„Mąż migał się od zmieniania pampersów, bo to rola kobiety. Wywinęłam mu taki numer, że już nigdy nie odmówi”

matka z synem fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Wzięłam w pracy wolne. Ugotowałam obiad na trzy dni. Mamę wysłałam do ciotki, żeby Adam nie miał opcji podrzucenia jej Kazika. Mama trochę się broniła, że tak nie można. Do pociągu wepchnęłam ją prawie na siłę”.
/ 15.11.2024 13:38
matka z synem fot. Adobe Stock, Halfpoint

Zanim urodził się Kazik, mieliśmy z Adamem dużo czasu dla siebie. Razem jeździliśmy na kajaki i na narty, ja chodziłam na jogę i hiszpański, on na squasha i karty z kumplami. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi, chodziliśmy do kina, restauracji, na kręgle. Znajomi, którzy mieli dzieci, jak nie znaleźli opieki, przychodzili na zmianę. Nikt się nie dziwił, kiedy Kaśka mówiła, że Marek został z bliźniakami, żeby ona mogła się zabawić.

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, wyobrażałam sobie, że i my będziemy się dzielić obowiązkami rodzicielskimi. Adam nie protestował. Obiecał nawet, że weźmie długi urlop, że będzie wstawał w nocy, chodził na spacery i śpiewał kołysanki.

Ale do szkoły rodzenia chodzić nie miał czasu, wpadł tylko na pierwsze czy drugie zajęcia. Ponieważ rodzić zaczęłam w środku nocy, Adam nie miał wyjścia i musiał pojechać ze mną do szpitala. Ale po godzinie zasnął w fotelu. Obudził go dopiero krzyk Kazika. Potem opowiadał wszystkim o tym, jakie to wspaniałe uczucie być przy narodzinach syna.

– I przy okazji dobrze się wyspać – dodawałam od siebie.

Wszystkie obowiązki spadły na mnie

Urlop Adama po narodzinach Kazika skończył się po… pięciu dniach.

– Kochanie, muszę wracać, jest jakiś kryzys. Będzie ci pomagać mama, dasz sobie radę. Takiemu małemu dziecku i tak bardziej jest potrzebna matka, wiadomo.

A jak już wrócił do pracy, to przecież musiał się wysypiać. Więc ja spałam z Kazikiem w naszej sypialni, a Adam na kanapie. Rano on wstawał wyspany, a że się spieszył, to prosił, żebym mu zrobiła kawę. Kilka razy wybuchłam i powiedziałam, co o tym myślę.

– Madzia, rozumiem, jesteś zmęczona, ale przecież wiedziałaś, że na tym polega macierzyństwo. Przyjdzie mama, weźmie Kazia na spacer, to się zdrzemniesz. Nie denerwuj się, będzie lepiej – Adam cmokał mnie w czubek głowy i wychodził.

Często płakałam z bezsilności i zmęczenia.

Mąż mi nie pomagał

Kiedy już minął pierwszy rok, czyli ten czas kiedy to według Adama dziecko potrzebowało bardziej matki niż ojca, niewiele się zmieniło.  Adam nadal brzydził się zmieniać pampersy i próbował Kazika nakarmić, to ten się wyrywał i protestował. Po prostu nie był do ojca przyzwyczajony, ale dla Adama to był argument, że to nie jest zadanie dla niego.

Wróciłam do pracy po dwóch latach. Kazik poszedł do żłobka. Pracowałam na trzy czwarte etatu, kończyłam pracę wcześniej, więc to ja go odbierałam. I jakoś tak wyszło, że też odwoziłam („no po co będziemy kupować dwa foteliki”). A skoro Kazik już był zaopiekowany, to Adam uważał, że może spokojnie skoczyć jeszcze na siłownię czy squasha.

Marzyłam o jodze czy spotkaniu z koleżankami, ale zawsze Adam miał w tym czasie ważniejsze zajęcia. Żeby w ogóle się gdzieś wyrwać choć raz na miesiąc, musiałam prosić o pomoc mamę. Z moich spotkań ze znajomymi też nic nie wyszło po jednym nieudanym – według Adama – eksperymencie. Zadzwonił do mnie po półgodzinie i spytał:

– Magda, o co mu chodzi? Nie chce iść do łóżka i tylko gada „nie ma, nie ma”.

Wyjaśniłam mu, że nasz syn nie pójdzie spać bez ukochanego misia Czesia i że tak jest od ponad roku.

– Ciekawe, że tego nie wiesz – skomentowałam nieco złośliwie.

Potem zadzwonił do mnie jeszcze dwa razy, a ja za każdym razem wyjaśniałam mu, co i jak powinien zrobić, kiedy mały nie może zasnąć. Uznał, że go pouczam i nie doceniam.

– Skoro uważasz, że nie umiem się zająć Kazikiem, to nie będę tego więcej robić – oznajmił.

W internecie trafiłam na ciekawy wykład

Latem Adam zmienił pracę. Zatrudnił się w firmie hiszpańskiej, gdzie praca w piątki kończy się o 14. To wtedy wpadłam na pomysł, żeby to on odbierał Kazika z przedszkola. Dla Adama te dwie godziny, które spędzał sam z synem, zanim wróciłam z pracy, były szczytem poświęcenia. A tak naprawdę nie robił nic. Włączał mu telewizor i podał odgrzany w mikrofali podwieczorek.

Gdy tylko wchodziłam do przedpokoju, Adam zrywał się, wołał do Kazika: „Zobacz, mamusia wróciła, biegnij do niej!” i znikał za drzwiami. Bo piątek to dzień pokera, a trzeba jeszcze zdążyć na siłkę.

Cztery tygodnie temu, siedząc przed komputerem, kiedy Kazik już zasnął, trafiłam na Facebooku na zaproszenie na wykład online pod hasłem: „Twój partner kocha dziecko, ale się nim nie zajmuje? Możesz to zmienić”. Kliknęłam bez przekonania. Ten prawie dwugodzinny wykład otworzył mi oczy.

Miałam wrażenie, że pani psycholog, mówiąc o ojcu, ma na myśli mojego Adama. „Kilka razy udowodnił ci, że nie radzi sobie z opieką? I ty to kupiłaś? Ale czy dziecku stała się krzywda? Po prostu musisz stworzyć partnerowi warunki, żeby się przekonał, że tacierzyństwo jest fajne”.

A jeśli partner nic sobie nie będzie robił z prób przekonania go, by spędzał więcej czasu z dzieckiem? Wykładowczyni radziła, by spróbować terapii szokowej. „Idź do szpitala na dawno odkładany zabieg albo po prostu spakuj się i wyjedź. On, jak będzie musiał, to sobie poradzi. Albo znajdzie pomoc. Na pewno nie pozwoli, żeby dziecku się coś stało. Tylko musisz w to uwierzyć”.

Myślałam o tym kilka dni. I zaczęłam się do tego pomysłu przekonywać. Zadzwoniłam do Kaśki i zapytałam, co o tym myśli.

– Jejku, Magda, jest aż tak źle? – zdziwiła się moja przyjaciółka. – Ale to może być dobry pomysł. Po prostu gdzieś wyjedźmy. Tylko musimy to dobrze rozegrać, żeby Marek nic nie wygadał Adamowi.

Zadbałam nawet o to, żeby Adam bez problemu dostał w pracy urlop. Zadzwoniłam do jego szefa i nałgałam mu, że zaplanowałam wspólny wyjazd, ale że to ma być niespodzianka dla Adama, więc się tylko upewniam, czy będzie mógł dostać urlop z dnia na dzień. Szef potwierdził.

Wreszcie zrozumiał, o co mi chodzi

To był piątek – jedyny dzień, kiedy to Adam odbiera Kazika z przedszkola. Bo kończy pracę wcześniej niż ja. Wynegocjowanie tego zajęło mi kilka tygodni, bo „Kazik się przyzwyczaił, że odbiera go mama”.

– To może pora, żeby się przyzwyczaił, że ma też tatę? – odpowiadałam.

Wzięłam w pracy wolne. Ugotowałam obiad na trzy dni. Mamę wysłałam do ciotki, żeby Adam nie miał opcji podrzucenia jej Kazika. Mama trochę się broniła, że tak nie można. Do pociągu wepchnęłam ją prawie na siłę.

„Hej. Wyjechałam nad morze. Bawcie się dobrze z Kazikiem. To będzie fajny męski tydzień. Tacierzyństwo jest super, zobaczysz” – taką kartkę powiesiłam na lodówce. Jak po powrocie do domu Adam sięgnie po jedzenie dla Kazika, będzie musiał ją zauważyć. 

Potem podjechałam do Kaśki.

– Marek myśli, że wyjeżdżam z kuzynką – powiedziała. – Ale pewnie zaraz domyśli się prawdy, jak Adam zacznie do niego wydzwaniać. Bo tobie odebrać od niego nie pozwolę.

Tak jak przewidywała Kaśka, Adam zaraz po powrocie do domu zaczął do mnie wydzwaniać. Nie odebrałam jednak. Potem zadzwoniła moja mama, że Adam próbuje się z nią skontaktować, ale zgodnie z umową nie odbiera. A potem do Kaśki zadzwonił Marek.

– Jesteś z Magdą, tak? Spanikowany Adam dzwonił do mnie już trzy razy. Najpierw krzyczał, potem płakał, a teraz zapytał, czy jeśli też jestem sam z dziećmi, to możemy porobić coś razem. Umówiliśmy się do Kampinosu. Bawcie się dobrze!

Odezwałam się do Adama dopiero, gdy byłyśmy już w pensjonacie. Nie krzyczał, ale był obrażony.

– To nie fair, mogliśmy to załatwić inaczej. Porozmawiać. Jak mogłaś? I co ja powiem w pracy?!

Powiedziałam mu, że jego szef wie o tym nagłym urlopie. Wściekł się. A ja odłożyłam słuchawkę.

W weekend trwała cisza w eterze. Ale w niedzielę wieczorem dostałam od Adam zdjęcie: on z Kazikiem na barana w lesie. Obaj uśmiechnięci od ucha do ucha. W poniedziałek przyszedł SMS: „Kazik może jeść lody?”. Odpisałam: „Jedną kulkę. Najbardziej lubi bananowe”. W środę kolejny esemes: „Magda, zadzwoń. Chyba rozumiem, o co ci chodzi…”.

Zadzwoniłam. To była fajna rozmowa. Nie łudziłam się, że po moim powrocie Adam z dnia na dzień zacznie codziennie spędzać z Kazikiem czas. Ale po pierwsze, chyba zrozumiał, że zrzucił na mnie zbyt wiele. A po drugie – i o wiele ważniejsze – zobaczył, ile traci. I że będzie chciał to zmienić.

Magdalena, 30 lat

Czytaj także: „Mąż zniszczył nasze małżeństwo, gdy wpakował się kochance pod kołdrę. Dał jednak coś, przez co nie myślę o rozwodzie”
„Przez jeden mały błąd niemal zrujnowałem swoje małżeństwo. Wstyd mi, że zachowałem się jak ostatni dureń”
„Matka zostawiła nam w spadku okrągłe zero. Notariusz uświadomił nam, że nie znaliśmy kobiety, która nas urodziła”

 

Redakcja poleca

REKLAMA