„Mąż miał przede mną 3 żony i każdej zostawił małą fortunę. Byłam w szoku, gdy poznałam prawdę o tych rozstaniach”

zrozpaczona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„– Wydaje mi się, że już wiesz… – oznajmił mi oschle mąż. – Ola, moja prywatność jest dla mnie wszystkim. Zapłacę ci, ile chcesz, jeśli będziesz chciała odejść, ale musisz podpisać umowę o poufności. – Niczego nie podpiszę! – krzyknęłam wściekle. – Jak mogłeś mnie tak oszukać?”.
/ 13.10.2023 11:15
zrozpaczona kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Marcin od początku wzbudził moje zaufanie. Poznaliśmy się na wyjeździe firmowym, gdy rozpoczynałam pracę w nowym biurze. Był wtedy jednym z dyrektorów i doskonale znał się na swojej pracy. A do tego był też bardzo ambitny i zaangażowany, niesamowicie przyjazny, bezpośredni i szarmancki.

Kobiety miały do niego słabość

Słyszałam czasem plotki, że Marcin to babiarz, ale nie traktowałam ich szczególnie poważnie. Ludzie lubią sobie puszczać w obieg takie złośliwości, zwłaszcza o swoich szefach. Marcin, wbrew doniesieniom, wydawał mi się być bardzo wyważonym i spokojnym mężczyzną. Nie wyglądał na podrywacza czy jakiegoś rozpustnika. Owszem, ujmował kobiety swoimi nienagannymi manierami, kulturą, a także obyciem i ambicjami. Miał w zanadrzu wystarczająco dużo asów, żeby babki same do niego lgnęły. Nie musiał o to zabiegać.

Wkrótce dowiedziałam się, że Marcin był już trzykrotnie rozwiedziony. Normalnie zapaliłoby to moją lampkę alarmową w głowie, ale im dłużej i bardziej poznawałam tego człowieka, tym bardziej byłam przekonana, że musiał mieć w życiu po prostu pecha. Miał takie dojrzałe poglądy na temat związków i kobiet, był przystojny, potrafił zapewnić partnerce bezpieczeństwo…

Podejrzewałam, że albo jego byłe leciały tylko na jego kasę, po czym uciekały, gdy już dostały to, czego chciały, albo zdradzały go z młodszymi trenerami fitnessu lub zwyczajnie nie nadawały się na partnerki. W dzisiejszych czasach wcale nie tak łatwo stworzyć dobry i trwały związek.

Zbliżyłam się do Marcina

Imponował mi praktycznie wszystkim. Gdy zaczęliśmy się ze sobą spotykać, zdecydowałam, że zmienię pracę. Nie chciałam plotek krążących po biurze, jakichś wrednych spojrzeń zazdrosnych koleżanek z działu, a już na pewno nie chciałam, żeby kariera Marcina stanęła pod znakiem zapytania przeze mnie. Gdy oznajmiłam koleżankom z pracy, że odchodzę, spojrzały na siebie porozumiewawczo.

– Uważaj, Ola… Nie ty pierwsza już dałaś się oczarować temu rzekomemu ideałowi – mruknęła jedna pod nosem.

– Jeśli mówisz o byłych żonach Marcina, to przecież ja o wszystkim wiem – odparłam poirytowana.
– Czy na pewno o wszystkim? – spojrzała na mnie z lekką drwiną.

Nie skomentowałam tego. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że decyzja o odejściu z pracy była słuszna. Te zazdrosne baby zwyczajnie chciały zamieszać w naszym związku. Nie bylibyśmy w stanie być razem, gdybyśmy dalej mieli obydwoje pracować w tym miejscu.
Szybko znalazłam nową pracę, a nasz związek kwitł. Po roku poważnego randkowania Marcin mi się oświadczył. Byłam przeszczęśliwa.

Wzięliśmy ślub

– Boże, Agata, to nawet nie wydaje się być prawdziwe! On jest po prostu idealny – zachwycałam się narzeczonym podczas rozmowy telefonicznej z przyjaciółką.

– Ola, wszystkie baby tak mówią, jak się zakochają – zaśmiała się Agata. – Ale te trzy byłe żony… Jesteś pewna, że facet nie ma żadnych trupów w szafie? Żeby było jasne, ja nikogo nie oskarżam. Ale upewnij się, proszę.

– Spokojnie, to jest klasyczny przykład życiowego pecha, a nie żadna czerwona flaga – uspokoiłam przyjaciółkę. – Jestem tego pewna.
I naprawdę byłam pewna

Nasz ślub był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Już wcześniej, przed ceremonią, wprowadziłam się do domu Marcina, ale dopiero po ślubie poczułam, że piękna rezydencja na przedmieściach Warszawy naprawdę jest moim nowym królestwem. Kupiłam kilka nowych dodatków i mebli, żeby poczuć się w tej eleganckiej przestrzeni nieco bardziej swojsko.

Nie żałował pieniędzy ani mi, ani byłym

Nie chciałam, jak wiele tzw. żon milionerów, zajmować się od razu remontem i przebudową całego domu pod swoje upodobania, bo i po co? Dom był świetny, a mnie wystarczyło tylko kilka akcentów. Marcin jednak nie oszczędzał pieniędzy na uszczęśliwianiu mnie. Wstawił mi do piwnicy kilka maszyn gimnastycznych, żebym nie musiała chodzić na miejską siłownię i przearanżował garderobę, żebym miała miejsce na swoje ubrania.

– Kochanie, to wszystko strasznie dużo kosztuje, przystopuj… Ja naprawdę jestem szczęśliwa, nie potrzebuję tego – przekonywałam męża.

Przy okazji tylu zmian w domu, a także po organizacji wesela, musieliśmy w końcu usiąść nad wspólnymi wydatkami. Marcin, oczywiście, zarabiał dużo więcej ode mnie, ale sam zaproponował mi pełen dostęp do swojego konta. Miałam też swoje prywatne, ale generalnie większość wydatków codziennych, rachunków, zakupów itd. opłacana była z pieniędzy męża.

Gdy starałam się przeanalizować jakie są nasze miesięczne koszty, jakie kwoty możemy oszczędzać, jakie wydawać, a jakie inwestować, zastanowiła mnie jedna regularna pozycja w zestawieniu przelewów męża. Duża kwota wypływająca regularnie, co miesiąc, na trzy różne konta. Kwota w wysokości dziesięciu tysięcy złotych. Zaniepokoiły mnie też odbiorczynie tych przelewów. Były to byłe żony mojego męża.

– O co chodzi z tymi przelewami, Marcin?

– A to przelewy do Asi, Natalii i Małgosi. Umówiliśmy się na takie kwoty przy rozwodach.

– Ale dlaczego nadal płacisz im tak wielkie pieniądze po rozwodzie? Nawet Gosi? Po tylu latach? Przecież nie mieliście dzieci, to nie alimenty – zdziwiłam się.

– Mieliśmy po prostu układ. Nie mogę ci powiedzieć więcej, to sprawy objęte tajemnicą adwokacką.

Musiałam poznać prawdę

O co tu chodzi? Czy mój mąż był wplątany w jakieś szemrane biznesy? Ale ze wszystkimi trzema żonami? Przecież to mało prawdopodobne. A co jeśli płacił im za milczenie? Zaniepokoiłam się. Może koleżanki z pracy miały rację? Może rzeczywiście nie wiedziałam wszystkiego o Marcinie? Postanowiłam powęszyć. Zadzwoniłam do prawnika męża, ale nie był zbyt skory do rozmowy.

– Pani Olu, niestety, te umowy są objęte klauzulą poufności, nie mogę niczego pani powiedzieć.

Nie dowiedziałam się także niczego od księgowego męża ani asystentki. Miałam przeczucie, że wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale nie chcą mi powiedzieć. Nie miałam wyboru. Musiałam spotkać się z którąś z byłych żon Marcina. Padło na Asię, ostatnią małżonkę sprzed kilku lat. Odebrała mój telefon z rozbawieniem.

– Co, już się zorientowałaś, w jakie bagienko się wpakowałaś? Czy Marcin już ci zdradził swoje upodobania?

– Jakie upodobania…? – zapytałam przestraszona.

– Kochana, jeszcze się nie zorientowałaś? Marcin przecież woli facetów! Żony potrzebuje tylko jako przykrywki. Płaci nam wszystkim, żebyśmy nikomu nie powiedziały, ale przecież ty i tak się wkrótce dowiesz – roześmiała się.

Zrobiło mi się słabo. Co ona wygaduje? Przecież to bzdura, Marcin mnie kocha, ożenił się ze mną z miłości! Gdyby chodziło mu o taki układ, zwyczajnie by zaproponował.

– Co, zastanawiasz się pewnie, dlaczego otwarcie nie proponuje kobietom takich układów w zamian za kasę? Bo co, gdyby jakaś się nie zgodziła i się wygadała? On się bardzo ukrywa. Więc uwodzi kobiety, a gdy dowiadują się prawdy i chcą odejść, każe im podpisywać umowy o poufności i płaci za milczenie.

Oszukał mnie 

Nie wiem, czy zemdlałam, czy tylko na chwilę mnie zamroczyło. W głowie wirowały mi setki albo nawet tysiące myśli „Co ja mam teraz zrobić? Oznajmić Marcinowi, że o wszystkim wiem i odchodzę? Na pewno nie podpiszę żadnej umowy, co to to nie! Marcin perfidnie mnie oszukał, uwiódł i zawiódł”, myślałam wściekła. Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit, gdy zadzwonił mój telefon:

– Wydaje mi się, że już wiesz… – oznajmił mi oschle mąż. – Ola, moja prywatność jest dla mnie wszystkim. Zapłacę ci, ile chcesz, jeśli będziesz chciała odejść, ale musisz podpisać umowę o poufności.

– Niczego nie podpiszę! – krzyknęłam wściekle. – Jak mogłeś mnie tak oszukać?!

– Nie miałem wyboru. Żyję dla mojej pracy, dla reputacji. One znaczą dla mnie więcej niż cokolwiek innego. Olu, nie opieraj się. Moi prawnicy i tak cię przekonają. Nie masz z nimi szans. Proszę, zastanów się – oznajmił i rozłączył się.

Z moich oczu pociekły łzy. Łzy wściekłości, frustracji i bólu. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Ale wiedziałam, że nie puszczę tego Marcinowi płazem jak inne żony. Będę z nim walczyć! O honor swój i wszystkich kobiet, które oszukał przede mną. Nie dam się kupić. Nie potrzebuję jego kasy.

Czytaj także: „Myślałam, że to fajny facet, ale randki z nim to był żenujący teatrzyk. Zaczęłam się bać, gdy nie chciał odpuścić”
„Czułam, że mój nastoletni syn coś ukrywa. Nie mogłam uwierzyć w to, co pewnego dnia mi wyznał”
„Przez 30 lat żyłam z potworem i nic o tym nie wiedziałam. Prawdę o mężu poznałam, gdy ktoś zniszczył jego grób”

Redakcja poleca

REKLAMA