„Mąż zostawił mnie dla młodszej, piękniejszej i... pyskatej. Już po rozwodzie on i jego mamusia tego żałowali”

Szczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, Martinan
„Po rozwodzie w końcu odżyłam. Żadna teściowa nie truła mi, że jestem beznadziejna, żaden mąż mnie nie wyzyskiwał. Czułam się jak ryba w wodzie. A on poznał nową babę. Podobno nie taką uległą, nie taką cichą. Wręcz przeciwnie! Wymagającą i pyskatą. Da im dziewucha popalić”.
/ 15.09.2021 13:07
Szczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, Martinan

Kiedy ma się czterdzieści pięć lat, sporą nadwagę i jeszcze większe kompleksy, a w dodatku zapalenie okostnej, wiadomość, że mąż chce rozwodu, bo znalazł sobie inną, może kobietę zabić! Wiem, co mówię!
Nie pomagały mi żadne przeciwbólowe prochy, dolną szczękę rozwiercał tępy świder, byłam spuchnięta, zaryczana, nie myłam się od dwóch dni. W domu śmierdziało szałwią, goździkami i cebulą, bo oprócz tabletek ratowałam się środkami z babcinej apteki.

Wtedy mój mąż wrócił z delegacji...

Najpierw powiedział: „Chcę się z tobą rozwieść”, a zaraz potem dodał: „Jak ty okropnie wyglądasz!”.
Czemu go nie zabiłam?

Po dwudziestu siedmiu latach małżeństwa człowiek jest zaprogramowany jak robot – w ciężkich chwilach zamyka się w łazience, wciska między kibel i pralkę, a potem wyje całą noc. Pan mąż ma to oczywiście w nosie. Spokojnie chrapie rozwalony w podwójnym łóżku. Jemu jest fajnie.

Świtało, kiedy zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Teresy. Też jest rozwódką. Jej małżonek zawiadomił ją o nagłej potrzebie zerwania więzów rodzinnych akurat w czasie przyjęcia z okazji srebrnego wesela.
O tym, w jaki wielki wpadła szał do tej pory opowiadają ich znajomi. No, ona naprawdę prawie zabiła swojego wybranka. Niestety, sąd potraktował to jako niestabilność emocjonalną i chciał orzekać rozwód z jej winy. Na szczęście miała dobrego adwokata, bo mogłaby się z tego nie wywinąć.

– Co się stało?– zapytała dziwnym głosem. – Przeszkadzasz mi trochę…

– Nie jesteś sama?– zdziwiłam się.

– Jestem samotna, ale nie sama – odpowiedziała. – Świat jest pełen mężczyzn, którzy są gotowi umilać babkom życie. Jednego mam właśnie obok… Mówię ci, super ciacho!

Mruczała jak kotka, ale kiedy jej powiedziałam, co mnie spotkało, natychmiast się ogarnęła.

– Zaraz będę u ciebie – usłyszałam już rzeczową odpowiedź. – Nic nie rób, czekaj, coś wymyślimy.

Teresa jest energiczna, zdecydowana i konkretna. Lubię ją, naprawdę.

Zespół Otumanionej Mężatki. Znacie to?

– Najpierw zajmiemy się twoimi zębami – zdecydowała, kiedy już wysłuchała całej tej żałosnej historii. – Na resztę jeszcze przyjdzie czas…

Natychmiast zawiozła mnie do swojego dentysty, a potem z powrotem do domu, gdzie czekała parę godzin, aż się obudzę po ciężkim śnie.

– Nie boli – powiedziałam z ulgą, kiedy otworzyłam oczy. – Mogę normalnie oddychać! Jest fajnie!

– I bardzo dobrze! Byłaś u mojego stomatologa, teraz czas na prawnika… Ale najpierw powiedz szczerze, czy chcesz się rozwodzić, czy nie?

– Nie wiem.

– To pomyśl, czego ci będzie żal, jakbyś się jednak hipotetycznie rozeszła ze swoim Dziubkiem.

Nabrałam powietrza, otworzyłam usta, żeby wymienić wszystkie blaski naszego wspaniałego związku i… tak zostałam z tą otwartą gębą!

– Widzisz! – śmiała się Teresa. – Jakoś ci trudno znaleźć to matrymonialne słońce. Zgasło? Zaszło za chmury?

– Może…

– To teraz się zastanów, jak długo żyjesz w takim półmroku.

– Długo żyję. Przyzwyczaiłam się.

Teresa spojrzała na mnie i pokiwała głową z politowaniem.

– Głupia jesteś. Nie złość się, że tak mówię, bo ja też byłam głupia, więc umiem rozpoznać chorobę.

– Jaką chorobę? – zdziwiłam się.

– Zespół Otumanionej Mężatki, czyli ZOM. Źle się kojarzy? I słusznie, bo to jest tak samo groźne i niebezpieczne… Trzeba się leczyć!

– Ale jak? – jęknęłam.

– Powiem ci. Ale najpierw ty mi powiedz, gdzie spędzacie wakacje?

– Przecież wiesz… – westchnęłam z rezygnacją. – Na działce, u teściowej.

– Od kiedy?

– Od lat. Co się głupio pytasz? Przecież byłaś tam z nami – mruknęłam.

– Tak. Raz. Pierwszy i ostatni… A ty, o ile wiem, nie możesz się wymigać?

– Skąd?! Łeb by mi urwali! Trzeba pielić, kopać, robić przetwory, smażyć, warzyć! Teściowa nie popuści!

– Ona wszystko wie i robi najlepiej?

– Jasna sprawa! Nieustannie mnie poucza – zawołałam.

– Lubisz ją?

No co za idiotyczne pytanie!

– Najbardziej nienawidzę, kiedy wyjmuje protezę i moczy ją w szklance, na widoku. Jest mi wtedy niedobrze… – odparłam. – I kiedy głośno puszcza bąki, a potem stwierdza, że to zdrowo. I kiedy mówi do mnie: „Bo ty zawsze byłaś taka sprzeczna!”. I nawet w upał nie pozwala na noc otwierać okna, a śpimy wszyscy w jednym pokoju. To jest dla mnie koszmar!

– Pytam, czy ją lubisz? – drążyła.

Puszczają wszystkie tamy i krzyczę:

– Nie lubię! Nie znoszę! Wprost nienawidzę tej baby! Ale boję się do tego przyznać, bo Dziubek byłby na mnie zły. On bardzo kocha swoją matkę!

– Naprawdę? To czemu zawozi cię tam i znika? – uśmiechnęła się.

– Pracuje – wzruszam ramionami.

– On ma urlopy we wrześniu.

– I jedzie wtedy z kumplami na ryby. Bez ciebie. Tak?

Kolejny raz otwieram usta, żeby coś wytłumaczyć, i znowu tak zastygam.

Poradziła, żebym się zgodziła na rozwód

Faktycznie. Działka, cała robota, grzebanie się w ziemi, opieka nad teściową, to są moje sprawy. Kiedy mężulek się tam pojawia, głównie leży na hamaku, a teściowa nieustannie mnie szturcha: „Noo, zanieś mu kompotu. Zapytaj, może coś zje? Tylko mu głowy niczym nie zawracaj, on biedaczek przyjechał tu odpocząć, tak mizernie wygląda!”.

Wygląda mizernie, bo chyba znowu chlał z kumplami. Kiedy mnie cmoknął na powitanie, wyraźnie czułam sfermentowany alkohol. Jestem wściekła, ale nie robię awantury, bo teściowa stanie po jego stronie i powie: „Czego się czepiasz? Musi chłopak odpocząć i się rozerwać. Ty się byczysz na wakacjach, a on tam tyra, żeby ci ptasiego mleka nie brakowało!”.

Od kiedy nasza córka studiuje za granicą jest jeszcze gorzej, bo Dziubek wymyślił, że mieszkanie teściowej się wynajmie, a mama zamieszka u nas. To był dopiero pomysł!

– Będziesz miała towarzystwo – zatroszczył się. – Mnie wiecznie nie ma, po co się masz nudzić w domu?

– Tylko nie będziesz mogła leżeć brzuchem do góry i oglądać telewizji – wtrąciła się teściowa, która przysłuchiwała się naszej rozmowie. – Ja ci zawsze znajdę jakąś robotę. Kobieta musi mieć zawsze zajęte ręce, to jej głupoty do głowy nie przychodzą.

Opowiedziałam o tym Teresie.

– Pewnie sobie znalazł jakąś babę – zaczęłam ryczeć. – Po tylu latach chce mnie wyrzucić jak stary kapeć!

– Dowiem się – obiecała Teresa i faktycznie, po paru dniach przyszła z bardzo ciekawymi nowinami.

Moja następczyni jest młodsza ode mnie, rozwiedziona, bezdzietna i wprost uwielbia się bawić.

– Daj na mszę dziękczynną – powiedziała Teresa. – Zemsta blisko!

– Jak to? Co ty gadasz? – nic z tego nie zrozumiałam.

– Albo ona im da popalić, albo oni jej! – Teresa nie miała wątpliwości, że tak będzie. – Całe towarzystwo powinno się pozagryzać na śmierć! Twoja obecna rodzinka jeszcze zatęskni za dawnymi czasami, kiedy jak trusia siedziałaś w kącie i robiłaś, co kazali. Ona im pokaże faka!

– Ale co ze mną? – spytałam.

– Mężuś chce rozwodu? Bardzo proszę! – Teresa przedstawiła mi swój pomysł na moje życie. – Rozwód tylko z jego winy, żebyś w razie czego miała szanse na alimenty. Zostajesz w waszym mieszkaniu albo on kupuje ci nowe, lepsze. Idziesz do fryzjera, kończysz z tą swoją mysią urodą! Zaczynasz wyjeżdżać do SPA, chodzisz do kosmetyczki, wyrzucasz stare ciuchy…

– Zaraz, zaraz – zaprotestowałam. – A skąd kasa na to wszystko?

– Umiesz liczyć? – uśmiechnęła się.

– Umiem – wzruszyłam ramionami.

– Więc policz… Odtąd nie wydajesz na tony mięcha i kiełbas, masz dodatkowe złotówki w kieszeni. Tobie wystarczą trzy plasterki najlepszej wędliny! Nie kupujesz piwska, nie palisz fajek, nie tankujesz auta… Wystarczy ci, zobaczysz! Jeszcze zostanie.

Musiałam wyglądać na nie do końca przekonaną, bo Teresa dodała:

– Ale przede wszystkim jesteś wolna! Robisz co chcesz. Śpisz, jesz, kąpiesz się, odpoczywasz – po swojemu.

– I nikt mi już więcej nie mówi: „Bo ty zawsze, bo ty nigdy?”.

– Nikt. Idziesz na to?

Kiedy oświadczyłam Dziubkowi, że dam mu rozwód, ale tylko na moich warunkach, miał idiotyczną minę. Zaczęłam się śmiać… Wybałuszył oczy, a potem popukał się w czoło.

– Zwariowałaś? – powiedział.

– Odwrotnie. Wracam do rozumu. Więc jak chcesz – albo masz mnie z głowy, bez awantur, albo koncertowo zatruję ci życie. Wybieraj!

Musiało mu bardzo zależeć na wolności, bo zgodził się na wszystko.

Po pierwszej pojednawczej sprawie zadzwoniła teściowa. Kluczyła, kołowała, aż wreszcie wypaliła:

– To twoja wina! Gdybyś się postawiła, nie byłoby tego dramatu. Dziubek jest teraz nieszczęśliwy!

– Czemu? Ma, co chciał.

– Ta baba go zniszczy! Pyskate to, zarozumiałe, nie da sobie słowa powiedzieć. Wszystko wie najlepiej!

Z satysfakcją odpowiedziałam:

– Niech mi mamusia nie zawraca czterech liter. Macie, na co zasługujecie. Trafiła kosa, czyli mamusia, na kamień. Mam nadzieję, że się mama troszkę wyszczerbi!

Chciało mi się tańczyć i śpiewać z radości. Byłam prawie pomszczona!

Chwilę później zadzwoniła Teresa. Była właśnie z nowym menem na wyjazdowym weekendzie. Podobno zwiedzali jakieś zabytki, w przerwach od kochania się i byczenia na słońcu.

– Jak jest? – zapytała. – Mów krótko, bo kończą mi się impulsy i mam słaby zasięg. I głośno, bo nic nie słyszę.

– Jest fajnie! – wrzasnęłam. – Miałaś absolutną rację… Jest fajnie!

Czytaj także:
„Nie po to Tomek studiuje, żeby teraz umawiać się z byle jaką kelnereczką. Nie pozwolę, by ta dziewucha zabrała mi syna”
„Nie chodziłam z córką do parku, w końcu przestałam wychodzić z domu. Wszystko przez tę koszmarna fobię”
„Poroniłam i chciałam zachować to w tajemnicy, ale mąż zrobił z tego newsa tygodnia. Wszyscy się nade mną litowali...”

 

Redakcja poleca

REKLAMA