Zauważyłam, że coś jest nie tak, jak tylko wysiadł z autokaru. Fizycznie prezentował się świetnie – podrósł, zmężniał i zrobił się szalenie przystojny, bo włosy zjaśniały mu od słońca i słonej wody, a skóra nabrała ciemnobrązowego odcienia.
Tylko że w oczach miał jakiś mrok, a jego powitalny uśmiech wydawał mi się sztuczny i wymuszony. Obcy człowiek zobaczyłby w nim radosnego nastolatka. Serce matki ujrzało zatroskanego dzieciaka, który nie radzi sobie z problemami.
Spędził miesiąc na Wybrzeżu, w towarzystwie biologicznego ojca i trzech przyrodnich braci. Przez telefon zapewniał, że świetnie się bawi, i że to najfajniejsze tygodnie w jego życiu. Tymczasem okazało się, że ta idealna pocztówka z wakacji miała jednak ciemne plamy.
Z początku nie ciągnęłam go za język, bo sądziłam, że wiem, o co chodzi. Mój eks napomknął raz czy dwa, że Romek zaprzyjaźnił się z córką sąsiadów, więc sprawa była oczywista – zakochał się i posmakował goryczy rozstania.
Też kiedyś byłam młoda i wracałam ze złamanym sercem z każdego obozu i kolonii. Dokładnie pamiętam, jak to bolało, i jak strasznie za tymi chłopakami tęskniłam, ale z biegiem czasu wspomnienia się zacierały, uczucie wypalało, na horyzoncie pojawiał ktoś nowy i to, co wydawało się najważniejszą sprawą w życiu, stawało się mało znaczącym epizodem.
Kilka godzin później okazało się, że miałam rację. Na tapecie laptopa Romka pojawiła się twarz zielonookiej dziewczyny, komórka pikała co najmniej raz na godzinę, a syn, czytając przychodzące SMS-y, miał rozanielony wyraz twarzy.
Nocne telefony nigdy nie wróżą niczego dobrego
Pomyślałam sobie wtedy, że młodym i zakochanym teraz łatwiej, bo nie muszą tygodniami czekać na list czy biec do automatu, żeby pogadać przez telefon. Mogą być w ciągłym kontakcie – słyszeć się, widzieć, w każdej chwili do siebie napisać. Oczywiście, czaty i Skype nie zastąpią fizycznej obecności drugiego człowieka, ale łatwiej znosi się rozstania.
Tydzień później nie wytrzymałam i postanowiłam coś tam od syna wyciągnąć, bo niby wszystko było w porządku, ale on dalej chodził nieobecny i smutny.
– Nie martw się, Romuś – rzekłam pocieszająco i zmierzwiłam mu palcami blond grzywkę. – Zobaczysz się z nią w październiku, jak pojedziesz do ojca na jego urodziny.
Syn pałaszował właśnie lody i moje słowa mocno go speszyły, bo zakrztusił się, rozkaszlał, a potem czerwony jak burak wbił wzrok w talerzyk.
– Nie martwię się – mruknął. – Z Małgosią fajnie mi się gada.
– To dlaczego chodzisz taki struty? Aż tak za nią tęsknisz? – poszłam za ciosem.
Wtedy spojrzał mi w oczy z jakimś potwornym niezdecydowaniem i już otwierał usta, by zdradzić powód przygnębienia, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
– Zdaje ci się – skłamał. – Wcale nie jestem struty. Z czego mam się cieszyć? Że wakacje się kończą?
Wakacje kończyły się za trzy tygodnie, więc było to kiepskie wytłumaczenie, ale nie drążyłam, bo świetnie znam Romka i dobrze wiedziałam, że jak sam nie zechce czegoś powiedzieć, to wołami tego z niego nie wyciągnę.
Kilka dni później, w środku nocy, zadzwonił do mnie mój były mąż.
– Słuchaj, sorry, że cię budzę… – zaczął grobowym tonem – …ale to ważne, a ja jestem daleko, nie będę mógł pomóc. To tobie przypadnie ta niewdzięczna rola, no ale ktoś musi to ogarnąć, jakoś przekazać wiadomość. Romek przyjmie ją lepiej od ciebie niż ode mnie, tak sądzę, bo to trzeba przytulić, pocieszyć, być obok. Matka lepiej sobie poradzi…
Zamilkł po tych słowach na dość długą chwilę, a ja poczułam ciepło na policzkach i szybsze bicie serca. Zrozumiałam, że stało się coś złego.
Kiedy weszłam do jego pokoju, jakby… wiedział
– Michał, możesz jaśniej? – poprosiłam z lekko ściśniętym gardłem. – O jakiej wiadomości mówisz?
– Ta przyjaciółka Romka, córka sąsiadów, Małgosia… Ona nie żyje – wyłożył w końcu kawę na ławę.
– Jak to nie żyje ? – spytałam głupio, ale na takie wieści trudno reagować mądrze.
– Ze trzy godziny temu wyszła z domu w samej piżamie jak lunatyczka i… No i wpadła pod nocny autobus – Michał westchnął i mówił dalej: – Teraz najważniejszy jest Romek. Nie chcę, żeby dowiedział się o tym z internetu czy telewizji, więc będziesz musiała mu rano powiedzieć. On się chyba w niej zakochał, więc…
„…więc przeżyje szok i kompletnie się załamie” – dokończyłam w myślach.
– Marta, wiem, że będzie ciężko, ale trzeba to załatwić – ciągnął Michał. – Jeśli potrzebujesz wsparcia, wezmę wolne i przyjadę. Mogę zaraz wsiąść w auto.
– Nie, dzięki, Michał, ale nie trzeba – mruknęłam po chwili zastanowienia. – Poradzę sobie. Daj znać, jeśli dowiesz się czegoś więcej. Zadzwonię .
– Okej, będę trzymał kciuki… Nie powiem „dobranoc”, bo pewnie już nie zaśniesz. Ja zresztą też. Grażynka wzięła jakieś prochy, ale rzuca się w pościeli jak ryba wyrzucona na brzeg i…
– Zadzwonię – powtórzyłam i przerwałam połączenie; zupełnie nie miałam ochoty słuchać o jego żonie.
Nie lubiłyśmy się, nie rozumiałyśmy, byłyśmy zupełnie z innych bajek i średnio mnie jej emocje obchodziły.
Romek coś chyba przeczuwał, bo gdy weszłam rano do jego pokoju, siedział na łóżku ze smartfonem w dłoni i tępo wpatrywał się w spływające po szybach krople deszczu. Trochę mnie zaskoczył, spodziewałam się bowiem, że będzie jeszcze spał.
Dokładnie sobie w nocy przemyślałam, co mu powiem. Nauczyłam się tego pamięć, gdy jednak go zobaczyłam, wszystko wyleciało mi z głowy. Zdałam sobie sprawę, że nie istnieją słowa, którymi można delikatnie przekazać tragiczną wiadomość – zwłaszcza takiemu młodemu człowiekowi.
– Cześć, synku – udało mi się wydukać.
Wtedy Romek na mnie spojrzał i zobaczyłam w jego oczach ten sam cień co na dworcu, ale tym razem był on głębszy i bardziej widoczny.
– Coś się stało, prawda? – spytał i wydał mi się nagle strasznie dorosły.
Zbliżyłam się i usiadłam obok. Zebrałam się na odwagę i o wszystkim mu opowiedziałam. Zniósł to bardzo dzielnie. Nie rozpłakał się, nie zaczął krzyczeć ani ciskać z rozpaczy po pokoju. Twarz miał nieprzeniknioną i tylko zaciśnięte pięści świadczyły o tym, że coś przeżywa.
Kiedy skończyłam, wyszeptał tylko:
– To moja wina – a potem zamilkł.
Nie odezwał się aż do pogrzebu Małgosi. To znaczy mówił – tak, nie, proszę, dziękuję, chcę, nie chcę, ale nic ponadto.
„Chcę ci coś pokazać” – rzekł i pociągnął mnie za rękę
Strasznie się o niego martwiłam, poszłam nawet po poradę do psychologa, ale usłyszałam, że każdy inaczej radzi sobie z żałobą, i że jeśli nic się nie zmieni, mam przyprowadzić syna na terapię.
Michał był podobnego zdania. Twierdził nawet z wrodzonym sobie optymizmem, że Romek szybko się z tego otrząśnie, bo jest młody.
– Teraz mu się wydaje, że to koniec świata, ale nie dajmy się zwariować. Ma 14 lat, a Małgosia to była wakacyjna miłość, a nie żadna love do grobowej deski. Nikogo bliskiego jeszcze nie stracił, więc mu ciężko, ale to minie .
– On się o jej śmierć, nie wiadomo dlaczego, obwinia – przypomniałam.
– Może się poprztykali, może coś niemiłego jej powiedział… – zastanawiał się Michał. – Nikt nie wie, co tak naprawdę się stało; czy zrobiła to celowo, czy faktycznie zaczęła lunatykować. Policja zabrała kompa Gosi, jej tablet i telefon, przesłuchuje przyjaciół i znajomych. Romka pewnie też ktoś przepyta, skoro się przyjaźnili. Dobrze chociaż, że tak szybko wydali ciało. Jej rodzice będą mogli ją wreszcie pogrzebać.
Pogrzeb dziewczynki odbył się dwanaście dni po wypadku i przysięgam, że nie ma na świecie nic bardziej przygnębiającego niż pochówek dziecka.
Było mnóstwo ludzi i strasznie dużo młodzieży, chyba cała szkoła. Wszyscy przynieśli białe róże. Dziewczynki szlochały, jedna nawet zemdlała, a chłopcy z trudem panowali nad emocjami, bo faceci przecież nie płaczą.
Romek również nie uronił ani jednej łzy. Stał blisko trumny, jak posąg wykuty z kamienia, i miał w oczach dziwną pustkę, którą postronny obserwator mógłby uznać za obojętność. Ja wiem, że to nie była obojętność, tylko sposób na radzenie sobie z tym strasznym bólem.
Mój syn tak właśnie reagował na przeciwności losu – zamykał się w sobie, chował w skorupie jak ślimak. Nie wiem po kim to miał, bo ja i mój eks buchaliśmy emocjami i od zawsze stosowaliśmy doktrynę „co w sercu, to na języku”.
Po uroczystościach, kiedy żałobnicy zaczęli rozchodzić się do domów, a rodzina dogadywała kwestię stypy, Romek wziął mnie za rękę i odciągnął na bok.
– Chcę ci coś pokazać – rzekł półgłosem.
– Co? – zmarszczyłam brwi, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
Syn poprowadził mnie główną aleją w głąb cmentarza, daleko, aż do jego najstarszej części. Przez całą drogę Romek milczał jak zaklęty. Odezwał się dopiero wtedy, gdy zatrzymaliśmy się przy jakimś zarośniętym i zaniedbanym grobem bez tablicy.
– Tutaj go zobaczyliśmy – mruknął.
– Kogo, synku? – zainteresowałam się delikatnie, bo nie chciałam go spłoszyć nadmiernym wścibstwem.
– Tego faceta, co przepowiedział śmierć Małgosi – wyjaśnił ponurym tonem, a potem, zupełnie jakby pękła jakaś zapora, zaczął mówić: – Przyszliśmy tu na spacer w połowie lipca. Chciała mi pokazać grobowce z osiemnastego wieku i mogiły radzieckich żołnierzy. Jak dotarliśmy w to miejsce, to ten człowiek niszczył grób. To znaczy tłukł znicze, kopał ramę, próbował wyciągnąć krzyż…
Wyglądał jak menel. Miał taką zarośnięta gębę, brudne portki, ohydną, usmarowaną czymś, chyba ziemią, koszulę w kratkę. Gosia strasznie się zdenerwowała i postanowiła coś zrobić. Prosiłem, żeby dała sobie spokój, że pewnie facet jest pijany, ale się uparła, podeszła do niego i poprosiła, żeby przestał.
No i ten gość spojrzał na nią tak jakoś… Nie wiem, on wyglądał jak dzikus, jakby był na głodzie. Okropny był. I wrzasnął na Gosię, że jest dziwką, i żeby spier… No, wiesz. To ona zagroziła, że wezwie policję. Skłamała, że wszystko nakręciła na telefonie… Wściekł się wtedy. Dostał białej gorączki. Normalnie piana mu z ust leciała. Chciał ją uderzyć, ale zdążyłem w porę doskoczyć. Ten facet nie był wysoki, myślałem, że go powstrzymam, złapałem go za rękę… Miał okropnie zimną skórą, zalatywało od niego jakimiś chemikaliami.
Był bardzo silny, bo odepchnął mnie, jakbym nic nie ważył. Upadłem na ziemię, a on wtedy złapał Małgosię za ramiona i ścisnął ją, aż krzyknęła. Powiedział, że jeszcze tego lata umrze. To było straszne, okropne, a on to mówił z takim spokojem, że aż mi ciary po plecach przeszły. Jezu… Kiedy ją puścił, to Gosia była blada jak ściana i cała się trzęsła. Gosia, jak się wreszcie uspokoiła, powiedziała, że nigdy w życiu tak się nie bała.
Rzeczywiście lepiej, żeby powodem było lunatykowanie
Romek urwał i przysiadł na ławce obok, jakby opuściły go nagle wszystkie siły.
– Myślisz, że to możliwe? – dokończył.
– Co dokładnie?
– Bo ja sam już nie wiem, czy on miał dar i widział przyszłość innych ludzi, czy zmusił ją, żeby się zabiła. Tak czy inaczej, to moja wina, bo gdybym ją zatrzymał, przekonał, żeby z nim nie rozmawiała, to wszystko by się nie wydarzyło!
Po tych słowach zamilkł i się rozpłakał.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, co zrobić. To, co wyznał mi syn, nie mieściło mi się w głowie i brzmiało jak streszczenie kiepskiego filmu grozy. Zarazem czułam pod skórą, że nie kłamie, że naprawdę spotkało go coś strasznego i niewytłumaczalnego.
– To nie jest twoja wina, kochanie – powiedziałam, tuląc go mocno. – Powinieneś o tym mężczyźnie opowiedzieć policji. Może was śledził i poznał adres Małgosi? Może tej feralnej nocy miał z nią jakiś kontakt? – próbowałam znaleźć racjonalne wytłumaczenie tragedii.
– No może – przytaknął Romek bez przekonania i starł z policzków łzy. – Ale nie sądzę. Gdyby za nią łaził, stał pod domem czy zdobył numer telefonu i dzwonił, powiedziałaby mi o tym…
– Ale chyba masz rację – ciągnął Romek. – Z policją. Szkoda, że wcześniej tam z Małgosią nie poszliśmy. Zawieziesz mnie później? Albo tata?
– Zawiozę – zgodziłam się bez wahania.
– Ale tacie nie mów o niczym, dobrze? On jest taki… – szukał właściwego słowa. – Racjonalny. Sam mu kiedyś powiem.
– Jasne, synku, jasne.
W konsekwencji pojechaliśmy we trójkę. Michał nie pytał, co tak nagle, i był dziwnie przygaszony. Po pogrzebie rozmawiał długo z rodzicami tej zmarłej dziewczynki, a takie rozmowy nigdy nie są łatwe.
– Wszystko w porządku ? – zagadnęłam go ostrożnie, kiedy czekaliśmy na Romka.
– Tak, ale strasznie to dołujące – westchnął. – Ta świadomość, że dziecko, które kochasz nad życie, może tak nagle, bez żadnych racjonalnych powodów zginąć… Wolę chyba myśleć, że Małgosia lunatykowała, że to był tragiczny wypadek. To właśnie powiedziałem jej rodzicom. Policja chce umorzyć śledztwo. Nic nie znaleźli. Nie dopatrzyli się udziału osób trzecich… A Romek co? Dostał wezwanie na dziś czy tak sam z siebie? – zainteresował się.
– Skoro już tu jesteśmy, to niech go przepytają – odparłam wymijająco.
– A on dalej taki przygnębiony? Rozważasz ewentualną terapię?
– Nie. Myślę, że jakoś sobie poradzi.
– No to kamień z serca.
Jakąś godzinę później, gdy Michał odwiózł nas do hotelu, syn poinformował mnie z rozgoryczeniem, że na policji nikt mu nie uwierzył.
Tamtej nocy miał sen. W sumie był to sen proroczy
– Patrzyli na mnie jak na świra – skarżył się. – Pewnie uznali, że z rozpaczy pomieszało mi się w głowie. Opisałem im tego faceta bardzo dokładnie. Myślałem, że zrobią portret pamięciowy czy coś, a oni nic – tylko wstukali w komputer. Mamo, ten człowiek naprawdę istnieje i naprawdę przewidział śmierć Małgosi!
Widziałem go na własne oczy, słyszałem na własne uszy. Z początku też wziąłem go za pijaka albo wariata, przekonywałem nawet Gosię, że nie ma się co jego gadaniem przejmować, ale potem też zacząłem się bać. On był dziwny, wiesz? Zimny, okrutny, nieludzki. Żaden tam palant, tylko autentyczny psychol. Czułem, że stanie się coś złego… I jeszcze coś. Wtedy, kiedy ona zginęła, miałem sen… koszmar właściwie. On mi się przyśnił. Znów był na cmentarzu i znów dewastował czyjś grób…
Urwał na moment i głośno przełknął ślinę.
– …grób Małgosi – dokończył z trudem i znowu się rozpłakał.
Przytuliłam go mocno i zapewniłam, że wszystko będzie dobrze. Tylko tyle mogłam zrobić. Nie miałam pojęcia, co myśleć, co mówić. Jak człowiek staje w twarzą w twarz z niewiadomym, to traci zdolność logicznego rozumowania.
Są na tym świecie ludzie, którzy mają niezwykłe zdolności, i to wcale nie muszą być dobrzy ludzie. Wygląda na to, że Romek kogoś takiego spotkał, ale nie sadzę, by mężczyzna w kraciastej koszuli zabił Małgosię czy w tajemniczy sposób zmusił ją do samobójstwa. Bardziej prawdopodobna wydaje się teza Michała, że uaktywniła się w niej uśpiona choroba, i że zaczęła lunatykować, a ten facet w jakiejś wizji czy nagłym objawieniu to zobaczył.
Doszło do wielkiej tragedii. Zginęła młoda dziewczyna. Ten fakt sam w sobie jest wystarczająco dołujący, dlatego wolę nie doszukiwać się w jej śmierci nadprzyrodzonych wątków. Powtarzam to od tygodni Romkowi, próbuję oczyścić mu sumienie z poczucia winy, ale na razie stawia mocny opór. Potrzebuje chyba więcej czasu i ma rację, bo czas leczy rany i łagodzi najgorsze cierpienie. A prawdę o tym, co się wydarzyło, Gosia zabrała do grobu.
Czytaj także:
„Wnuk stracił szansę na miłość życia, a my pieniądze. To wszystko wina Frani i nic nie mogliśmy zrobić”
„Narzeczony był moją kulą u nogi i ciągnął mnie na dno. Odeszłam do wspierającego kochanka, a tego gbura kopnęłam w tyłek”
„Mąż mówił, że nie jestem go godna, wytykał mi brak wykształcenia. A jednak nie odeszłam, bo był dobrym ojcem”