„Mój brat to płytki babiarz. Gdy zechciał się ustatkować z nową dziewczyną, okazało się, że poprzednia jest w ciąży”

Porzuciłem córkę, ale liczyłem, że nadal będzie chciała mnie znać fot. Adobe Stock, Tiko
„Niespełna trzy miesiące po rozstaniu z Ewą mój rozkoszny brat przedstawił nam Adę. Z powagą stwierdził, że to miłość po grób. Nie wierzyliśmy w te zapewnienia, bo jego >>po grób<< trwało zwykle kilka tygodni, ale faktycznie, wkrótce zaczął planować oświadczyny. Wcześniej okazało się jednak, że będzie miał dziecko. Szkopuł w tym, że nie z Adą…”.
/ 10.02.2023 14:30
Porzuciłem córkę, ale liczyłem, że nadal będzie chciała mnie znać fot. Adobe Stock, Tiko

– Kiedy ty skończysz z tymi baletami? – to było pytanie, które mój ojciec zadawał Marcinowi średnio raz w miesiącu.

Oj, tato, mówisz tak, jakbyś nigdy nie był młody – odpowiadał zawsze mój młodszy brat. – A zresztą co, mam, tak jak Majka, tkwić całe życie z jedną osobą? To nuda!

– Nie nuda, tylko miłość, głupku – zawsze wkurzałam się na takie gadanie. – Ja jestem szczęśliwa, a twoje skakanie z kwiatka na kwiatek kiedyś źle się skończy. Zobaczysz…

– Cóż poradzić, że człowiek jest piękny i młody, i ma powodzenie u kobiet? – śmiał się Marcin.

Co za płytki babiarz

Mój brat to inteligentny i zaradny facet, niestety, ma jedną przypadłość: kocha kobiety, i to wszystkie. To typowy „pies na baby”. Nigdy nie wytrzymał z jedną dłużej niż miesiąc, góra dwa. Choć dobiegał trzydziestki, nadal żył jak nastolatek, nie miał zamiaru się ustatkować. Ubolewali nad tym tylko rodzice, bo jemu widać dobrze tak się żyło. Barwne życie bez zobowiązań. Owszem, miał pracę, nawet niezłą, lecz to, co zarobił, natychmiast wydawał. Na dziewczyny i przyjemności. Mieszkanie? A po co ładować się w kredyt, skoro można wynająć. Samochód? Niepotrzebny – Marcin na co dzień jeździł rowerem, a nocą, gdy wracał z imprez, zamawiał taksówki. Nie dla niego były świąteczne biesiady przy stole czy rodzinne jubileusze. Wolał szaleć w klubach lub migdalić się ze swoimi kolejnymi zdobyczami. A wiek wybranek nie grał roli. Przez jakiś czas spotykał się z dwudziestodwuletnią studentką.

– Wyobrażasz to sobie?! – mama nie kryła oburzenia. – Przecież to dziecko! Jeszcze problemów narobi.

– Kto komu? Marcin jej, czy ona jemu? – zapytałam ze śmiechem.

– Nie żartuj, Maja – zdenerwowała się mama. – Wszystko jedno, zresztą on jest nieodpowiedzialny!

– Nie martw się, to na pewno chwilowe – próbowałam pocieszać mamę. – Nie minie miesiąc, a Marcin wymieni ją na starszy model.

I tak w istocie było, wkrótce mój brat porzucił biedną młódkę. Niestety, dziewczyna nie chciała pogodzić się z tym faktem i wydzwaniała do Marcinka jeszcze przez kilka tygodni. Skarżył się, że wystawała pod jego domem, parę razy przyszła nawet do niego do pracy. Dopiero gdy zobaczyła go w objęciach kolejnej panny, odpuściła. No, niezupełnie. W ramach zemsty oblała farbą olejną calutki rower Marcina. Płakał jak dziecko, bo ukochanego pojazdu nie udało się już doczyścić.

A nie mówiłam, że to się źle skończy? – próbowałam sprowadzić brata na właściwą drogę.

– Przestań, to jakaś głupia gówniara była, ubzdurała sobie, że się zaręczymy. Wariatka! – skwitował.

A nie można zwariować z miłości?

Pamiętam, jak podśmiewał się ze mnie, gdy poznałam swojego przyszłego męża. Fakt, zakochałam się, i od razu wiedziałam, że chcę spędzić z nim resztę życia. Mój brat nie wiedział jeszcze, co to znaczy spotkać kogoś i być z nim na dobre i na złe. On „kochał” tylko na chwilę… I choć kompletnie nie potrafił śpiewać, z powodzeniem mógłby wystąpić w teledysku Wilków i zanucić, że „Baśka miała fajny biust, a Ola całowała cudnie nawet tuż po swoim ślubie”. Ot, cały Marcin. Gdy wychodziłam za mąż, do końca nie było wiadomo, z kim przyjdzie nasz kochaś. I co? Przyprowadził sąsiadkę rodziców – rozwódkę z dwójką dzieci! Romans nie trwał jednak długo, bo na weselu brat upatrzył sobie moją koleżankę z liceum… Czas mijał, a nam brakowało już sił, nie wiedzieliśmy, co robić, żeby ten facet wreszcie wydoroślał. Ja sama w głowę zachodziłam, skąd bierze się to jego powodzenie u pań. Specjalnie przystojny nie był, taki kogucik, ale za to wesoły, dowcipny, zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha.

Może tym czarował kobiety? Jak mówiłam, nie dane mi było poznać wszystkich podbojów brata. Ale dobrze pamiętam Małgosię, panią urzędniczkę ze skarbowego, starszą o dziesięć lat od naszego amanta. Niczego sobie to była kobieta, elegancka, szykowna i wypachniona, na dodatek hojna… Potem pojawiła się Ewa – jedna z tych, na których nie tylko warto zawiesić oko, ale i podjąć rozmowę. Wyglądało na to, że wyjątkowo dobrze się dogadują. Po czterech miesiącach, po kilku rodzinnych obiadach, na które Marcin przyprowadził Ewę, i ja, i rodzice zaczęliśmy zacierać ręce.

Nareszcie! Znalazł! Wybrał!

Będzie ślub i potomstwo, stabilizacja… Ale gdzie tam! Skończyło się i z Ewą, Marcin szukał dalej. Bywało, że nie pokazywał się u rodziców przez jakiś czas, i wtedy było wiadomo, że „tańczy” z nową miłością. Ale jak długo można tak żyć? Jego koledzy (oczywiście ci „normalni”) jeden po drugim żenili się, potem chrzcili dzieci. A Marcin kpił z nich i ze mnie: „Ty to już do grobowej deski do szwagra przykuta, co?”. Kiedyś przyjechał znienacka, bo miał sprawę do ojca. Gdy go zobaczyłam, najpierw struchlałam, ale za chwilę parsknęłam śmiechem. Był tak podrapany, że aż żal było na niego patrzeć. Zrobiła mu to jedna z dam poznanych w klubie… Niespełna trzy miesiące po rozstaniu z Ewą mój rozkoszny braciszek przedstawił nam Adę. Z powagą stwierdził, że to miłość od pierwszego wejrzenia, w dodatku po grób. Wymieniliśmy z rodzicami uśmiechy, nie bardzo wierząc w przyszłość tego związku. I tu się myliliśmy, bo Marcina wreszcie trafiła strzała Amora!

Dzielnie zabiegał o względy Ady, nie odstępując jej na krok. Widać było, pierwszy raz zresztą, że bardzo się stara, i że mu na niej zależy. Napomknął mi nawet pewnego dnia o pierścionku. I gdy już był bliski kupna klejnotu, tuż po swoich trzydziestych piątych urodzinach, nasz Marcinek dowiedział się że… za pięć miesięcy zostanie ojcem. Szkopuł w tym, że to nie z Adą będzie miał potomka, lecz z Ewą. Tak, z tamtą miłą, ładną dziewczyną, która zatrzymała go przy sobie jak dotąd najdłużej. No i miał Marcin twardy orzech do zgryzienia. Kocha Adę, to o niej myśli poważnie, lecz Ewa nosi jego dziecko. Mało tego, bardzo chętnie wychowałaby je razem z nim. Przez wiele dni nie było z Marcinem normalnej rozmowy.

– No ale jak to? Boże! Ja, ja… chyba będę się musiał teraz ożenić. No tak, przecież dziecko powinno mieć ojca. Ale ja… ja kocham Adę! – biadolił w kółko, załamując ręce.

– No co, przyszła kryska na Matyska. – mruczał ojciec spod wąsa.

– Nie mów tak, co ja teraz zrobię? – pytał załamany przyszły tatuś. – Tato, co ja mam teraz zrobić?!

Tym razem ojciec nie miał problemu z odpowiedzią na to jakże trudne dla jedynego syna pytanie:

Nie uważałeś, jak robisz, to rób, jak uważasz! – stwierdził, ucinając w ten sposób wszelkie dyskusje.

Nie wiem, jakiego wyboru dokonałby mój brat, gdyby musiał sam podejmować decyzję. Szczęście w nieszczęściu, że – jak to mówią – trafił swój na swego. Okazało się, że Ada, podobnie jak mój brat w przeszłości, też lubiła często zmieniać partnerów. Teraz też poza Marcinem spotykała się jeszcze z kimś innym. To było jej „wyjście awaryjne”, z którego chętnie skorzystała na wieść o ciąży byłej dziewczyny ukochanego. Marcin zrozumiał, że nie ma na co czekać. Dostał nauczkę, dzięki której wiele zrozumiał. Po cichym ślubie i skromnym przyjęciu weselnym, mój brat zapisał się na kurs nauki jazdy, szuka mieszkania z pokoikiem dla dziecka i – słowo daję! – jest wierny Ewie. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA