„Sąsiadce słoma wystawała z butów, a chciała być damą jak ja. Oprócz stylu chciała mi ukraść też męża i córkę”

wściekła kobieta fot. Getty Images, Jose Luis Pelaez Inc
„– Ale ta kobieta stara się nas naśladować – byłam nadal niespokojna. – Wygląda jak moja parodia. Te same odcienie, prawie identyczne stroje, punkt po punkcie taki sam makijaż i fryzura”.
/ 19.03.2024 21:15
wściekła kobieta fot. Getty Images, Jose Luis Pelaez Inc

Codziennie na Instagramie i Facebooku natykałam się na zdjęcia, które zrobiła Sylwia. Najczęściej to były selfie z moim mężem. Oczywiście, nie przypuszczałam, że mój mąż ma romans z Sylwią, ale nie mogłam pojąć, dlaczego pozwolił jej się do siebie tak zbliżyć.

Dobra, sąsiedzka przyjaźń

Ucieszyłam się, gdy Sylwia zamieszkała w mieszkaniu vis-a-vis mojego. W naszym bloku, który wciąż pachniał nowością, na każdym piętrze były tylko dwa mieszkania i trochę obawiałam się, na jakich sąsiadów się natkniemy. Wraz z Radkiem wychowywaliśmy pięcioletnią Marcysię i liczyliśmy, że na piętrze będzie w miarę cicho. Sylwia okazała się doskonałą sąsiadką. Przyjazna i niezbyt atrakcyjna (co oznaczało, że raczej nie musieliśmy obawiać się tłumu jej wielbicieli na klatce schodowej), szybko z nami się zżyła.

– Bardzo was podziwiam. Jesteście atrakcyjni, zamożni, przepełnieni miłością i macie przepiękne dziecko – wyznała już podczas pierwszego spotkania przy herbacie. – Ja ledwo daję radę związać koniec z końcem, nieustannie zmieniam pracę, a mieszkanie tylko wynajmuję. Nigdy nie uda mi się stworzyć takiej rodziny jak wasza.

Te pochlebstwa nieco nas zawstydzały, ale muszę przyznać, że z drugiej strony – miło było je słyszeć. W końcu nie ma co ukrywać, Sylwia miała racje. Poznaliśmy się z moim partnerem na polu do gry w golfa. Byłam tam na firmowym evencie integracyjnym dla menadżerów ze średniego szczebla, a on był posiadaczem karty klubowej – już wtedy, zaraz po ukończeniu studiów prawniczych, zrobił aplikację adwokacką. To mieszkanie miało dla nas być jedynie przystankiem, na drodze do posiadania własnego domu.

A co do Marcysi? Zdecydowana i wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek! Wypowiadała się odważnie i z wdziękiem. W taki „dorosły” sposób. Była tak inteligentna, że – muszę przyznać, z czystej próżności – nauczyłam ją różnych umiejętności, które były jeszcze nieprzydatne w jej wieku. Wzoru na całkowitą powierzchnię koła, nasz adres, numer alarmowy policji, liczbę określającą wartość przyspieszenia grawitacyjnego. Uwielbiałam obserwować reakcje gości, kiedy recytowała przed nimi te wszystkie wzory!

Ciekawe historie z życia wzięte:

W niczym nam nie dorównywała

Muszę przyznać, że w pewnym sensie trochę wykorzystywaliśmy Sylwię. Często zostawialiśmy jej naszą córkę pod opieką. Zwłaszcza kiedy planowaliśmy wieczorne wyjście tylko we dwoje. Czasami prosiliśmy ją o odbiór dziecka z przedszkola, gdy my musieliśmy załatwić sprawy związane z zakupem mebli. Stopniowo stała się nieodłącznym elementem naszej codzienności. Była obecna, jednak – muszę to uczciwie przyznać – nie na równych zasadach. Traktowaliśmy ją przyjaźnie, ale z góry.

Nie była nam równa pod względem statusu, edukacji czy ambicji. Była prostą dziewczyną. Naiwną i mało rozgarniętą. Pamiętam, jak śmieliśmy się z Radkiem, gdy zauważyłam, że zaczęła naśladować mój sposób ubierania. Wydawała pieniądze, których nie miała za dużo, na kosztowne, markowe ubrania, które wyglądały na niej groteskowo.

– Zaczęła nawet naśladować twój sposób poruszania – zauważył mój mąż rozbawiony – Próbuje naśladować twoje ruchy, mimikę, a nawet wczoraj słyszałem, jak używa twojego ulubionego słowa: „transcendencja”. Ciekawe, czy ona w ogóle wie, co to znaczy?

– Nie bądź dla niej taki niesprawiedliwy – rzuciłam, poklepując go po ramieniu. Sama jednak nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. – Co ona ma z tego życia? Rodzice nie zapewnili jej wykształcenia ani dobrego startu w życie, czy choćby wiary w siebie...

– Ani odpowiednich genów – dodał Radek, ale spojrzałam na niego karcącym wzrokiem i kontynuowałam:

– Sylwia haruje na dwie zmiany w jakiejś fabryce. Zarabia poniżej przeciętnej. I co gorsza, nie potrafi znaleźć odpowiedniego mężczyzny, więc czerpie trochę radości z naszego szczęścia.

Coś mnie zaniepokoiło, kiedy sąsiadka poprosiła, abym do niej wpadła. Wcześniej nigdy jej nie odwiedzałam. Nie było ku temu powodów. Tym razem jednak potrzebowała porady na temat iPhone'a (takiego samego jak mój), który ostatnio kupiła. Telefon był ładowany po raz pierwszy, więc nie powinno go się odłączać od ładowarki.

Przestąpiłam próg i… zaniemówiłam

Jej mieszkaniem, było karykaturalnym i tandetnym odbiciem naszego! Nie miała pieniędzy ani na meble, które mieliśmy, ani na nowoczesne technologie, które były obecne w naszym mieszkaniu. Rozwiązała to na swój osobliwy sposób. Na przykład telewizor. Nasz był olbrzymi, zajmujący całą ścianę. Jej – umieszczony w tym samym miejscu, na bardzo podobnej, choć prostszej szafce i znacznie mniejszy.

Co zrobiła? Namalowała na ścianie, wokół swojego ekranu, duży czarny prostokąt olejną farbą. Dokładnie takiej samej wielkości jak nasz telewizor. Tak samo postąpiła z halogenami w łazience. My mieliśmy je wszędzie – wokół lustra, nad umywalką, pod i nad kabiną prysznicową. Sylwia również umieściła kilka podobnych. A resztę, dla równowagi, dorysowała farbą.

– Podoba ci się moje mieszkanie? – zapytała słodziutkim głosem, gdy z otwartymi ustami przyglądałam się temu przedstawieniu.

– Taaak. Baaardzo urocze – zdołałam wymamrotać.

– Wiesz, to jest chore. Niesamowite. I to chyba zaszło za daleko. – opowiadałam nieco później o swoim odkryciu mężowi. Radek zlekceważył jednak moje obawy.

– Nie ma własnego gustu, więc stara się coś podpatrzeć u innych. Nie przejmuj się, to nic strasznego.

– Ale ta kobieta stara się nas naśladować! – byłam nadal niespokojna. – Wygląda jak moja parodia. Te same odcienie, prawie identyczne stroje, punkt po punkcie taki sam makijaż i fryzura!

– Żebym tylko was kiedyś nie pomylił! – zaśmiał się.

Tego dnia wróciłam nieco później z pracy. Radek odebrał Marcysię i wysłał mi SMS z informacją, że przygotuje romantyczną kolację. Zaparkowałam samochód w podziemnym parkingu i właśnie zamykałam drzwi... aż krzyknęłam, gdy zauważyłam, że ktoś za mną stoi.

– Sylwia? Boże, przestraszyłaś mnie.

Czekam na ciebie – wyszeptała. – Już od trzech godzin.

– Ale po co?!

– Muszę ci coś powiedzieć – rzuciła mi mroczne spojrzenie. – Radek cię oszukuje.

Przeżyłam trzęsienie ziemi

Niezgrabnie, drżącymi palcami, otworzyłam kopertę. W środku znalazłam fotografie mojego męża, który przytulał jakąś brunetkę. Do tego wizytówka prywatnego detektywa. Byłam w szoku. W wielkim szoku. Tak wielkim, że nie zastanawiałam się nawet, dlaczego prawie obca kobieta, która ledwo wiąże koniec z końcem, zdecydowała się wynająć detektywa, żeby śledził mojego męża.

Tego samego wieczoru spakowałam rzeczy naszej córki i opuściłam dom (mieszkanie było na kredyt, który wziął Radek, zanim jeszcze zostaliśmy się małżeństwem). Mąż usiłował wszystkiemu zaprzeczać, ale byłam zbyt dumna, by mu pozwolić robić z siebie idiotkę.

Zdecydowałam się zamieszkać gdzieś niedaleko, aby córka mogła do końca semestru uczęszczać do tego samego przedszkola (nie chciałam, żeby do stresu związanego z rozstaniem rodziców, dołączył jeszcze jeden) i przez kilka następnych dni starałam się poukładać swoje życie na nowo. Niestety, nie szło mi to zbyt dobrze. Tęskniłam za Radkiem, a dodatkowo...

Codziennie na Instagramie i Facebooku natykałam się na zdjęcia, które zrobiła Sylwia. Najczęściej to były selfie z moim mężem. Oczywiście, nie przypuszczałam, że mój mąż ma romans z Sylwią, ale nie mogłam pojąć, dlaczego pozwolił jej się do siebie tak zbliżyć. Nie miałam jednak zamiaru go o to pytać. Nie chciałam go nawet widzieć. Jednak wydarzenia potoczyły się inaczej.

– Pani córeczka? – zdziwiła się opiekunka, kiedy w środę przyszłam po Marcysię do przedszkola. – Już Sylwia ją odebrała.

Wpadłam w panikę. Próbowałam dodzwonić się do dawnej sąsiadki, ale ta nie odbierała. Bez zastanowienia poleciałam do Radka. Kluczy już nie miałam, więc zapukałam mocno w drzwi. Drzwi otworzyła... Sylwia.

Zdecydowała, że chce być mną!

– Ach, to ty – wykrzywiła usta. – Kiedy w końcu przestaniesz nas nachodzić?

Popchnęłam ją do środka. Była silniejsza, niż przypuszczałam. Jednym ruchem powaliła mnie na ziemię.

– Teraz to ja jestem z nim na twoim miejscu – szepnęła z nienawiścią. – On jeszcze tego nie wie, ale jestem pewna, że mnie pokocha. Tak jak Marcysia.

Nagle drzwi do mieszkania z trzaskiem się otworzyły, a do środka wpadło dwóch policjantów. Szybko ją obezwładnili i założyli kajdanki.

– Skąd wy się tu nagle wzięliście? – zapytałam zaskoczona.

Pani córka do nas dzwoniła – odpowiedział ten, który uwolnił mnie z więzów.

Podniosłam wzrok i ujrzałam przestraszoną Marcysię, stojącą w drzwiach swojego pokoju i trzymającą w dłoniach telefon. Obecnie z Radkiem staramy się odbudować nasze życie. Nadal nie otrząsnęliśmy się po tym szoku. Staraliśmy się to zrozumieć. „Detektywistyczne” zdjęcia okazały się fałszywką, zleconą jakiemuś studentowi informatyki. Wyciągnęliśmy wnioski z tego zdarzenia. Nigdy nie powinniśmy wywyższać się nad innymi. Nie powinniśmy traktować nikogo z góry. Bo może nam się wydawać, że ta osoba tego nie zauważa. Ale w niej... rodzą się wtedy demony.

Czytaj także:
„Zatrudniłem teścia i szybko tego pożałowałem. Żona mi nie wierzy, że to leń i obibok, przez którego tracę pieniądze”
„Nikt mi nie powiedział, jak wygląda tradycyjna Wielkanoc. Nie znam przepisu na babkę, nie wiem jak zrobić pisankę”
„Wszyscy mają mnie za nudną księgową z kalkulatorem przyklejonym do ręki. A ja czuję się jak superbohaterka”

Redakcja poleca

REKLAMA