Byłam przekonana, że w naszym związku wszystko jest w porządku. Nic nie zwiastowało katastrofy, która miała nadejść. Wtedy sądziłam, że już nie będzie przede mną żadnej przyszłości, ale wtedy stało się nieoczekiwane.
Czy jeszcze będzie normalnie?
To wydarzyło się w zeszłym tygodniu. Kładłam się do łóżka, gdy w moim domu rozległ się dzwonek telefonu. Wzięłam komórkę do ręki i od razu ją odebrałam, nie patrząc na to, kto do mnie dzwoni. Myślałam, że to Kaja, bo naszym codziennym zwyczajem było rozmowy na temat minionego dnia.
– Cześć – w słuchawce usłyszałam cichutki głos mojego męża.
– Artur? To ty? – wolałam się upewnić, bo nie wierzyłam, że to on.
– Tak, to ja. Wiem, że późno dzwonię i ci pewnie przeszkadzam, ale zależy mi, żebyśmy się spotkali i porozmawiali…
– O czym chcesz rozmawiać? Przecież w sprawie rozwodu mamy już prawie wszystko ustalone – odparłam ze zniecierpliwieniem.
– Nie chcę rozmawiać o rozwodzie, wręcz odwrotnie… Agata, to był błąd. Teraz to wiem. Chciałbym do ciebie wrócić, bo bardzo tęsknię. Myślisz, że byłabyś w stanie dać mi drugą szansę? – mówił łamiącym się głosem.
Nie spodziewałam się tego
Przyznam szczerze, że zszokowało mnie jego wyznanie. W zasadzie mogłam spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Przez moment nie byłam w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, ale w końcu się przemogłam.
– Halo, słyszysz mnie? – zapytał Artur.
– Słyszę, słyszę… Ale chyba nie mam ochoty się z tobą widzieć. Zastanowię się i dam ci znać – odłożyłam słuchawkę.
Jeśli półtora roku temu ktoś by mi powiedział, że będę przeprowadzała z Arturem taką rozmowę, pewnie patrzyłabym na niego z niedowierzaniem. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi i że się kochamy. Przed ślubem byliśmy ze sobą wiele lat. Mieszkaliśmy ze sobą i ten czas był najlepszą okazją, by się poznać i dopasować. Oczywiście, jak w każdym związku dochodziło między nami do nieporozumień. Miewaliśmy ciche dni, owszem, ale zawsze potem godziliśmy się i wszystko wracało do normalności.
Po jakimś czasie okazało się niestety, że Artur ma na ten temat inne zdanie. Nagle, pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, oznajmił mi, że chce się rozwieść. Na początku myślałam, że robi sobie ze mnie żarty, więc odpowiedziałam tylko, żeby popracował nad dowcipami, bo ten nie jest śmieszny.
– Agata, ja mówię serio. Poznałem kogoś w pracy. Ola to cudowna kobieta, świetnie się dogadujemy, a ja jestem w niej zakochany. Chcę z nią być.
Naprawdę byłam w szoku
Myślałam, że śnię i jestem główną bohaterką koszmaru. Artur chce mnie zostawić? Odejść do jakiejś innej kobiety? Nie, absolutnie. To się nie dzieje naprawdę. Jesteśmy ze sobą piętnaście lat i on chciałby to wszystko przekreślić? Gdy ochłonęłam, podjęłam decyzję, że będę o niego walczyć. Wylałam morze łez, błagałam go na kolanach. Przypominałam mu wszystkie najlepsze wspomnienia z naszego życia. Chciałam, by zrozumiał, że ta kobieta to tylko chwilowy kryzys, zauroczenie. Zapewniałam go, że jeżeli tylko zerwie z nią znajomość, ja bez słowa wybaczę mu romans. On pozostawał nieugięty.
– Agata, ja już nic do ciebie nie czuję. Zrozum to i zgódź się na szybki rozwód – był wyraźnie zniecierpliwiony.
Jeszcze tego samego dnia zapakował rzeczy i wyprowadził się z naszego mieszkania. Na do widzenia wykrzyczałam, że nie dam mu rozwodu nigdy. Pierwsze godziny i dni samotności były dla mnie torturą. Chciałam się komuś wyżalić i wypłakać na ramieniu, ale wewnątrz palił mnie wstyd. Ciężko było mi pomyśleć, że ktoś mógłby widzieć moje cierpienie albo co najgorsze, cieszyć się z mojej życiowej porażki. Nie chciałam widzieć tych niby współczujących spojrzeń, ani słyszeć wyświechtanych frazesów o tym, jakim łajdakiem jest mój mąż.
Zamknęłam się w domu, nie odbierałam komórki, nikogo nie chciałam widzieć. Zostałam sama ze swoim żalem i poczuciem rozczarowania. Musiałam pracować, ale zaraz po powrocie do domu kładłam się do łóżka, w którym wypłakiwałam oczy, przeklinając Artura i jego kochankę. Czułam się jak śmieć, wybrakowana rzecz, brzydka i niepotrzebna. Stwierdziłam, że na pewno już nic w życiu mnie nie czeka. Z każdym dniem coraz bardziej zapadałam się w czarną dziurę rozpaczy.
Pomogła mi stanąć na nogi
Nie wiem, jak to wszystko potoczyło się dalej, gdyby nie Kaja, moja przyjaciółka. Wpadła do mnie z wizytą tydzień po wyprowadzce Artura. Na początku udawałam, że nikogo nie ma w domu, ale ona nie odpuszczała. Dzwoniła dzwonkiem jak nakręcona i darła się na całą klatkę, że nie odpuści, jeśli nie otworzę jej drzwi. Ostatnie czego potrzebowałam to zbiegowiska sąsiadów, dla których stałabym się tanią sensacją na osiedlu. W końcu otworzyłam jej drzwi.
– Co chcesz? – powiedziałam głosem pełnym niechęci.
– Chciałam sprawdzić, co u ciebie. Wiem, co się stało… – powiedziała spokojnie.
– Pewnie najbardziej ciekawi cię to, jak wygląda porzucona i zdradzona kobieta? Patrz, oto jestem, w pełnej krasie. Czuję się i wyglądam jak gówno. Zaspokoiłam już twoją ciekawość? Jeśli tak, to idź sobie – próbowałam zamknąć jej drzwi przed twarzą, ale zablokowała je stopą
– Agata, uspokój się. Chcę z tobą porozmawiać. Wiem, że to nie jest łatwe, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pomogę ci przez to przejść – powiedziała i weszła do mojego mieszkania.
Ciągle się zastanawiałam, w jaki sposób mogę się jej pozbyć, ale nie zrobiłam tego. Czułam pod skórą, że muszę wreszcie wyrzucić z siebie ten żal i smutek. Pragnęłam wydostać się z bagna rozpaczy. Rozmawiałyśmy do bladego świtu, przez następne dni dzwoniła do mnie albo mnie odwiedzała. Bez głupich rad wysłuchiwała mnie i pocieszała.
– Pamiętaj kochana, dasz radę się z tego podnieść! Jesteś silną kobietą i za jakiś czas będziesz robiła sobie żarty z tego, jak rozpaczałaś za Arturem.
Już go nie potrzebowałam
Rzeczywiście, Kaja wiedziała, co mówi. Po pół roku mój ból był zdecydowanie mniejszy. Rozmowy z przyjaciółką traktowałam jako terapię. Doszłam do momentu, w którym wiedziałam, że jestem gotowa żyć ze świadomością braku mojego męża. Pomyślałam sobie nawet, że jestem w stanie dać mu rozwód, bez konieczności wieloletniego szarpania się po sądach.
Dziwiłam się jednak, że ciągle nie dostałam z sądu żadnego zawiadomienia o pozwie rozwodowym. Tak bardzo mu się śpieszyło, żeby się ode mnie uwolnić, a nie poczynił ku temu żadnych kroków. Tak bardzo chciał budować nowe życie z Oleńką, a tu co? Nigdy mi nie przemknęło przez głowę, że on chce do mnie wrócić. Zresztą ja byłam już na tym etapie, że sobie tego nie wyobrażałam.
Myślałam, że Artur już dawno dopełnił wszystkich formalności związanych z rozwodem, a brak konkretnego terminu rozprawy jest spowodowany przeciążeniem sądu. Ze spokojem czekałam zatem na oficjalne wezwanie, bo przyznam szczerze, że chciałam mieć ten rozdział życia zamknięty. Ale pismo urzędowe nie przyszło, zamiast tego zadzwonił Artur.
Momentalnie odechciało mi się spać. Usiadłam w kuchni i zaczęłam rozmyślać. Wiele razy marzyłam o tym, że taki moment nastąpi. Widziałam w wyobraźni, jak Artur staje w progu z bukietem białych róż i prosi o wybaczenie. Miałam takie myśli już dawno temu, wkrótce po tym, jak mnie zostawił. Teraz czułam, że jestem już całkiem inną osobą, a moje życie ma szansę wrócić do równowagi. To, że nie ma go przy moim boku, nie budziło już mojego strachu.
Czy on sobie wyobrażał, że teraz, po tym wszystkim, on po prostu do mnie wróci? Że będziemy udawać, że nic się nie stało? W tamtym momencie nie zamierzałam znowu przyjmować go do domu. Pewnie gdyby pojawił się w progu, kazałabym mu iść w diabły. Wzięłam telefon i wybrałam numer do Kai, by opowiedzieć jej o tym, co się właśnie wydarzyło.
Była zdziwiona moją decyzją
Gdy skończyłam jej opowiadać, w słuchawce zapanowało milczenie.
– Naprawdę nie chcesz się z nim zobaczyć? – w końcu zapytała.
– Jasne, że nie chcę. Zaraz do niego dzwonię i powiem mu, co o tym wszystkim myślę. O tych jego przeprosinach i chęci powrotu. Niech się goni. Tamta go zostawiła, więc mnie będzie traktował jak koło ratunkowe? To chyba jakiś żart – wyrzuciłam z siebie z satysfakcją.
– To twoje życie, zrobisz, jak uważasz. Ja jednak bym jeszcze chwilę nad tym pomyślała. Może jednak byś z nim porozmawiała? – usłyszałam w odpowiedzi.
– Ale o czym właściwie ja mam z nim gadać? Zostawił mnie dla innej kobiety, milczał ponad rok i teraz sobie o mnie przypomniał? Jak gdyby nigdy nic mam z nim usiąść na kawie i słuchać mętnych tłumaczeń? No i oczywiście na koniec mu wybaczyć i wziąć w ramiona tego męża marnotrawnego? Chyba oszalałaś – teraz byłam mocno zdenerwowana.
Mimo że absolutnie nie miałam na to ochoty, zdecydowałam, że posłucham rady Kai. Na podjęcie tej decyzji potrzebowałam kilku dni. Dzisiaj wieczorem chcę zadzwonić do Artura i powiem mu, że zgadzam się na spotkanie. Nie będę się z nim kłócić, ani wypominać tego, co się stało. Wysłucham go w spokoju. Jeśli zobaczę, że naprawdę żałuje tego, co mi zrobił, to być może rozważę jego powrót. O ile poczuję, że jeszcze w ogóle cokolwiek do niego czuję.
Czytaj także:
„Kumpel śmiał się z mojego hobby, a po jednej wyprawie na bazar przepadł. Między kapustą i pomidorami znalazł miłość”
„Do sanatorium wysłałam mamę, a wróciła obca kobieta. W głowie ma teraz potańcówki i flirty”
„Sąsiadce słoma wystawała z butów, a chciała być damą jak ja. Oprócz stylu chciała mi ukraść też męża i córkę”