„Mąż mnie nie szanował, a i tak skakałam wokół niego jak służąca. Docenił mnie, gdy emeryturze zszedł na drugi plan”

szczęśliwa kobieta.png fot. Adobe Stock, goodluz
„Stach nie potrafił zaakceptować faktu, że przestał być centrum wszechświata. Niespodziewanie zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie samodzielnie przygotować śniadania. Nie ma pojęcia, jak ustawić pranie, nie mówiąc już o prasowaniu. Nie jest nawet w stanie podgrzać obiadu!”.
/ 11.12.2023 22:00
szczęśliwa kobieta.png fot. Adobe Stock, goodluz

Spostrzegłam ją natychmiast, była taka sama jak dawniej, jakby czas się jej nie imał. Ile upłynęło lat? Chyba około trzydziestu, a ona nadal wyglądała młodo: smukła sylwetka, promienna twarz, ładna skóra. Przy niej czułam się jak podstarzały Kopciuszek z nadliczbowymi kilogramami. Szybko straciłam pewność siebie jak zawsze w towarzystwie Baśki. Była pełna energii, żywiołowa, zawsze osiągała to, czego pragnęła, a ja... Cóż, powiedzmy, że zazdrościłam jej tych cech.

Baśka wyjechała z naszego miasteczka tuż po zakończeniu szkoły średniej. Zawsze była pełna entuzjazmu, zwłaszcza do podróżowania. Przez wiele lat nie wracała do ojczyzny, snując się po różnych zakątkach globu. Podróżowała i zarabiała na życie w różnych miejscach.

Jej energia, inicjatywa i kreatywność sprawiały, że czuła się komfortowo, gdziekolwiek była. W końcu postanowiła wrócić do domu, gdzie – jak przypuszczałam – nadal będzie poszukiwała nowych doświadczeń. I prawdopodobnie miała zamiar mnie w to zaangażować... Mimo że utrzymywałyśmy stały kontakt, to nie to samo co spotkanie twarzą w twarz. Spotkałyśmy się w Ambrozji, kawiarni, którą zawsze lubiłyśmy.

Ja czułam się staro, a ona wciąż młodo

Jak za starych czasów, przytuliłyśmy się do siebie i, ku mojemu zaskoczeniu, bez zbędnych wstępów zaczęłyśmy opowiadać o swoim życiu i zadawać sobie wzajemnie pytania. Przy tym wszystkim wypiłyśmy ogromną ilość kawy.

– A jak tam Stach? – delikatnie przeszła do kwestii mojego męża, którego nigdy za bardzo nie lubiła. – Nadal na wszystko narzeka?

– Tak, ale już się do tego przyzwyczaiłam i nie przywiązuję do tego większej wagi – odpowiedziałam, nie mówiąc jej całej prawdy.

Ciężko było mi ze Stachem, który potrafił zepsuć mi nastrój najdrobniejszymi sprawami, zawsze zwracał uwagę na najmniejsze pomyłki, upominał i udzielał rad, zamiast zaoferować pomoc. Przyznanie się do tego, że mój mąż mnie upokarza, było dla mnie trudne, zwłaszcza przed przyjaciółką. Czułam się zawstydzona i smutna jednocześnie.

– Na szczęście, jesteś już na emeryturze i możesz w końcu cieszyć się swoim życiem, Zosiu! – wykrzyknęła.

– Ale z czego mam się cieszyć? – zdziwiłam się jej słowami. – Jestem stara, wychowałam dzieci, wnuki już też mnie nie potrzebują, nic już właściwie na mnie nie czeka – mówiąc to, poczułam, że już dawno temu utraciłam wszelką radość z życia.

– Ja jestem w twoim wieku i wcale nie czuję się staro – powiedziała dziarsko – i jeszcze wiele mam do zrobienia. Na świecie jest tyle fascynujących rzeczy!

Dzięki niej coś we mnie pękło

– Na przykład co?

– Na przykład tai-chi – odpowiedziała natychmiast. Nie miałam najmniejszego pojęcia, o czym mówi. – To taki orientalny sposób na utrzymanie równowagi umysłu, ciała i ducha...

– Ja nie mam czasu na takie nowinki... – powiedziałam, jednocześnie czując, że jej zazdroszczę.

– A kiedy planujesz go znaleźć, jeśli nie na emeryturze?

Powiedziała to z taką pewnością, jak gdyby ideę emerytury stworzono jedynie z myślą o tym, aby człowiek mógł w końcu bez przeszkód zająć się tym, co go najbardziej cieszy.

A co ja robiłam? Przygotowywałam posiłki, zajmowałam się praniem, sprzątaniem, robiłam zakupy, chodziłam do kościoła, apteki i do lekarza. Słuchałam narzekań mojego męża, udając, że nie oczekuję niczego więcej od życia. Zdałam sobie sprawę, że resztki mojego życia powoli mi umykają. Nie chciałam więcej marnować ani jednego dnia! Zdecydowałam, że przynajmniej raz zrobię coś spontanicznego i skupię się na sobie.

– A może nauczyłabyś mnie tego całego tai-chi? – zapytałam.

Uśmiechnęła się porozumiewawczo.

Otworzyłam się na nowe rzeczy 

Byłam oczarowana kulturą Azji, odkryłam tai-chi, nauczyłam się, jak osiągnąć spokój ducha, opanowanie i ciszę w sobie, co pozwoliło mi przestać zwracać uwagę na nieustanne krytyczne komentarze Stacha. Już nie skupiałam się wyłącznie na zaspokajaniu każdego jego kaprysu.

"Nigdy nie docenił moich wysiłków, więc teraz będzie musiał radzić sobie bez mojej pomocy. To niewielka strata" – myślałam. Czułam się bardziej zrelaksowana, spokojna, pogodzona ze światem, wolna od zmartwień. Wszystko to przyniosło też korzyści dla mojego zdrowia: schudłam, a ból stawów ustąpił.

Baśka nieustannie poszukiwała nowych doświadczeń, angażując mnie w swoje wariactwa. Zdecydowałyśmy się na dołączenie do klubu morsów oraz grupy literacko-teatralnej, zajęć jogi dla seniorów i klubu dyskusyjnego X Muza. To była wspaniała okazja do poznania nowych osób! Ponownie poczułam, że jestem panią swojego życia. Uwielbiałam swoje nowe życie na emeryturze. Tylko jedna osoba, nieustannie psuła mi nastrój.

Mąż nie mógł się z tym pogodzić 

Stach nie potrafił zaakceptować faktu, że przestał być centrum wszechświata. Niespodziewanie zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie samodzielnie przygotować śniadania. Nie ma pojęcia, jak ustawić pranie, nie mówiąc już o prasowaniu. Nie jest nawet w stanie podgrzać obiadu! Cóż, przez całe swoje życie miał służącą, którą jednocześnie ciągle krytykował. Teraz zrozumiał, że wcale nie była taka zła. Ale ja już nie zamierzałam powrócić do swojej dawnej roli służącej w domu.

Mój mąż manifestował swoje niezadowolenie na każdy możliwy sposób: narzekał, nie rozmawiał ze mną, nazywał mnie leniuchem, był nadęty i obrażony, lub stawiał mi ultimatum. Oczywiście, obwiniał nie tylko mnie, ale przede wszystkim moją przyjaciółkę.

– Od kiedy zaczęłaś się spotykać z tą Baśką, w naszym domu panuje nieznośny chaos – lamentował. – Nie ma gotowego obiadu, ubrania nie są wyprasowane, a ty latasz poza domem od świtu do zmierzchu!

– Przecież zawsze mówiłeś, że nie jestem w stanie zrobić niczego dobrze, więc w czym problem? – ripostowałam. – W końcu to ty jesteś ekspertem od wszystkiego!

Ach, gdyby tylko pokazał, że mu choć cokolwiek na mnie zależy, powiedział, jak bardzo mnie potrzebuje i jak ważna jestem dla niego... Tęskniłam za tym od długiego czasu. Niestety, wolał narzekać i wymagać. A przecież zdecydowałam się na ślub z nim z ogromnej miłości. Kiedyś byłam w nim szaleńczo zakochana, teraz starałam się nie myśleć o tym, że zmarnowałam z nim i dla niego tyle cennych lat.

Nie chcę stracić już ani jednego dnia

Decyzję podjęłam – już nie będę się oglądać za siebie, skupię się na przyszłości i spełnianiu marzeń. Moje życie nie polega na spełnianiu kaprysów Stacha. Baśka pomogła mi zrozumieć, że również jestem ważna i mam prawo do życia. Tak jak ona chciałam odkrywać świat i poznawać nowych ludzi. Czułam pociąg do nieznanego, lecz poczucie obowiązku mnie powstrzymywało. Martwiłam się o męża, choć zdawałam sobie sprawę, że to, co nas łączy, to jedynie rutyna.

– Ten niewdzięcznik nie potrafił nigdy docenić tego, co ma. Tyle lat z nim wytrzymałaś – mówiła Baśka za każdym razem, kiedy się spotykałyśmy. – Przyjemnie jest mieć obok siebie służącą, która ugotuje, wesprze i posprząta – w jej tonie czuć było złość. – A co on zrobił dla ciebie? Kiedy zapytał o twoje marzenia, czy powiedział, że jesteś wyjątkowa?

To była niestety prawda. Zapomniałam o sobie, latami skupiałam się na moim małżonku. Gdzie podziało się moje hobby? Zawsze uwielbiałam chodzić po górach, eksplorować jaskinie, odkrywać sekrety dawnych kopalń, uczęszczać na różne wydarzenia kulturalne i grać w brydża. Obecnie nie miałam nawet chwili na przeczytanie książki. Wszystko poświęciłam dla Stacha, a nigdy nie usłyszałam od niego: "Dziękuję, to było niesamowite" lub "Co bym zrobił bez Ciebie" albo "Jesteś nie do zastąpienia". Wystarczy. Koniec z byciem popychadłem.

Poświęciłam się różnym pasjom

Ostatecznie zaczęłam oddawać się swoim pasjom: regularne wyprawy, bywanie w klubach, gry w szachy i brydż, krótkie eskapady do otaczających miasteczko lasów. Odkryłam w sobie miłość do fotografii. Z wielką przyjemnością fotografowałam przede wszystkim ptaki. To prosta czynność, ale wymagająca niemałej cierpliwości. W zamian dostarcza wiele radości. Moje fotografie prezentowałam kilku osobom, w tym oczywiście Baśce.

Zachęciła mnie do założenia bloga dedykowanego miłośnikom natury. Obsługa komputera nie była tak trudna, jak się spodziewałam, szybko nauczyłam się podstaw. Kupiłam laptopa, wymieniłam stary aparat na cyfrowy i zaczęłam publikować swoje zdjęcia w sieci. W ten sposób spotkałam wiele osób o podobnych zainteresowaniach w różnym wieku. Komunikujemy się online, czasami spotykamy się w rzeczywistości. Przestałam być znudzoną, zniechęconą do życia staruszką. Moje dni stały się interesujące, pełne wyzwań. Budziłam się rano pełna energii i dobrego nastroju. Niespodziewanie poczułam, że chcę żyć!

Mąż patrzy na mnie inaczej

Chciałam być choć odrobinę podobna do Baśki. To dzięki niej naprawdę zaczęłam odnajdywać radość życia. Robię teraz wszystko, aby nadrobić stracony czas i korzystać z tego, na co mam ochotę. Nie przypuszczałam jednak, że to spowoduje, iż doceni mnie mój mąż. Od kiedy bez słowa wyjaśnienia wychodzę, niezależnie od miejsca, towarzystwa czy celu, Stach zaczął inaczej się do mnie odnosić i nareszcie zwrócił na mnie uwagę: czeka na mój powrót. A nawet pyta o to, gdzie byłam, z kim się spotkałam, co robiłam. Nagle zaczęłam go interesować jako kobieta.

To bardziej przypomina zazdrość małżeńską, jednak i tak jestem zadowolona. Opowiadam mu, w jaki sposób przebiegał mój dzień, a on, słuchając, robi mi herbatę lub kanapki na kolacje. To niebywałe! Mam nadzieję, że pewnego dnia, być może w najbliższym czasie, dołączy do mojego nowo odkrytego stylu życia. Razem uda nam się odnaleźć to, co kiedyś nas łączyło, a co gdzieś zagubiło się w szarej monotonii codziennego życia.

Czytaj także: „Jako 14-latka opiekowałam się chorą mamą. Zmieniałam jej pieluchy, a w tym czasie ojciec szukał już sobie nowej baby”
„Święta spędzę sam jak palec, bo zamiast ubierać choinkę z córką, wolałem w hotelu rozbierać stażystkę”
„Mąż w ataku furii zepchnął mnie ze schodów i straciłam swojego synka. Nie umiem mu wybaczyć, ani od niego odejść”

 

Redakcja poleca

REKLAMA