Ja i Adam zawsze nadawaliśmy na różnych falach. Nasze małżeństwo było pomyłką, a ja winiłam o nią siebie. Przypadkowe spotkanie z Markiem, młodszym bratem męża, sprawiło, że przejrzałam na oczy. Mój ideał faceta znalazł się sam.
„Ale masz szczęście!” – słyszałam jeszcze w szkole niemal od każdej koleżanki. Bliższe przyjaciółki kibicowały mojemu związkowi, pozostałe dziewczyny chyba mnie nienawidziły. Ja natomiast miałam Adama. I to mi wystarczało.
Według wszystkich był ideałem
Adam, mój przyszły mąż, był szkolną gwiazdą. Przystojny, lubiany, dowcipny, świetnie grał w kosza. Miał stałe miejsce w szkolnej drużynie. W dodatku był rok starszy i zwrócił uwagę właśnie na mnie. Co z tego, że czasem mylił moje imię i nigdy nie pamiętał, kiedy mam urodziny? Był zajęty. A ja, jak to ja, wymagałam pewnie zbyt wiele.
Lubiłam momenty, w których byliśmy sami. Wypady z jego paczką mniej mi się podobały. Kumple mojego chłopaka zawsze żartowali z młodszych kolegów. Często obrywało się też bratu Adama, Markowi, który był klasę niżej ode mnie. Z tego, co wiedziałam, dobrze się uczył i obracał w nieco innym towarzystwie niż starszy brat. Adam nigdy nic nie mówił, ale też nie bronił Marka. To mi się nie podobało, ale milczałam. Nie chciałam się wtrącać.
Po liceum przyszły studia. Dla Adama zrezygnowałam z wymarzonego scenariopisarstwa i wybrałam tę samą uczelnię, co on. W końcu musiałam wytrzymać już rok z dala od niego, a bałam się, że to zaszkodzi naszemu związkowi. A tak mogliśmy być znowu bliżej.
Cieszyłam się z tego. On też mówił, że się cieszy, ale właściwie mieliśmy dla siebie niewiele czasu. Zdecydowanie częściej chodził gdzieś z kolegami, przesiadywał na dodatkowych treningach, a kiedy już był, mówił tylko o sobie i o sporcie.
Kiedyś pożaliłam się przyjaciółce:
– Adam to chyba mnie już nie kocha.
– No coś ty! – rzuciła, jakbym palnęła największą bzdurę na świecie, po czym dodała z niepokojem: – Tak ci powiedział?
– No nie, ale… Sama nie wiem – westchnęłam. – Prawie w ogóle nie gadamy. Wiesz, kiedy ostatni raz byliśmy w kinie albo na jakimś drinku? I znowu zapomniał o moich urodzinach!
Roześmiała się wtedy.
– To facet! Poza tym, mówiłaś że wspominał coś o zaręczynach. – przypomniała mi przyjaciółka.
– No wspominał… – odpowiedziałam od niechcenia.
– Małżeństwo na pewno was zbliży. Zobaczysz! – chciała mnie pocieszyć.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Uznałam, że pewnie przesadzam.
Razem, a jednak osobno
Adam się oświadczył, a jakże! Ślub nadszedł zresztą zanim się obejrzałam. Na weselu wreszcie skupiliśmy się na sobie, a podróż poślubna przypominała bajkę. Potem jednak nastąpił brutalny powrót do rzeczywistości.
Mój mąż otworzył klub fitness na innym osiedlu i praca całkowicie go pochłonęła. Ja jeszcze studiowałam. Niby byłam z Adamem, a jakby obok niego. Dużo więcej czasu spędzałam ze znajomymi z uczelni niż z własnym mężem. Kiedy ja wychodziłam na uczelnię, on jeszcze spał. Wracał późnym wieczorem, zmęczony na tyle, że nie chciało mu się nawet gadać, a co tu mówić o czymś więcej.
Starałam się gotować, ale nie zawsze miałam na to czas. Przeważnie jedliśmy dania na wynos, czasem coś podrzucili moi rodzice. Jego rodzina nawet nas nie odwiedzała. Kiedy o to zapytałam, wzruszył ramionami. Utrzymywał, że to hieny, które chciałyby tylko żerować na jego kasie. A on na to nie pozwoli.
Weekendy też spędzaliśmy osobno. Adam podkreślał, że mężczyzna musi mieć czas dla siebie i całymi sobotami włóczył się z kumplami. W niedzielę zwykle leżał w łóżku aż do późnego popołudnia i nie chciał, żeby mu przeszkadzać. Rozumiałam to. Był taki zapracowany.
Coraz częściej się kłóciliśmy. Z czasem Adam zaczął mi wypominać, że jeszcze studiuję.
– Mogłabyś się wziąć za jakąś sensowną pracę – usłyszałam od niego. – Polonistyka? I na co ci to? Myślisz, że coś będziesz po tym robić?
Nawrzucałam mu wtedy. Udałam, że mnie to nie obchodzi, ale całą sobotę przepłakałam. W ogóle kłótnie były u nas teraz na porządku dziennym. Czasem chodziło o to, że znów nie ma gotowego obiadu, kiedy indziej o to, że nie znalazł czystych rzeczy do pracy. Bo ja przecież miałam mu prać, sprzątać i gotować.
Przestałam wierzyć w siebie
Po roku, kiedy skończyłam studia, Adam trochę się uspokoił. Spokój trwał jednak jakieś trzy, cztery miesiące, a potem znów zaczął się mnie czepiać o wszystko. Że nie znalazłam sobie jeszcze pracy. Że jestem leniwa. Że nie mam żadnych ciekawych znajomych, bo nigdzie nie chodzę. Że nie szanuję jego wysiłków i nie staram się przy gotowaniu.
Uznałam, że ma rację. Nie radziłam sobie z życiem. Nie lubiłam imprez, nie chodziłam na dyskoteki. Byłam beznadziejna, a on mnie mimo wszystko tolerował. Wciąż ze mną był, choć przecież mógł mieć każdą.
Właściwie nie myślałam o sobie za dużo. W centrum zawsze znajdowały się problemy Adama. Ostatnio przeżywał, że wciąż kręci się za nim jego młodszy brat. Nachodzi go w pracy, przed klubem, a raz nawet podszedł do niego, gdy był z kumplami. Podobno chce pieniędzy.
Kiedy zapytałam go, czy nie może mu pożyczyć, wydarł się na mnie.
– Wiesz, jak on wygląda? Jak zwykły lump! Chodzi w tych swoich wytartych łachach i śmierdzi wódą na kilometr. Takiego kogoś mam sponsorować? Żeby się jeszcze bardziej stoczył?
Nic nie odpowiedziałam.
Nie spodziewałam się takiej wizyty
Którejś soboty siedziałam sama w domu. Choć znalazłam pracę w bibliotece, w weekendy wciąż nie miałam co ze sobą zrobić. Mąż jak zwykle był z kolegami, a ja uznałam, że trochę posprzątam. Dzwonek do drzwi mocno mnie zdziwił. Nie spodziewałam się gości, bo poza kumplami Adama nikt do nas nie zaglądał. Zwłaszcza że moja matka obraziła się po tym, jak mój mąż powiedział, że do wszystkiego się wtrąca. Mimo wszystko poszłam otworzyć.
Na klatce schodowej stał wysoki, przystojny mężczyzna w eleganckiej koszuli i marynarce, pewnie drogiej. Zapatrzyłam się na niego, zanim pomyślałam, żeby o coś zapytać. Co mogli chcieć ode mnie w sobotę?
Przed oczami stanął mi wizerunek brata Adama, który ten ostatnio tak wiernie zilustrował.
– Marek? – powtórzyłam. – Ten Marek? Brat…
– … twojego męża, Adama – dokończył. – Mógłbym wejść?
– Adama nie ma… – odparłam zaskoczona.
– Nie szkodzi. – uśmiechnął się. – A może to i lepiej.
Wpuściłam go wtedy. Zaprowadziłam do salonu, zrobiłam nam herbaty. Nie mogłam się oprzeć, żeby na niego nie zerkać. Gdzie był ten facet, który podobno wyglądał jak lump?
Zapytałam, co u niego, mając nadzieję, że tym skłonię go do zwierzeń. Marek bez oporów opowiedział, jak założył firmę graficzną, która obecnie miała już dwie filie w innych miastach. Wspomniał też, że po pracy trenuje boks, bo teraz wreszcie może się skupić na sporcie. Dziewczyny ani żony nie ma. Jakoś się nie złożyło, a poza tym, on jest mało imprezowy i nie lubi hałasu. Nic, z tego, co mówił, mi nie pasowało.
– Adam twierdzi, że potrzebujesz pieniędzy – nie wytrzymałam w końcu.
– Tak ci powiedział? – wyglądał na rozbawionego. – No tak, cały Adam.
Nie zrozumiałam go wtedy. Kiedy wciąż milczał, zirytowałam się.
– A dziwisz się? – rzuciłam ostro. – Łazisz za nim, nachodzisz go w pracy i…
– Ja go nachodzę? – pokręcił głową. – Oj Ala, Ala. O niczym nie masz pojęcia.
Poznałam całą prawdę
Wtedy wszystko mi opowiedział. O Adamie i jego długach. O tym, jak mój mąż nakupował sprzętu do klubu, którego teraz nie był w stanie spłacić. Jak chodził za Markiem i wciąż chciał pożyczać pieniądze. Niemałe sumy. Wcześniej ciągnął kasę od rodziców, ale podobno skończyły im się oszczędności, więc przerzucił się na brata.
Marek przyszedł, żeby mu uświadomić, że nie będzie dłużej jego bankomatem i uprzedzić, że jeśli jeszcze raz pojawi się w jego pracy, każe go wyrzucić ochronie.
Potem zapytał mnie, kiedy się rozwodzimy. Byłam zaskoczona. Dopiero gdy go przycisnęłam, przyznał, że Adam od jakiegoś czasu pojawia się w klubie z Jolką, naszą dawną znajomą ze szkoły. Markowi mówił, że Jola to jego miłość, a nasze małżeństwo to już przeszłość.
Byłam zła, smutna, sama nie wiem. Na pewno czułam się pusta. Wypiłam wtedy z Markiem dwa, może trzy drinki. Trochę pogadaliśmy. Zaskoczyło mnie jego nastawienie. To, jaki był miły i jak bardzo interesował się tym, co mówię. Ktoś nareszcie mnie słuchał! Jakoś tak wyszło, że dwie godziny później wybraliśmy się na wieczorny seans do kina.
Zakochałam się w bracie męża
Nigdy nie pożałowałam tego wyjścia z Markiem. Bo na jednym się nie skończyło. Po kinie była romantyczna kolacja nad wodą, później wieczorny spacer po parku, weekendowy wypad nad morze i wyjazd na festiwal filmowy, który on sam zaproponował, wiedząc, jak bardzo mi na tym zależy.
Po miesiącu od naszego pierwszego spotkania już wiedziałam: Marek był zdecydowanie tym lepszym bratem. Moim ideałem.
Papiery rozwodowe złożyłam jeszcze nim na dobre utwierdziłam się, że relacja z Markiem to właśnie to. W przeciwieństwie do mojego męża, ja przynajmniej byłam szczera. I w końcu mogłam się poczuć jak jedna z tych bohaterek komedii romantycznych. A wszystko dzięki Markowi, z którym właśnie spodziewamy się dziecka.
Czytaj także:
„Brat nawet mnie nie poinformował, że sprzedał nasz dom. Krętacz myślał, że na mnie zarobi, ale jeszcze pożałuje”
„Mój brat to płytki babiarz. Gdy zechciał się ustatkować z nową dziewczyną, okazało się, że poprzednia jest w ciąży”
„Brat zgrywał biznesmena i wysysał z nas kasę. Od 20 lat żyjemy jak pies z kotem, bo drań nie ma honoru, by spojrzeć mi w oczy”