Zajrzałam do szafy i aż westchnęłam na widok mojej garderoby. Wszystko poukładane, jakby ktoś mierzył to linijką. Jednak coś mi tu nie grało – przecież rano rzeczy leżały na innych półkach. I na pewno to nie ja je tak równiutko poukładałam. Od razu wiedziałam, czyja to sprawka. No i w końcu nie wytrzymałam, musiałam jakoś zareagować…
Nie była to jej pierwsza taka akcja
Ani nawet druga czy piąta. Takie rzeczy robiła nagminnie. Choć początkowo mówiłam bardzo uprzejmie i z uśmiechem: „Dzięki mamo, ale sami się tym zajmiemy i poukładamy swoje rzeczy”, a potem już poważniej: „Mamuś, prosiłam cię już, żebyś nie myszkowała w naszych szafkach i szufladach, bo czuję się skrępowana”, aż w końcu ostro: „Stanowczo nie życzę sobie, byś gmerała w moich gaciach”.
Powiem szczerze, że teściowa wszędzie wtykała nos. Nie tylko do szuflad z majtkami, ale też do lodówki, szafek w kuchni, a nawet do mojego pudełka z kosmetykami w łazience. Po prostu do wszystkiego. Chyba z milion razy prosiłam Piotrka, żeby jej coś powiedział. W końcu ja jestem tylko synową, a on jej ukochanym syneczkiem, więc może by go bardziej posłuchała.
Ale gdzie tam, w ogóle nie chciał mi pomóc. Ciągle ją tłumaczył, że ona tak z miłości, że jest z pokolenia, które tak okazuje troskę, czasem aż za bardzo. No i zdaniem Piotrka skoro matka jest starsza, to na pewno lepiej poukłada te cholerne skarpetki. Nawet nie chcę myśleć, co by powiedział, jakby zobaczyła mój seksowny strój, który założyłam na ostatnie Halloween, kiedy całą noc nie wychodziliśmy z łóżka.
Pojawiły się gadki, że przecież to jej dom
A my, szczęściarze, siedzimy w nim za półdarmo, płacąc zaledwie część rachunków, co pozwala nam wyjechać na wczasy dwa razy do roku, kupować lepsze ciuszki i jeszcze trochę odłożyć. Gdybyśmy musieli płacić za wynajem jak za mokre zboże albo spłacać kredyt, sytuacja nie byłaby taka różowa. Fakt, ale nie taka była umowa.
Zdecydowaliśmy się zamieszkać z jego matką, która po tym, jak jej mąż odszedł z tego świata, czuła się opuszczona i zagubiona. Wiadomo, chciała nas mieć obok siebie, pomagać nam.
Fajnie, że tak to sobie wymyśliliśmy – osobne gospodarstwa domowe. Ona na dole, a my na górze. Dostaliśmy całe piętro dla siebie, a teściowa nie musiała się już przejmować rachunkami czy sprzątaniem na piętrze, bo i siły, i zdrowie już nie to samo. Na początku wszystko grało. Rozmawiałyśmy ze sobą, zapraszałyśmy się wzajemnie na herbatkę i ploteczki, a potem każda wracała do siebie. Nie wtrącałyśmy się w swoje sprawy i szanowałyśmy prywatność.
Przykro mi to mówić, ale ten piękny okres nie trwał zbyt długo. Już po kilku miesiącach teściowa zaczęła rządzić się w naszych prywatnych przestrzeniach – w szafach, szufladach, na półkach, a nawet w lodówce. Próbowałam rozmawiać, zarówno z nią, jak i z moim mężem, ale to nie przynosiło żadnych rezultatów. Błagania i subtelne groźby również na nic się zdały. Powoli zaczynałam tracić cierpliwość.
Miałam już swoje 35 lat i, do diabła, wiedziałam jak zorganizować swoją własną przestrzeń! Nie potrzebowałam aż tak daleko idącej pomocy, by ktoś musiał układać mi bieliznę! W końcu wpadłam na pomysł, by zamontować zamek w drzwiach naszej sypialni na piętrze.
– Odbiło ci czy co? – zareagował mąż.
– Może jeszcze nie całkiem, ale niewiele mi brakuje.
– Wybacz, ale nie zamontuję żadnych zamków w domu własnej matki.
– Przypomnę ci tylko, że to miejsce – wykonałam kolisty ruch rękami, wskazując na przestrzeń dookoła nas – miało być naszym własnym lokum. Osobnym.
– Mama skończyła już 73 lata, czego się spodziewasz…
– Choćby odrobiny poszanowania. Jeśli to niemożliwe, to trudno, poszukamy jakiegoś mieszkania pod wynajem albo kupimy własne. Zrezygnuję z urlopu i nowych ubrań, ale najważniejszy jest dla mnie błogi spokój.
– Skarbie, nie żartuj sobie…
– A ty nie bądź naiwny! Masz prawie czwórkę z przodu. Rozumiem twoją miłość do mamy. Pojmuję też chęć zaopiekowania się nią. Ale nie wymagaj ode mnie, bym tolerowała jej wieczne wtykanie nosa w nasze sprawy i grzebanie w naszych rzeczach. Bo właśnie tak to odbieram. Zupełnie jakby nas inwigilowała, szpiegowała…
– Słuchaj, Ania...
– Daj spokój z tym słuchaniem. Po prostu mnie wesprzyj. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że jestem w tym układzie stroną poszkodowaną. Mam już tego powyżej uszu.
Mimo wszystko znosiłam to przez kolejne tygodnie, a nawet miesiące. Nie miałam wyjścia, bo mój małżonek stracił pracę. Pewnego dnia szef rozdał wszystkim wypowiedzenia, tłumacząc to plajtą firmy. Cholernie go to bolało, ale jego wspólnik wyrolował go i zostawił z takim zadłużeniem, że pozostawało mu tylko palnąć sobie w łeb.
Opowieść rodem ze słabego serialu
Nasza codzienność zaczęła do złudzenia przypominać te wszystkie marne seriale, które lecą w telewizji. Zazwyczaj, kiedy człowiek traci robotę, to bierze się w garść i rozgląda za nowym zajęciem: rozsyła CV na prawo i lewo, pyta znajomych, czy czegoś nie wiedzą, chodzi na rozmowy o pracę, idzie do urzędu się zarejestrować... Ale mój mąż to inna para kaloszy. Rano machał mi na pożegnanie, kiedy szłam do pracy, a potem pędził do mamuśki na małe co nieco.
A ona przyrządzała mu jajka na półmiękko, samodzielnie ścinając im czubki. Obserwowałam to zza szyby i totalnie mnie zamurowało, no naprawdę. Kiedy wracałam do domu, sporo po godzinie 17, zrobiwszy po drodze zakupy, otrzymywałam informację, że ponownie nie wyrobił się z szukaniem czegokolwiek, ale weźmie się za to następnego dnia. Gdy padało pytanie, czym zajmował się przez cały boży dzień, odpowiadał enigmatycznie „aaaa, różne miałem sprawy”. Wśród tych „spraw” nie było jednak miejsca na ogarnięcie domu ani przygotowanie obiadu. To wszystko spadało na moją głowę.
Czas leciał nieubłaganie, a oszczędności, które udało nam się uzbierać, powoli topniały niczym śnieg wiosną. Tymczasem Piotrek ciągle nie mógł się zebrać, by wysłać swoje CV, tłumacząc się nawałem innych, pilnych spraw. W końcu nie wytrzymałam i zaprotestowałam przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Wtedy usłyszałam, że „on teraz przeżywa trudny okres, jest w dołku po stracie roboty i potrzebuje trochę odsapnąć”.
– Ja tego nie rozumiem – wylewałam swoje frustracje przed kumpelą, której oczy powiększały się, gdy słuchała moich pretensji.
– Ja też nie… Czy to ten sam Piotrek, którego poznałaś jako przedsiębiorczego, poukładanego i niezależnego…?
Ponuro przytaknęłam.
– Jakby go ktoś wymienił na innego faceta. Z wyglądu niby taki sam, ale w środku zupełnie inny gość. Czy może w głowie mu się coś poprzewracało?
Łzy same cisnęły mi się do oczu
Jesteśmy ze sobą od przeszło dekady, a od pięciu lat tworzymy małżeństwo. I nagle ni stąd, ni zowąd dzieje się coś takiego. Sama już nie wiem, co o tym myśleć... Może jednak za ostro reaguję? Brakuje mi może zrozumienia dla jego sytuacji? Być może stawiam mu zbyt wysokie wymagania, a on faktycznie potrzebuje chwili wytchnienia...?
– Wiesz, to faktycznie problem… A co jeśli kasa wam się skończy? Piotrek od kwartału jest bez pracy i chyba nawet nie kiwnął palcem, żeby coś znaleźć… Trochę się obijał przez ten czas, nie? A może ma chandrę? Bierze coś na to?
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie zażywał żadnych leków, nie był u lekarza. Nie dawałam wiary żadnej depresji, co nie oznacza, że sprawa nie wyglądała poważnie. Wręcz odwrotnie. Piotrek, idąc za przykładem niektórych facetów przeżywających kryzys wieku średniego, złapał pierwszą lepszą okazję, by stać się życiowym nieudacznikiem, skończonym leniem, któremu mamuśka usługuje, śniadanko do łóżka przynosi i skarpetki prasuje. Zastanawiałam się, czy pragnęłam dzielić resztę swojego życia z takim mężczyzną. Czy takiemu gościowi przysięgałam, że dołożę wszelkich starań, by nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe?
Zdecydowałam, że skoro mój facet stał się taką ciapą, a może raczej nieodpowiedzialnym smarkaczem, to pora wziąć sprawy w swoje ręce i przejąć stery nad naszą familią. Dopóki w ogóle jest nad czym przejmować kontrolę.
Udało mi się wyszukać coś do wynajęcia
Niewielkie, z miniaturową kuchenką i pokojem sypialnym o rozmiarach opakowania po zapałkach. Doskonałe na początek. Może po pewnym czasie przeniesiemy się do bardziej przestronnego, albo… nie będzie to konieczne, bo dla singla będzie akurat. Takie myśli krążyły mi po głowie, gdy z przygnębieniem lustrowałam wzrokiem niewielki pokój dzienny. Piotrek przyszedł akurat, gdy pakowałam swoje ciuchy do walizki, która była w połowie pełna.
– A co ty robisz? – zapytał, widząc jak wkładam kolejne rzeczy.
– Wyprowadzam się. Masz może ochotę się przyłączyć? – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od pakowania.
– Zaraz, chwila... Jak to się wyprowadzasz?
– No normalnie. Podpisałam umowę najmu, damy radę opłacić czynsz, o ile w końcu zaczniesz zarabiać i skończysz z całodniowym przesiadywaniem u mamusi przed telewizorem, oglądając te tureckie telenowele – jego zakłopotana mina i nagły napływ krwi do policzków powiedziały mi, że uderzyłam w czuły punkt.
– Poślubiłam cudownego mężczyznę i pragnę, żeby do mnie wrócił. Dzieciak może zostać tutaj z mamą. Daję ci 5 minut: albo się ze mną spakujesz i rozpoczniemy wszystko od początku, jak dojrzali, odpowiedzialni i odważni dorośli, albo zostajesz w tym miejscu i do końca swoich dni będziesz w pampersach.
Nie wahał się zbyt długo, zaczął mi wręczać swoje koszulki i bluzy, starannie poskładane przez jego matkę. Spakowaliśmy rzeczy pierwszej potrzeby i ruszyliśmy do naszego nowego lokum, nie zważając na protesty mojej teściowej. Jeszcze tego samego dnia, pod moją presją, Piotrek włączył komputer i od razu wziął się za rozsyłanie CV.
Była to prawdziwa bitwa, którą musiałam toczyć na dwa fronty jednocześnie. Z jednej strony zmagałam się z teściową, która zarzucała mi, że niszczę ich rodzinę, ranię jej jedynego syna i odcinam go od niej. Z drugiej strony prowadziłam wojnę z własnym mężem, który w tym letargu, w jaki popadł pod czułą opieką swojej mamy, czuł się całkiem komfortowo. Stawiałam czoła ogromnemu oporowi, ale nie zamierzałam się poddawać. I nadal nie mam takiego zamiaru, choć obawiam się, że czeka mnie jeszcze sporo takich potyczek. Mimo wszystko sądzę, że dla miłości warto to zrobić. Bez znaczenia, czy przeciwnikiem okażą się ugotowane na miękko jajka...
Anna, 36 lat
Czytaj także:
„Mój facet to delikates. Udaje twardziela, a wymiękł przy porodzie. Miał mi asystować, a lekarze skrobali go z podłogi”
„Chciałam życie jak z bajki, a skończyłam w horrorze. Zamiast księcia, dostałam błazna, który uwiódł mi przyjaciółkę”
„Romans online okazał się całkiem realny, gdy mój kochanek nagle przyjechał. Nie wiem teraz, co powiedzieć mężowi”