiej stronie coś zachichotało

No proszę, teleakwizytor z poczuciem humoru – pomyślałem z odrobiną sympatii.

– Już pana lubię. Jestem Henryk, Henio dla przyjaciół, i na co dzień jestem mężem Iwony. Ślub, co prawda, wyłącznie urzędowy, ale pan też nie jest przesadnie religijny…

Odczułem gwałtowną duszność i lekki zawrót głowy. On nie ma prawa o niczym wiedzieć. Każdy, ale nie on. Przełknąłem ślinę i drżącym głosem zacząłem iść w zaparte.

– To pomyłka jakaś. Nie wiem, o czym pan mówi, więc zakończmy tę rozmowę.

Ale nie rozłączyłem się. Chciałem wiedzieć, co on wie i co z tą wiedzą uczyni…

– Jest pan, prawda? Ciekawość to ta cecha, która rozwinęła ludzkość do apokaliptycznych rozmiarów i szalonej dominacji.

Znowu bydlę zachichotało, a ja czułem, że w tej grze nie tylko miałem same blotki. Ja nie miałem ani jednej karty w dłoni!

– Nie znam żadnej Iwony i proszę więcej mnie nie niepokoić.

– Panie Michale, Misiu, że pozwolę sobie użyć waszego miłosnego kodu, bo przecież jest pan Misiem. Misio i Wonia, hi hi. Przepraszam za taką poufałość, ale… skoro tyle nas już łączy, to mogę tak się do pana zwracać. Słyszę, że pan troszkę drży i od razu chcę pana, Misiu, uspokoić. Ja jestem Henio, miły facet, taka ciapa i fujara. Gapowaty i zanurzony po czubek łysiejącej głowy w nikomu już niepotrzebnych, zakurzonych książkach. Przybywam do pańskiego życia w celach absolutnie pokojowych. I na dowód moich przyjaznych intencji wyznam, że tak jak pan, jestem wielbicielem muzyki Franka Zappy. Przy okazji, nie wścieka pana, że Iwona nic z tej muzyki nie kuma? Ironia losu, w domu Zappa i u kochanka Zappa. Pewnie się panu nie przyznała, ale jak jest sama, to słucha disco polo i przy tym pląsa.

– Ale o co… Lubi pan sobie pogadać?

– Trafił pan, Misiu! Chcę się z panem umówić na kawkę pokoju i, jak mniemam, rozświetlenie mroków pańskiej niewiedzy oraz, kto wie, w dalszej perspektywie, na może kawałek solidnej, męskiej przyjaźni. Żeby rozwiać pańskie niesłuszne podejrzenia, proponuję miejsce publiczne i uczęszczane, Mozaikę dziś o osiemnastej. Wiem, że Iwona odwołała wasze spotkanie.

– Ma mnie pan, panie Heniu. Będę.

– Aha, najważniejsze. Niech pan się nie trudzi i nie stara skontaktować z Iwoną, ona będzie dziś dla pana – i dla mnie także – niedostępna. Zrozumieliśmy się?

Była szesnasta, miałem prawie dwie godziny na przygotowanie się do spotkania z Henrykiem, ciapowatym mężem Iwony. Mojej cudownej kochanki, bogini seksu i właścicielki najcudowniejszego błękitu oczu. Zatopiłem się w smakowaniu jakże debilnego katalogu jej przymiotów, przejęty lękiem, że lada chwila to wszystko będzie już tylko matowiejącym wspomnieniem. Pora organizować obronę. Wonia nie odbierała. Zabił ją?

Odgoniłem tę myśl. Odwołała nasze spotkanie, bo wypadł jej niespodziewany wyjazd zawodowy do Krakowa. Pewnie ma jakieś spotkania i nie może odbierać. Mój Kicałek, Króliczek najsłodszy. A zaczęło się to wszystko prawie trzy lata temu.

Iwona poderwała mnie w księgarni

– O, przepraszam pana, ale widzę, że grzebie pan w tym dziale filozoficznym, a ja nie bardzo się orientuję, a szukam jakiejś ciekawej pozycji na urodziny dla męża…

W zwolnionym tempie odrywałem wzrok od Leibniza i przenosiłem na jej dziewczęcą figurkę i powiewne ciuszki, aż wpadłem w te oczka błękitne i koniec. Byłem jej. Zadałem jakieś mechaniczne pytanie o zainteresowania małżonka, automatycznie podałem tom, który miałem w ręku.

– To powinno mu się spodobać, jeśli tego nie ma…

– Na pewno. Biorę. Bardzo dziękuję, przynajmniej nie wyjdę na idiotkę. To teraz w dowód wdzięczności zapraszam pana na szybką kawę. Tu obok jest taka miła kawiarenka. Nie może pan odmówić. Plizzz.

Byłem ugotowany. Ona też. Odnaleźliśmy się, dwie samotne monady w tym popieprzonym świecie. Cud.

– Nie wiem, jak to się stało. Nigdy, uwierz mi, nie wylądowałam w łóżku z facetem, którego poznałam przed godziną. To wszystko jest takie… cudne!

A potem – były prawie trzy lata cudownych randek.

– A ten twój? Niczego się nie domyśla?

Perlisty śmiech.

– Henio? Ta ciapa? Misiu, on nie bardzo wie, na jakim świecie żyje. Czyta, skrobie po nocach te swoje artykuły. Wiesz, on jest taki… nieżyciowy. Mogłoby się wszystko walić, a on by i tak nic nie zauważył, gapa.

– To dlaczego z nim jesteś? Ty, taka cudna, pełna pasji, zostaw go.

– Nie mogę. Na pewno nie teraz.

– Dlaczego?

– Oj, to za trudne, żeby to wyjaśnić… Kiedyś ci powiem wszystko i wtedy zrozumiesz. Najważniejsze, że dla mnie istniejesz tylko ty. Misiu…

I tak ma pozostać. Może i dobrze, że się wszystko wysypało. Dojdzie do przesilenia i Wonia będzie tylko moja. Trzeba ograć Henia. Taki miałem plan. Po piątej byłem gotowy do wyjścia. Ćwiczyłem przed lustrem chłodne, wolne od emocji spojrzenie samca alfa. Przed szóstą stanąłem za warzywniakiem po drugiej stronie ulicy i dyskretnie obserwowałem wchodzących do Mozaiki.

– Misiu. Tu jestem. Chodź do środka, bo zmarzniemy.

Podskoczyłem. Niewysoki, uśmiechnięty, przerzedzony blondyn w okrągłych okularkach. Mój wróg osobisty, Henio.

– No, naprzód! – wziął mnie pod rękę i poprowadził w stronę wejścia.

Jeden zero dla niego. Trochę spanikowałem, byłem już tylko małą żabką, a nie samcem alfa.

– Pani Basiu, dwie wódeczki na szybko, a później się zobaczy.

– Już się robi, panie redaktorze.

– Nie będę pił wódki – zaprotestowałem w zdrowym odruchu samoobrony.

Nie mogłem stracić czujności, musiałem zachować trzeźwość oceny sytuacji. To bój mój, być może, ostatni. O moją drobinkę, przecież, o Iwonkę. Wonię najsłodszą.

– Nie pij, Misiu. Zachowaj czujność. Ale pozwolisz, że ja sobie chlapnę.

– Dwie żołądkowe, cieplutkie, tak jak pan redaktor lubi – zaszemrała pani Basia, wpatrując się w ciapę Henia z uwielbieniem.

– No, do rzeczy, panie Heniu. Nie mam zbyt wiele czasu – zniecierpliwiłem się.

– Wiesz co? Przejdźmy na ty, Misiu. Wszak więcej nas łączy, niż dzieli.

– Nie sądzę.

– Bo niewiele wiesz.

– Mam nadzieję, że się dowiem.

– Iwonka cię zdradza.

– Mnie? To ciebie zdradza. I to ze mną. I tak naprawdę, nie ma tu żadnej zdrady. Wiem dobrze, że nie sypiacie ze sobą już od kilku lat, molu książkowy…

– Ciebie zdradza. Mnie zresztą też. A tak przy okazji, wiedz, że sypiamy ze sobą. Może nie za często, kilka razy w tygodniu…

Resztki wyćwiczonego misternie spojrzenia rozbiegły się po wszystkich zakamarkach lokalu.

Byłem już tylko trzęsącą się kupką nieszczęścia

– Przepraszam, Misiu, chciałem ci to powiedzieć delikatniej, ale sam się napraszałeś. Więc do rzeczy, słyszałeś zapewne o niejakim Bernim?

– Pewnie. Iwona mówi mi wszystko. To skunks, jej szef w biurze. Pogardza nim, ale jest jej przełożonym, więc…

– No? Co więc? Dociera powoli? No już, uspokój się, może zamówić ci kieliszeczek?

– Niby skąd to wszystko wiesz?

– Dobra, przejdźmy do twardych dowodów. Masz, załóż słuchawki. Co ci puścić? O, to jest niezłe.

Podał mi je i włączył jakiś plik w telefonie. Usłyszałem głos mojej Woni:

„…przestań Berni, przecież wiesz, że to książkowa ciapa. Tylko ty się dla mnie liczysz… Tylko.

– Chciałbym ci wierzyć, Iwol. Chciałbym.

– Więc mi wierz. Jak możesz wątpić w moje uczucia? Mało masz dowodów?

– Zostawmy to teraz. Jutro w Krakowie wrócimy do sprawy.

– Jutro w Krakowie będziemy się kochać jak dzikie wydry, mój Berni, mój prawdziwy mężczyzno”.

Henio patrzył na mnie z leciutkim uśmieszkiem. Bardzo mu tego uśmieszku zazdrościłem. Mnie wcale nie było do śmiechu.

– Skąd to masz? Kto ty, ku***, jesteś, Heniu? Pegazus jakiś?

– Daj spokój, Misiu, pegazus to armata, gruba Berta, ja raczej preferuję delikatne, subtelne i cichutkie metody. Analiza psychologiczna, profilowanie, cierpliwość. I uśmiech, zauważyłeś, że ciągle się uśmiecham? To cudowna i niezawodna broń. Po armaty sięgają jakieś zera czy miękiszony. Prawdziwy facet nie pręży muskułów. Nie musi. On jest. Patrzy, słucha i myśli.

Uśmiechnął się do mnie szeroko, bydlak.

– I cholernie dużo gada, nie?

– Czasami trochę gada. Jeśli trafi na inteligentnego rozmówcę.

– Czyli ja…

– Tak, ty. I nasz wspólny interes. Postanowiłem, że nadeszła godzina zero. Iwony czas się kończy.

– To co, powinniśmy zabić Wonię?

– To w tobie lubię. Zawsze podziwiałem w twoich mailach do Iwony wyczucie językowe. Zauważ, jak to zabawnie brzmi: zabić Wonię. Nie bój się, nie będziemy rozpylać pochłaniacza zapachów, w każdym razie nie dosłownie. Po prostu rzucimy ją. Teraz.

– Jak to: rzucimy? Zostawimy ją w ramionach tego troglodyty?

– Berni też ją rzuci. Najprawdopodobniej właśnie ją rzuca. W najgorszym razie dmucha się z nią jak dzika wydra, a rzuci ją, jak już się nadmucha.

– Skąd ta pewność?

– Z analizy, już ci mówiłem. Nie ma przypadków. Zawsze są gdzieś jakieś nitki, za które ktoś pociąga. Daję ci niepowtarzalną szansę, możesz zostać współpociągającym. A skoro o współpociąganiu, to kto wie, może to pomiędzy nami początek prawdziwej męskiej przyjaźni.

– Jesteś obrzydliwy, Heniu.

– No, jestem, Misiu, ale zapewniam, że bardzo zyskuję przy bliższym poznaniu. Przy okazji, dziękuję za Leibniza, oczywiście miałem już tę książkę, ale nie przyznałem się, żeby nie psuć Iwonce nastroju. I od razu polubiłem ciebie.

– To jeszcze wytłumacz mi, dlaczego teraz? Dlaczego, wiedząc o wszystkim, tolerowałeś sytuację, a nagle Berni rozjuszył cię w takim stopniu?

Henio wzruszył ramionami.

– Berni nie ma tu żadnego znaczenia. Kolejny byczek z dużej hodowli byczków. Zapomnijmy o nim. Wczoraj dostał od anonimowego obrońcy moralności pakiet dowodów. Trawi to, rzuci bidulkę, nie mam najmniejszych wątpliwości. To ją załamie, bardzo nie lubi być rzucana.

– Heniu, ale dlaczego teraz?

– Bo ja wiem? Znudziło mi się to wszystko. W miarę czytania twoich listów coraz bardziej chciałem cię poznać. Bądź spokojny, nie mówię o romansie. Nie zakochuję się w facetach, ale jak pewnie sam wiesz, ciężko dziś spotkać inteligentnego gościa z poczuciem humoru. Sytuacja jest niesprzyjająca i rozumiem, że ci nie do śmiechu, ale jak wszystko będzie już za nami, zapewniam, niejeden raz będziemy się śmiać z tych przygód przy cieplutkiej wódeczce. Dobrze, na dowód moich najszczerszych intencji wyznam ci coś w tajemnicy. Misiu, pamiętaj, zaufałem ci. Otóż poczyniłem już pewne ruchy dotyczące spraw finansowych naszej rodziny, to ułatwia wiele spraw. A po drugie, zakochałem się. Wiem, to takie prozaiczne. Zakochałem się jak uczniak, a Aldonka naciska, żebym odzyskał wolność. Uwiera ją obecność Iwony. I tak. Teraz rzucimy ją równocześnie. A ona sobie poradzi. Poraniona i zawiedziona stanem swojego konta dopłynie do jakiejś przystani. Bez obaw.

– Jeszcze kolejka, panie redaktorze?

– O tak, pani Basiu, najwyższa pora. A ty?

– Tak, też poproszę.

– Czyli wchodzisz w to?

Dzikie wydry przeważyły szalę

We łbie kotłowało mi się to wszystko, ale najbardziej ton Woni, jakim przymilała się do troglodyty Berniego. Ton będący kalką tego, czego tak bardzo kochałem słuchać. Dzikie wydry przeważyły szalę. Kiwnąłem głową.

– Brawo, Misiu, brawo. Pani Basiu, co mamy takiego naprawdę ekstra, na podkreślenie wagi sytuacji?

– No chyba, panie redaktorze, najlepszy jest serniczek, świeży, dzisiejszy.

– I niech tak będzie. Cztery wódeczki i dwa serniczki.

Minęły już trzy miesiące. Stałem się fanem analizy, profilowania i zacząłem się częściej uśmiechać.

– Polejesz, Misiu?

– Co tak, Heniu, poganiasz?

– Daj spokój, Aldona i tak będzie się awanturować do nocy…

Czytaj także:
„Zostawiłem żonę dla kochanki i teraz żałuję. Krysia schudła i wypiękniała, ale już mnie nie chce”
„Byłam pewna, że to kochanka mojego męża. Okazało się, że to jego... dorosła córka, o której nic nie wiedziałam”
„Gdy mój mąż był ciężko chory, odkryłam że miał romans. Kochanka opuściła go w chorobie, ale ja nie...”

Redakcja poleca

REKLAMA