Kolejną noc wierciłam się w pościeli, nie mogąc zasnąć. Przez żaluzje sączył się do wnętrza sypialni blask księżyca. Pełnia nie była jednak główną przyczyną mojej bezsenności. Położyłam się na plecach i… leżałam, wsłuchując się w miarowy oddech śpiącego obok męża i czując narastającą złość.
Jak on może tak spokojnie spać?
Powinnam się z nim wreszcie rozmówić, ale wciąż nie mogłam zebrać się na odwagę, znaleźć odpowiednich słów. Miałam gulę w gardle, gdy tylko próbowałam zadać dręczące mnie od tygodni pytanie. Za bardzo bałam się odpowiedzi. Tomasz chrapnął przeciągle i przewrócił się na bok. Do mnie sen nie przychodził. Już jakiś czas temu zaczęłam odnosić wrażenie, że z naszego wspólnego konta znikają pieniądze. Nie były to duże sumy, bo takie zauważyłabym od razu. Niemniej ubywało kasy szybciej niż zwykle.
– Wzrosły rachunki? – spytałam któregoś poranka męża, który był twardo stąpającym po ziemi mężczyzną i pełnił funkcję księgowego w rodzinie.
– Co? – poruszył się nerwowo na krześle. – A tak, tak, wzrosły.
Na pewno? Gdy Tomasz pojechał na ryby, usiadłam przed laptopem i zalogowałam się na nasze konto w banku. Przetrząsnęłam historię transakcji i odkryłam, że od trzech miesięcy znikały z niego różne kwoty. Poszperałam w przeglądarce i weszłam na wszystkie ostatnio odwiedzone strony. Zalogowałam się też na konto w Allegro i… Dobrze, że siedziałam, bo to, co zobaczyłam, ścięło mnie z nóg.
Mój mąż regularnie kupował różne rzeczy – niby zwykłe, codzienne zakupy – tyle że jako miejsce dostarczenia przesyłki podawał adres mieszkania, które odziedziczyłam po mamie. Dotąd je wynajmowałam, ale ostatni najemcy pozostawili po sobire złe wrażenie i chaos, a mnie jakoś brakowało czasu i chęci, by wziąć się za remont i poszukiwania kolejnych chętnych. Mieszkanie stało zatem puste od trzech miesięcy. Po co mój mąż zamawiał tam paczki? Dla kogo?
Przecież nie dla siebie kupował balsam do ciała, watę i szampon o zapachu mango, prawda? Co ty przede mną ukrywasz?
Przygryzłam nerwowo wargę, przeglądając kolejne strony. Nic więcej nie znalazłam, ale i tak dręczył mnie niepokój. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. W pierwszym odruchu miałam ochotę rzucić się na męża z pazurami i zmusić go do wyznania prawdy, jakakolwiek by nie była. Oczyma wyobraźni widziałam, jak miotam się po salonie i ciskam oskarżenia w męża.
Musiałam się przekonać, to było silniejsze ode mnie
Kiedy Tomasz wrócił do domu, opuściła mnie jednak cała odwaga i pewność siebie. Zaczęłam go sama przed sobą tłumaczyć, wymyślać najbardziej sensowne i niewinne zarazem przyczyny tego, że kombinuje coś za moimi plecami. Nie powiedział mi, bo… bo chce mi zrobić niespodziankę! Tak, na pewno, powtarzałam sobie, szykując się następnego dnia do pracy. Szło mi kiepsko.
Nie chciało mi się stroić. Włożyłam dżinsy i koszulę. Nie chciało mi się myć ani układać włosów. Spięłam je tylko w kitkę. Spryskałam się dezodorantem, zamiast perfumami, których zapach dziwnie mnie drażnił, i chwyciłam wiszący na wieszaku żakiet. Byłam gotowa do wyjścia, choć tak naprawdę nie potrafiłam nawet zebrać myśli.
– Wszystko w porządku? – zagadnął mnie Tomasz. – Coś mało się odzywasz od wczoraj…
– Chyba ciśnienie spada. Głowa mnie boli – wzruszyłam ramionami..
– OK, uważaj na siebie, widzimy się wieczorem po pracy – cmoknął mnie w skroń i wyszedł.
Przez chwilę stałam w przedpokoju i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Potem sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do pracy, prosząc o urlop na żądanie.
– Nie wierzę, że to robię – powiedziałam do siebie, siadając za kierownicą.
Silnik zamruczał cicho i auto wytoczyło się z garażu. Pojechałam prosto do mojego dawnego mieszkania. Niemal czułam ciężar spoczywających na dnie torebki kluczy, gdy stanęłam pod klatką schodową i spojrzałam w stronę znajomych okien. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Te same lekko pożółkłe firanki i zepsuta roleta, która rozsuwała się tylko do połowy. Westchnęłam i weszłam do budynku, a potem z tłukącym się w piersi sercem wdrapałam się po schodach na drugie piętro.
Czułam się trochę nie w porządku wobec Tomasza. Wszak robiłam to wszystko po to, by go sprawdzić. Z drugiej strony to on miał przede mną jakieś tajemnice. Najciszej, jak potrafiłam, wsunęłam klucz do zamka. Pchnęłam drzwi i bezszelestnie weszłam się do środka. Od razu wyczułam czyjąś obecność. Wnętrze wypełniał zapach jajecznicy ze szczypiorkiem. Tak jakby ktoś przed chwilą jadł śniadanie. Z głębi mieszkania dobiegały płynące z telewizora dźwięki. Przełknęłam ślinę, bojąc się tego, co mogę odkryć. Od poznania prawdy dzieliło mnie jeszcze tylko kilka kroków. Przesuwałam się, cicho stawiając stopę za stopą. W końcu stanęłam w progu salonu i pchnęłam przeszklone drzwi.
– Kim jesteś? – usłyszałam pytanie zadane piskliwym głosem.
Byłam w szoku.
A więc jednak… Przede mną stała młoda kobieta ściskająca w dłoniach ciężki wazon
Najwidoczniej nie poruszałam się tak bezszelestnie, jak sądziłam. Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Obie byłyśmy zaskoczone, ale chyba ja bardziej. Pod obcisłą bluzką dziewczyny rysował się wydatny ciążowy brzuch. Zakręciło mi się w głowie. Musiałam oprzeć się o framugę.
– Co tu robisz? Mów! – zażądała bardziej zdecydowanym tonem.
Ona? Ona mnie wypytywała?! Poczułam, że zaraz zemdleję. Albo zwymiotuję. Słaniając się od ściany do ściany, pokonałam korytarz, a potem wypadłam na klatkę. Omal nie zleciałam ze schodów, zbiegając na dół. Na dworze wciągnęłam w płuca powietrze i przycisnęłam dłonie do pulsujących skroni. Naprawdę rozbolała mnie głowa. I nadal było mi niedobrze. Dotarłam do auta, zatrzasnęłam drzwi i wybuchnęłam płaczem.
Próbowałam zrozumieć, co tu się właściwie dzieje, i na myśl przychodziło mi tylko jedno wytłumaczenie: po latach małżeństwa Tomasz znalazł sobie kochankę. I zrobił jej dziecko. Szokujące było to, że ulokował tę dziewczynę w mieszkaniu po mojej mamie. W mieszkaniu, w którym się wychowałam i dorastałam. To się w głowie nie mieściło. Co za bezczelność! Bezwstydny drań…
Ciekawe, kiedy zamierzał się przyznać? Przecież będzie ojcem!
Uderzyłam pięściami w kierownicę. Przed oczami znów stanął mi widok ciążowego brzucha, którego dziewczyna nie ukrywała. Może naprawdę nie wiedziała, kim jestem? Czy zdradzający mężowie przyznają się kochankom do prowadzenia podwójnego życia? Pewnie naopowiadał jej bzdur o tym, że jesteśmy małżeństwem już tylko na papierze, że planuje rozwód. Minęło dziesięć minut, zanim się uspokoiłam, przestałam płakać i kląć. Nachyliłam się nad deską rozdzielczą i spojrzałam w górę.
Stała tam, odchyliwszy firankę. Proste, czarne włosy i wpatrzona we mnie blada twarz. Tego wieczoru nie mogłam patrzeć na Tomasza. Chciał się do mnie przytulić, ale odsunęłam się na brzeg łóżka i leżałam. I tak kilka nocy z rzędu. Ile jeszcze? Kiedy się w końcu przyzna? A może wcale tego nie zrobi? Może chce mnie pozostawić w błogiej, jego zdaniem, nieświadomości? No to powinien się lepiej maskować.
Kilka nerwowych dni i bezsennych nocy mało mnie nie wykończyło. Nie zamierzałam tak żyć. Nawet dla dobra rodziny. W zawieszeniu. W niepewności. Podczas gdy ta kobieta wiła sobie miłosne gniazdko w moim mieszkaniu! Dość tego – pomyślałam tuż po przebudzeniu. Wsunęłam stopy w kapcie i opatuliłam się szlafrokiem.
Była sobota, więc byliśmy na siebie skazani. Postanowiłam się z nim rozmówić. Sam dał mi pretekst, pytając o powód mojego nastroju.
– Nie udawaj, do cholery! – z łoskotem odstawiłam kubek, aż kawa chlusnęła na blat. – Wiem o wszystkim.
– O czym niby? – Tomasz najwyraźniej zamierzał zgrywać niewiniątko.
– Byłam w mieszkaniu mamy – wycedziłam przez zęby.
Aha. Tomasz poczerwieniał, otworzył usta jak ryba wyrzucona na brzeg. Potem spuścił głowę, oparł łokcie o stół, nerwowo skubał rękaw bluzy. Skrzyżowałam ręce na piersiach.
– Od jak dawna mnie zdradzasz?
– Co? Ja… ciebie… zdradzam? – wydukał. – Ale to nie tak…
Podniósł głowę. W oczach miał łzy. Myślałam, że mi już wszystko jedno, że skoro mnie zdradzał i oszukiwał, nie jest mężczyzną, za jakiego go miałam, więc niech się wynosi z mojego życia. Ale teraz? Mało go nie uderzyłam. Wyglądał jak ofiara, a nie sprawca całego zamieszania. Wściekłam się. Czułam, jak płoną mi policzki. Nie miał prawa płakać! Nie miał prawa robić z siebie pokrzywdzonego. To ja byłam ofiarą!
– A co? Ja ciebie?! – wrzasnęłam, niemal tracąc nad sobą kontrolę. – Gadaj, do ciężkiej cholery! Mam dość.
– Kochanie, to nie tak, jak myślisz – zasunął znanym banałem świata.
Zerwałam się z miejsca. Oddech dzielił mnie od wybuchu. Od rzucenia w niego czymś ciężkim.
– Usiądź. Proszę cię. Daj mi wytłumaczyć, błagam...
W głosie Tomasza zadźwięczał na tyle rozpaczliwy ton, że mimo buzującej we mnie wściekłości postanowiłam dać mu jedną szansę. Za te wszystkie wspólne lata. Niech spróbuje się wytłumaczyć. O ile istniało jakiekolwiek usprawiedliwienie zdrady, niech spróbuje je znaleźć.
– To było, zanim cię poznałem… – zaczął. – Źle zrobiłem, wiem…
Opowiedział mi, z wyraźnym wstydem, o tym, co się wydarzyło ponad 20 lat temu
Jego ówczesna dziewczyna zaszła w ciążę, a on zachował się jak gówniarz. Zniknął z jej życia i udawał, że problem nie istnieje. Krótko potem poznał mnie. Zakochaliśmy się w sobie. Nigdy mi nie powiedział o tym, że ma dziecko. Dziecko, które porzucił, którego się tchórzliwie wyparł, a potem dalej chował głowę w piasek.
– Bałem się przyznać… Bałem się, co sobie o mnie pomyślisz…
– Więc ta dziewczyna w ciąży…?
– To nie żadna kochanka, tylko moja córka. To ją wtedy przed laty porzuciłem. Drugi raz nie mogłem jej tego zrobić! Przepraszam, bardzo cię przepraszam, zawiodłem ją, ciebie, siebie… Odnalazła mnie, gdy jej matka zmarła. Nie ma nikogo innego. Potrzebowała pomocy. Więc…
– Więc jej pomogłeś. Rozumiem, nic dziwnego. Ale… Czemu mi o niczym nie powiedziałeś?
– Czemu…? – patrzył na mniej wzrokiem zaszczutego zwierzęcia. – Ja… nie umiałem ci tego powiedzieć. Znowu sytuacja mnie przerosła… Byłem i jestem beznadziejny…
– Przestań się nad sobą użalać! – fuknęłam. – Nie ty straciłeś matkę i nie ty jesteś samotną dziewczyną w ciąży. Swoją drogą, jak mogłeś sądzić, że to się nie wyda? Przecież umieściłeś ją w moim mieszkaniu!
– To miało być tylko na jakiś czas. Chciałem jej znaleźć coś innego, ale… Masz rację, jestem żałosny i głupi. To musiało się wydać. Nie wiem, dlaczego myślałem inaczej – Tomasz wstał i zaczął nerwowo dreptać po kuchni.
Wcisnął ręce w kieszenie spodni, spuścił głowę, wyglądał jak półtora nieszczęścia. Zauważyłam, że chyba też schudł z tego stresu.
– Powinieneś mi był po prostu powiedzieć – podeszłam do niego i chwyciłam go za ramiona.
Emocje trochę już opadły i w tamtym momencie najważniejsze było dla mnie, że Tomasz, mój mąż, mnie nie zdradził. Ta młoda kobieta była jego córką, nie kochanką. Skrzywdził ją i jej matkę, miał za co przepraszać i się wstydzić. Powinien wziąć odpowiedzialność za tę dziewczynę, skoro była jego dzieckiem. Mocno po czasie, ale lepiej późno niż wcale. Moje małżeństwo nie okazało się fiaskiem.
Owszem, Tomasz zachował się jak drań, ale był wtedy przerażonym gówniarzem
Teraz też się nie popisał, ukrywając przede mną prawdę, tyle że przynajmniej tym razem nie odwrócił się od córki. Może to jego szansa na zadośćuczynienie. Musiało go to męczyć, ta tajemnica… Tyle lat…
– Wiem, że powinienem, przepraszam. Nie zostawiaj mnie…
Mało się nie popłakałam, słysząc tę prośbę. Jakbym mogła? Przytuliłam go mocno w odpowiedzi.
– Co teraz zrobimy? – spytał Tomasz, gdy ponownie siedliśmy przy stole przy zimnej już kawie.
– Pomożemy jej, to twoja córka – odparłam. – Czy mi się to podoba, czy nie, należy do rodziny.
Tomasz uśmiechnął się leciutko, z wdzięcznością i nieśmiałą dumą.
– Ma na imię Ula. Ładna jest, co?
– Bardzo ładna – potwierdziłam.
Uczymy się żyć na nowo. Na razie jest nieźle
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zdecydowaliśmy, że dziewczyna zostanie tam, gdzie jest. Przynajmniej dopóki nie urodzi dziecka i jakoś nie stanie na nogi. Potem do niej pojechaliśmy. Razem. Z początku Ula była nieufna, nie wiedząc, czego się po mnie spodziewać, czy to nie jakiś podstęp z mojej strony. Ja z kolei traktowałam ją z przesadną ostrożnością.
Szybko jednak znalazłyśmy wspólny język. Kilka tygodni później bujałam w ramionach różowe maleństwo, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. W krótkim czasie nasze życie wywróciło się do góry nogami, ale świat z tej perspektywy też wygląda pięknie. Tomasz odnalazł córkę i został dziadkiem. Nasz syn zyskał starszą siostrę i został wujkiem. Ja jestem macochą i babcią. Wszyscy musieliśmy odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Im lepiej poznaję Ulę, tym bardziej ją cenię i lubię. Ba, chyba nawet zaczynam kochać, jakby była moją córką. I to zaledwie po paru miesiącach.
Nie pojmuję, jak Tomasz mógł ją porzucić, a potem nie próbował nawiązać kontaktu. Nie był ciekawy, jaka jest? Boli mnie też, że nie ufał mi na tyle, by wyznać prawdę dawno temu. Nie straciłby lat dorastania swojej córki. Ale przeszłości nie zmienię, więc jaki sens się nią zadręczać? Żaden. Skoro Ula mu wybaczyła i cieszy się, że wreszcie ma ojca, nie będę jej tej radości psuła. Skupię się na budowaniu naszej rodziny na nowo.
Czytaj także:
Nie dawałam sobie rady z jednym dzieckiem, a gdy urodziłam drugie, zaczął się obóz przetrwania
Zazdrościłem Jackowi, że jest kawalerem - u mnie tylko kupki i zupki...
Podczas pandemii najgorsza jest samotność. Chciałabym wyjść do ludzi. Ale może wcześniej umrę