Doskonale pamiętam ten dzień, gdy mama poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Miałam zaledwie 14 lat i jedynym moim problemem było to, w co ubiorę się do szkoły lub gdzie pójdziemy na randkę z chłopakiem.
Zupełnie nie w głowie były mi choroby, opieka nad osobami niepełnosprawnymi czy próby połączenia nauki z opieką nad kimś, kto nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. No cóż – byłam szczęśliwą i beztroską nastolatką, która nie myślała o dorosłym życiu. Nie myślała, bo nie musiała. Jednak to się zmieniło. Jeden wieczór wywrócił moje życie o 180 stopni i sprawił, że niemal natychmiast musiałam dorosnąć. A najgorsze w tym wszystkim było to, że – jak się okazało – zostałam w tej dorosłości zupełnie sama.
Miałam swoje małe problemy
Tego dnia miałam paskudny humor. W szkole złapałam kilka kiepskich ocen, a na dodatek Piotrek powiedział mi, że nie jest pewien, czy chce ze mną być. Dla czternastoletniej dziewczyny to był niemal koniec świata. Spotykałam się z nim od pół roku i byłam pewna, że będziemy razem już na zawsze. A on złamał mi serce. Dlatego gdy tylko wpadłam do domu, to od razu zamknęłam się w swoim pokoju. Słyszałam jak mama krząta się w kuchni i po chwili usłyszałam jej wołanie na obiad.
– Nie jestem głodna – odburknęłam. Mama zajrzała do pokoju z zatroskaną miną.
– Stało się coś? – zapytała i spojrzała na mnie w ten swój charakterystyczny sposób, który zawsze sprawiał, że miałam ochotę wtulić się w jej ramiona. I to pomimo tego, że według własnego mniemania byłam już niemal dorosła.
– Piotrek mnie rzucił – powiedziałam płaczliwie.
– Przykro mi – odpowiedziała. – Ale to jeszcze nie jest koniec świata – dodała.
No jak nie? Dla mnie to był koniec świata. Nie mogłam uwierzyć, że mama potraktowała mój problem w tak lekceważący sposób. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że faktycznie rozstanie z chłopakiem to nie było moje największe zmartwienie.
Powiedziała mi o chorobie
Zjadłyśmy obiad tylko we dwie. Tata wyjechał w delegację i miał wrócić dopiero następnego dnia. Zdarzało się to bardzo często, bo pracował jako przedstawiciel handlowy i większość swojego czasu spędzał w drodze. Ale przynajmniej dobrze zarabiał, dzięki czemu nie brakowało mi na ciuchy, gadżety elektroniczne czy kosmetyki. A że prawie w ogóle go nie widywałam? Jakoś mi to nie przeszkadzało.
– Musimy poważnie porozmawiać – usłyszałam nagle głos mamy.
Oprócz pracującej w tle zmywarki, w mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał. Poczułam się trochę nieswojo. Spojrzałam na twarz mamy i zobaczyłam w jej oczach powagę. I nie tylko to. Mama miała na twarzy wypisany niepokój.
– Coś się stało? – powtórzyłam jej słowa sprzed kilkudziesięciu minut.
Przez kilka minut mama milczała. A potem powiedziała coś, co na zawsze zmieniło moje życie.
– Przez ostatnie tygodnie robiłam badania lekarskie – zaczęła cichym głosem.
Faktycznie, ostatnio mama chodziła po lekarzach, bo twierdziła, że nie za dobrze się czuje.
– Wykryli co ci jest? – zapytałam z naiwnością nastolatki, która wierzy, że na każdą chorobę znajdzie się lekarstwo.
– Tak, wykryli – odpowiedziała mama. – Mam guza mózgu – dodała. Mój świat się zatrzymał. Wprawdzie nie znałam się na chorobach i medycynie, ale nie byłam naiwna i doskonale wiedziałam, że guz mózgu brzmi groźnie.
– Co to znaczy? – zapytałam przerażona, nie mogąc powstrzymać drżenia głosu. Mama milczała.
– Wyleczą cię? – niemal się rozpłakałam.
– Niestety nie – mama westchnęła, a po jej twarzy pociekły łzy. – Guz jest nieoperacyjny, a większość leków nie działa.
Wtedy wybiegłam z pokoju. Nie chciałam tego słuchać. Nie da się wyleczyć mojej mamy? Nie chciałam i nie mogłam przyjąć tego do wiadomości. Miałam nadzieję, że to tylko sen, z którego szybko się obudzę.
Bałam się, co będzie dalej
Niestety to nie był sen. Mama naprawdę była ciężko chora, a według lekarzy jej dni były policzone. Współczesna medycyna nie miała lekarstwa na ten typ nowotworu, a jedyne co można było zrobić, to łagodzić ból.
O tym wszystkim przeczytałam w Internecie. Dodatkowo dowiedziałam się, jak wyglądają ostatnie tygodnie osoby z guzem mózgu, która tak naprawdę niczego już nie kontroluje. To było straszne, ale musiałam sama przed sobą przyznać, że moją mamę czeka wegetacja.
– Co teraz będzie? – zapytałam tatę. W ciągu ostatnich tygodni widywałam go bardzo rzadko. Ciągle wyjeżdżał w trasy i delegacje, tłumacząc to tym, że musi zarabiać, aby zapewnić mamie doskonała opiekę.
– Musimy sobie jakoś poradzić – odpowiedział tata i mocno mnie przytulił. To był jeden z ostatnich dni, w którym tata mnie przytulał i mówił, że wszystko się jakoś ułoży. – Jesteśmy rodziną, a rodzina zawsze sobie poradzi – dodał. Wtedy mu uwierzyłam. Jednak szybko przekonałam się, że jedyną odpowiedzialną osobą w naszej rodzinie jestem ja – czternastoletnia dziewczyna, która niemal z dnia na dzień musiała wkroczyć w dorosłość.
Zajęłam się mamą
Mama gasła niemal w oczach. Z każdym kolejnym dniem wykonywała coraz mniej czynności, a jej codzienna aktywność ograniczała się już jedynie do spania, jedzenia i załatwiania czynności fizjologicznych. Jednak i to z każdym dniem było coraz trudniejsze. Guz robił spustoszenie w mózgu, co przekładało się na konkretne ograniczenia.
Po kilku miesiącach od diagnozy mama nie była już w stanie samodzielnie jeść czy chodzić do łazienki. Całymi dniami leżała w łóżku na silnych środkach przeciwbólowych. Posiłek zastępowała jej kroplówka, a wizytę w łazience – pielucha. I chociaż tata zatrudnił pielęgniarkę, to pani Basia mogła przychodzić jedynie na kilka godzin. W pozostałe godziny opieka nad mamą spadała na nas. A właściwie na mnie, bo taty niemal nigdy nie było w domu.
– Przecież wiesz, że muszę pracować. Pieniądze same się nie znajdą – mówił za każdym razem, gdy prosiłam go, aby nie wyjeżdżał.
A wyjeżdżał coraz częściej i na coraz dłużej. Tak naprawdę bywały takie okresy, że wracał do domu tylko na weekendy.
– Musisz opiekować się mamą. Ja zarabiam pieniądze, aby było nas stać na leki i opiekunki – powtarzał za każdym razem, gdy pakował walizkę na kolejny wyjazd.
Więc zaniedbywałam szkołę, przyjaciół i własne potrzeby, aby zmieniać mamie pieluchy, podawać jej leki i co kilka godzin podłączać nową kroplówkę. Całe moje nastoletnie życie kręciło się wokół pokoju, w którym leżała umierająca mama.
Chciał uciec od problemu
Umieranie na raka okazało się długie i bolesne. Mama żyła jeszcze przed ponad rok. Ale co to było za życie? Pod sam koniec już zupełnie nie kontaktowała i nie rozpoznawała najbliższych. Co kilka godzin głośnym krzykiem domagała się leków przeciwbólowych, bez których nie była w stanie funkcjonować. Gdzie w tym czasie był mój tata? Twierdził, że pracuje. Jednak któregoś dnia na ulicy zobaczyłam go z jakąś kobietą. Nie byłam już dzieckiem i szybko zrozumiałam, że mój tata ma romans.
– Jak możesz zdradzać mamę? – wykrzyczałam mu prosto w twarz, gdy tylko pojawił się w drzwiach mieszkania.
– Skąd wiesz? – zapytał cicho.
– Widziałam was – nie byłam w stanie ukryć pogardy w swoim głosie.
– Mama umiera, a ty zadajesz się z jakąś długonogą i blondwłosą lafiryndą! – krzyczałam.
– Nie waż się tak mówić o Edycie! – tata również podniósł głos. – Nie masz prawa – dodał cicho.
Szukał dla mnie nowej mamy
Może i nie miałam prawa obrażać obcej mi kobiety, ale nie mogłam się powstrzymać. Ja całymi dniami opiekowałam się umierającą mamą, a on bzykał jakąś laskę.
– Jak mogłeś? – zapytałam cicho i poczułam, jak łzy lecą mi po policzkach.
– Po prostu chciałbym ułożyć nam życie na nowo – powiedział po chwili milczenia. – Przecież wiesz, że mama umrze. A my musimy żyć dalej.
– My? – znowu nie mogłam powstrzymać złości. – Czy raczej ty?
Tata spojrzał na mnie, a potem podszedł do mnie i próbował mnie objąć. Odsunęłam się.
– Edyta to kobieta, która zastąpi mamę – usłyszałam.
Tego było już za wiele.
– Nikt nie zastąpi mamy! – wykrzyknęłam. – Nikt. Nie rozumiesz tego?
A potem wykrzyczałam, że go nienawidzę i wybiegłam z mieszkania.
Nie umiałam mu wybaczyć
Gdy wróciłam do domu po kilku godzinach, ojciec siedział na kanapie.
– Porozmawiajmy na spokojnie – zaproponował.
– Nie chcę z tobą rozmawiać – odpowiedziałam mu i poszłam do swojego pokoju.
W tamtym momencie czułam się zdradzona, a jedyne uczucia, jakie w sobie miałam, to złość i nienawiść.
Mama zmarła po kilku tygodniach. I chociaż byłam na to przygotowana, to się załamałam. W odróżnieniu od ojca, który zaczął układać sobie życie z nową kobietą. Edyta wprowadziła się do naszego mieszkania i próbowała zastąpić mi mamę. Uczciwie muszę powiedzieć, że się starała, ale ja nie byłam w stanie jej zaakceptować. Nie byłam też w stanie patrzeć na tatę, który kojarzył mi się ze zdradą. Dlatego poprosiłam o przeniesienie do szkoły z internatem. Początkowo tata protestował, ale z czasem się zgodził.
– Może kiedyś mi wybaczysz i zrozumiesz, dlaczego tak postąpiłem – powiedział, gdy odwoził mnie nowej szkoły.
– Nigdy ci nie wybaczę – odpowiedziałam mu.
Od tamtego czasu minęło kilka lat. Skończyłam szkołę i dostałam się na studia w innym mieście. Dostałam stypendium i jednocześnie pracuję, co pozwala mi na skromne życie. Wprawdzie ojciec co miesiąc proponuje mi pieniądze, ale ja nie chcę. Tak naprawdę do dzisiaj mu nie wybaczyłam. I chociaż z czasem zaczęłam rozumieć jego postępowanie, to jednak nie jestem w stanie pozbyć się złości. Może z czasem to się uda.
Czytaj także: „W sanatorium zabawiłem się i odpocząłem od zrzędzącej żony. Wszystko wyszło na jaw, a drugą młodość mam teraz w domu” „Kochałem Renatę, ale ona wybrała mojego brata. Z rozpaczy wstąpiłem do seminarium i tam leczyłem złamane serce”
„Spotkałam byłego męża i czułam satysfakcję. Zamiast przystojniaka, ujrzałam łysiejącego faceta w kiepskim garniturze”